Przeszłość, w Twoich oczach

To właśnie ten moment. Bolesny, ale oczywisty. Ostatni raz spoglądam na osobę, którą kocham. Chwila, ale wystarczy, bym odczuła, jakby ktoś smagał mnie batem. Czerwone pręgi, kwitnące, niczym kwiaty na wiosnę na moich plecach. Daję jej odejść. Powód jednak nie jest tak oczywisty, jak moment, w którym muszę puścić jej ciepłe palce.  
Osoba. Bratnia dusza. Niezastąpiona. Najlepsza, jednak nosząca w sobie tyle sprzeczności. Nie mogę żyć w niepewności. Bać się każdego dnia, że za chwilę zniknie. Słowa wiszą w powietrzu, zamieniając się w kryształki lodu. Nie dostaną się już do mojego serca, choć ono tak bardzo pragnie je chłonąć. To nic nie zmieni, zupełnie nic.  
-Pamiętaj, że cię kocham - magiczne słowa wypływają na światło dzienne. Brakuje mi tchu. Subtelne, delikatne. Poddają się podmuchom wiatru. Mimowolnie zaciskam zęby.  
Słowa potrafią zniszczyć. Zdeptać. Wbić nóż prosto w serce i patrzeć, jak umierasz w męczarniach. Umieją także unieść w górę. Udowodnić, że można latać. Zwiększyć intensywność kolorów.
W tym momencie uświadamiają mi, że w jeden chwili, mogę poczuć się, jak okrągłe zero. Nic nie warta cyferka, choć magiczne literki, powinny przecież uskrzydlać. Tym razem działają na odwrót.  
Tak wiele bym dała, aby cofnąć czas. Zmienić bieg wydarzeń. Ulepszyć nas. Odmienić, by obecna sytuacja nie miała nigdy miejsca.  
Co mi pozostało?
Puste mieszkanie. Nikt nie mówi dzień dobry ani do widzenia. Nikt nie pociągnie za rękę, by przyciągnąć do siebie i mocno przytulić do ciepłego ciała. Szepnąć, wszystko będzie dobrze. Nic nie będzie, zwykłe kłamstwo. Tak, jak Twoja obecność.  
Szafka opustoszała. Martwi mnie brak Twoich pachnących koszul. Nie wiem, co będę musiała tam wepchnąć, by zapchać lukę.  
Czuję, że odchodzisz na zawsze. To nie teatr, nie bajka. Wszystko dzieje się naprawdę i po raz pierwszy tego żałuję.  
-Jestem pewien, że dasz sobie radę. Zawsze dajesz - kolejne bzdurne, krótkie przemówienie, które ma się nijak do tego, co obecnie odczuwam. Nie ma pojęcia, jak czuje się człowiek, któremu wycina się serce na żywca. Tak, to właśnie ten moment.  
-Nie - wyrywa się z moich ust. Błękit w jego tęczówkach ożywa i już sama nie wiem, czy to kolejny żart. - Dobrze wiesz, że to cios poniżej pasa. Chcesz wiedzieć, dlaczego zawsze, do tej pory, dawałam sobie radę? - pytam. Jego błękitne oczy błądzą po mojej twarzy. Znają ją, na pamięć a mam wrażenie, jakby widziały ją po raz pierwszy.  
-Dlaczego? - nie robi pauzy, nie czeka. Chce wiedzieć natychmiast, choć gdyby chwilę pomyślał, poznałby odpowiedź. Jest prosta i oczywista. Wzdycham. Czuję, że upadam jeszcze niżej, choć sądziłam, że to już niemożliwe.  
-Ty byłeś przy mnie - rzucam krótko a moje palce automatycznie uwalniają jego dłoń z uścisku.  
To koniec. Definitywny koniec. Pora włączyć mózg, wyłączyć serce. Czas na łzy, choć same nie chcą płynąć po samotnych policzkach. Pustka odbija się echem.  
Patrzy na mnie tak, jakbym wbiła głębiej nóż utkwiony w jego piersi. Przed oczami przelatują wspomnienia, jak w kinie. To już przeszłość, pozostaną na zawsze czarno białe.  
-Żegnaj - szepczę.
Staram się, ten ostatni raz chłonąć każdy jego oddech. Każdy błysk w oku.  
Boję się, że bez niego nigdy nie dam sobie rady.  
Bez tlenu nie da się oddychać.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 613 słów i 3462 znaków, zaktualizowała 11 lis 2015.

3 komentarze

 
  • LittleScarlet

    Twój najlepszy tekst. Zdecydowanie. To jest takie piękne, że umieram. Po tym co stało sie wczoraj w Paryżu jest to maleńka iskierka nadziei, że na świecie jest piękno. Dziękuję ci.

    14 lis 2015

  • NataliaO

    Super się czytało. Genialne, i że mam słabości do tytułów to ten też jest świetny. Od razu zwraca uwagę  :kiss:

    12 lis 2015

  • rafał

    nic dodać nic ująć :x

    12 lis 2015