Wersja robocza materiału.

Secrets of the angels - I

Secrets of the angels - I   Na werandzie siedzą trzy osoby. Dwóch z nich to byli moi rodzice, którzy się śmiali i żartowali, a między nimi znajdowała się mała dziewczynka - to byłam ja. Panowała tam przyjazna i miła atmosfera. Bawiliśmy się, a z mojej twarzy nie schodził uśmiech. Po chwili, kiedy usiedliśmy na dużej, drewnianej huśtawce, spytałam ich:  
- Mamo, co to jest tam na niebie? - mama spojrzała na mnie podejrzliwie,  ale po chwili na jej twarzy zawitał znów widoczny uśmiech. Kiedy już otwierała usta, żeby odpowiedzieć, nagle..
- To niebo. Piękne, przejrzyste i błękitne. - wtrącił tata. Mama jedynie spojrzała na tatę z lekkim grymasem, ale to nie potrwało długo, bo na jej twarzy znów zawitał ten przyjemny uśmiech, po czym zwróciła wzrok w stronę góry.  
- Nie-bo? Tam na górze? A co się tam dokładnie znajduję? - spojrzałam pytająco na rodziców.
- Chmury i przestrzeń.. - odpowiedziała mama.
- Słońce i księżyc.. - dopowiedział tata.
- I anioły. - powiedzieli równo, po czym spojrzeli na siebie i zaczęli się śmiać.  
- Anioły? - nie rozumiałam o co im chodziło.
- Tak, anioły, skarbie. - po wypowiedzianych słowach, mama delikatnie pogłaskała mnie po głowie.  
Nieoczekiwanie ich śmiech ucichł i gdy dłużej trwała już chwila ciszy, spytałam:
- Coś się stało mamusiu? - spojrzałam niespokojnie na mamę, która wzrok miała wbitym nie w niebo, ale w ziemię. - Tatusiu? - obróciłam wzrok w stronę taty, który tak samo jak mama patrzył się w ziemię. - Halo...? - powiedziałam już trochę przerażona i ustawiłam się tak samo jak rodzice mając nadzieję, że to pomoże.
Nagle ktoś mnie chwycił za ramię, spojrzałam radośnie w stronę ręki, myślałam, że chwyciła mnie mama, ale to nie wyglądało na mamę. To było coś przypominające jakąś zjawę, potwora. Zaczęłam uciekać, nieoczekiwanie mój ogródek zaczął znikać, a z chwilą już nie miałam podłoża pod stopami. Potwory goniły mnie dalej. Trzęsłam się. Bałam się. Skuliłam się, zamknęłam oczy najmocniej  jak mogłam. Miałam w oczach już łzy. Po chwili usłyszałam głosy: Sue? Skarbie? Zrobiłam ciasto, jak chcesz to chodź do kuchni. - to był miły dźwięk dla uszu. Głos mojej mamy. - Sue! Chcesz pograć w piłkę? - zabawny głos w słuchu. To był mój tata.  
Otworzyłam delikatnie oczy i zobaczyłam łąkę pełną kwiatów, niebo było jeszcze bardziej błękitniejsze, niż poprzednio. Było tam pięknie. Aż westchnęłam z wrażenia i wstałam, zapominając co się poprzednio stało. Dłuższa chwila minęła, a ja usłyszałam równoczesne dwa głosy: Sue! Tu jesteśmy! - to była mama i tata, którzy do mnie machali. Chciałam już do nich podbiec i ich przytulić, ale nagle...

    Obudziłam się. Byłam cała oblana zimnym potem, a w oczach miałam łzy. Kiedy już się uspokoiłam, rozejrzałam się po pokoju, a następnie cicho powiedziałam do siebie: "To był tylko sen..." - po czym spojrzałam na zegar, który wisiał nad drzwiami. Było około godziny dziewiątej rano. Odsłoniłam rolety i otwarłam okno, żeby powąchać świeżego powietrza. Pomyślałam sobie: "Wróciłam do rzeczywistości."
    Wychodząc z pokoju, zamknęłam cicho drzwi, żeby nikogo nie obudzić. Następnie ruszyłam w stronę pokoju obok. Uchyliłam leciutko drzwi i zobaczyłam brata, który smacznie sobie drzemał. Później ruszyłam w stronę łazienki, ogarnęłam się i poszłam potem do kuchni. Tam zaczęłam robić już śniadanie dla wszystkich. Kiedy już skończyłam, włożyłem je do lodówki. Wzięłam jeszcze małą karteczkę i napisałam na niej: "Śniadanie jest w lodówce, ja idę do pana Victora." Następnie wzięłam do buzi kawałek przygotowanej kanapki i wyszłam. Poszłam zaledwie kilka kroków i stanęłam. Często tu bywałam. Przy okazji zarabiałam pieniądze. Pan Victor, to był mój sąsiad, to staruszek, na oko osiemdziesiąt lat. Lubię go. Jest dla mnie bardzo miły i moim zdaniem dobrze płaci, jak na nie profesjonalną pracę. Otwierając już bramkę, usłyszałam głos witającego mnie staruszka.  
- Witaj, Sue! Cieszę się, że dzisiaj znów przyszłaś. Mamy dużo roboty. - powiedział spokojnie i uśmiechnął się do mnie pomarszczonym uśmiechem.
- Dzień dobry panie Victorze! Mam nadzieję, że się znów przydam! - odpowiedziałam miło i odwzajemniłam uśmiech.  
Może i staruszek miał swoje lata, ale ruszał się nie najgorzej.