Upadek intuicji cz. 1

-Już tylko dokończę serię i pójdziemy do mnie- powiedziałem.  

-Spoko. To ja zakładam pomału buty- odpowiedział Rafał.  

-Dziś zrobiłem ciężki trening. Zeszło się prawie półtorej godziny. Jestem zadowolony, bo tak mi się nie chciało podnosić tych ciężarów. Ale dałem radę.  

-Zawsze tak jest mordo.  

-Dlatego czuję podwójną satysfakcję- powiedziałem z uśmiechem na twarzy.  

Do Rafała domu przychodziłem poćwiczyć trzy razy w tygodniu. Miał On niezbędny sprzęt, by zbudować sylwetkę na wakacyjne wojaże.  

Nie minęło pięć minut i skończyłem trening.  

-Idziemy?- Spytał Rafał.  

-Tak tylko założę bluzę i znajdę słuchawki- odpowiedziałem.  

Energicznie przywdziałem bluzę, zakładając od razu kaptur na głowę. Nie mogłem tylko znaleźć słuchawek.  

-Trzymaj- powiedział Rafał mając w dłoni moje słuchawki.  

-Gdzie były? Zapytałem z dozą ciekawości na twarzy.  

-Leżały pod stołem.  

-Spoko. Możemy więc iść.  

Rafał wziął klucze ze stolika. Wyłączył światło w pokoju oraz kuchni i ruszyliśmy w kierunku drzwi wyjściowych.  

Niestety po tym, jak Rafał pogasił światła zrobiło się kompletnie ciemno (Biorąc pod uwagę, że był wieczór) i nie mogliśmy przekręcić zamka w drzwiach.  

-Poświeć mi tu telefonem, bo nie mogę otworzyć drzwi- powiedziałem.  

Rafał włączył lampę błyskową w komórce.  

-O tak lepiej-stwierdziłem przekręcając zasuwę.  

-My to kurwa w policji powinniśmy pracować. Tacy jesteśmy zdolni- powiedział Rafał wybuchając śmiechem.  

-Sherlock Holmes i Doktor Watson na tropie zbrodni-
dodałem od siebie i obaj śmialiśmy się, jak koń po spadnięciu właściciela z siodła.  

Na klatce również było zupełnie ciemno. Poszedłem zapalić światło, aby jako wybitni "Detektywi" zamknąć sprawnie drzwi.  

Jednak zanim zrobiło się jasno, Rafał wykonał to jakże trudne zadanie.  

-Za umiejętność zamykania drzwi po ciemku dostaniesz nagrodę za zasługi- powiedziałem drwiącym głosem.  

-A żebyś kurwa wiedział!- odpowiedział błyskawicznie Rafał wciskając przycisk, by ściągnąć windę na czwarte piętro.  

Czekaliśmy minutę. Może dwie, lecz winda się nie pojawiała.  

-Co jest kurwa? -wykrzyczał Rafał kopiąc w metalowe drzwi.  

Spojrzałem u góry, by za chwilę dostrzec, że widnieje na nim napis "One hour service". Anglistą nie byłem, ale ten komunikat zrozumiałem błyskawicznie.  

-Chyba musimy zrezygnować z przyjemności jechania windą. Czas wykorzystać swoje nogi.  

-Czemu-odpowiedział Rafał.  

-Spójrz na tablicę elektroniczną- powiedziałem pokazując palcem.  

-A niech to chuj!! Odkąd zrobili nową windę, to przynajmniej raz w tygodniu muszę zapierdalać schodami. W dół to jeszcze jako tako. Ale w górę!! W górę kurwa, jak wracam zmęczony z pracy i nogi mi odmawiają posłuszeństwa (Słowa Rafała to jakaś farsa, ponieważ On był ochroniarzem, który siedzi na dupie w "budzie" przez 12 godzin. Do jego obowiązków należało otwieranie szlabanu. Jedyną kończyną, która mogła mu odmawiać posłuszeństwa był palec wskazujący). To jest dopiero maskara!!- zakończył by zaraz dodać.  

-Ale niech będzie. Nie wykorzystujemy mózgu, to czas uruchomić nogi.  

Po tym zdaniu znów słuchać było tylko salwę śmiechu.  

-W końcu w zdrowym ciele, zdrowy duch- dodałem od siebie.  

-Tak, tak. Jakże by inaczej- odpowiedział Rafał i zmierzyliśmy swój krok w kierunku schodów.  

Obaj mieliśmy do siebie spory dystans. Lubiliśmy żartować z siebie samych. Ze swoich wad, ograniczeń i ze swojej znajomości, która notabene trwała ponad 15 lat.  

Myślę, że poczucie humoru, które polegało na wykpiwaniu własnej osoby, w jakiś sposób wyróżniało nas z "Tłumu".  
Nawet, gdy jakaś osoba chciała być złośliwa względem nas, my obracaliśmy jej słowa w żart i to co najwyżej jej mogło zrobić się głupio. Na pewno nie nie nam.  

Tanecznym krokiem szliśmy schodami nucąc sobie głośno jakieś melodie.  

Jednak za chwilę nasze melodie ucichły, ponieważ usłyszeliśmy, ze ktoś idzie do góry.  

-Chyba nie tylko ja, raz w tygodniu zapierdalam w górę, by dostać się do domu.  

Z wypowiedzianego zdania Rafała już się nie śmiałem, co go chyba lekko zdziwiło. Powiedział to na tyle donośnie, że osoba, którą lada moment mieliśmy spotkać, zapewne to usłyszała. Co prawda byliśmy w bloku, w którym On mieszkał, ale znałem wielu jego sąsiadów i nie chciałem, żeby pomyśleli o nas, jako o zwykłych chamach, którzy nie potrafią się zachować.  

Między drugim a trzecim piętrem (Na półpiętrze) spotkaliśmy młodą, ciężko oddychającą dziewczynę, która siedziała na drewnianym stołku.  

Pomyślałem sobie głupkowato, że tyle razy już zapierdalała po tych schodach w górę, że teraz wychodząc z domu zabiera ze sobą stołek, by odpoczywać między piętrami.  

Szybko, jednak "Wypędziłem" z głowy tę myśl i z poważną miną na twarzy spojrzałem na Nią i powiedziałem "Dobry wieczór".  

Dziewczyna spojrzała na mnie z pogardliwym wzrokiem i nic nie odpowiedziała. Zdawałem sobie sprawę, że jej nie znałem, ale grzecznościowo mogła odpowiedzieć. Kurde, a może usłyszała, to co powiedział Rafał?!  

Zrobiło mi się głupio, ale co mogłem zrobić? Przeprosić? Nie no... poszedłem więc dalej.  

Za chwilę usłyszałem "Dobry" Rafała, który używał tego skrótu, Przez to nigdy nie wiadomo, czy chodziło mu o dobry dzień. dobry obiad, a może dobry seks?! Cóż... jego nie zmieni już nawet huragan.  

Co ciekawe, dziewczyna również i jemu nie odpowiedziała. Rafał tylko zmarszczył brwi i ze złym wzrokiem spojrzał jej głęboko w oczy, tak jakby chciał ją zabić.  

Jednak za chwilę dość niespodziewanie dodał:

-Może Pani pomóc?- zapytał.  

Dziewczyna oprócz tego, że ciężko oddychała, była lekko "Przy tuszy", to na prawej nodze miała założony gips. W ręce trzymała jedną kulę, którą się podpierała.  

Sądząc po ubraniu nie szła chyba bezpośrednio z domu. Na sobie miała tylko cienką, białą bluzkę. Jasne jeansy oraz białe buty z rozwiązanymi sznurówkami.  

Szczerze mówiąc, to nie wiem czemu, ale wyglądała bardziej, jakby szła do ślubu lub komunii, niż do domu, mimo, że przecież nie miała na sobie żadnej sukni. Od tak, moje głupie skojarzenie.  

-Nie, nie chcę żadnej pomocy- odpowiedziała stanowczym tonem w kierunku Rafała.  

Rafał tylko ponownie na Nią wymownie spojrzał i poszedł za mną.  

Schodząc na dół, miedzy szczelinami od barierek poręczy, wiedziałem, jak jej nogi wznowiły krok, stawiając na kolejnych stopniach schodów.  

Całą sytuację zupełnie olaliśmy i drążyliśmy w ogóle tematu niemiłej sąsiadki Rafała.  

Wychodząc z klatki spotkaliśmy stojących pod blokiem pod blokiem znajomych "Pijaczków", którzy przebywali tam chyba od rana do wieczora.  

Przywitaliśmy się z każdym z nich pytając retorycznie "Jak zdrówko"?. Ale jak może wyglądać zdrowie ludzi, którzy od kilku lat naprzemiennie mieszają browar, wódkę i denaturat. Ich zdrowie i życie to ruina. Jednak wypada zawsze zapytać.  

Przemknęliśmy szybko przez podwórko, dotykając po drodze trzepak, który w dziecięcych czasach służył nam, jako bramka do gry w piłkę.  

Teraz dzieciaki mają o wiele lepszy warunki do zabawy na podwórku. One wolą grać na konsoli lub komputerze w domu. Nie mają tej pasji, którą my mieliśmy. Są w pewien sposób ograniczone, ponieważ żyją w wirtualnym świecie baśni.  

My swoją bajkę tworzyliśmyna podwórku, wspólnie z kolegami poprzez różnego rodzaju zabawy. Podchody czy wspomnianą piłkę. Serce czasem boli na widok pustych boisk i placów zabaw. . ehhh... ale to temat na inną książkę.  

Momentalnie znaleźliśmy się na mojej obskurnej, nieodmalowanej i obdrapanej klatce, by następnie wejść do domu, w którym mieszkałem.  

-Dobry wieczór-powiedział Rafał po przekroczeniu progu drzwi.  

-Dobry wieczór Rafałku. Dobry wieczór-odpowiedziała moja Babcia siedząc na kanapie i czytając popularną gazetę.  

-Gdzie Mama?- Zapytałem, lecz nie uzyskałem odpowiedzi.  

-Gdzie Mama?- ponowiłem z tym, że o wiele głośniej.  

-Jeszcze w pracy. Miała być o 18-tej. Już niej po siódmej, a Jej jeszcze nie ma.  

Aha, rozumiem- kiwnąłem głową w kierunku Babci.  

Wszedłem do pokoju w butach, by spojrzeć, czy brat jest w pokoiku. Michał siedział przy komputerze. Miał założone słuchawki. Nawet mnie nie zauważył.  

-Zdejmij buty. Nie wiem, usiądź, czy idź do mojego brata, ale On pewnie jest zmęczony po robocie, więc nie wiem, czy będzie rozmowny- powiedziałem do Rafała.  

-Dobra. Tylko streszczaj dupę, bo sklep jest otwarty tylko do 21, a chcę koniecznie kupić te buty- odpowiedział.  

Poszedłem do łazienki, zrzuciłem z siebie przepocone ciuchy i wskoczyłem do wanny. Co chwilę z prysznica płukałem się naprzemiennie ciepłą i zimną wodą. Tak, jak lubiłem najbardziej. Kąpiel trwała tylko kilka chwil.  

Wycierając ciało, słyszałem jak Rafał opowiadał swoje historie z kobietami w rolach głównych. Trzeba przyznać, że miał, co opowiadać, ponieważ wątków miłosnych w jego życiu nie brakowało. Miał On jednak tylko jeden zasadniczy problem. Jego związki nie trwały nigdy dłużej, niż 2-3 miesiące.  

-Możesz podać mi bokserki- Powiedziałem z łazienki, mając nadzieję, że Rafał mnie usłyszy.  

-A gdzie są?- Usłyszałem w odpowiedzi.  

-W szafce. Trzecia półka od dołu. Takie granatowe. W słoniki.  

-W słoniki?! O kurde, chyba Mama Ci podarowała je na 12-te urodziny.  

-Tak, tak. Moje ulubione. Jak widzisz mam je do dziś- dodałem łamiącym się głosem ze śmiechu.  


CDN

Wojtas89

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 1771 słów i 9801 znaków.

Dodaj komentarz