Materiał zarchiwizowany.

Orma (I)

Nigdy nie chciałam być w centrum uwagi, nie lubiłam gdy kręciło się wokół mnie dużo osób, a już na pewno nie w moim stylu były imprezy. Jako nastolatka muszę żyć szkolnym życiem, dlatego jestem niczym odseparowana od szkolnego społeczeństwa. Po prostu idę do szkoły, żyję, wracam ze szkoły i mam inne życie.
To było proste, gdy chodziłam do gimnazjum. Po wydłużających się dla mnie wakacjach nawet zatęskniłam za szkołą, jednak gdy tylko dotarłam do internatu pożałowałam że nie modliłam się o przedłużenie ich, jakby to coś miało dać.
Musiałam wyjechać z mojej malutkiej miejscowości do dużego miasta, w którym musiałam zamieszkać w internacie, bo dojazd 35 kilometrów w jedną stronę niezbyt wchodził w grę. Nie byliśmy też na tyle nadziani hajsem żebym mogła wynająć sobie mieszkanie, stancje, czy choćby jednoosobowy pokój w internacie.
Mieszkam w trzyosobowym pokoju w Zamściu razem z Anką i Emilą, które nawet nie poznały mojego imienia. Nie mam po co im się przedstawiać. Nie chcę tu być! Próbowały mnie przekonać  do rozmów ale skutecznie im każdą próbę waliłam na manowce. Są swoimi „psiapsiółkami”, szczebiotają i śmieją się całymi dniami. Nie mogę wytrzymać!
Gdy tylko wpadłam do pokoju, zajęłam caluśką szafę. Do dyspozycji trzech osób były tylko dwie szafy i jedną komodę z szufladami. Wszelkie moje rzeczy zmieściłam do jednej, co prawda największej – ale jednej. I dobrze, bo gdy tylko przyszły psiapsióły wszędzie porozwalały swoje bibeloty, jakby był to ich WŁASNY pokój.
Dlatego wyparowałam z internatu najszybciej jak się dało.
Nie znałam miasta lepiej niż z pobieżnego przeglądania Google mapps, dlatego nie oddalałam się zbytnio – wyszłam tylko do najbliższego centrum handlowego i ulokowałam się w najmniejszej kawiarence jaką znalazłam. Zamówiłam cappuccino z wielką pianką, bo podobno to ich specjał, i wyjęłam malutkiego – bo zaledwie dziewięciocalowego - czerwonego notebooka i podłączyłam się do „łaj faj” budynku.
Gdy wypiłam dwie kawy, doszłam do wniosku że powinnam się ruszyć. Nie tam zaraz wrócić do internatu, a gdzie tam. Tylko sklepy. Niczego nie kupię, no ale…
Szybciutko udałam się do łazienki, a kiedy wyszłam nie znalazłam już swoich rzeczy przy stoliku na którym siedziałam.
- Gdzie są moje rzeczy? – warknęłam do młodego sprzedawcy.
Wzruszył ramionami. – Bo ja wiem, było ich pilnować.
- Do jasnej cholery, to wy dbacie o bezpieczeństwo! – oburzyłam się i walnęłam dłonią w blat, że aż podskoczył.
Wybiegłam z kawiarni i w oddali ujrzałam mężczyznę z moim plecakiem na plecach i z laptopem w dłoni. Biegłam do niego ile sił w nogach i omal nie wpadłam.
- Oddaj moje rzeczy! – wyrwałam mu elektronikę w dłoni.

------
Co na TAK, a co na NIE? ;)

Shagina

opublikowała opowiadanie w kategorii szkoła, użyła 524 słów i 2893 znaków.

1 komentarz

 
  • tYnKa

    Podoba mi się :p

    8 wrz 2015