Wiek nie robi różnicy

Wiek nie robi różnicy"Wiek nie robi różnicy"
~Z dedykacją dla mojej przyjaciółki.
_________________________________________________________________



            "Wiek nie ma znaczenia - każdy przy niej głupieje"

                                ***
     Cześć, to znowu ja. Wiem, że masz mnie już z pewnością dosyć, ale Emilka mówiła mi, że w czerwcu przyjeżdżasz do Krakowa. Nie mogę się już doczekać! Mam nadzieję, że przywieziesz mi tego małego pieska, którego obiecałeś mi w minionym roku na gwiazdkę... Pamiętaj, że ja nigdy nie zapominam. Ah i jeszcze jedno, babcia Ewa prosiała, żebyś nie zapomniał przywieźć jej i dziadkowi te lekarstwa (bo u nas już nie można ich dostać). Razem z mamą przesyłamy gorące buziaki i pozdrowienia. Tęknimy Tatko!  
***
     Od tamtego czasu więcej się nie odezwali. Podobno spłoneli w pożarze, całą rodziną. Z wyjątkiem pana Tadeusza, który przebywał w tym czasie na emigracji. Szkoda mi ich, bo byli bardzo szczęśliwą rodziną. Nie barkowało im nigdy szczęścia, miłości i poczucia humoru w przeciwieństwie do pieniędzy. Może właśnie dlatego, byli tacy szczęśliwi. Szczęśliwi, bo wiedzieli że życie nie polega tylko na zarabianiu pieniędzy. Wiedzieli co tak naprawdę jest w życiu najważniejsze. Dla nich liczyły się uczucia. Za każdym razem, kiedy byłam u nich na najlepszej na świecie kawie czułam tą magiczną atmosferę. Tą miłość i poczucie ciepła domowego, co unosiła się w całym ich malutkim domku.  
     Pewnie zastanawiacie się skąd ich znam i dlaczego wam to opowiadam, ale wiedzcie, że to właśnie dzięki tej rodzinie poznałam prawdziwe znaczenie słowa miłość.

                              ROZDZIAŁ 1

     Październik 1965,  
Tego wieczoru, Tadeusz siedział sobie na ławce w pobliskim parku. Było to około godziny dwudziestej pierwszej, kiedy zerwał się zimny, jesienny wiatr.  
- Chyba coś przywieje - odezwał się jakiś głos.
- Z pewnością - odrzekł, ale nikogo już nie było.  
Założył na siebie starą, skurzaną kurtkę (musiała być jeszcze sprzed czasów II wojny) gdyż była bardzo zniszczona. Pewnie dostał ją w spadku po swoim dziadku. Zaczeło padać, więc wstał i ruszył w stronę domu. Nie specjalnie mu się śpieszyło. Szedł powoli, małymi kroczkami, aż doszedł do jednej z krakowskich kamienic. Przystanął na chwilę na wprost drzwi, z których dobiegały przedziwne krzyki (jak przystało na tradycyjną, polską libację alkoholową). W tedy właśnie, z budynku wybiegła młoda dziweczyna, wpadając przypadkiem na Tadka.  
- Boże Święty! Co się stało? - krzyknął przerażony całym zdarzeniem mężczyzna.
- Przepraszam pana bardzo! Ja nie chciał... - w tej właśnie chwili przerwał jej donośliwy krzyk jednego z meżczyzn znajdujących się w kamienicy - I jeszcze raz, ty tutaj, a flaki wypp... ppruję!
- Szybko, uciekajmy stąd! - zawołała przerażona dziewczyna.
- Ej, może powiesz mi o co chodzi i dlaczego na mnie wpadłaś? - zapytał zaniepokojony - i mogłabyś mi się przedstawić.
- A no tak, jestem Lena. A teraz szybko uciekajmy! - zawołała.  
- Ale dlaczego? O co chodzi?  
- Nie ma teraz czasu na wyjaśnienia. Potem ci wszystko opowiem.  
     Szli w ciszy środkiem parku, w świetle starych i jeszcze przedwojennych latarnii, które dawały tylko złudny promyk sztucznego światła. Dookoła ani żywej duszy, zdawało się jakby mrok ogarnął całe miasto. Wszyscy powymierali, a bezlitościwy wiatr grał na liściach budując nastrój jak z najgorszych horrorów.  
- Co się stało? Gdzie panią odprowadzić? Ma pani gdzie się podziać? - dopytywał Tadeusz.
- To tylko mała sprzeczka, rodzinna...  
- Tak, sprzeczka? - zatrzymał się i spojrzał jej prosto w oczy. Były piękne i błękitne, jak bezchmurne niebo w letnie południe, jednak można był w nich dojrzeć ból i rozpacz. Żal do świata, bliskich... pewnie jakieś przeżycie. Drastyczne bądź bardzo bolesne, cierpienie. Miała je jednak zapadnięte, pewnie dużo płakała. Już nie wnikam. Jedno jednak było wiadome, Tadeusz nigdy nie pozwoli jej wrócić do tamtej kamienicy.
     Długo rozmawiali, dziewczyna wyjaśniła poniekąd całą zaistniałą sytuację. Tłumaczyła że to rzadkość, że zaraz to przejdzie i wszystko wróci do normalności, ale mimo wszystko wiedziała że to niemożliwe. Nie w tym domy, w tej rodzinie. Bała się, każdego dnia o siebie, o chorą matkę... nikt nie mógł im pomóc. Nie w tedy. Tadeusz po wysłuchaniu Leny zabrał ją do siebie. Nie mógł znieść jej cierpienia. Chciał jej pomóc, ale nie wiedział jak.


(Jeśli się Wam spodoba to ciąg dalszy już wkrótce)

natkax333

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 818 słów i 4611 znaków.

2 komentarze

 
  • kokos

    co to za słowo "tedy"? :blee:

    31 sie 2014

  • omomom

    Fajneeeee !

    24 sie 2014