Hajmat - Prolog

Prolog


Ciemno, wszędzie ciemno. Boże jak tu zimno – pomyślał – i po co mi to wszystko było. Mogłem sobie leżeć teraz spokojnie w "domu”. O tyle ile można było to nazwać domem.  
Skały na których leżał były pokryte wilgocią co jakiś czas starał się zlizywać chodź parę kropel aby nie umrzeć z pragnienia. Z sekundy na sekundę coraz bardziej doskwierał mu głód i zimno. Ile tu leżał sam nie wie. Czy ktoś go szuka ? Na to pytanie nie był sobie w stanie odpowiedzieć.
Muszą go szukać przecież… przecież to od niego zależy dalszy los jego wyprawy. – pomyślał – A jeśli nie ? Jeśli już przestali go szukać. Uznali że nie watro, że zapewne zjadły go szczury lub inne paskudztwo albo porwali go dzicy. Tych to na pewno nie chciał bym spotkać. – wzdrygnął się na samą myśl o nich czy z zimna ? Sam nie wiedział.
Nagle w oddali słychać ciche drapanie. Tak jak by jakiś mały szkodnik został tak samo jak on uwięziony i starał się wydostać. Coraz głośniejsze skrobanie i nagle cisza. Cisza taka że słyszał jak krew płynie w jego żyłach.
- Ej ktoś tam jest … Hej pomocy !!! – wołał ostatkiem sił. Nagle z mroku wyłonił się mały cień.  
Nie był w stanie dostrzec co to jest. Istota podbiegła bliżej. Słyszał dokładnie tupot małych stópek o mokre podłoże.  
Szczur no super – pomyślał – moim towarzyszem w ostatnich godzinach życia jest szczur.  
I w rzeczywistości to był szczur. Mały szary, brudny, śmierdzący szczur. Tak jak przed "Końcem” tak i teraz szczury były wszechobecne. Te małe szkodniki przeniosły się do podziemi gdzie założyły swoje potężne kolonie. Rodziły się ich tam setki, a może i tysiące. Tam jadły i umierały. Każdy głupiec który zapuścił się w ich królestwa nigdy nie wrócił. Jako jeszcze chłopak wiele razy słyszał od kupców którzy przychodzili do jego "domu” o ludziach którzy byli na tyle głupi lub szaleni że wybrali się na samobójczą wyprawę do gniazda szczurów. Żaden ze śmiałków nie powrócił żywy. Sam nie wie czy to prawda czy tylko próbowali go przestraszyć.  
Mały szczurek podbiegł bliżej chłopaka. Najwidoczniej był ciekaw co to takiego. Słyszał jak zaczyna węszyć. Podbiegł tak blisko twarzy chłopaka że chłopak czuł jego smród. Starał odwrócić twarz, ale niestety jego próby zdały się na nic.
Cholerna dziura no. Akurat to ja musiałem w nią wpaść. Oczywiście że ja przecież kto inny. – użalał się nad sobą.  
Szczur przysiadł obok chłopca i nasłuchiwał. Nagle podbiegł tak blisko twarzy chłopaka iż dzieliły ich tylko kilka centymetrów.  
-Na co się patrzysz co ? Przygniecionego człowieka żeś nie widział ? Leć no po jaka ekipa co by mnie wyciągi !!! – powiedział do szczura – No na co czekasz leć mały.
Szkodnik zamrugał ciekawskimi oczkami i pozostał w miejscu. "Boże co ja robie gadam ze szczurem” – zdał nagle sobie sprawę. – "Ciekawe czy mnie zrozumiał ? Głupie pytanie”
Chodź widział kilka razy tresowanego szczura. Słuchał on swojego pana jak pies. Wykonywał nawet sztuczki. "Boże kiedy to był ? Dwa tygodnie temu ? Nie. Miesiąc ? Ile tu już leże ?” – nie umiał sobie odpowiedzieć – "A Anka mówiła nie idź czeka cię tylko niebezpieczeństwo”  
-Hej mały jesteś tu jeszcze ? Nazwę cię Ania. – poinformował szczura – Ona też za dużo nie mówiła.  
Ale za to jak wyglądał. Kurde gdybyś ją tylko zobaczył. Hmm ciekawe czy się już "hajtnęła”, a może nadal czeka. Ciekawe na kogo księcia na białym rumaku chyba.
Rumak, książę te słowa znał tylko z książek. Nie wdział nigdy konia, zamku ani księcia. Były to dla niego słowa abstrakcyjne. Wiedział co znaczą, ale zapytany aby je opisał odpowiadał spuszczeniem głowy w dół. To nie jego wina że gdy nastał "Koniec” miał 2 lata. Rodzicom ledwo udało się uciec.  
Teraz miał 22 lata i wiedział prawie wszystko o świecie który skończył się tam na górze. Wujek Waldek zawsze mu opowiadał jak to się żyło tam na górze. Opowiadał mu o samochodach, wierzchowcach, samolotach o tym jak łatwo było wszystko dostać. O czym co nazywało się supermarket. Jako mały chłopiec chłonął każde słowo tak jak i teraz. Zawsze marzył o tym aby na własne oczy zobaczyć świat przed końcem. Tak to jego najskrytsze marzenie. W swoim pokoju posiadał kolekcje pocztówek na których znajdowały się obrazy z przeszłości. Zawsze przed zaśnięciem brał swoją ulubioną. Małą, pogniecioną i bardzo pożółkłą. Znajdował się na niej wielki statek z żaglami i mnóstwem lin. Wujek Waldek powiedział mu że jest to "Dar Pomorza”. Wielki żaglowiec który zakotwiczony był w Gdyni nad morzem. Tyle nie zrozumiałych słów, ale wiedział że za wszelką cenę chce na własne oczy zobaczyć ten statek i wypłynąć w nim w nieznane. Lecz dopóki się nie wydostanie z tej cholernej dziury to jego marzenie, a nawet powrót do domu może zostać tylko odległą zachcianką. Czuł jak zasypia nie widział czy to sen czy już śmierć po niego przyszła. Oczy same mu się zamknęły.  
"Był daleko stąd. Widział zielone pola, drzewa, kwiaty, jezioro i ptaki. Zaczął biec nagle zdał sobie sprawę że nadal ma na sobie maskę przeciwgazową. Starał się ją ściągnąć ale nie dał rady. Tak jak by maska wrosła w jego twarz. Kątem oka zauważył że obraz który widział zaczyna się odlać.  
Jest coraz dalej i dalej. Znikł, a on pozostał na spalonej ziemi zupełnie sam. Szedł powoli przed siebie bez celu. Kilka razy potknął się o coś, ale nie zwrócił na to uwagi chciał po prostu iść.  
Gdy kolejny raz się potknął upadł na ziemię i zaczął w nią walić dłońmi krzycząc coś lecz sam nie usłyszał nic po za gardłowym jękiem. Wstał i szedł dalej. Stąpał ciężko krok za krokiem byle do przodu. Nagle usłyszał kroki za sobą. Stanął i odwrócił się, ale tam nikogo nie było. Ruszył dalej i znowu te kroki. Odwraca się i nic. Rusza naprzód. Ta sama sytuacja. Odwraca się i nikogo.
-No pokaż się ! Kim jesteś ? Wychodź ale to już ! – krzyczy spod maski – No dawaj jak jesteś taki mądry. Na żarty ci się zebrało.  
Rozgląda się w około i żadnego ruchu. Odwraca się i rusza naprzód. Idzie jakiś czas cały czas słysząc za sobą kroki. Walczy sam ze sobą aby nie odwrócić się. Potyka się o jakiś przedmiot. Podnosi go otrzepuje z kurzu i nie wierzy własnym oczom. Jego PP-19 tzw. Bizon. Ogląda dokładnie, sprawdza magazynek. Jeden nabój. Hehe akurat żeby sobie strzelić – pomyślał i zarzucił "Bizona” na plecy. Nagle za plecami słyszy cichy śmiech. Odwraca się i widzi małego chłopca ubranego tak jak on. Patrzą sobie w oczy, i podchodzą bliżej siebie. Chłopiec cały czas śmiejąc się pyta piskliwym głosem:
- Ej czemu nie ściągniesz maski głupku ? Nie ma ci tam ciepło ? Ej żyjesz tam, czy do końca ci czerep wyparował ?
Chłopak mimo oporów próbuje ściągnąć maskę i ku jego zaskoczeniu schodzi ona z łatwością.
Przystaje dwa metry od chłopca i pyta
- A czemu ty nie ściągniesz ?
-A poprosiłeś głupku ? – ten mu odpowiada
-Eee że co ? Mam cię poprosić ?
-A co matka cię nie uczyła dobrych manier !
- No uczyła. Wiec proszę. – powiedział powoli sięgając za plecy po swojego Bizona
-Tak już lepiej – I chłopiec powoli ściąga maskę.
Gdy ten ściągnął maskę przeciwgazową chłopak celował do niego ze swojego PP- 19. Ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu dopiero gdy przyjrzał się zorientował się że celuje w samego siebie. Chłopiec który go śledził bym nim sam tyle że po parę naście lat młodszym. Nie mógł uwierzyć własnym oczom przecierał je, ale chłopiec dalej tam stał śmiejąc się.
- Coś ci wpadło do oczu że tak przecierasz je co ? I skończ celować do mnie masz przecież tylko 1 kule. – powiedział śmiejąc się
- Kim ty jesteś ? Znaczy wiem że jesteś mną a przynajmniej tak wyglądasz, ale jak ? I czego chcesz. – odpowiedział chłopak spuszczając broń w dół.
- Słuchaj mnie uważnie bo nie mam za dużo czasu. – zaczął chłopiec – Musisz wykonać swoją misje rozumiesz ? Od tego zależy los wszystkich. Musisz odnaleźć schron. To tam są wszystkie odpowiedzi które potrzebujesz do wykonania swojego zadania. Rozumiesz, a teraz ruszaj !
-Ale jak mam go odnaleźć co ? Szukam i nic nie wiem o nim żadnego śladu.  
- Szukaj wśród przyjaciół – odpowiedział chłopak po czym wyciągnął z kieszeni Colta 1911 i wycelował w pierś swojego starszego ego – Musisz wykonać zadanie – powiedział po czym strzelił.


- Mój łeb. Boże jak boli – powiedział chłopak obudziwszy się – O boże co to było ? Eh… Anka jesteś tutaj. Jasne że jesteś czuje twój smród.
I rzeczywiście szczur pozostał przy swoim nowym przyjacielowi który nadał mu imię.  
Na zewnątrz było słychać grzmoty i kapanie deszczu.Za plecami chłopaka dało się usłyszeć nastający rumor. Był to dźwięk które go można było pomylić z żadnym innym. To musiał być "Ratus”. Wielki zmutowany robal. Miał on 4 pary oczu przystosowanych do ciągłej ciemności. Wielki otwór gębowy którym przekopywał się oraz pożerał wszystko na swojej drodze. Wyglądem przypominał wielką dozownice tyle tylko że przez mutacje urosła ona 10m długości i 2 szerokości. Chłopak wiele razy słyszał to od handlarzy czy "sztajgrów” jaki to potwory jest mutant i jak ciężko to cholerstwo zabić.  
- No pięknie. Ja bez broni, a to coś zbliża się do mnie – zaczął użalać się nad sobą - Eh piękny to mnie czeka koniec nie ma co. Zjedzony przez przerośniętą glistę. Super a miałem takie plany.  
Szczur cały czas słuchał chłopaka nie przejmując się zbliżającym się niebezpieczeństwem.
Rumor stał się nie do wytrzymania cała ziemia zaczęła się trząść pod grubym cielskiem robala.
-No wiec zmykaj mała. Przynajmniej ty przeżujesz. – powiedział do "Anki” – No na co czekasz już cię ma tu nie być.  
Ale szczur jak siedział tak siedział. "Głupi szczur” – pomyślał – "Jak tak chce skończyć to jego sprawa”
Ratus był niecały metr od niego. Czuł jak wszystko się trzęsie. "Gdy tylko się przebije przez tą ścianę wszystko się zawali i po mnie.” – powiedział w myślach.
Ściana po jego lewej zaczęła pękać pod naporem szczęk robala. Nagle stało się coś czego ani chłopak ani szczur się nie spodziewali. Belka która osunęła się na chłopaka i która zarazem go przygniotła zsunęła się na bok dając uwięzionemu kilka centymetrów luzu. Chłopak nie wierząc własnemu szczęściu odczołgał się pod przeciwległą ścianę i kurczowo łapiąc oddech powoli odzyskiwał pełną kontrole nad swoim ciałem. Lech to nie koniec problemów właśnie w tym samym ogromne cielsko przebiło ścianę dzielącą robola od swojej ofiary. "No pięknie stary dopiero co się uwolniłem a ty chcesz mnie zejść”- pomyślał. Ratusy były wszystko żerne nie robiło mi żadnej różnicy czy to człowiek czy roślina byle się najeść. Robal spojrzał wszystkimi 8 ośmioma oczami w kierunku chłopaka ten czuł jak zaczyna oblewać go zimny pot. Zaczął gorączkowo szukać jakieś broni jedyne co znalazł to kij. "Dobre i to” - dodał sobie w duchu odwagi. Powoli zaczął zbliżać się do swojej ofiary. Chłopak zaczął celować na oślep w robala, ale z marnym skutkiem. Łowca zbliżał się z każdą sekundą do swojej ofiary. Nagle gdzieś daleko nad nimi słychać było wystrzał. Kula przebiła grubą skórę robala i trafiła w sam środek głowy. Zawył w agonii i całym cielskiem rzucił się na chłopaka. Bum, Bum kolejne strzały te które nie trafiły w robala odbijały się rykoszetem od ścian. Po kilku sekundach cała komara w której znajdował się chłopak wypełniła się rykoszetującymi kulami. Kule przebijały cielsko robaka  
Wyrywając mu raz za razem całe kawały mięsa. Z raz zaczął sączyć się śluz który płynął w jego ciele. Chłopak zaskoczony siedział pod ścianą starając się zrozumieć co się właśnie stało. Słyszał na nawet czuł jak kule świszczą mu koło uszu. Kanonada tak nagle jak się rozpoczęła tak nagle się skończyła. Ciało Ratusa dogorywało w ostatnich spazmach. Z góry nadleciała jeszcze jedna kula która dokończyła życie robala.  
-Mody jesteś tam – usłyszał chłopak – Mody zaraz po ciebie zejdziemy jeszcze chwilka.  
Chłopak nie wierzył własnym uszom z góry dobiegały go głosy niedawnych towarzyszy wyprawy. –Mody jesteś cały odezwij się – powiedział ktoś z góry basowym głosem – Zaraz zrzucimy ci linie.  
- Tak tak jestem tu cały i zdrowy. Trochę po obijany ale żyje. Wyciągacie mnie stąd.  
Tyle co to powiedział z góry została zrzucona lina. Już miał zacząć się obwiązywać gdy przypomniał sobie o swoim towarzyszu. Małym szczurze. O Ance. Szczur siedział tam gdzie siedział. Chłopak zabrał szkodnika na ręce i wsadził go do kieszeni. Teraz zaczął się obwiązywać liną by jego towarzysze mogli go wyciągnąć.
-Dobra chopy. Już żem jest gotów. Dawać panowie.
Wracał na swoją ścieżkę aby wykonać misję która mu powierzyli tam w Kopalni KWK Andaluzja.

Dante168

opublikował opowiadanie w kategorii science fiction, użył 2447 słów i 13478 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik Karou

    więc pisz dalej :)

    18 gru 2014

  • Użytkownik Dante168

    Dzięki za szczerość. Pisałem to dość dawno temu i dopiero teraz zorientowałem się że jest masa błędów. Następne rozdziały (o ile będziecie chcieli) będą bardziej dopracowane.

    18 gru 2014

  • Użytkownik Karou

    zaczęłam czytać bo spodobało mi się pierwsze zdanie, przypomina mi kwestie chóru z „Dziadów” i na początku fajnie się czytało, ale później było już tylko gorzej błędy, litrerówki i kilka razy musiałam przeczytać jedno zdanie by zrozumieć sens wypowiedzi. Następnym razem zanim coś wstawisz to przeczytaj, żeby się upewnić czy nie ma błędów. I nie mam na celu zniechęcenia Cię do pisania, po prostu zwracaj uwagę na błędy i tego typu rzeczy. Taka rada na przyszłość :)

    17 gru 2014

  • Użytkownik nemfer

    Ileż błędów...

    17 gru 2014