Tęskniłam za nim.
Tęskniłam, cholernie.
Zanim podniósł się z kanapy, zanim zdążył jeszcze wyjść, tęskniłam zanim się pożegnał, pocałował mnie na koniec, szepnął, że przecież niedługo znów się zobaczymy.
Nie odchodził na zawsze, a ja właśnie tak się czułam, jakby ktoś chciał mi go zabrać, ukraść i zachować dla siebie.
Wciąż był obok, przytulał mnie i powtarzał, że wszystko będzie dobrze, bo mnie kocha, wspiera i jestem najważniejsza.
A ja widziałam już, jak bierze swoje torby, wsiada do auta i odjeżdża.
Widziałam już, siedząc z nim na tej pieprzonej kanapie, że gdy odjedzie, a ja tu wrócę, jego nieobecność będzie boleć niewyobrażalnie mocno.
Teraz słyszę tylko stukot przejeżdżającego pociągu.
Gdzieś z tyłu, w oddali.
Odjechał.
Siedzę na kanapie, na której mocno mnie obejmował.
Całował.
Zasypiał i budził się obok.
Kochał się ze mną.
Poduszki pachną nim.
Ja nim pachnę.
I to boli, cholernie.
Nie wiedziałam, że tak może.
Czuję się tak, jakby odszedł na zawsze, a przecież to nieprawda.
Czy można tak kochać?
Zepsułam się.
On jest dla mnie za dobry, rozumiesz?
Za dobry.
Nie zasłużyłam na to.
Nie zasłużyłam na niego.
Teraz obserwuję z balkonu miejsce, na którym stał jego samochód.
Jest dziwnie puste.
Pusto mi.
Boże.
3 komentarze
agnes1709
Somebody
Kurewsko boli i nie mija
Pięknie 
Speker
Mam nadzieję, że to tylko proza, nie życie