Detektyw chwilę zwlekał z odpowiedzią, aż w końcu rzekł:
- Skośnooki blondyn nikogo nie załatwił, co najwyżej tylko podrzucił pierścionek. Miałem go cały czas na oku.
- Wytrzymałe ma pan to oko. Dlaczego więc uciekał?
- Wytłumaczę później. Według mnie zostają trzej podejrzani. John, Rurk i...
Nagle John wyciągnął broń i przyłożył ją do głowy Rurka.
- Nie ruszać się. Nie chcę nikogo krzywdzić, ale pozwólcie mi odejść.
- Zabiłeś mojego brata? - zapytał zdziwiony komisarz.
- Nie, ale i tak mi nie uwierzycie.
-Masz rację. Proszę w takim razie nie robić głupstw.
- Bo co? Wypuścicie mnie?
- Zastrzelimy jak tylko puścisz Rurka.
- Więc go nie puszczę. Nie ze mną te numery.
- Jakie są twoje warunki? - zapytał komisarz, a po cichu rzucił do detektywa. - Spokojnie, mam doświadczenie w takich sprawach.
- Chcę dwieście tysięcy dolarów i helikopter.
- Ktoś ma drobne? Nikt? No cóż, helikoptera też nie mamy. Możemy załatwić forsę do jutra rano.
- To za długo.
- Dostanie pan jutro pieniądze albo nic dzisiaj.
- W takim razie wybieram nic dzisiaj.
- Okej, czyli po kłopocie? Myślałem, że będzie trudniej.
John puścił Rurka i w tym samym momencie został postrzelony przez komisarza.
- Za co? - jęknął ranny. - Przecież puściłem zakładnika.
- No właśnie. Nie taka była umowa? Zresztą nieważne. To tylko małe skaleczenie.
- Odstrzelił mi pan pół ręki.
- Proszę się nie denerwować i opanować gniew. Nadal nie mamy zabójcy.
- Kto zginął? - zapytała postać stojąca za komisarzem. Był to jego brat, znaleziony w kominiarce na brzegu rzeki.
- Co? Mervin? Skąd się tu wziąłeś?
- Przyszedłem po pieniądze.
- Przecież jesteś martwy.
- Czy to wystarczający powód, by nie oddać mi forsy?
- Pięć lat temu ci wszystko zwróciłem.
- Nieprawda, nie kłam mi tu.
- Zaraz, to pański brat? - wtrącił się detektyw, ale został zlekceważony. Komisarz był wyraźnie rozsierdzony.
- Dlaczego zaatakowałeś tamtą kobietę?
- Przecież jestem zboczeńcem. Nie wiedziałeś?
- Muszę cię zamknąć albo zastrzelić.
- Ja ci zaraz dam, ty fiucie.
- Teraz mnie wkurzyłeś. Przywalić ci?
- O, wal śmiało, stary zgrzybiały dziadu.
Mimo zapewnień komisarz zamiast użyć pięści wyciągnął broń i wystrzelił. Spłoszył tym ptaki, które lecąc narobiły mu na czapkę. Marvin zatoczył się do tyłu i został porwany przez silny prąd.
- Trzeba zanotować, że zginął w walce ze stadem rekinów. Przynajmniej nikt nie będzie zadawał niewygodnych pytań.
- Wygląda na to, że to pan jest zabójcą, którego szukamy - szepnął detektyw.
- Naprawdę? Więc to koniec śledztwa?
- W pewnym sensie. Teraz trzeba jeszcze uzupełnić formalności.
- Mniejsza o to. Wreszcie będę mógł wrócić do domu. Michael podrobi tylko odpowiednie dokumenty. Michael? Michael!
- Chyba ktoś go sprzątnął, panie komisarzu - doniósł Rurk.
Dodaj komentarz