Materiał zarchiwizowany.

Orma (II)

Mężczyzna prawie traci równowagę gdy wyszarpuję mu laptop z ręki.
- To twoje rzeczy? - pyta wstrząśnięty.
- Tak! - warknęłam. - Oddawaj mi to!
Próbowałam zedrzeć z niego plecak, lecz odwróciła się do mnie przodem.
- Ejejeje, nie jesteśmy na ty, dziewczyno. - odepchnął lekko mnie ręką. - A po drugie, myślałem, że ktoś to zostawił i chciałem poszukać właściciela na galerii.
Splotłam ręce na piersi.
- Śmieszny jesteś! Laptop był dopiero co wyłączony, musiał być ciepły, więc taki kit wciskaj swojej żonce w domu. - prychnęłam. - A teraz oddasz mi moje własności, albo robię taką aferę, że będzie ci wstyd wystawić stopę poza próg domu.
Groziłam mu, starszemu o jakieś trzydzieści lat facetowi, ale nic mnie to nie obchodziło, nie w tej chwili. Złapałam za ramię plecaka i patrzyłam mu w oczy. Zacisnął wargi i oddał mi plecak.
- Ładnie. - skwitowałam. Włozyłam laptop do plecaka i szybko go założyłam. - Na wszelki wypadek podam twój rysopis do wiadomości kierownika.
Puściłam mu ironicznie oko i odwróciłam się na pięcie. Odechciało mi się zaglądać do sklepów, wróciłam więc do internatu. Spotkałam dziewczyny w holu, szły na jakąś imprezę. Zachecały mnie, jednak szybko zrezygnowały widząc brak zainteresowania z mojej strony.
W pokoju odłożyłam plecak pod łóżko i położyłam się na nim.
Jutro zaczyna się nic.

***

- Ludzie, boże, widzieliście czarną szpilę? - wyła Emilia, latając po pokoju niczym zagubiona jaskółka. Zamówiłyśmy razem taksówkę, więc musiałam czekać na jaśnie paniusie aż się przygotują. Swoje ubrania przyszykowałam już wczoraj wieczorem, ale nie - one po imprezie nie miały na to czasu. Bo czemu. Lepiej się nie wyspać i truć sobie (i innym) dupę.
Po raz kolejny zasznurowałam parę lśniących martensów. Te baby zbyt długo zwlekały, nie mogłam z nimi wytrzymać. Wyszłam więc do holu, postanowiłam tam na nie poczekać.

Rozpoczęcie roku mojego n nowego liceum odbywało się tradycyjnie przed szkołą, na szczęście były miejsca siedzące. Nie znałam z tej szkoły nikogo prócz moich współlokatorów, nie mówiąc już o osobach w klasie. Usiadłam z boku ławki mojej klasy, z tyłu. Wysunęłam nogi do przodu i czekałam, aż to przedstawienie się skończy. Na hymn nawet nie wstałam. Gdy nasza wychowawczyni zaczęła rozdawać plany lekcji, poczekałam z boku grupy aż wszyscy się rozejdą, aż w końcu i ja go dostałam.
Nie zwracałam zbytniej uwagi na ludzi wokół siebie. W końcu nie zamierzałam się z nimi zaznajamiać choćby na etap powiedzenia sobie "cześć" na przywitanie. Owszem, oceniałam ich z wyglądu - doszłam do wniosku, że większość dziewczyn jest podobna do moich współlokatorek, tyle że są od nich młodsze i mają więcej różowych rzeczy. Chłopcy wydają się bardziej rozgarnięci, choć dojrzałam tylko kilku, którzy nie są obcięci na modne "0". Nieliczne wyglądające na normalne dziewczyny trzymają się w grupce, więc choć wizja nie siedzenia samej na korytarzu była całkiem przyjemną alternatywą, to nie było opcji bym miała wkupić się w łaski już zakolegowanych dziewczynek. Przez chwilę nawet pomyślałam, że skoro nie dziewczyny, to może poznałabym się bliżej z jakimś chłopakiem, lub kilkoma. Szybko jednak odepchnęłam od siebie tę myśl. Raczej nie chcieliby w swoje grono przyjąć tylko jedną dziewczynę, w dodatku
TĄ ODSEPAROWANĄ.

Shagina

opublikowała opowiadanie w kategorii szkoła, użyła 661 słów i 3522 znaków.

Dodaj komentarz