Żegnaj

Tamtego wieczoru było ciepło. Siedziałem z Wiktorią przy ognisku. Grałem na gitarze, ona słuchała. Przerwałem na chwile. Spojrzałam mi w oczy i powiedziała:
- Kocham cię Marcin – westchnęła. Przytuliła się. Objąłem ją i nie chciałem przestać. Spojrzałem na księżyc, byłą pełnia. Oboje lubimy pikniki w środku nocy, pełnie, jeziora, plaże i spokój. Ale ta noc była naszą ostatnią…
Odprowadziłem Wiktorie pod dom. Jej pies, Kudłacz ze radością powitał swoją panią. Zamknęła brame i odchodząc rzuciła:
- Do jutra. Dzięki za wieczór – Uśmiechnęła się pokazując śnieżnobiałe zęby
Ja też wróciłem do domu. Była 4 rano.  
Rano wstałem i jak zwykle wysłałem powitalnego smsa do mojego skarba. Jednak nie odpisała.  
Myślałem, że śpi lub jest bardzo zajęta. Jest weekend, więc można dłużej pospać. Ale ja taki nie jestem. Wole mieć długi dzień niż noc. Chociaż noce z Wiką mogłyby się nigdy nie kończyć.  
Zaniepokoiłem się około 13. Ile można spać? Nie dawała znaku życia. Zadzwoniłem. Odebrała jej mama.  
- Marcin. Nie wiesz gdzie Wiktoria? Wstałam o 10, a jej nie ma. A zwykle jest już na nogach o tej porze.  
-Zostawiła telefon? Przecież ona nigdy nie zostawia telefonu.  
- Wiem, dlatego się martwie i myślałam, że jest z tobą. Znam tradycje księżycowych nocy. Ale zwykle wracała do domu.  
-Odprowadziłem ją koło 4 i oboje poszliśmy spać. Ale pójdę do pobliskiej kawiarni, pracuje tam nasza koleżanka, Iga. Zapytam o Wikę.  
-Dziękuje Marcin. Daj znać, gdy będziesz coś wiedział – Rozłączyła się. A ja jak najszybciej pobiegłem do Igi.  
- Tak, była tu. Rano, około 8. Przyszła od razu po otwarciu. Miała na sobie ciemne okulary i kaptur, jakby się chowała. Dała mi tę walizke.  
Iga otworzyła, a w środku było dużo… dolarów. Oniemiałem. Skąd Wika ma taką kase?
-Jak myślisz, skąd to jest? – zapytałem.  
-Nie wiem, ale też się zastanawiam.  
- Czyli wiemy że chciała ukryć te pieniądze, tak?
-Tak. Gdy tu byłą powiedziała, że mam ich strzec jak oka w głowie i nikomu nie dawać. A, i żebym uważała na czarne Land Rovery.  
- Zaraz… właśnie taki stoi przed budynkiem. Za rogiem, nie widać go stąd. – Przypomniałem sobie. Przechodząc nie zwróciłem na to uwagi. Taki sam stoi też koło domu Wiki. W nocy widziałem go ulice dalej od jej domu.  
Wiedziałem, że coś jest nie tak. Wyszedłem z kawiarni. Stanąłem tam, udając że pisze smsa i spojrzałem na samochód. Było w nim 4 gości, w ciemnych okularach, nie widziałem twarzy. Wiedziałem, że cos się święci.  
Nagle zadzwoniła mama Wiktorii. Powiedziała, że chcąc- nie chcąc przejrzała jej telefon i znalazła ciekawe smsy. Pojechałem do niej.  
Przeczytałem wiadomości. Było tam min.  
" Za długo czekam. Gdzie jest ta kasa?”, " Wiolka, on ci nie da żyć. Musisz stąd uciec”, " Nie żyjesz suko”
Ostatni mną wstrząsnął. Ktoś jej grozi, ktoś namawia do ucieczki i ktoś czeka na pieniądze. Prawdopodobnie te, które mam w plecaku. Namówiłem Ige, żeby mi je dała. I co za Wiolka?
Nie chciałem iść na policje, bo ONI zaraz by się dowiedzieli i jeśli mają Wiktorie, coś by jej zrobili. Musiałem szukać jej na własną ręke. Na początek musiałem znaleźć jakiś ślad, gdzie mogła pójść po wizycie u Igi. Ale mama Wiki znalazła wzkazówke. W pamiętniku Wiktoria trzymała różne rzeczy. Pamiątki, bilety do kina, liście, zdjęcia i … bilety na samolot do Hiszpanii? Co ta dziewczyna planuje? Ale najważniejsze, jeszcze nie wyjechała.  
Zadzwonił mi telefon. Zastrzeżony numer. Odebrałem. To Wikuś.  
- Marcinku, skarbie. Możesz przywieść mi mój pamiętnik do Warszawy? – Podała adres i zaczęła płakać. – Proszę, to bardzo ważne.  
-Wiktoria, co to za kasa u Igi i kim są ludzie w Land Roverach? I w co ty się dziewczyno wpakowałaś?
-A więc już wiesz. Dobra, przyjedź na ten adres. Weź pamiętnik, uważaj na te samochody, i nie rozmawiaj z nikim. Niedługo wszystko się naprawi, obiecuje. - Zrobiłem co chciała. Założyłem kaptur, ciemne pingle i pojechałem pociągiem do Wiki. Było już późno. Adres, który mi podała, to hotel. Podała fałszywe nazwisko meldując się ( sprytnie J ) i podała mi numer pokoju. Poszedłem do niej.  
- Tęskniłam. Masz? – zapytała, gdy wszedłem. Objęła mnie mocno i pocałowała. Wow, super.  
- Tak, proszę – Podałem jej pamiętnik. - O co chodzi?
Zauważyłem, że ma zasłonięte żaluzje w oknach. Chyba na serio się ICH boi.  
- Kilka lat temu, jeszcze zanim cię poznałam, ktoś porwał moją mame i mnie. Zagrozili, że mnie zabiją, jeśli im nie pomoge. Wypuścili mame, a ja pomogłam im w skoku na bank. Wynosiłam torby z forsą do furgonetki. Zaufali mi. Miałam nadzieje, że to koniec, po tym skoku. Ale po pewnym czasie znowu się odezwali, tym razem miałam im przynieść troche kasy ze spożywczaka. Zrobiłam ten skok sama. Potem następne i następne. Mam nic nie wiedziała. Ale chodziło o moje życie. A ta kasa u Igi, to z mojego największego skoku. Ale chce skończyć. Wyjechać, kupić dom. Zmienić dane, i zacząć wszystko na nowo. Z tobą.  
- I za tą kase chcesz kupić dom?
-Tak, zostawiłam je u Igi, żeby były tak na zapas. Reszte mam na fałszywym koncie bankowym. Taka rezerwa, tak gdyby coś się wydarzyło i pilnie potrzebowałabym gotówki.  
Przenocowaliśmy w hotelu, a następnego dnia mieliśmy zacząć nowe życie. W Madrycie, w fajnym domu, bez mafii.  
Wiktoria wynajęła limuzyne. Żeby nikt nas nie śledził. Zakapturzeni wyszliśmy z hotelu i wsiedliśmy do auta. Ale to nie była limuzyna do szczęścia. To byłą limuzyna do piekła. W środku byli ONI. Uzbrojeni, stanowczy.  
- Kogo ja widze?- zaczął jedne z nich. - Wiola sama wpadła w nasze ręce. Nawet się nie staraliśmy – Zaczęli się śmiać. Mi nie było do śmiechu.  
- Wiola? – zapytałem Wiki.  
- Mój kryptonim – odpowiedziała i powiedziała do jednego z nich:
- Czego chcecie?
- Naszą kase. To był twój skok, ale forsa już nasza. Gdzie je masz? – Jedne z nich załadował broń i wymierzył nią. Zareagowałem, ale skończyło się to wrzaskami i kopniakiem prosto w głowe.  
- Fajnego masz chłoptasia. Dobra, Wiolka. Proponuje następujący układ: Ty oddajesz nam forse, a twój kolega i ty jesteście wolni. Przyjmujesz?
- Chyba żartujesz. Zabijecie nas od razu, gdy dostaniecie kase w swoje brudne łapy!
Dojechaliśmy na obrzeża Wawy. Jakieś pustkowie. Las. Odpowiednie miejsce na egzekucje.  
Ale egzekucji nie było. Dostałem łomem w łeb. Ocknąłem się w jakiejś piwnicy. Ale Wiki tam nie było. Ja miałem skute ręce, a obok leżały zostawione kajdanki i drut. Mądra dziewczyna.  
W tamtej chwili nie bałem się, myślałem o niej. Czy ucieknie? Teraz mogłaby uciec sama. Mogłaby sama polecieć do tej Hiszpanii, byle tylko żyła. Ja… mógłbym nawet zginąć. Jej pamiętnik zostawiłem w hotelu. Coś przeczułem. Jeśliby nas porwali, a miałaby bilety przy sobie, to by nie poleciałą, bo by je zabrali. A tak może po nie wrócić. Jej karta do konta też tam jest. Ale niestety, zapasowa kasa była w moim plecaku, który mają ci debile.  
Jeden z nich wszedł do piwnicy.  
- Wiolka zniknęła! – krzyknął do pozostałych.  
Wyciągneli mnie z piwnicy.  
- Wiesz, gdzie jest. I nam to zaraz pięknie powiesz, tak? – zapytał jedne z nich. Ale w obu częściach wypowiedzi się mylił. Nie powiedziałbym, za Chiny!
- Ale ja nie wiem, gdzie jest. Uciekła w nocy.  
- A my wiem, że uciekła naszym samochodem, który znaleźliśmy w pobliżu lotniska. Dokąd poleciała?!
- Nie wiem – Gdybym powiedział, byłaby trupem. Nie mogłem. Nie mogłem powiedzieć.  
Teraz zaczęła się ostra zabawa. Bili mnie kijami, razili prądem, i światłem przy okazji. Bolało jak cholera, a najbardziej ogień, kiedy podpalili mi koszulke. Ale nie mogłem nic powiedzieć. Dla Wiki zniosłam te tortury.  
Po tej zabawie byłem półprzytomny. Znieśli mnie do piwnicy, skuli i zostawili prawie konającego. Ale pewnie specjalnie mnie nie dobili. Trup nic nie powie. Zresztą, twardy, zakochany i mogący zginąć za ukochaną też nie powie.  
Ale nie było potrzeby marnować kolejnego ognia, kijów czy łomów. Bo i mnie tam rano nie było.  
Bo ja obudziłem się w samochodzie, którym jechała Wika. Leżałem na tylnym siedzeniu. Widząc, że się obudziłem, powiedziała
- Hejka. Co tam?
-Ładnie ich załatwiłaś, skarbie.  
-Sami mnie tego nauczyli. Napady robiłam w nocy, cicho i dyskretnie.  
- Myślą, że uciekłaś za granice.  
- Samochodem też gdzieś dojedziemy. Zabrałam bilety i karte, więc możemy odlecieć do szczęścia.  
Teraz byliśmy wolni, jechaliśmy przed siebie.  
Zatrzymaliśmy się w jakimś motelu. Tam Wika opatrzyła mi rany i przenocowaliśmy. Nazajutrz znowu ruszyliśmy w droge. Wycziliśmy najbliższe lotnisko. Ale i tak była to długa droga. Jechaliśmy kilka dni śpiąc w samochodzie i na kempingach. Nareszcie czułem się jak kiedyś, kiedy nie wiedziałem o jej problemach. Kiedy nic nie zakłócało nam życia. Kiedy byliśmy wolni.  
Któregoś dnia podróży miała być następna pełnia księżyca.  
Cieszyliśmy się, albowiem dawno nie spędziliśmy takiej nocy. Uciekamy już długo. Męczy nas ta tułaczka po Polsce. Ale już niedługo będziemy w Hiszpanii. Jednak tę noc zapamiętamy. I nic nam nie przeszkodzi.  
Znaleźliśmy jakieś fajne miejsce. Był klimat, miejsce na ognisko. Było cudownie.  
Usiedliśmy i przytuliliśmy się. Objąłem ją mocno.  
- Ciesze się, że to już koniec. Oni myślą, że cię nie ma w Polsce, a my mamy piękną noc pod pełnym księżycem. – powiedziałem.  
-Tak, też się ciesze. Już niedługo nas tu nie będzie. Hiszpania, here we come! Będzie super. I będziemy razem.  
-Tak, ale narazie cieszmy się tą chwilą – powiedziałem I pocałowałem ją. Dawno tego nie robiłem. Cały czas musieliśmy uciekać, albo nie było nas przy sobie. Teraz jest nasz czas. Teraz nic nas nie powstrzyma. Mamy siebie, to jest naszą siła.  
Jednak nastał kres tej przyjemności. Nastał nasz koniec. Na naszą polanke zjechało się kilka Land Roverów. Nie mieliśmy szans na ucieczke. Było ich za dużo. Musieliśmy się poddać.  
Powalili nas na ziemie. Zabrali Wikę i zaczęli mnie kopać, bić i obrażać słowem.  
Potem zabrali mnie i zaczęli ją katować. Jeden z nich się do niej przystawiał. Groził, że ją zgwałci, a ja będę musiał na to patrzeć. To by była najgorsza tortura ze wszystkich.  
Przestali. Byłbym kretynem, myśląc, że to koniec.  
Teraz wydarzyło się najgorsze.  
Klęczeliśmy obok siebie. Podałem jej ręke. To była nasza ostatnia chwila. Ostatni raz na nią spojrzałem.  
Padły strzały. Nastała cisza wokół.  
Najpierw zginęła ona, potem ja.  
Na cmentarzu mieliśmy wspólny grób. Jesteśmy ciągle razem. Nic nas już nie rozłącz. Jesteśmy w lepszym świecie. Tu nie ma gangów, mafii czy policji. Jest tylko szczęście.  
" Padły strzały, odeszły dwie dusze.  
Ciszę tę, zaraz wierszem zagłusze.  
Listem pisanym do drugiej połowy, i prośbą o to aby zło zabrały wiecznego snu wody.  
Wieczny sen, śmierć, płacz. Wiem tylko jedno, nic już nie rozdzieli nas. Ja na zawsze z tobą, ty przy moim boku śpisz. Śpijmy spokojnie, już nie zbudzi nas nikt…”

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2154 słów i 11403 znaków.

4 komentarze

 
  • EdD

    Thx  ludzie :) Wrzuććie na Facebooka :)

    17 sty 2013

  • Jabber

    Fajnie się czyta, przyjemnie. Naprawdę nie ma do czego się przyczepić. Dobra robota  :smile:

    16 sty 2013

  • Kk

    Świetne

    16 sty 2013

  • Ewe

    **** . Mało co się nie poplakalam ;)

    14 sty 2013