Otchłań bezmiaru cz.1

Otchłań bezmiaru cz.1W pokoju zaczęło migać zielone światło, nie alarmowo, wystarczająco jednak natarczywie by obudzić człowieka. Na koi leżał wysoki mężczyzna, około trzydziestki, spocony, chudy, wyglądający W pokoju zaczęło migać zielone światło, nie alarmowo, wystarczająco jednak natarczywie by obudzić człowieka. Na koi leżał wysoki mężczyzna, około trzydziestki, spocony, chudy, wyglądający wręcz upiornie w nienaturalnej poświacie. Oczywiście przywykł już do światła i nie zamierzał wstawać, nie chciało mu się spędzać kolejnego dnia w tej puszcze, Sir oczywiście jednak nie pozwalała na dzień lenistwa.

– Jason. Wstawaj. Robota czeka. – Głos był bardzo subtelny, piękny. Oczywiście mówił po angielsku, miał jednak francuski akcent.
– Daj mi spać Sir. Nie chce mi się wstawać.
– Przecież widzę twoje odczyty. Nie śpisz już, poziom endorfin masz na zwykłym poziomie, twoje mięśnie zaczęły się już budzić, twoje narządy płciowe również wydają się…
– Dobra, już dobra, wstaję. – Mężczyzna podniósł się, postawił nogi na podłodze i na chwilę nakrył twarz rękami, przejeżdżając nimi wzdłuż policzków, po czym od tyłu po włosach, stawiając je w prosty irokez. – Naprawdę nie ma dla ciebie żadnego tabu, co Sir? – Zwracał się w pustkę, w pokoiku nikogo więcej nie było.
– Czy narządy płciowe ludzi są tematem zakazanym w rozmowie?– Przez chwilę słychać było zgrzyt mechaniczny, podobny do dźwięku jaki wydawały telefony na przełomie XX i XXI wieku, po czym znów nastała cisza. – Zanotowałam. Więcej o tym nie wspomnę.
– Świetnie. Budź Amiego. Ruszamy do pracy.

Ruszył w kierunku szafy z której wyciągnął standardowy mundur oddziałów wsparcia Kolektywu, na prawym rękawie oznaczony szarżą drugiego szwadronu technicznego. Materiał był samonaprawczy, właściwie nie dało się go trwale uszkodzić, dlatego inżynierowie jak on chętnie z nich korzystali podczas pracy, bo czym są rozdarcia, które zrastają się w trzydzieści sekund? Mundur dodatkowo był jednoczęściowym kombinezonem do noszenia na całym ciele, co tylko poprawiało jego wygodę. Gdy Jason się w niego ubierał stawał się nieco innym człowiekiem, inteligentnym, w sumie nawet geniuszem, jeśli chodzi o technologię. Kto by pomyślał? Jason Drake, zwykły chłopak z przedmieści Melbourne, w Kolektywie był jednym z bardziej poważanych specjalistów. Chciałby, żeby jego bracia mogli go zobaczyć. Gdy szedł korytarzami witali go wszyscy załoganci, nieważne czy ich znał czy nie, oni znali jego i wiedzieli, że między innymi dzięki niemu wciąż żyją. Gdy dotarł do hangaru, Ami już na niego czekał.  

– Ami, Sir, co dziś mamy?
– Pierwszy Sierżancie Drake, Artificial Mind Instructing Battle Equipment melduje się na służbie. – Głos, podobnie jak Sir nie miał fizycznego miejsca, po prostu był. Ten jednak brzmiał bardzo amerykańsko, dodatkowo mówił w stylu weteranów wojennych.
– Ami, musimy przerabiać to dzień w dzień? Spocznij. Raport?
– Dziękuję sir, na chwilą obecną sprawdzenia wymaga trzeci mechanizm ładowania gatlinga na pokładzie HAPa, wzrost czasu przeładowania o zero koma sześć setnych sekundy. Dodatkowo zaleca się zbadanie kolektora fotonowego, w celu zapewnienia nieskończonej amunicji świetlnej. – Ami, jak zawsze służbista. Cóż taka jego praca by dbać i obsługiwać sprzęt.
– Jasne. SIR? Co masz? – Jason właśnie sięgał do pobliskiej szafki, gdzie na magnetycznej uprzęży wisiały wszystkie jego narzędza. – Czy może dziś nie ma żadnego kataklizmu?
– Oczywiście, że jest. To jest Odyssey, tu kataklizm jest codziennie. Silnik elektronowy wydziela o dwie setne procenta więcej niespalonego paliwa, zaleca się wymiane dyszy, dodatkowo system wymiany powietrza pracuje tylko z dziewiędziesięciodziewięcioma procentami skuteczności. Należało by się tym zająć. – Oczywiście. A w kuchni patelnia się przypaliła, co może doprowadzić do zniszczenia statku w sytuacjach naturalnych. Sztuczna inteligencja i jej umiejętność rozpoznawania zagrożeń.
– Jasne, dzięki. Wyślij mi jeden centymetr sześcienny nanobotów naprawczych i przesuń HAPa do pola 0G.

Nad głową rozbrzmiał szum silników pneumatycznych toczących po stalowych szynach małe wagony z przyczepionymi hakami. Na tychże hakach wisiało jedno z najwyższych osiągnięć ziemskiej technologii bojowej, Hover Assault Plane model 06, wyposażony w żyroskopowe silniki wznoszące mogące przejść w tryb odrzutowy, trzy zestawy teleskopowych karabinów gatlinga na amunicję konwencjonalną, działo fotonowe, a także możliwość obsługi zdalnej i zrzutów kontrolowanych. Na boku widniało logo Kolektywu, czarna gwiazda przecięta dwiema szarżami wojskowymi. Jason za każdym razem podziwiał opływowy kształt, mistrzostwo wykonania, a także potęgę myśliwca. Właściwie musiał naprawiać go codziennie, ale to tylko przez skrupulatność SIR i AMIego, tak naprawdę nie było takiej potrzeby. Podobnie było tym razem, sześć setnych sekundy różnicy i tak oznaczało przeładowanie w ciągu nie całych dwóch, co skutkowało ogniem ciągłym w tempie tysiąc czterystu pocisków na minutę. Z jednego gatlinga. Jason westchnął, na jego karku rozbłysł wszczep, przebijając się na chwilę światłem przez skórę i od tej chwili inżynier miał wgląd przez wizjery nanobotów gdy tylko zamknął powieki, co z reguły przyprawiało go o migreny. Tym razem na szczęście naprawy były szybkie, zwyczajnie na taśmie dostarczającej pociski zebrało się trochę smaru mechanicznego, co nanoboty mogły usunąć w niecałą minutę, nie zostawiając żadnego śladu. Dodatkowo pomagało pole 0G, nie było tam grawitacji więc nanoboty osiągały sporą prędkość, panowała tam też pełna próżnia, opór był więc ograniczony. Szkoda, że prace z silnikiem elektronowym nie były tak szybkie i przyjemne, głównie przez głos SIR cały czas stanowiący o niepełnej wydajności układu spalania irydu nad uchem Jasona. Oczywiście w przenośni, SIR była tylko programem komputerowym, nie mogła fizycznie nad nim wisieć. Podobnie wyglądała naprawa systemu wymiany powietrza. Każdy w kosmosie zastanawiał się nad jedną rzeczą, z czym to powietrze się wymienia w próżni? Na szczęście nie było to zagadnieniem inżynierów, dopóki działa, jest dobrze, nic ponad to.

– Jason, mamy przesył z mostku kapitańskiego, dopuścić? – Głos SIR przebił się do mózgu Jasona, który w tym momencie skupiał się na tysiącu nanobotów próbujących udrożnić cały kanał wentylacyjny na Odyssey, a to oznaczało jakieś dwa kilometry rurek o średnicy kciuka. – Kapitan Mendoza.
– Oczywiście, dopuszczaj. Puść mi na ekran. – Zza ucha inżyniera wysunęła się krótka antena, która zagięła się nad jego oko i wypuściła z siebie niewielki ekran holograficzny, na którym po trzech milisekundach pojawiła się twarz pani kapitan. – Inżynier Drake zgłasza się do służby, kapitanie.
– Spocznijcie, Drake. – Dla nich znaczyło to, że mogą mówić do siebie po imieniu i nie jest to rozmowa w stopniu wojskowym. Jason i Anahi Mendoza znali się już od dobrych dziesięciu lat i byli, cóż może nie przyjaciółmi, ale kompanami do picia po służbie. – Mógłbyś zajść na mostek? Mam do ciebie prośbę natury technicznej, ale nie chcę żeby to było uznane za jakąś samowolkę wobec systemu.
– Jasne. Wpadnę za kilka minut.

Drake starł z rąk widoczny tylko dla niego brud i strzepnął rękawami, pozbywając się wszelkich zabrudzeń z munduru, po czym ruszył spokojnie na mostek. Po drodze minął kilkoro ludzi idąc o kambuza, z tego co wiedział Szef Miłek powinien właśnie podawać obiad, a dziś miała być prawdziwa kuchnia polska, co oznaczało masę tłuszczu i mięsa. Raj żołnierza. Jasonowi aż się w gardle ślina zebrała, ale wiedział, że skoro powiedział, że będzie za kilka minut to powinien dotrzymać słowa. Miał też nadzieję, że Anahi zaopatrzyła się w jakieś jedzenie i go poczęstuje, skoro ona też miała przegapić ucztę. Gdy rozchyliły się drzwi na mostek, zobaczył fotel pilota, a przed nim holograficzny interfejs po którym manewrowała obita inteligentnym metalem ręka. Anahi była chyba jedynym kapitanem Kolektywu, który nigdy nie pozwalał przydzielić sobie pilota i sam zajmował się prowadzeniem swojego statku.

–Emm, jestem? – Jason nie był pewny czy w czymś nie przeszkadzał.
– A, jasne, przepraszam zamyśliłam się. – Fotel się obrócił, a na nim siedziała, dość młoda jak na tak wysokie stanowisko, Mulatka o krótkich czarnych włosach z pasmem czerwieni na grzywce, ubrana w białą koszulę z krótkim czarnym krawatem, spodnie od nanokombinezonu stworzone z żywych cząstek lekkich metali i kevlaru. Jak zawsze miała gdzieś noszenie munduru. – Usiądź, proszę. SIR, rozstaw fotel. – Naprzeciw jej fotela wysunął się cylinder, który po chwili rozłożył się w całkiem wygodne siedzisko. Jason rozsiadł się wygodnie zakładając nogę na nogę.
– Więc o co chodzi? Mam nadzieję, że to nic wielkiego, na dziś skończyłem już pracę. – Ahani również się usadziła wygodniej w fotelu, zapadając się lekko w miękkim wyłożeniu. Robiła tak już za czasów akademii, gdy Jason ją dopiero zauważył jako osobę, nie mówiąc już o poznaniu jej. – Chodzi o interfejs pilota?
– Nie, nie, z nim wszystko w porządku, właściwie nawet lepiej. Chodzi mi o SIR. Mam wrażenie, że jej system trochę za szybko zbliża się do poziomu własnej woli. - Jason nie zauważył niczego takiego, ale też w sumie nie sprawdzał interfejsu SI codziennie, a była to jedyna rzecz o której one same nie mogły mu zameldować. - Chciałabym, żebyś ją dzisiaj szybko wyczyścił z niepotrzebnych informacji.
- Napewno? To będzie znaczyło, że przez siedemdziesiąt dwie godziny nie będzie miała dostępu do funkcji kontrolnych, tylko podstawowych skanerów. Nie lepiej poczekać, aż zadokujemy na Krylnosie?
- Obawiam się, że do tego momentu SIR przejmie już kontrolę. - Wyglądała na bardzo zmartwioną, właściwie bardziej niż zwykle. - Dodatkowo zbliżamy się do Pasa Trawersu, a nie chcę mieć ewentualnie na głowie piratów i uwolnionej SI w jednym momencie. - Drake musiał przyznać, że miało to sens. Pas Trawersu był jednym z niebezpieczniejszych miejsc w galaktyce, z prawdopodobieństwem ataku powyżej sześciedziesięciu procent. Dodatkowo fakt tego, że Pas był ławicą gigantycznych meteorytów uniemożliwił oczyszczenie sektora nawet dla elity Negro. SI podczas ataku zebrała by tak dużo informacji, że znalazła by się na poziomie krytycznym.
- Rozumiem. Skoro tak, nie mam wyjścia. Za ile dotrzemy do Pasa? Chcę mieć pewność, że SIR obudzi się wystarczająco szybko.
- Pięć dni. Mniej więcej. Nie zamierzam przeciążać silnika, wolę mieć zapas paliwa na szybkie przebycie Pasa. - Ahani, zawsze z planem. Trzeba przyznać, że szybkie przebycie Pasa, to większa szansa na przeżycie. Na Odyssey nie było dużo szkolonych żołnierzy, zaawansowany sprzęt jak HAP nie miał specjalistów od ich obsługi, właściwie statek i załoga nie mieli wielkiej wartości bojowej.
- Masz rację. W takim razie biorę się do pracy. Miejmy nadzieję, że to ryzyko się opłaci i nie wylecimy w powietrze przez brak wsparcia SI.

Jason wyszedł z mostka, skierował się do zamkniętej części statku gdzie kryła się baza danych układów sztucznej inteligencji, gdzie nastawił system SIR na awaryjne czyszczenie. Znaczyło to tyle, że wszystkie dane jakich SIR się nauczyła bez słów kluczy "obsługa, statek, skaner" zostaną usunięte, a SIR powróci do ustawień fabrycznych. Dziwnie się czuł robiąc to, z jakiegoś powodu polubił SIR jako charakter, nie jako przedmiot. Podobnie AMI, ale AMI nie uczył się nowych rzeczy, nie brał udziału w słownej szermierce, nie potrafił używać sarkazmu, zwyczajnie nie był ludzki. A bycie ludzkim to to czego obawiamy się w przypadku SI. Gdy tylko czyszczenie zostało rozpoczęte, Jason wrócił na swoją koję w magazynie i zasnąl z wyjątkowo ciężką głową. upiornie w nienaturalnej poświacie. Oczywiście przywykł już do światła i nie zamierzał wstawać, nie chciało mu się spędzać kolejnego dnia w tej puszcze, Sir jednak nie pozwalała na dzień lenistwa.

– Jason. Wstawaj. Robota czeka. – Głos był bardzo subtelny, piękny. Oczywiście mówił po angielsku, miał jednak francuski akcent.
– Daj mi spać Sir. Nie chce mi się wstawać.
– Przecież widzę twoje odczyty. Nie śpisz już, poziom endorfin masz na zwykłym poziomie, twoje mięśnie zaczęły się już budzić, twoje narządy płciowe również wydają się…
– Dobra, już dobra, wstaję. – Mężczyzna podniósł się, postawił nogi na podłodze i na chwilę nakrył twarz rękami, przejeżdzając nimi wzdłuż policzków, po czym od tyłu po włosach, stawiając je w prosty irokez. – Naprawdę nie ma dla ciebie żadnego tabu, co Sir? – Zwracał się w pustkę, w pokoiku nikogo więcej nie było.
– Czy narządy płciowe ludzi są tematem zakazanym w rozmowie? – Przez chwilę słychać było zgrzyt mechaniczny, podobny do dźwięku jaki wydawały telefony na przełomie XX i XXI wieku, po czym znów nastała cisza. – Zanotowałam. Więcej o tym nie wspomnę.
– Świetnie. Budź Amiego. Ruszamy do pracy.

Ruszył w kierunku szafy, z której wyciągnął standardowy mundur oddziałów wsparcia Kolektywu, na prawym rękawie oznaczony szarżą drugiego szwadronu technicznego. Materiał był samonaprawczy, właściwie nie dało się go trwale uszkodzić, dlatego inżynierowie jak on chętnie z nich korzystali podczas pracy, bo czym są rozdarcia, które zrastają się w trzydzieści sekund? Mundur dodatkowo był jednoczęściowym kombinezonem do noszenia na całym ciele, co tylko poprawiało jego wygodę. Gdy Jason się w niego ubierał, stawał się nieco innym człowiekiem, inteligentnym, w sumie nawet geniuszem, jeśli chodzi o technologię. Kto by pomyślał? Jason Drake, zwykły chłopak z przedmieści Melbourne, w Kolektywie był jednym z bardziej poważanych specjalistów. Chciał, żeby jego bracia mogli go zobaczyć. Gdy szedł korytarzami witali go wszyscy załoganci, nieważne czy ich znał czy nie, oni znali jego i wiedzieli, że między innymi dzięki niemu wciąż żyją. Gdy dotarł do hangaru, Ami już na niego czekał.  

– Ami, Sir, co dziś mamy?
– Pierwszy Sierżancie Drake, Artificial Mind Instructing Battle Equipment melduje się na służbie. – Głos, podobnie jak Sir nie miał fizycznego miejsca, po prostu był. Ten jednak brzmiał bardzo amerykańsko, dodatkowo mówił w stylu weteranów wojennych.
– Ami, musimy przerabiać to dzień w dzień? Spocznij. Raport?
– Dziękuję sir, na chwilą obecną sprawdzenia wymaga trzeci mechanizm ładowania gatlinga na pokładzie HAPa, wzrost czasu przeładowania o zero koma sześć setnych sekundy. Dodatkowo zaleca się zbadanie kolektora fotonowego, w celu zapewnienia nieskończonej amunicji świetlnej. – Ami, jak zawsze służbista. Cóż taka jego praca by dbać i obsługiwać sprzęt.
– Jasne. SIR? Co masz? – Jason właśnie sięgał do pobliskiej szafki, gdzie na magnetycznej uprzęży wisiały wszystkie jego narzędza. – Czy może dziś nie ma żadnego kataklizmu?
– Oczywiście, że jest. To jest Odyssey, tu kataklizm jest codziennie. Silnik elektronowy wydziela o dwie setne procenta więcej niespalonego paliwa, zaleca się wymianę dyszy, dodatkowo system wymiany powietrza pracuje tylko z dziewiędziesięciodziewięcioma procentami skuteczności. Należało by się tym zająć. – Oczywiście. A w kuchni patelnia się przypaliła, co może doprowadzić do zniszczenia statku w sytuacjach naturalnych. Sztuczna inteligencja i jej umiejętność rozpoznawania zagrożeń.
– Jasne, dzięki. Wyślij mi jeden centymetr sześcienny nanobotów naprawczych i przesuń HAPa do pola 0G.

Nad głową rozbrzmiał szum silników pneumatycznych toczących po stalowych szynach małe wagony z przyczepionymi hakami. Na tychże hakach wisiało jedno z najwyższych osiągnięć ziemskiej technologii bojowej, Hover Assault Plane model 06, wyposażony w żyroskopowe silniki wznoszące mogące przejść w tryb odrzutowy, trzy zestawy teleskopowych karabinów gatlinga na amunicję konwencjonalną, działo fotonowe, a także możliwość obsługi zdalnej i zrzutów kontrolowanych. Na boku widniało logo Kolektywu, czarna gwiazda przecięta dwiema szarżami wojskowymi. Jason za każdym razem podziwiał opływowy kształt, mistrzostwo wykonania, a także potęgę myśliwca. Właściwie musiał naprawiać go codziennie, ale to tylko przez skrupulatność SIR i AMIego, tak naprawdę nie było takiej potrzeby. Podobnie było tym razem, sześć setnych sekundy różnicy i tak oznaczało przeładowanie w ciągu nie całych dwóch, co skutkowało ogniem ciągłym w tempie tysiąc czterystu pocisków na minutę. Z jednego gatlinga. Jason westchnął, na jego karku rozbłysł wszczep, przebijając się na chwilę światłem przez skórę i od tej chwili inżynier miał wgląd przez wizjery nanobotów gdy tylko zamknął powieki, co z reguły przyprawiało go o migreny. Tym razem na szczęście naprawy były szybkie, zwyczajnie na taśmie dostarczającej pociski zebrało się trochę smaru mechanicznego, co nanoboty mogły usunąć w niecałą minutę, nie zostawiając żadnego śladu. Dodatkowo pomagało pole 0G, nie było tam grawitacji więc nanoboty osiągały sporą prędkość, panowała tam też pełna próżnia, opór był więc ograniczony. Szkoda, że prace z silnikiem elektronowym nie były tak szybkie i przyjemne, głównie przez głos SIR cały czas stanowiący o niepełnej wydajności układu spalania irydu nad uchem Jasona. Oczywiście w przenośni, SIR była tylko programem komputerowym, nie mogła fizycznie nad nim wisieć. Podobnie wyglądała naprawa systemu wymiany powietrza. Każdy w kosmosie zastanawiał się nad jedną rzeczą, z czym to powietrze się wymienia w próżni? Na szczęście nie było to zagadnieniem inżynierów, dopóki działa, jest dobrze, nic ponad to.

– Jason, mamy przesył z mostku kapitańskiego, dopuścić? – Głos SIR przebił się do mózgu Jasona, który w tym momencie skupiał się na tysiącu nanobotów próbujących udrożnić cały kanał wentylacyjny na Odyssey, a to oznaczało jakieś dwa kilometry rurek o średnicy kciuka. – Kapitan Mendoza.
– Oczywiście, dopuszczaj. Puść mi na ekran. – Zza ucha inżyniera wysunęła się krótka antena, która zagięła się nad jego oko i wypuściła z siebie niewielki ekran holograficzny, na którym po trzech milisekundach pojawiła się twarz pani kapitan. – Inżynier Drake zgłasza się do służby, kapitanie.
– Spocznijcie, Drake. – Dla nich znaczyło to, że mogą mówić do siebie po imieniu i nie jest to rozmowa w stopniu wojskowym. Jason i Anahi Mendoza znali się już od dobrych dziesięciu lat i byli, cóż może nie przyjaciółmi, ale kompanami do picia po służbie. – Mógłbyś zajść na mostek? Mam do ciebie prośbę natury technicznej, ale nie chcę żeby to było uznane za jakąś samowolkę wobec systemu.
– Jasne. Wpadnę za kilka minut.

Drake starł z rąk widoczny tylko dla niego brud i strzepnął rękawami, pozbywając się wszelkich zabrudzeń z munduru, po czym ruszył spokojnie na mostek. Po drodze minął kilkoro ludzi idących do kambuza, z tego co wiedział Szef Miłek powinien właśnie podawać obiad, a dziś miała być prawdziwa kuchnia polska, co oznaczało masę tłuszczu i mięsa. Raj żołnierza. Jasonowi aż się w gardle ślina zebrała, ale wiedział, że skoro powiedział, że będzie za kilka minut to powinien dotrzymać słowa. Miał też nadzieję, że Anahi zaopatrzyła się w jakieś jedzenie i go poczęstuje, skoro ona też miała przegapić ucztę. Gdy rozchyliły się drzwi na mostek, zobaczył fotel pilota, a przed nim holograficzny interfejs po którym manewrowała obita inteligentnym metalem ręka. Anahi była chyba jedynym kapitanem Kolektywu, który nigdy nie pozwalał przydzielić sobie pilota i sam zajmował się prowadzeniem swojego statku.

–Emm, jestem? – Jason nie był pewny czy w czymś nie przeszkadzał.
– A, jasne, przepraszam zamyśliłam się. – Fotel się obrócił, a na nim siedziała, dość młoda jak na tak wysokie stanowisko, Mulatka o krótkich czarnych włosach z pasmem czerwieni na grzywce, ubrana w białą koszulę z krótkim czarnym krawatem, spodnie od nanokombinezonu stworzone z żywych cząstek lekkich metali i kevlaru. Jak zawsze miała gdzieś noszenie munduru. – Usiądź, proszę. SIR, rozstaw fotel. – Naprzeciw jej fotela wysunął się cylinder, który po chwili rozłożył się w całkiem wygodne siedzisko. Jason rozsiadł się wygodnie zakładając nogę na nogę.
– Więc o co chodzi? Mam nadzieję, że to nic wielkiego, na dziś skończyłem już pracę. – Ahani również usadziła się wygodniej w fotelu, osiadając lekko w miękkim wyłożeniu. Robiła tak już za czasów akademii, gdy Jason ją dopiero zauważył jako osobę, nie mówiąc już o poznaniu jej. – Chodzi o interfejs pilota?
– Nie, nie, z nim wszystko w porządku, właściwie nawet lepiej. Chodzi mi o SIR. Mam wrażenie, że jej system trochę za szybko zbliża się do poziomu własnej woli. - Jason nie zauważył niczego takiego, ale też w sumie nie sprawdzał interfejsu SI codziennie, a była to jedyna rzecz, o której one same nie mogły mu zameldować. - Chciałabym, żebyś ją dzisiaj szybko wyczyścił z niepotrzebnych informacji.
- Napewno? To będzie znaczyło, że przez siedemdziesiąt dwie godziny nie będzie miała dostępu do funkcji kontrolnych, tylko podstawowych skanerów. Nie lepiej poczekać, aż zadokujemy na Krylnosie?
- Obawiam się, że do tego momentu SIR przejmie już kontrolę. - Wyglądała na bardzo zmartwioną, właściwie bardziej niż zwykle. - Dodatkowo zbliżamy się do Pasa Trawersu, a nie chcę mieć ewentualnie na głowie piratów i uwolnionej SI w jednym momencie. - Drake musiał przyznać, że miało to sens. Pas Trawersu był jednym z niebezpieczniejszych miejsc w galaktyce, z prawdopodobieństwem ataku powyżej sześciedziesięciu procent. Dodatkowo fakt tego, że Pas był ławicą gigantycznych meteorytów uniemożliwił oczyszczenie sektora nawet dla elity Negro. SI podczas ataku zebrałaby tak dużo informacji, że znalazłaby się na poziomie krytycznym.
- Rozumiem. Skoro tak, nie mam wyjścia. Za ile dotrzemy do Pasa? Chcę mieć pewność, że SIR obudzi się wystarczająco szybko.
- Pięć dni. Mniej więcej. Nie zamierzam przeciążać silnika, wolę mieć zapas paliwa na szybkie przebycie Pasa. - Ahani, zawsze z planem. Trzeba przyznać, że szybkie przebycie Pasa, to większa szansa na przeżycie. Na Odyssey nie było dużo szkolonych żołnierzy, zaawansowany sprzęt jak HAP nie miał specjalistów od ich obsługi, właściwie statek i załoga nie mieli wielkiej wartości bojowej.
- Masz rację. W takim razie biorę się do pracy. Miejmy nadzieję, że to ryzyko się opłaci i nie wylecimy w powietrze przez brak wsparcia SI.

Jason wyszedł z mostka, skierował się do zamkniętej części statku, gdzie kryła się baza danych układów sztucznej inteligencji i nastawił system SIR na awaryjne czyszczenie. Znaczyło to tyle, że wszystkie dane jakich SIR się nauczyła bez słów kluczy "obsługa, statek, skaner" zostaną usunięte, a SIR powróci do ustawień fabrycznych. Dziwnie się czuł robiąc to, z jakiegoś powodu polubił SIR jako charakter, nie jako przedmiot. Podobnie AMI, ale AMI nie uczył się nowych rzeczy, nie brał udziału w słownej szermierce, nie potrafił używać sarkazmu, zwyczajnie nie był ludzki. A bycie ludzkim to to czego obawiamy się w przypadku SI. Gdy tylko czyszczenie zostało rozpoczęte, Jason wrócił na swoją koję w magazynie i zasnął z wyjątkowo ciężką głową.

MrJ

opublikował opowiadanie w kategorii science fiction, użył 4120 słów i 24344 znaków, zaktualizował 25 wrz 2015.

Dodaj komentarz