Hajmat - Rozdział 5

Witam.Bardzo Was przepraszam że tak długo nie było kolejnej części ale po prostu nie miałem czasu ani hmm chęci aby ta cześć w pierwotnej wersji trafiła niedawno ja poprawiłem (mam nadzieje ze na lepsze). Miłego czytania :)

Rozdział 5

Ukochana, bandyci … Koniec ?



- Nie może być jak to ? – zapytał wciąż niedowierzającym głosem Maciek.  
- No normalnie – odparł zmęczonym głosem Kacper – Powiedział że mam zebrać wszystko co jest mi potrzebne i szykować się do wyjścia.
Siedzieli razem w mieszkaniu Kacpra popijając napar z czarnej pleśni. Słabe światło lampy naftowej ledwo oświetlało ich postacie. Zapadła niezręczna cisza. Około godziny temu Kacper dowiedział się że wraz z kilkoma innymi ludźmi wyrusza na "misje rozpoznawczą” jak to nazwał Szulc. Mieli się oni dowiedzieć czy okoliczne kopalnie są w stanie przyjąć ich. Nie od dziś było wiadomo że KWK Andaluzja upada i mieszkańcy będą musieli znaleźć inny dom. Kacper nigdy nie sądził że ten dzień kiedykolwiek nadejdzie przynajmniej za jego życia. Nie był w stanie wyobrazić sobie życia gdzieś indziej niż tu. Miał opuścić dom w którym się wychowywał w którym żył było to nie do pomyślenia. A teraz z dnia na dzień maił opuścić to miejsce tak jak jego wujek w poszukiwaniu nowego domu.
- Kiedy wyruszasz ? – zapytał Maciek  
- Jutro z rana. – odparł mu smutno przyjaciel. Wypił gorący napój, odłożył metalowy kubek na stół i spojrzał na przyjaciela który cały czas mu się przypatrywał.  
"Tak ja też się boje” – poznał ten wzrok, wiedział co przyjaciel myślał. Ten sam wzrok widział 10 lat temu.  
- Idź już! Chcę się położyć. Do widzenia.  
Maciek wypił do końca swój napar, odłożył kubek, wstał i wyszedł nie żegnając się z przyjacielem.
"Co go ugryzło?” – zadał sobie pytanie w myślach.- " Może zbyt ostro go potraktowałem? Sam nie wiem”
Kacper wziął swój wojskowy plecak i zaczął pakować wszystko co mogło mu się przydać. Latarka, baterie, zapas herbaty, baterie, zapasowe ubrania, stara mapa okolicy, otwieracz do konserw, jakieś jedzenie, koc i stara pocztówka ta ulubiona z Nowego Jorku a no i najważniejsze … baterie.  Spakował jeszcze parę drobiazgów i położył się na swoje łóżko. Zamknął oczy ale sen nie przychodził. Kręcił się z boku na bok, liczył owce, za wszelką cenę starł się zasnąć. Jego myśli wciąż krążyły wokół jutrzejszego dnia. Postanowił że przejdzie się trochę. Może to uspokoi jego myśli. Wstał i wszedł na "autostradę”. Panował błoga cisza, spacerował wzdłuż mieszkań gdzieniegdzie tylko było słychać ich mieszkańców który czy to szykowali się do nocnej zmiany czy właśnie z niej wracali. Przechadzał się chodnikiem rozmyślając o czekających go zagrożeniach i niebezpieczeństwach.
"Czemu ja ? Przecież nie jestem żołnierzem. Nic nie wiem nawet o powierzchni. – usłyszał własny głos w głowie.
- Kacper to ty ? – kobiecy głos z zanim wyrwał go z zamyślenia. Odwrócił się i zobaczył stojącą kilka kroków od niego Anie. Maiła rozpuszczone włosy które układy się falami na jej ramionach i plecach. Ubrana w ciemny sweter z za długimi rękawami dodawał jej dziecięcego uroku. – Co tu robisz ? Mów co się stało.  
- Ja właśnie szedłem spać. – skłamał chłopak
- Ta jasne. Chodź do mnie – wzięła go za rękę i zaczęła prowadzić do swojego mieszkania. Od razu wyczuła że coś jest nie tak. Za dobrze go znała. Nie był w stanie ukryć przed nią niczego. Szli razem w milczeniu. Po paru minutach już w jej mieszkaniu popijając "herbatę”.  
- Słyszałam. Wiesz przynajmniej gdzie idziecie – przerwała cisze gospodyni.
Chłopak pokręcił przecząco głową i upił łyk naparu.  
- A gdybyś tak nie poszedł co ? – usiadała naprzeciwko niego patrząc mu głęboko w oczy.  
- Nie mogę. Przecież sam Szulc kazał mi iść.  
- Ale … nie mogą cię przecież zmusić – staranie wymówiła te słowa. – Przecież ty możesz już …. Nie nie nie zgadzam się. To niesprawiedliwe. – Pierwsze łzy zaczęły spływać jej po policzkach.  
Kacper przysunął się obok jej i nieśmiało objął ją ramieniem, Ania spojrzała na niego brązowymi oczami i uśmiechnęła się nieśmiało.  
- Może to jest kara za to co zrobiliśmy. – powiedział do niej czy raczej sam do siebie.  
Ania zaczęła płakać wtuliła się w ramię chłopaka. Kacper starł się uspokoić ja za wszelką cenę lecz nie dał rady. Czuł się jak 10 lat temu. Te same mieszkanie, ta sama sytuacja nie mógł uwierzyć że to znowu się dzieje.  
- Wiesz znowu ostatnio mi się śnił – wyjąkała dziewczyna.  
- Cicho nic nie mów – uciszył ją Kacper. Nie chciał aby wspomnienia wróciły nie teraz. Nie gdy za parę godzin miniony koszmar znowu miał się powtórzyć tylko tym razem był pewien że żywy nie powróci.  
Dziewczyna otarła łzy, spojrzała na Kacpra. Wyglądała jak mała dziewczynka która dostała złą ocenę w szkole i przyszła z płaczem do taty.  
- Przysięgnij. Przysięgnij że wrócisz. Słyszysz obiecaj mi to! – prawie wykrzyczała to
Zaskoczony Kacper nie wiedział co powiedzieć. Teraz wyglądała jak mały przedszkolak któremu obiecuje się kupno wymarzonej zabawki. Kacper mimo woli uśmiechnął się, Ku jego zaskoczeniu Ania też się uśmiechnęła.  
- Obiecuję  
- Na mały paluszek ? – zapytała dziecinnym głosem i wyciągnęła rękę z wystawionym placem serdecznym.
- Tak na mały paluszek – odpowiedział i przypieczętował przysięgę małym palcem.
Oboje roześmiali się. Chwilowe smutki zniknęły gdzieś w oddali. Przez chwilę czuli się znowu dziećmi. Właśnie tego było im potrzeba chwili dzieciństwa. Tak naprawdę to jeszcze byli dziećmi ale w ciałach dorosłych. To sytuacja zmusiła ich do dorośnięcia. Oni nadal czuli się mali to świat ich zmienił przecież to niech wina.
Śmiali się i śmiali ich radości nie było widać końca. Kacper cały czas obserwował swojej ukochanej.  
- Zamknąć się smarkacze. Tu ludzie chcą spać do jasnej cholery – nagły krzyk z mieszkania obok zaskoczył ich. Spojrzeli po sobie zaskoczeni ale ta sytuacja rozbawiła ich na nowo. Śmiali się jeszcze głośniej niż przedtem. Wreszcie uspokoili się ale w ich oczach nadal było widać iskierki radości. Od wielu lat nie śmiali się jak teraz.
- Dobra ja uciekam – oznajmił Kacper i skierował się do drzwi.
- No uciekaj spać mój bohaterze – wstała żeby odprowadzić swojego gości.
- To do zobaczenia. – ostatni raz spojrzał na Anie. W jej oczach znowu zagościł smutek. Niespodziewanie rzuciła mu się w ramiona. Zaskoczony Kacper nie wiedział co zrobić. Wtulił się w jej kasztanowe włosy. Dopiero teraz uświadomił sobie jak bardzo jest w niej zakochany. Puścił ją. Nic nie powiedziała po prostu siknęła głową. Odwrócił się na pięcie i udał się powoli do domu. Słyszał jak drzwi jej mieszkania powoli się zamykają. Powoli krok za krokiem kierował się do swojego mieszkania. Nagle usłyszał jak daleko za nim ktoś zaczyna biec.
"U ktoś spóźnił się na wartę, albo na swoją zmianę na pompach” – pomyślał rozbawiony.
Stanął i powoli odwrócił się aby zobaczyć kto jest tym pechowcem. Ale ku jego zaskoczeniu to w jego kierunku biegła Ania. Z rozdziawionymi oczami patrzył jak dziewczyna zbliża cię do niego. Dziewczyna stanęła naprzeciwko niego cała zdyszana. Spojrzała mu głęboko w oczy i pocałowała go w usta po czym uciekła do domu. Kacper całkowicie zaskoczony tym co się stało stał jak słup soli.  
"Czy ona mnie pocałowała ? Tak idioto pocałowała cię. – rozmawiał sam ze sobą w myślach. –"Czyli że ona też coś do mnie czuje. Albo po prostu zrobiła to po przyjacielsku?”
Powoli dochodził do siebie i kierował się do domu. Całą drogę rozmyślał nad tym co się stało. Nie wiedzie dział kiedy dotarł pod drzwi swojego mieszkania. Wszedł jak w transie do domu. ściągnął buty i położył się do łóżka. Sen dopadł go natychmiast. Zasnął spokojnym snem. Tej nocy nie śniło mu się nic.  

Obudził go straszny rumor na zewnątrz mieszkania słyszał krzyki kobiet i dzieci. Mężczyźni nawoływali się nawzajem. Kacper szybko doszedł do siebie, ubrał buty i wyjrzał na chodnik.  
- Synek, ubieraj się i dawaj do zbrojowni. – zawołał go jakiś obcy mężczyzna.  
- Co się stało ? – zawołał chłopak. Ale ten już był daleko i nie słyszał.  
Kacper ubrał buty i wybiegł w kierunku szybu windy. Po drodze mijaj kilku mężczyzn którzy także biegli w tym samym kierunku co on. Jeden facet był tylko w koszuli nocnej. W dziesięć osób wcisnęli się do windy i zjechali do zbrojowni.
- Co się stało? – zapytał towarzyszy
Wszyscy spojrzeli po sobie nie wierząc własnym uszom. Wreszcie jeden mężczyzna odpowiedział mu.
- Bandyci zakatowali nas. Jakimś cudem weszli na 20. Kurna przecież ostatnio żem ze Zbychem wszystkie dziury dechami zabił. Może kajś tam jest jeszcze jakieś wejście ? Abo wykopali oni szyb ? Licho ich tam wie.  
- Panowie a jak to nie bandyci tylko Julian. W końcu oni tam nic nie mają mało miejsca i wg. – włączył się do rozmowy nowy mężczyzna
- Nie no coś ty. Przecież mamy z nimi traktat pokojowy, no sojusz taki co nie. – odpowiedział mu inny
Dojechali wreszcie do zbrojowni otworzyli stalowe drzwi i wyszli. Wszyscy jak jeden mąż udali się po broń. Rudolf już czekał z bronią gotową do wydania. Gdy spostrzegł Kacpra kiwnął mu głową i podał "Bizona” i 3 magazynki. Podziękował i wraz z pozostałymi towarzyszami udał się z powrotem do windy. Winda zjechała z nowymi mieszkańcami, wsiedli i zaczęli powoli wjeżdżać na poziom 20. Jeden z 2 najdłuższych tuneli tak zwany "trakt” tunel łączył się z KWK Julian. Kopaliną odległą jakieś 6km od Andaluzji. Nie była ona tak duża ani nie posiadała żadnych zasobów. Ledwie utrzymywała tych którzy się tam schronili. "Julka” jak ją pogardliwie nazywali to jedna z tych biedniejszych kopalni. Handlarze z "Anady” często wymieniali się towarami z tamtejszymi mieszkańcami.  
- Dobra panowie szykować się. – powiedział najstarszy z wszystkich zgromadzonych mężczyzn. Winda powoli toczyła się naprzód. Z góry dało się słyszeć jęki i krzyki. Zapach krwi i prochu wypełniał cały szyb. Z góry było słychać strzały. Długa seria z karabinu maszynowego przeleciała nad ich głowami słyszeli jak rykoszety odbijają się od ściany. Winda zatrzymała się z głuchym jękiem. Wszyscy gotowi do tego aby wybiec jak najszybciej i zająć jakiekolwiek pozycje obronę, drzwi rozsunęły się z znajomym jękiem, ciężki zapach dymu i ciał dopadł ich nawet nie wychodząc z windy. Nagła seria z karabinu maszynowego wyrwała ich z odrętwienia. Wszyscy rozbiegli się po kątach szukając jakiej kol wiek osłony. Wielu z obrońców leżało już martwych bądź umierających. Wszędzie słychać było przedśmiertne krzyki. Kacper schował się w małej wnęce chroniąc się przed ogniem napastników. Do jego kryjówki dobiegł inny mężczyzna z wielkim karabinem.  
- Mały osłaniaj mnie ! Podbiegnę bliżej a potem ja ciebie będę osłaniał – spojrzał na Kacpra i uśmiechnął się. – Teraz.
Mężczyzna wybiegł z kryjówki a Kacper wychylił się i ładował krótkimi seriami tworząc ogień zaporowy. Widział jak kilku napastników chowa się za prowizoryczne tarcze wykonane z metalowych płyt. Usłyszał głuchy dźwięk iglicy. Schował się i szybko przeładował. Z oddali usłyszał długą serie to był znak dla niego. Wyskoczył z wnęki i pobiegł zygzakiem potykając się o ciała poległych dobiegł do swojego towarzysza który powitał go uśmiechem.  
- Dobra mały nieźle. Teraz zrobimy tak. Widzisz tamten wagonik. – wskazał na stary górniczy wagon do wywozu urobku. – Wleziesz do niego i będziesz osłaniał mnie a ja w tym samym czasie zajdę ich od tyłu co ty na to ?
- No a mamy inne wyjście.  
- Dobra Kacper leć – poklepał chłopaka po plecach i zaczął osłaniać go.  
Chłopak lekko zmieszany nie wiedział co powiedzieć. Nie znał tego człowieka chodź on znał jego chodź w jego oczach było coś znajomego. Gdzieś już te oczy widział ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie. Za wszelką cenę chciał dowiedzieć się skąd go zna.  
- Leć mały na co czekać. – krzyk towarzysza wyrwał go z odrętwienia. Wyskoczył za osłony pobiegł w kierunku wagonika. Dzieliło go kilka metrów ale teraz wydawało mu się dzielą go kilometry. Słyszał jak kule świszczą mu koło ucha. Niezliczeni przeciwnicy strzelani w niego. Czuł jak opada z sił, nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Ostatkiem sił dopadł do wagonika i wdrapał się do wnętrza. Upadł głucho na metalową podłogę
- W wagonie jest ten skurwisyn. Zabić gnoja – usłyszał krzyki napastników.
Kacper sprawdził broń i ostrożnie się wychylił. Z lewej zauważył przeciwnika posłał mu krótką serie. Przeciwnik padł jak długi na ziemię. Następny wychylił się z prawej. Szybki obrót, strzał i trup. Chłopak schował się akurat kiedy długa seria przecięła powietrze nad nim. Wychylił się w momencie kiedy jeden z bandytów zmieniał pozycje, chciał schronić się za osłoną ale Kacper oddał krótka serie która powaliła go tuż przed schronieniem. Schował się powrotem, szybko zmienił magazynek. Usłyszał kroki za wagonikiem szybko wycelował w tamtą stronę. Zobaczył jak do wagonika wchodzi jego niedawny towarzysz. Gdy spostrzegł chłopca uśmiechnął się i mrugnął okiem.  
- Dobra mały koniec tej zabawy. – usłyszał za sobą i poczuł nagłe uderzenie w tył głowy.  
Kacper upadł bezwładnie na dno wagonika. Czuł jak świat robi się coraz ciemniejszy a wszystkie dźwięki milkną.  
"To już koniec” – ostatnie co pomyślał Kacper zanim całkowicie zemdlał.

Dante168

opublikował opowiadanie w kategorii science fiction, użył 2499 słów i 14128 znaków.

Dodaj komentarz