Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Rudzielec

Wolność. Tak się czuję. Ten wiatr we włosach. Wolność. Tak się czuję kiedy jadę. Kiedy jadę moja czarną bestią.  
Wolność. Nikt mi nic nie rozkazuje. Jestem sam że swoimi myślami.  
Uwielbiam się wyciszyć i rozkoszować tą chwilą.
Uciekam od przeszłości. Od tego co było.  
Dużo w moim życiu się działo.  
Miłość. Małżeństwo . Rozwód.  
Zostałem sam. Sam ze swoimi problemami.  
Pozostała mi tylko pasja.  
I tak jadąc zauważyłem nagle psa. Wielka bestia wyskoczyła mi na drogę.  
Chcąc uniknąć zderzenia skręciłem kierownicą mocno w lewo. Motocykl się wywrócił . Poczułem mocne uderzenie w głowe. I cisza. Jejku. Czy to koniec? Czy tak to wygląda? Zaraz podejdzie do mnie świetlana postać i zaprosi mnie do nieba? Czy ognisty Diabeł do piekła?
Cisza. Powoli ktoś wyłania się z mgły . Diabeł? Anioł?  
Chyba Diabeł. Czerwone włosy rozkładaly się po całym ciele. Oczy czarne jak węgiel przebijały mnie na,wylot. Ale to býla Diablica o anielskiej urodzie. Tak to mogę odchodzić. Odpływam.  

Ale to chyba nie koniec. Powoli budzę się ze snu. Powoli wdziera mi się do umysłu szum fal. Słyszę śpiew ptaków. Szczekanie psa. Otwieram oczy. Leżę w przytulnym pokoiku.  
Gdzie ja jestem? Co ja tu robię?
Próbuje sobie wszystko przypomnieć.  
No tak. Pies. Wypadek. I ktoś. Właśnie. Kto?
Wstaje z łóżka i podchodzę do okna.  
Co widzę? Morze. Piękne fale rozbijają się o brzeg. Błękit nieba dopełnia reszty.
Nad brzegiem spaceruje kobieta z psem.  
Zaraz zaraz , poznaje to zwierzę. To ono wyskoczyło mi znienacka na drogę. Jejku. Jestem słaby. Zakręciło mi się w głowie. Upadam na podłogę. I znów cisza.
Nie wiem jak długo to trwało.  
Otwieram oczy.  
Obok mnie siedzi dziewczyna która spacerowała z psem. Zobaczyła że się przebudziłem.
– Dzień dobry. W końcu Pan wrócił. Powiedziała.  
–Dzień dobry. Co ja tu robię? Spytałem.  
– Bardzo przepraszam, ale mój pies pobiegł za królikiem i wyleciał prosto Panu pod koła. Nie chcąc jego przejechać wywrócił Pan motocykl. Niestety uderzył się Pan mocno w głowę. Mój znajomy pomógł mi przenieść Pana do mojego domku. Do szpitala mamy dość daleko więc postanowiłam wykurować Pana u mnie.
–Daj spokój już z tym Panem. Leszek jestem.
– Cześć. Adrianna. Mów mi Ada. Przedstawiła się dziewczyna. Teraz mogłem się jej dokładnie przyjrzeć. Szczupła choć nie wysoka. Miała piękne lekko podkręcone rude włosy. Brązowe oczy patrzyły na mnie z ciekawością i sympatią. Śliczne rysy twarzy dopełniały reszty.  
–Zostaniesz Leszku u mnie aż się lepiej poczujesz. A o motocykl się nie martw. Jest u mojego dobrego kolegi. Będzie za parę dni naprawiony.
W sumie czemu nie , pomyślałem sobie. Krótki urlop w tak uroczym towarzystwie i tak pięknym miejscu mógł być bardzo ciekawy.  
Powoli dochodziłem do siebie . Ada okazała się być miłą towarzyszką i świetną opiekunką.  
Wieczory spędzaliśmy przed jej domem . Dużo mi o sobie opowiedziała.  
Była rozwiedziona. Mąż zostawił ją dla dużo młodszej kobiety.  
Ada była nauczycielką. Uczyła w pobliskiej szkole dzieci z klas podstawowych. Bardzo kochała to co robi. Opowiadała o swojej pracy z pasją i wypiekami na twarzy. Poświęcał temu co robi całą swoją energię. Imponowała mi bardzo .  
Któregoś wieczoru siedzieliśmy znów na werandziie popijając alkohol. Ada piła czerwone wino a ja popijałem sobie drinka. Było już trochę chłodno. Wziąłem koc z pokoju i przykryłem nim dziewczynę. Była mi wdzięczna za to. Przytuliła się do mnie. Poczułem się dziwnie. Dawno już nie czułem bliskości kobiety. Ada też to wyczuła .  
–Nie bój się. Powiedziała. Chce się tylko ogrzać. Poczuć bicie twego serca. Jest takie mocne.
Objąłem ją rękoma i tak przytuleni oddaliśmy się w ramiona snu.
Przebudziłem się po paru godzinach. Ada dalej spała wtulona we mnie. Przepiękny obrazek. Śliczny rudzielec o delikatnych rysach twarzy. Oddała się pod moją opiekę czując się bezpiecznie w moich objęciach. Pocałowałem delikatnie jej policzek. Potem drugi. Poruszyła się lekko. Pocałowałem jej nosek. Delikatnie. Otworzyła oczy. Popatrzyła na mnie z czułością i się uśmiechnęła. To był najpiękniejszy uśmiech jaki w życiu widziałem. I to ją byłem nim obdarzony. Pocałowałem ją w usta. Delikatnie oddała mi pocałunek. Nasze języki spotkały się w połowie drogi próbując i poznając się nawzajem. Coś się w nas obudziło. Coś czego oboje już dawno nie odczuwaliśmy. Namiętność. Pożądanie . Chęć pełnego spełnienia.
Chwyciłem ją na ręce i zaniosłem do domu. Połoźyłem delikatnie na łóżko. Ada chwyciła mnie za szyję i kurczowo trzymając wpiła się ustami w moje. Tym razem nasze języki już ochoczo zabrały się do pracy. Połączyły się w miłosnym tańcu nie chcąc przestać. Nie przerywająć powoli odponałem guziki w jej bluzce . Po chwili leżała już na podłodze. Pozostała już tylko w spodenkach i pięknym staniku który ukrywał niewielkie lecz jędrne piersi. Moje ręce błàdziły po jej ciele poznając powoli jej zakamarki. Oderwaliśmy się od siebie na chwilkę. Dziewczyna ściągnęła mi koszulę i spodnie. Pozostałem tylko w bokserkach. Zaczęła dłońmi pieścić mój tors . Palcami pieściła moje brodawki delikatnie poszczypując.
Nie pozostałem dłużny. Ściągnąłem jej stanik i spodenki. Widok jej bielizny podziałaķ na mnie zabójczo. Przystąpiłem do pieszczot jej cudownego ciała.
Wpierw szyja. Delikatny pocałunek. Potem ramię. Delikatnie i powoli schodziłem niżej. Czas na piersi. Ukazały mi się w pełnej okazałości. Chwyciłem je w ręce i delikatnie masujące pieściłem językiem jej brodawki. Zrobiły się twarde i czerwone z podniecenia jak wisienki na torcie. Czas zejść niżej. Chwilę zatrzymałem się na brzuszku pieszcząc jej pępek. Złapałem jej majtki i ściągnąłem w dół. Została tak jak ją Pan Bóg stworzył. Tego już było za dużo. Brak kobiety zrobił swoje. Wszedłem w nią głęboko i niecierpliwie. To było silniejsze ode mnie. Polączyliśmy się w miłosnym tańcu. Nasze ciała złapały wspólny rytm powoli doprowadzając się do spełnienia. Spełnienia które spadło na nas oboje. Boże. Jakie to przepiękne uczucie.  
Kochaliśmy się jeszcze tej nocy parę razy. W powietrzu unosił się zapach naszej namiętności i pożądania. Ta chwila mogła trwać wiecznie
Wreszcie wyczerpanii padliśmy oboje i mocno wtuleni w siebie zasnęliśmy.  
Nazajutrz obudziłem się sam w łóżku. Na miejscu Ady leżała karteczka.  
–Śniadanko masz już w kuchni. Wrócę za godzinę.  
Pozostało mi się już tylko ubrać.  
Zjadłem posiłek i zrobiłem sobie kawę. Usiadłem na zewnątrz i obserwując fale czekałem na dziewczynę. Dzień zapowiadał się cudowny.  
–Dzień dobry Leszku. Usłyszałem za sobą. Chciałam Tobie kogoś przedstawić.
Obróciłem się w jej stronę. Zatkało mnie. Obok Rudaska stał ......
drugi Rudasek. Tylko młodszy.  
–To jest moja córka Hania.  
Mała przyglądała mi się ciekawie. Miała może z 10 lat. Była wierną kopią matki. Cudne rude włosy rozlewały sie po jej całym ciele. Oczy również brązowe świdrowały mnie na wylot.
Podeszłem do niej powoli. Podałem rękę.
–Cześć Haniu. Jestem Leszek.
–Dzień dobry. Odpowiedziała.  
Zaczęliśmy się poznawać wszyscy troje. Mała polubiła mnie.  
Z kolei między mną a Adą wybuchła ogromną miłość . Miłość którą spadła na nas nagle. Jak grom z jasnego nieba. I rozkwitała w najlepsze.  
Z kilku dni urlopu zrobiło się kilka tygodni. Czułem że znalazłem w końcu swoje miejsce. Spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę. Byliśmy jak kochająca się rodzina.  
Aż dojrzała we mnie myśl. Postanowiłem kupić pierścionek i się oświadczyć. Niedługo Ada będzie miała urodziny więc będzie okazja. Wtajemniczyłem Hanie w mój plan. Była zachwycona.  
W końcu nadszedł ten dzień. Z bukietem kwiatów i pierscionkiem w pudełku wszedłem do domu. Lecz coś było nie tak. Ada stała w kuchni trzymając w ręku jakąś kartkę. Łzy leciały jej po policzkach. Obróciła się do mnie. W jej oczach zobaczyłem ból i strach.  
–Co się Kochanie stało? Spytałem.
–Wiesz Leszku. Musisz już wyjechać.  
‐Ależ co ty mówisz. Ci się dzieje??!! Powiedz mi.
–Wznoś się stąd. Krzyknęła. Nie chce Cię znać. Słyszysz.!!!!!!!Zapomnij o mnie!!Idź już!!!
W jednej chwili cały mój świat się zawalił. Nic nie rozumiałem. Lecz powoli się spakowałem i wyszedłem. Gdy wsiadłem na motor spojrzałem jeszcze raz na okno. Stała w nim Ada. I płakała.  
Odjechałem. Odjechałem daleko. Najdalej jak tylko mogłem. Próbowałem zrozumieć co się stało. Lecz nie potrafiłem.  
Minęły dwa lata. Mieszkałem na drugim końcu Polski. Pracowałem. Miałem przyjaciół. Lecz w sercu pustkę. Pustkę po Rudzielcu której nie potrafiła zapełnić żadna inna kobieta.  
Dostałem dziwny telefon.  
–Pan Leszek Jargucki? Pytał głos w słuchawce.  
–Tak. Rzuciłem krótko. O co chodzi??  
–Jest Pan znajomym Adrianny Lichockiej?
Zdziwiłem się bardzo.  
–Byłem.  
–Zapraszam Pana do mojej kancelarii w Świnoujściu.  
–Ale o co chodzi? Zresztą ja mieszkam w drugim końcu Polski.  
–Dowie się Pan wszystkiego na miejscu. Zarezerwowałem już bilet na samolot. Do zobaczenia.  
Nie pozostało mi nic innego jak się spakować i wyruszyć w drogę. Cały czas myślałem o co chodzi..Wracałem tam gdzie się wszystko zaczęło. Wróciły wspomnienia.  
Nazajutrz wstawiłem się w kancelarii adwokackiej po wskazazanym adresem. Przywitał mnie młody mężczyzna ubrany w elegancki garnitur.
–Cieszę się że mogę Pana poznać . I tak szybko Pan przyjechał. Powiedział na przywitanie.  
–Dzień dobry. Odparłem. Czy mógłby mi Pan w końcu powiedzieć o co tu w tym wszystkim chodzi?  
–Otóż Pani Adrianna zrobiła Pana jedynym swoim spadkobiercą i prawnym opiekunem jej córki Hanny Lichockiej.  
Powoli docierało do mnie to wszystko. Czułem jak serce podchodzi mi do gardła.
–Gdzie jest Ada?? Spytałem.  
–Pani Ada zmarła dwa tygodnie temu . Chorowała na białaczkę.  
Zamarłem w bezruchu.  
–A Hania?
–Hania jest w tymczasowym ośrodku opiekuńczym. Jeżeli podpisze Pan dokumenty to pojedzie z Panem. Jak nie to trafi do domu dziecka.  
Boże . Dlaczego. Dlaczego to tak się stało. Zaczynałem wszystko rozumieć. Ta wiadomość. Te łzy. To pożegnanie. Wszystko układało się w logiczną całość.  
-Chcę zobaczyć Hanię. Powiedziałem.  
–Oczywiście. Już jedziemy.
Po krótkiej chwili byliśmy na miejscu. Weszliśmy do obskórnego budynku.  
Na przywitanie wyszła miła kobieta.  
–Chcę zobaczyć Hanie Lichocką.  
–Oczywiście. Odpowiedziała.  
Zaprowadziła mnie na piętro. Dzieci jadły akurat obiad. Między nimi była mała. Zauważyłem ją z daleka.  
–Hania. Cicho krzyknąłem.  
Obrucila się w moją stronę. Przez chwile się wachała. Lecz zaraz podbiegła mocno się przytuliła.
‐Leszek. Zalała się łzami. Ja razem z nią. Nie widziałem jej przez dwa lata. Bardzo wyrosła i jeszcze mocniej zrobiła się podobna do matki. Staliśmy tak dłuższą chwilę tuląc się do siebie.  
–Zabierz mnie stąd. Nie chce tu pozostać.  
–Zabiorę. Jedziesz ze mną.  
Podpisałem wszystkie potrzebne dokumenty. Zostaliśmy jeszcze parę dni żeby dopilnować sprzedaży domu Ady.  
Przed samym wyjazdem poszliśmy z małą na cmentarz. Stojąc przy pomniku wpatrywałem się w zdjęcie Rudaska. Łzy leciały mi hektolitrami.  
–Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?!!!! Przecież kochałem Cię!!!! Ale pamiętaj. Nigdy Cię nie zapomnę. I zaopiekuję się Hanią jak własną córką.  
Ada patrzyła na nas ze zdjęcia uśmiechnięta. Jak by wiedziała że już wszystko jest dobrze. Że nic jej córeczce się nie stanie. Że będzie że mną szczęśliwa i nic jej nie zabraknie.
–Żegnaj mój Rudzielcu. Powiedziałem na odchodne.  
–Żegnaj mamusiu. Powiedziała Hania.
Obróciliśmy się do wyjscia. Czas w drogę. Czas na nowe życie. Czeka mnie nowe wyzwanie. I mam nadzieję że temu podołam.  
Do widzenia i miłego dnia życzę.......

Kali74

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 2229 słów i 12259 znaków, zaktualizował 26 lut 2020.

Dodaj komentarz