Ciemna sylwetka stała pomiędzy drzewami. Jej cień padł na krzak spomiędzy, którego wystawała lufa wysłużonego karabinu maszynowego. Mutant odbijał się w wodzie podobnie jak księżyc. Uzbrojony mężczyzna nie poruszał się, wpatrzony w istotę blisko akwenu skulonej nad ciałem. Stojąc nie puszczał nawet pary z ust. Wiedział, że odór rozkładających się ciał może zwabić inne snorki grasujące w pobliżu dlatego czekał. W walce z większą grupą sam jeden nie miał szans.
Istota klęczała nad zwłokami obgryzając większe partie mięśni i pijąc krew. Oprócz tego jednego ciała nieco dalej leżały dwa kolejne. Wszystkie były blade i straciły sporo krwi. Broń właścicieli leżała na zimnej ziemi z liśćmi w mokrej i gęstej trawie.
Mężczyzna trzymając palec na spuście nie odwracał wzroku. Wiedział, że chwila nieuwagi w Zonie może kosztować go życie tak samo jak trzech osobników leżących na ziemi. Zgrabiała od zimna dłoń zaczęła drgać. Stalker starał opanować się drżenie. Potwór usłyszał cichy szelest rękawa o gałązkę rośliny - odwrócił się i obnażył zęby. Zaczął węszyć. W momencie wyczuł intruza i skoczył do ataku. Z racji na silnie umięśnione nogi nie musiał nawet brać rozbiegu.
Naznaczony nawet nie zdążył zareagować. Strzelił, lecz chybił. Terkot kałasznikowa przerwał martwą ciszę. Ptaki wzleciały. Zwierzęta znajdujące się w lesie spłoszyły się. Został powalony przez mutanta. Zarył ciałem w ziemię. Lewą ręką z całej siły chwycił potwora za szyję. Prawą wyjął z cholewy buta ostry stary nóż, bez zastanowienia wbijając go w szyję potwora. Ciemna krew zaczęła soczyście tryskać z tętnicy brocząc mu cały rękaw i trawnik. Snork w konwulsyjnych drgawkach ciągle próbował dosięgnąć szyi Naznaczonego. Trwało to jeszcze dobre kilkanaście sekund zanim stwór całkiem wyzionął ducha.
Nóż w bliskich kontaktach z ludźmi i potworami był niezwykle przydatny dlatego każdy stalker nie ruszał się nigdzie bez niego. Czego nie można było wziąć po dobroci zawsze można było zdobyć siłą lub użyć po prostu do obrony. W obozie także przydawał się do przygotowywania pożywienia dlatego jego przydatność była nieoceniona.
Mężczyzna zrzucił z siebie mutanta. Zaklął plugawie widząc rękaw kurtki czarny od krwi. Oddychał głęboko odgarniając spocone włosy z czoła. Nie miał już tego refleksu co kiedyś. Wstał. Podniósł karabin i zarzucił go na ramię. Zaczął iść w kierunku ciał. Przekroczył gąsienicę tankietki i zbliżył się do nich. Rozpoznał ich od razu. Kilka dni temu byli w jego obozie. Trzech smarkaczy myślących, że zwojują świat. Młodzi, niedoświadczeni, nieprzywykli do życia w Zonie. Takich można było napotkać najczęściej. Zaczął przeszukiwanie od tego opartego plecami o pojazd. Nie znalazł przy nich nic oprócz paczki papierosów i kilku magazynków do Makarova. Pistolety leżące w błocie były pordzewiałe i do niczego się nie nadawały. Poczęstował się mocnym radzieckim papierosem. W Zonie zawsze przeszukiwało się ciała zabierając te rzeczy, który właścicielom się już nie przydały. Szkoda było zostawiać dobrą amunicję, broń, jedzenie, gorzałkę czy inne fanty.
Dodaj komentarz