Bezstronny obserwator

Jest obecny w tym samym miejscu od wielu lat. Spędza tutaj czas na obserwowaniu najbliższego otoczenia, przed sobą ma Muzeum Narodowe natomiast z drugiej strony tętniące pełnią życia miasto wypełnione ludźmi zajętymi codziennymi sprawami. Po bokach zaś budynki uczelni wyższej kształcącej marynarzy, mechaników okrętowych oraz resztę studentów w zawodach około morskich. W centrum stoi On - potężny i majestatyczny, zajęty postrzeganiem wydarzeń zachodzących nieustannie. Widzi przechodzących Szczecinian, wśród nich starszy pan przychodzący do parku, który teraz będąc na zasłużonej emeryturze spędza popołudnia czytając prasę. Innym człowiekiem jest pan buszujący pomiędzy śmietnikami w poszukiwaniu puszek. Swoją obecność akcentują również młodzi zakochani, oni bez skrępowania oddają się namiętnym pieszczotom wyrażając tym samym gorące uczucie. Jakby dla kontrastu na skraju życia przemyka niezauważona przez przechodniów kobieta w średnim wieku. Tym czasem nasz główny bohater bacznie przygląda się czujnym okiem wszystkim stojąc w dogodnej pozycji.

Pan Czesław to stateczny starszy człowiek, emeryt. Mieszka samotnie z własnego wyboru, nigdy nie miał żony, nie zostawił po sobie potomstwa. Pracował jako mechanik na statkach, dzięki czemu udało mu się zwiedzić spory kawał świata, chociaż głównie spędzał podróże w maszynowni. Mimo to widział na własne oczy piramidy w Egipcie, Chiński Mur, górę Fuji w Japonii, Operę w Sydney, Statuę Wolności, posąg Jezusa w Rio, Big Bena, a także wiele innych ciekawych obiektów. Z racji wykonywanego zawodu spędzał gro czasu sam, pewnie dlatego przyzwyczaił się do samotności i nie odczuwał potrzeby ciągłego kontaktu z innymi ludźmi. Wydaje się to niezrozumiałe albowiem człowiek to istota stadna, dąży do częstego obcowania międzyludzkiego. Jednak Czesław absolutnie nie miał pragnienia nawet zwykłej rozmowy nie mówiąc o tworzeniu bliższych relacji z kimkolwiek. W młodości był przystojnym blondynem o błękitnych oczach toteż kobiety lgnęły do niego jak pszczoły do miodu. Na zaloty nie pozostawał obojętny, choć traktował niewiasty przedmiotowo. Stanowiły tylko formę aktywności fizycznej bez większej wartości. Używał ile wlezie, a później porzucał nie zwracając uwagi na uczucia pokrzywdzonych kobiet. Był zimny jak głaz, odnosiło się wrażenie że ma nerwy ze stali oraz serce z kamienia. Tak ukształtowała się jego osobowość i nikt nie potrafił zmienić jego podejścia. Cwany, wyrachowany, zarozumiały, dbający jedynie o własny interes, nikt inny się nie liczył.  

Przenieśmy się do teraźniejszości, pan Czesław konsekwentnie egzystował w swoim stylu. Spacerował po mieście, dużo czytał, czasem zawitał do kina albo teatru. Głównie czytał, lubił być na bieżąco dlatego kupował kilka tytułów prasowych, a ponadto oglądał programy informacyjne. Prowadził dyskusje… z samym sobą, bo uważał iż jest on jedynym inteligentnym rozmówcą jakiego zna osobiście. Dialog miał formę listów, już wyjaśniam o co chodzi. Mianowicie, pan Czesław pisał tekst na dany temat, na przykład sytuacja służby zdrowia. Ukończony list wkładał do koperty i wsuwał do skrzynki pocztowej. Po tygodniu kiedy przemyślał zagadnienie szedł odebrać korespondencję. Czytał tekst, a później odpisywał zgadzając się lub też stawiał nową tezę. Ponownie list wędrował do koperty, a finalnie do teczki. W tejże pan Czesław zbierał korespondencję i od czasu do czasu przeglądał całość, co stanowiło dla niego rozrywkę. W pogodne dni z przyjemnością chodził po mieście czerpiąc prawdziwą radość z takiej aktywności. Park był celem ostatecznym gdzie staruszek odpoczywał, oprócz tego kontynuował lekturę porannej prasy. Każdy tytuł studiował od deski do deski, bo lubił mieć szeroką wiedzę na wiele tematów. Jest jednak pewien problem - na co komu potężna dawka informacji jeśli z nikim się tym nie dzieli? To nielogiczne…

W odległości kilku metrów od pana Czesława swoimi sprawami zajmował się Mateusz. Precyzując to zdanie trzeba napisać, że przyglądał kosz na śmieci w poszukiwaniu surowców wtórnych. Ten mężczyzna w wieku 22 lat jest bezdomnym, którego życie potoczyło się nie w taki sposób jaki sobie wymarzył. Zawędrował daleko od miejsca gdzie się wychował albowiem pochodzi ze Śląska. Otoczony rodzicielską czułością lata młodości spędził szczęśliwie, do momentu w którym rozpoczął naukę w szkole średniej. Początkowo wszystko szło dobrze, świetnie się uczył, zdobył nowych przyjaciół aż nagle sielanka dobiegła końca. Mateusz na jednej z imprez skuszony przez koleżankę dał się namówić na zażycie narkotyków. Doznania jakie odczuł były dla niego niesamowite, odprężył się, wpadł w stan błogości. Trwało to całą noc, kiedy minęło oszołomienie pragnął znów wprowadzić się w taki sam nastrój. Dotarł do dilera i został stałym klientem. Wszystkie pieniądze jakie miał przeznaczał na narkotyki. Automatycznie stoczył się, nikt nie potrafił przemówić mu do rozumu. Uciekł z domu, rozpoczął życie na ulicy, kradł aby zdobyć środki na dragi. Zmienił się nie do poznania, stał się agresywny oraz niespokojny, nie kontrolował tego co robił. Pieniądze z przestępstw nie wystarczały na długo, więc Mateusz zaczął się prostytuować. Nie było różnicy z kim, najważniejsze by płacili. Wkrótce poprawił swój stan majątkowy co pozwoliło mu wynająć pokój, od tej pory nie musiał mieszkać byle gdzie. W końcu jednak przedobrzył, wziął mieszankę kokainy oraz heroiny. Zażył pokaźną dawkę, po czym poszedł w miasto szukać mocnych wrażeń. Znaleziono go pod sklepem monopolowym nieprzytomnego, ktoś wezwał pogotowie. Karetka zawiozła chłopaka do szpitala gdzie przeprowadzono detoks organizmu, a także badania. Mateusz dowiedział się strasznej rzeczy, jest nosicielem wirusa HIV. Ma dopiero 20 lat, a już wisi nad nim wyrok śmierci. Załamał się, nie potrafił znieść prawdy. Jeszcze tej samej nocy próbował popełnić samobójstwo, lecz pielęgniarki go uratowały. Postanowiono przenieść go na oddział psychiatryczny. Nie w smak mu przebywanie z wariatami, dlatego przy pierwszej okazji zwiał byle dalej od ludzi w białych kitlach. Przeszła mu przez głowę myśl o powrocie do rodziców, ale nie mógłby spojrzeć im w oczy. Nie po tych wszystkich perypetiach, było mu wstyd za swoje zachowanie. Podjął decyzję o podróży, złapał autostop i wyruszył na północ kraju gdzie tułał się bez celu. Wiecznie głodny i spragniony znów zajął się kradzieżami. Przez chorobę czuł się wycieńczony, permanentnie zmęczony oraz senny. Okropnie brudny wydawał się mijającym go ludziom wręcz obrzydliwy, odrażający. Wciąż trwa tak ta jego życie zmierzające do ostatecznego końca, którego przyczyną będzie śmiertelny wirus przenoszony drogą płciową.

W naszym parku można zaobserwować również bardziej przyjemne obrazki. Oto na jednej z ławek siedzi para, licealiści spleceni dłońmi wpatrzeni w siebie, pałający niepohamowanym pożądaniem, spijają każde słówko ze swych ust. Dziewczyna ma na imię Kornelia, zaś chłopak to Adrian. Oboje mają po osiemnaście lat. Połączyła ich szkoła średnia, mimo iż znali się od najmłodszych lat. Mieszkali drzwi w drzwi, lecz jakoś zawsze było im nie po drodze. Ona wiecznie chodziła zamyślona z głową w chmurach, marzycielka. On z kolei żył bardziej przyziemnie, realista. Znali się oczywiście, ale nie łączyły ich żadne wspólne sprawy. Każde podążało w innym kierunku, można właściwie powiedzieć, że kontakt ograniczał się do ‘cześć’ i powszechnym uprzejmości. Na tym koniec. Mijały lata i nic się nie zmieniało. Dostali się do tego samego liceum, a nawet do jednej klasy, całkowicie przypadkowo. Zarówno Kornelia jak i Adrian odnaleźli się wśród nowych znajomych. Po pewnym czasie zdarzyło się coś strasznego, zmarła mama dziewczyny. Atmosfera wokół niej zrobiła się smutna, wręcz grobowa. Nie przeszkodziło to jednemu z klasowych ’kozaków’ wygłaszać obleśnych uwag. Chwalił się jak to przeleciał matkę Kornelii, nie pomijał pikantnych szczegółów. Mówił głośno tak aby wszyscy dokładnie słyszeli, dodał później nieco o samej córce. Z przekonaniem opowiadał, że zaliczył obie i do tego na raz zaliczając trójkącik. Kiedy sama zainteresowana usłyszała to wpadła w szał, najpierw protestowała, następnie widząc braku rezultatu rozpłakała się. Adrian nie mógł tego tolerować. Niespodziewanie przyrżnął mu mocno w nos, poprawił kopnięciem w żebra oraz w kolano. Wreszcie szyderca i kłamca w jednym zamilkł. Po lekcjach Kornelia czekała na sąsiada chcąc z nim porozmawiać. Zjawił się a dziewczyna zagadnęła go.

- Hej Adrian, to co zrobiłeś było brutalne, ale też konieczne. Chciałam ci bardzo podziękować, zachowałeś się jak prawdziwy facet.
- E no tak, nie dało się tego słuchać. Nie rozumiem jak można tak mówić o zmarłej kobiecie, w ogóle o kimkolwiek żyjącym. Właśnie, dobrze się czujesz? Kiepsko wyglądasz.
- Ej daj spokój! Nie śpię po nocach, oczy cały czas we łzach. Ciężko mi…
- Tak, to beznadziejna sytuacja. Nie potrafię sobie wyobrazić co czujesz… Idziesz do domu? Tak, no to chodźmy razem - zaproponował.

Młodzi ruszyli razem po drodze gadając sobie luźnie na kilka tematów. Dziewczyna nabrała trochę dystansu do problemów, odstresowała się poprzez rozmowę z chłopakiem. On zaś po raz pierwszy dostrzegł w niej atrakcyjną kobietę, stała się pociągająca, a poza tym złapali wspólny język. Nigdy nie podejrzewałby, że interesuje się ona pro wrestlingiem. To naprawdę dziwne jak na dziewczynę. Prócz tego Kornelia świetnie orientuje się w świecie NBA, uwielbia koszykówkę i jest pasjonatką tej gry. Nie mógł uwierzyć w to wszystko, gdyby dowiedział się jeszcze o tym jak spędza wieczory to chyba poprosiłby ją o rękę. Dziewczyna godzinami grała na komputerze, lecz nie zdradziła tego. Ona sama także zauroczyła się Adrianem, zaimponował jej zachowaniem, ponadto wyróżniał się atletyczną budową ciała. Nie przynudzał, opowiadał anegdoty w których śmiał się z własnej osoby, budził sympatię. Kornelia nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego do tej pory nie odważyła się porozmawiać wcześniej z Adrianem. Żałowała tego, ale obecnie cieszyło ją iż udało się to zmienić. Nieubłagalnie czas spaceru dobiegł końca. Dziewczyna chciała jakoś wydłużyć moment pogawędki, lecz nie miała pomysłu jak to uczynić. Niesiona potrzebą bliskości zdecydowała się okazać wdzięczność Adrianowi, więc pocałowała go. Zszokowany chłopak aż otworzył oczy szeroko, jednak odwzajemnił miły gest. Magiczna chwila trwała kilka sekund i dała początek ich związkowi. Oboje znaleźli zrozumienie, oparcie oraz bratnią duszę w drugiej osobie. Celebrowali każde wspólne wyjście, a także czas spędzany razem. Kornelia znów rozpromieniała, emanowało z niej szczęście, uśmiech gościł na jej obliczu coraz częściej. Adrian to wymarzony partner, opiekuje się dziewczyną i otacza troską. On sam również czerpie radość będąc z Kornelią. Stworzyli parę, która doskonale się uzupełnia, rozumie. Nie nazwałbym relacji tych dwojga miłością, ale…

Do tej pory każda z opisywanych osób stała lub siedziała, znaczy się pozy prezentowane były mało dynamiczne. Nie można powiedzieć tego o Aldonie, ona jako jedyna poruszała się szybkim, zdecydowanym krokiem. Gdyby nie miała szpilek to pewnie biegłaby, z tej przyczyny przemieszczała się na granicy sprintu. Umówiona na ważne spotkanie biznesowe gnała bez opamiętania nie zważając na otoczenie. Ma 35 lat, świetna figura, znakomita prezencja, niezamężna. Jakby to nie zabrzmiało Aldona jest produktem nowego stulecia, tzn. ukończyła dwa kierunki studiów(ekonomię i marketing z zarządzaniem), odbyła kilka stażów w USA, Francji oraz Japonii, imponowała inteligencją, zaangażowaniem, a także co jest rzadkością umiejętnością rozwiązywania problemów praktycznych. Biegle zna pięć języków obcych w mowie i piśmie, właśnie dzięki praktykom w międzynarodowych korporacjach. Spełniła pokładane w niej nadzieje. Rodzice od dziecka wywierali ogromną presję, zachęcali do wielu aktywności naraz. Wytrzymała, co pozwoliło wyrobić w sobie ambicję, która pomogła jej osiągnąć sukces. Pracuje jako dyrektor dużej firmy z kapitałem zagranicznym. Jest kobietą niezależną, zdecydowaną o silnym charakterze, przynajmniej taki ma wizerunek. Twarda w negocjacjach, umiejętnie kieruje podwładnymi, ma dar zarządzania zasobami ludzkimi. Dała się poznać jako pełna zrozumienia i życzliwości szefowa, choć z drugiej strony potrafiła ostro potraktować pracownika jeśli na to zasłużył, była sroga ale sprawiedliwa. W rzeczywistości nikt nie miał pojęcia jaka jest prawda o Aldonie, nawet wśród znajomych dominowała opinia jako o zimniej karierowiczki, która nie waha się przed niczym aby tylko osiągnąć wyznaczony cel. Jednak kobieta męczyła się życiem głównie w pracy, dusiła ją sztywność korporacyjnych gabinetów. Coraz bardziej żywiła przekonanie, że źle wybrała ścieżkę kariery zawodowej. Pragnęła być żoną, urodzić dzieci i poświęcić się organizowaniu życia rodzinnego. Gotowanie obiadów, sprzątanie, pranie pomoc dzieciakom w lekcjach… Dziwne? Dla kobiety, której egzystencja polega od lat na wykonywaniu oraz wydawaniu poleceń potrzeba odmiany. Brakowało uczucia, takiego prawdziwego - czystego. Mógłby w domu czekać opiekuńczy romantyk potrafiący rozmasować bolący kark po całodziennym wysiłku. Miło byłoby ujrzeć roześmiane twarze kochanych dzieci, przytulić je, czegoś ich nauczyć… To tylko marzenia, na razie kompletnie nierealne. Mimo to Aldona wierzy w to, jeśli tylko pozwoli sytuacja…

Wszyscy przebywający w parku odwrócili głowy w jedną stronę. Pan Czesław podniósł wzrok znad gazety, Mateusz upuścił puszkę, Kornelia oraz Adrian spojrzeli również, nawet Aldona zatrzymała się. Cała piątka skupiła uwagę na naszym głównym bohaterze, jak dotąd to on przyglądał się każdemu z osobna. Teraz nastąpiły nowe okoliczności, obserwator porusza się. Do przodu, do tyłu, do przodu… Na boki, w lewo, w prawo, w lewo… Raz… i raz, i dwa, i trzy… Uniósł się do góry, nie dotyka już stopami ziemi, wisi w powietrzu. Ludzie patrzą na niego, role się odwróciły, mimo to obserwator nic sobie z tego nie robi. W tej chwili kompletnie nikogo nie zauważa.

- Przepraszam… co panowie z nim robią?
- Dlaczego go zabieracie?
- Dajcie mu spokój!
- Coś się niedobrego z nim stało?

- Drodzy państwo, spokojnie! Musi trafić do renowacji, proszę spojrzeć jak on wygląda. Ostatnio odnawiany był z piętnaście lat temu. To absolutnie konieczne, ale wróci tutaj za jakieś dwa tygodnie.

Pewnie już wiadomo kto jest obserwatorem, prawda.

moonky

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 2613 słów i 15330 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik retrezed

    Od początku wiedziałam, że to będzie świetne opowiadanie. Dokładnie przedstawiłeś panujące realia... Kto wie, może pomniki naprawdę widzą? ;)

    9 wrz 2013