Prolog
Kiedy wyszłam z pociągu, odeszłam kilka kroków i wyjęłam słuchawki z uszu, żeby móc się skupić, następnie rozglądając się dookoła w poszukiwaniu brata. Nie udało mi się jednak nigdzie wśród tłumu go dostrzec, więc myśląc, że po prostu jeszcze go nie ma, usiadłam na ławce i ponowie włożyłam słuchawki do uszu. Puściłam sobie wesołą piosenkę, ale nie potrafiłam się wprawić w radosny nastrój, bo w mojej głowie cały czas był powód mojej przeprowadzki do brata.
Nasz ojciec, straciwszy pracę, zaczął bardzo dużo pić. Kompletnie przestał sobie z tym radzić i mimo prób wyciągnięcia go z tego paskudnego nałogu, nie potrafiłam zrobić tego sama. Pewnego dnia zadzwoniłam do swojego brata, który wyprowadził się z domu zaraz po rozpoczęciu studiów w Warszawie, a kiedy uzyskał stopień inżyniera, już tam został i w domu bywał tylko od czasu do czasu. Chciałam, aby pomógł mi z ojcem i tym okropieństwem, choć wiedziałam, że nie na nic nasza pomoc, jeżeli on sam nie będzie tego chciał. Kiedy Fabian odebrał, a ja po raz kolejny mu powiedziałam, że nie daję już sobie rady sama, bo ojciec był uzależniony na tyle, że nie rozstaje się z butelką wódki, nawet kiedy idzie do toalety, poczułam ostre szarpnięcie. Stałam twarzą w twarz z ojcem, po którego wzroku widziałam, że już o ósmej rano był pijany.
– Źle masz w tym domu, że do brata, który nas zostawił dzwonisz?! – wybełkotał, plącząc się w słowach.
– Tato – jęknęłam, czując, jak ramię zaczyna mnie palić od uścisku – nie o to chodzi. Ty już po prostu nie potrafisz normalnie funkcjonować. Odkąd straciłeś pracę, nie ma dnia…
Nie dokończyłam. Nie dokończyłam, bo dostałam w twarz od ojca. Od własnego ojca.
I to był pierwszy i ostatni raz, gdy podniósł na mnie rękę, bo kiedy Fabian dowiedział się o tym, od razy zarządził, że zabiera mnie do siebie. A ja w tamtym momencie nie marzyłam o niczym innym, jak o zniknięciu stamtąd. W tamtym momencie już nie obchodziło mnie, że mój ojciec sobie nie radzi.
Rozdział 1
Zniecierpliwiona spojrzałam na wyświetlacz w telefonie. Pokazywał godzinę osiemnastą trzydzieści osiem, czyli czkałam na Fabiana już ponad trzydzieści minut. W pierwszej chwili pomyślałam, że na drogach były korki, ale po pierwsze w sobotę o tej godzinie to już raczej nie powinno ich być, a po drugie – przypomniałam sobie, że Fabian wspomniał, iż mieszka bardzo niedaleko od dworca. Zakładałam więc, że mógłby tu przyjść na pieszo.
Czując, jak moja irytacja zaczyna osiągać apogeum, bo nawet nie raczył mnie powiadomić, iż wystąpił jakiś problem i się spóźni, wybrałam na telefonie jego numer.
Czekając aż odbierze, zdążyłam wypuścić kilka razy powietrze przez usta i przestąpić z nogi na nogę, aby się uspokoić. Już miałam się rozłączyć, gdy pomimo kilku sygnałów połączenia, nie odbierał, ale wtem się odezwał.
– Taaak? – powiedział niewyraźnie, a ja zmrużyłam oczy, słysząc głośną muzykę.
Naprawdę, chłopie?! Ja tu czekam, umierając z gorąca, a on się dobrze bawi…
– Fabian, do cholery! – I na nic moje wcześniejsze próby uspokajania się. – Czekam na ciebie już ponad pół godziny, a nawet nie wiem, czy coś się stało! – krzyknęłam, nie zwracając uwagi na ludzi wokół.
– O Jezu, Anastazja! Kompletnie wyleciało mi z głowy, że przyjeżdżasz – powiedział nadal tym zblazowanym tonem, a ja chciałam zacząć się na niego drzeć. Jak, kurwa, zapomniał?! Przecież od jego propozycji zamieszkania z nim minęły trzy dni. Postanowiłam jednak nie robić przedstawienia i powiedziałam spokojnie, choć przez zaciśnięte zęby.
– To za ile będziesz? – spytałam, ocierając z czoła pot. Czerwiec w tym roku to był dramat.
Chwila ciszy, a po niej mlaśnięcie.
– Trudno powiedzieć…
– Co w tym trudnego? Sam mówiłeś, że mieszkasz niedaleko, więc wkładasz buty, wychodzisz z domu i po jakimś czasie jesteś. – Po podróży już nie miałam na nic siły, a tu jeszcze taka niespodzianka.
– No i tu jest problem, bo aktualnie jestem… u znajomych. I nie mogę wsiąść w auto.
Normalnie brat na medal.
Nie trzeba było być Sherlockiem, żeby domyślić się, że pił alkohol. To wyjaśniało jego niewyraźną mowę… i całe szczęście, bo już się zaczęłam bać, że to jakieś logopedyczne problemy.
– Co w takim razie twoim zdaniem mam zrobić? Przespać się tutaj? Na dworcu?
Poddałam się. Wszystko było ustalane od trzech dni, a on po prostu zapomniał. Super.
– No co ty. Podam ci adres.
– I co? Wyczaruję sobie klucze? – Położyłam rękę na czole, czując, że rozmawiam z kompletnym debilem. – A może mam się włamać?
– Nie, nie! Klucz jest pod wycieraczką.
– Co… – Nie dokończyłam myśli. Darowałam już sobie mówienie mu, jak bardzo nieodpowiedzialne jest trzymanie klucza do mieszkania w miejscu, do którego absolutnie każdy, kto wejdzie do klatki, ma dostęp. – Nieważne. Podaj mi adres.
Zrobił to, o co prosiłam, a ja zapisałam sobie adres na wszelki wypadek w telefonie.
– Taki ciemny zielony blok. Tylko ze mną…
Nie dałam mu dokończyć, rozłączyłam się, po czym wpisałam w GPS w telefonie adres, który mi podał. W Warszawie byłam może z trzy razy, a u Fabiana ani razu, więc GPS był rzeczą niezbędną dla osoby, która nawet po swoim rodzinnym mieście z nim chodziła.
Ruszyłam w kierunku, który wskazywała mi strzałka, ciągnąc za sobą walizkę.
Kiedy trafiłam pod podany przez Fabiana adres, zauważyłam, że blok był ogrodzony. Nie znałam żadnego kodu, a nie chciałam do niego ponownie dzwonić, bo istniała możliwość, że teraz gdzieś zgonował. W sumie po tym, jak zapomniał, że przyjeżdża do niego siostra, nie byłam zdziwiona faktem, że zapomniał mi również podać kodu.
Usiadłam na walizce, wyjęłam z plecaka wodę i rozejrzałam się dookoła.
Gdyby nie budynki z każdej strony, to spróbowałabym jakoś przejść przez ogrodzenie. I gdyby nie było jasno. I gdybym nie miała ze sobą sporej, plastikowej walizki, która po przerzuceniu się rozpadnie. Tak, wtedy na pewno przeszłabym przez ogrodzenie.
Chyba nie miałam innego wyjścia i jednak musiałam zadzwonić do Fabiana.
Westchnęłam ciężko i wyjęłam telefon, następnie wybierając ostatni numer, z którym się kontaktowałam i nacisnęłam „zadzwoń”. Jednak jeszcze przed pierwszym sygnałem zauważyłam, że do drzwi ogrodzenia bloku zbliża się jakaś staruszka z trzema torbami. Pomyślałam, że to może być moja pomoc, więc natychmiast się rozłączyłam i postanowiłam do niej podbiec, ciągnąc za sobą walizkę.
– Dzień dobry! – krzyknęłam, aby mnie usłyszała. Kobieta odwróciła głowę w moją stronę, więc kontynuowałam: – Przyjechałam do brata w odwiedziny, ale nie podał mi żadnego kodu. Czy mogłaby pani…
– Podam ci kod, moja droga. – Uśmiechnęłam się do niej, dając do zrozumienia, że właśnie o to mi chodziło. – Ale nie za darmo.
I uśmiech zszedł z mojej twarzy.
No pięknie…
– Pomożesz mi wnieść torby na czwarte piętro, do mojego mieszkania – powiedziała, a ja się roześmiałam, czując ulgę. W mojej głowie po usłyszeniu „nie za darmo” pojawiła się myśl, że chodzi o pieniądze, których za dużo nie miałam. A te, które miałam, wolałam jednak wydać na coś innego.
– Nie ma sprawy.
Kiedy przeszłyśmy przez bramę, zamknęłam drzwiczki, położyłam swoją walizkę i zabrałam z rąk staruszki dwie najcięższe torby. Będąc przed klatką, podejrzałam, jaki kod kobieta wpisuje, a następnie weszłyśmy. Nigdy nie ukrywałam, że wf nie był moim ulubionym przedmiotem w szkole i z tego powodu rzadko na nim ćwiczyłam, w wyniku czego moja kondycja była w opłakanym stanie, dlatego gdy dotarłam na czwarte piętro, zipałam, jakbym przenosiła góry. Co prawda dotarłam pierwsza, przed staruszką, ale nie byłam pewna, czy powinien być to powód do dumy. Kobieta mi podziękowała, a ja schodząc po swoją walizkę, cieszyłam się, że Fabian mieszkał na drugim piętrze.
Kiedy otworzyłam drzwi wejściowe do mieszkania chłopaka i po raz kolejny przeklęłam go w myślach za głupotę z kluczem, postanowiłam, że od razu pójdę się odświeżyć, bo od potu już cała się kleiłam. Nie miałam ochoty zgadywać, który to mój pokój, więc zamiast zanosić gdzieś walizkę, zostawiłam ją przy drzwiach wejściowych. Wyjęłam z niej jedynie ręcznik i pierwszą lepszą sukienkę, a następnie skierowałam się do łazienki.
Zaczęłam powoli się rozbierać, wrzucając ubrania do kosza i kiedy zostałam w samej bieliźnie, usłyszałam czyjeś kroki. Zmrużyłam oczy, żeby wytężyć słuch i sprawdzić, czy mi się tylko nie zdawało, ale już po chwili drzwi do łazienki się otworzyły, a w nich stanął wysoki, zielonooki brunet.
W pierwszej chwili mnie zamurowało, ale już sekundę później zaczęłam krzyczeć.
– Cholera, zamknij się – wymamrotał, łapiąc się za głowę.
– Co ty tu robisz?! Kim jesteś?! – spytałam spanikowana.
Mężczyzna nagle oprzytomniał. Pomrugał kilka razy oczami, jakby chciał się rozbudzić, po czym zatrzymał spojrzenie na mojej twarzy, następnie lustrując mnie swoimi zielonym spojrzeniem. Uniósł kącik ust, gdy zmrużył oczy, a ja dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że stoję przed nim w samej bieliźnie. Nerwowo sięgnęłam po pierwszy lepszy ręcznik, który wisiał przy kabinie prysznicowej.
– Daj spokój – powiedział cicho, przewracając oczami. Ponownie zlustrował mnie wzrokiem i przytaknął głową, jakby z uznaniem. – Oj, zazdroszczę Fabianowi.
– Kim jesteś? – powtórzyłam, nie zwracając uwagi na to, co przed chwilą usłyszałam. – Fabian mi nic nie mówił, że ktoś tu będzie!
Spojrzał na mnie niezrozumiale.
– A ty, kim jesteś? – spytał, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej i oparł się o framugę. – Mi Fabian też o tobie nie wspominał.
– Pierwsza spytałam.
– Jestem Maks. Jego współlokator.
Zmarszczyłam brwi.
Pierwsze słyszałam o jakimś współlokatorze.
– Kim? – Zanim dotarło do mnie znaczenie tego słowa, musiałam sobie je dwa razy powtórzyć w myślach. – Fabian mi nic nie mówił o współlokatorze.
Wzruszył nonszalancko ramionami.
– Nic dziwnego. Też bym się nie chciał dzielić taką rudą rakietą. No, ale skoro znaleźliśmy się już w takiej przyjemnej – oblizał usta i odbił się od framugi, podchodząc do mnie – sytuacji, to powiedz, kim ty jesteś.
Zignorowałam to, co powiedział, próbując sobie przypomnieć czy mój brat choć raz zająknął się na temat drugiego lokatora. Rozmawialiśmy tyle razy, że nie byłam nawet w stanie sobie przypomnieć wszystkich rozmów, ale gdyby padło coś takiego z jego ust, to na pewno zanotowałabym taką informację w pamięci.
– Halo – pomachał dłonią przed moimi oczami – kim jesteś, ślicznotko?
– Jestem siostrą Fabiana.
Dopiero teraz zauważyłam, że mężczyzna przede mną również był w samej bieliźnie. Chcąc nie chcąc, tym razem to ja zlustrowałam jego ciało wzrokiem… i nie mogłam oderwać od niego spojrzenia. Musiałam wyglądać jak idiotka, gdy tak patrzyłam na niego z rozszerzonymi oczami, ale jego szczupłe, choć umięśnione ciało naprawdę robiło wrażenie. Gdyby istniał damski odpowiednik Playboya, to on byłby na okładce. Każdego wydania.
– Siostrą, mówisz…
Potrząsnęłam głową i spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz.
– Chciałam… chciałam się umyć. Mógłbyś wyjść? – spytałam, plątając się w słowach. Fabian zapomniał mnie odebrać z dworca, zapomniał podać mi kodu to i może zapomniał powiedzieć, że oprócz mnie mieszka tu jeszcze jedna osoba. Mężczyzna, który zamierzał przywitać mnie w samych bokserkach.
– Mógłbym… ale może odświeżymy się razem? – spytał powolnym, ściszonym głosem, a mnie aż cofnęło. – I ekonomiczniej, i ekologiczniej – dodał, puszczają mi oczko.
Wciągnęłam świstem powietrze, gdy w mojej głowie pojawił się obraz nas obojga pod…
Z kim, do cholery, mieszkał mój brat?!
1 komentarz
andkor
Bardzo ciekawe opowiadanie jestem pod wrażeniem i oczywiście daję łapkę w górę. Oczekuję dalszego ciągu.
AnastazjaW
@andkor już wyszła książka 😅 dziękuję!
andkor
@AnastazjaW O gdzie można tą książkę dostać?
AnastazjaW
@andkor kupić 🤣 ale mam X egzemplarzy i chyba będę je wysyłać do ludzi, bo nie potrzebuje aż tylu u siebie