Kszyk - cz.3 (Narzeczona zabójcy)

Gdy detektyw z całą resztą dotarli na miejsce, skąd dobiegł wystrzał, było już za późno. Na ziemi leżał technik policyjny, a nad nim stał Rurk z pistoletem w ręku i dumą na twarzy. Obok niego kręcił się skośnooki blondyn z przestraszoną miną.
- Kto tak krzyczał? - zapytał komisarz.
- Ja. Znalazłem zabójcę. Rurk go zastrzelił - stwierdził skośnooki blondyn.
- On nie ma pozwolenia na broń.
- Zabrał mi pistolet.
- Dobra robota - pogratulował mu komisarz. - Śledztwo zakończone.
- Chwileczkę! Nadal nie wiemy, czy to na pewno nasz technik był zabójcą.
- Jasne, że tak. Ma to wypisane na twarzy.
- Gdzie? Nie widzę śladów długopisu.
- To takie powiedzenie. Facet próbował zatrzeć ślady. Zanim Rurk go zastrzelił, powiedział, że zaatakował zarówno kobietę jak i tego faceta w kominiarce. Przyznał się też do popełnienia wszystkich nierozwiązanych zbrodni z ostatnich sześćdziesięciu lat.
- Ale on mi wygląda najwyżej na trzydziestolatka.
- Pozory mylą. Pewnie był starszy od mojej babci, ale dobrze się maskował. I tak zaraz umarłby ze starości. W dodatku miał przy sobie TO.
Blondyn wystawił otwartą dłoń. Leżała na niej zużyta prezerwatywa.
- Nie, zaraz, mam to w drugiej ręce.
Detektyw przyjrzał się. Ową rzeczą był pierścionek zaręczynowy.
- Chciał się komuś oświadczyć?
- Wyciągnął go z kieszeni faceta w kominiarce. Rurk może potwierdzić.
- Nie przeszukaliście wcześniej ciała?
- Michael miał to zrobić.
- Nieprawda, Peter powiedział, że przeszuka.
- John mówił, że to zrobi.
- Dobra, dość! - zakrzyknął komisarz. - Tak do niczego nie dojdziemy. Nasz biedny technik policyjny. Skończył technikum, a teraz tak skończył. Wszyscy są podenerwowani. Zaraz wystrzelamy się jak kaczki.
- Kaczki nie potrafią strzelać.
- Powiedz to tym gołębiom, które non stop puszczają pociski na mój samochód. Wracając do sprawy... Możliwe, że pozbyliśmy się niewinnego człowieka. Trzeba to zatuszować. Michael, podrobisz odpowiednie dokumenty.
- Tak jest, szefie. Ale czy nikt nie zauważy, ze zaginął?
- Kto jest do niego podobny? Michael, zastąp tego zastrzelonego. Dam ci podwyżkę.
- Niech Gilbert go zastąpi. On ma doświadczenie w aktorstwie.
- Zaraz, to ten, co go nie ma?
- Tak.
- Przecież zwolniłem drania. Albo dobra, zrobię to później. Niech się do czegoś przyda. A co z tym zabójcą? Znaleźliśmy go, czy nie?
- Teoretycznie tak. Dokumenty już prawie podrobione.
- Michael, zapisz to w aktach. Sprawa zakończona.
- Chwileczkę - wtrącił detektyw. - Nie ma stu procentowej pewności, w zasadzie jest stu procentowa niepewność.
- No nie, znów sprawy się komplikują. Co teraz?
- Standardowo, szukajmy zabójcy zabójcy. To chyba proste.
- Mamy trop, ten pierścionek. Trzeba znaleźć męża ofiary. Mógł chcieć się zemścić.
- Męża tego Chińczyka?
- Nie, tej drugiej ofiary.
- Pańskiego brata?
- Nie! Chodzi mi o tę kobietę. Gdzie ona jest?
Wszyscy rozejrzeli się dookoła, ale nie dostrzegli nic interesującego.
- Zniknęła. Pewnie ktoś ją zgwałcił pod naszą nieobecność.
- Tu jestem! - krzyknęła kobieta. Wyszła zza wozu policyjnego.
- Co pani tam robiła?
- Nic, naprawdę. Kilka pompek dla zdrowia.
- Dlaczego ma pani zakrwawione ręce?
- Skaleczyłam się. Wpadłam w krzak róży.
- Na pani sukience jest więcej krwi niż na ubraniu rzeźnika.
- To był duży krzak.
- Aha, ma pani męża?
- Nie. Nikogo takiego sobie nie przypominam.
- Ja mam tak samo z żoną - westchnął komisarz. - To nam komplikuje tę wyjątkowo skomplikowaną sprawę. Już prawie mieliśmy tego męża - zabójcę.
- Czy przypadkiem nie miała pani na palcu pierścionka? - zainteresował się detektyw.
- Tak. Ktoś go zabrał!
- Czy to może pani zguba? - zapytał detektyw, pokazując pierścionek, wyrwany z rąk skośnookiemu blondynowi.
-Zgadza się. Gdzie go pan znalazł?
- Człowiek, który panią zaatakował miał go w kieszeni. Prawdopodobnie ściągnął z palca, gdy panią uderzył. W takim razie zapytam inaczej. Czy ma pani chłopaka?
- Chce pan ze mną chodzić?
- Nie. To znaczy... A zgodzi się pani?
- Oczywiście, że nie. Mam narzeczonego, który dał mi ten pierścionek.
- Szkoda. Oczywiście to było czysto służbowe pytanie. W takim razie, gdy znajdziemy pani kochanka prawdopodobnie zakończymy sprawę.
- Ale on już tu jest...

fanthomas

opublikował opowiadanie w kategorii komedia, użył 784 słów i 4412 znaków.

Dodaj komentarz