Obrona własna

To był kolejny dzień bez niego. Nie różnił się do tej pory niczym od pozostałych ostatnich dwóch miesięcy. Minęło sporo czasu, zdążyłem się przyzwyczaić. Do tego, że go nie ma i do tego, że ludzie nigdy mnie nie zaakceptują. Tylko... czemu? Jestem zwykłym człowiekiem ze zwykłymi uczuciami żyjący wśród ukochanych osób. Tylko na nich mogłem liczyć, a i ich robiło się coraz mniej. Czemu już dawno drogi: moja i Adriana rozeszły się? Czy można ufać osobie, która wbiła nóż w plecy Twojej przyjaciółce? Dla mnie coś takiego nie istniało. Dawanie komuś drugiej szansy po takim wydarzeniu było kompletnym nieporozumieniem. Ze stratą Sylwii jeszcze się nie pogodziłem. Właściwie to nigdy się nie pogodzę. Przecież to jest nierealne. Znaliśmy się od dziecka, wychowaliśmy na jednym podwórku, a ona teraz mnie tu tak zostawiła. Nie chciała tego, Adrian zdecydował za nią. A to wszystko przez tą cholerną zazdrość.  
Szedłem ulicą Długą w Gdańsku, mijając ulubioną kawiarnię Sylwii. Uśmiechnąłem się smutno pod nosem i w tym samym momencie zobaczyłem jego. Perfidnie siedział na miejscu mojej przyjaciółki, popijając kawę. Sam. Bez nikogo. Jak palec. Dobrze mu tak! Kątem oka mnie dostrzegł, a ja nawet nie zorientowałem się, że stoję w miejscu od paru minut wpatrzony w niego. Rozejrzał się odruchowo, nieco zmieszany i wstał, wyraźnie ruszając w moją stronę. Nie zastanawiałem się długo, po prostu poszedłem dalej, przyspieszając nieco kroku. Nie chciałem z nim rozmawiać. Patrzeć na niego. Dotykać. Wszystko było już pozamiatane. Nie chciałem mieć z tym człowiekiem NIC wspólnego. NIC. Poczułem jego rękę na swoim ramieniu.  
- Mógłbyś się wreszcie zatrzymać?! - wrzasnął do mnie na środku starówki. Pełno ludzi przyglądało się nam z zainteresowaniem, zupełnie, jak byśmy nagle stali się główną atrakcją Dominikańskiego Jarmarku. Zatrzymałem się, bo po co mam tak dalej uciekać? Uciekałem przez ostatnie dwa miesiące, oszukując samego siebie, że nic do Adriana nie czuję. Tymczasem wszystko wróciło. Wspomnienia. Każde oddzielnie wierciło mi dziurę w sercu, mózgu... właściwie to w każdej części mojego ciała, w każdym najmniejszym organie i fragmencie mojej sylwetki. Czułem jego dotyk, ale skutecznie wszelkie emocje zakopałem gdzieś w środku siebie, przyjmując kamienną twarz. Żadnych emocji, tyle powinienem zapamiętać.  
- Co znowu? - jęknąłem cicho, odwracając się na pięcie, by spojrzeć na blondyna.  
- Mógłbyś mi dać chwilę? Chcę...  
- Czego chcesz? - przerwałem mu. - Przeprosić za zabójstwo mojej najlepszej przyjaciółki? Udawać, że to nic wielkiego i znów próbować do mnie wrócić? Czy znowu przypomniało Ci się, że coś zostawiłeś w moim mieszkaniu? Podkreślam... moim... nie naszym! - burknąłem pod nosem jednym tchem.  
- Chcę, żebyś dał mi szansę się wytłumaczyć. Proszę Cię, kurwa! - powiedział donośnym głosem Adrian, wbijając w moje oczy pusty wzrok. Pusty? A może tak naprawdę pełen zażenowania, rozpaczy, lęku... ? Cóż, najwyraźniej oboje byliśmy dobrymi aktorami.  
- Jutro... 15:00, tam gdzie zawsze - powiedziałem niepewnie i od razu ruszyłem w swoją stronę. Nie chciałem więcej stać na środku deptaka i znosić spojrzenie wścibskich ludzi. Minąłem grupkę młodzieży, zbierającą na powrót do domu. Uśmiechnąłem się do nich niemrawo i wrzuciłem parę złotych, które miałem akurat w kieszeni. Ciepłe 'dziękuje', które usłyszałem było pełne wdzięczności.  
Do domu ruszyłem dopiero wieczorem, gdy starówka powoli stawała się coraz bardziej pusta. Pojedyncze osoby przemierzały ulicę, co chwila zatrzymując się, by zrobić zdjęcia. Pary, które mijałem, wydawały się cholernie szczęśliwe, że wreszcie znalazły swoją drugą połówkę. Trzymały się za rękę. Co chwila obdarowywały pocałunkami. Szeptały czułe słówka do uszu. Spotkałem nawet parę gejów, do których szczerze się uśmiechnąłem. Czemu ja nie mogłem być szczęśliwy? Czemu to ja teraz szedłem tędy samotnie? Na to pytanie odpowiedzi szybko nie znajdę. Wszedłem do mieszkania i od razu zasnąłem, nie mając siły na cokolwiek.  
Rozejrzałem się nerwowo po wąskiej uliczce, w której zazwyczaj spotykałem się z Adrianem. Otaczały ją garaże, graffiti i cisza. Słychać było tylko co chwila przejeżdżające samochody i nic więcej.  
- Cześć - usłyszałem zza pleców i od razu się odwróciłem. Uniosłem brew, robiąc pytającą minę, wyraźnie dając do zrozumienia, że chcę od razu dowiedzieć się, o co chodzi i załatwić to jak najszybciej. - Słuchaj... najpierw powinienem przeprosić. I... nie przerywaj - zaznaczył na wstępie - bo chcę, żebyś chociaż raz mnie wysłuchał. Wiem, że nic Ci jej nie wróci, że była dla Ciebie ważna. Najważniejsza. Wiem też, że nigdy mi tego nie wybaczysz, nieważne, jak bardzo bym tego chciał - westchnął cicho.  
- Zgadłeś. Mogę już iść? - spytałem przeciągle.  
- Nie - zatrzymał mnie. - Mówiłem... posłuchaj.  
- Dobrze - wywróciłem oczami, opierając się bokiem o szorstką ścianę budynku.  
- Wiesz, że zostałem uniewinniony. Dlatego też uważam, że powinno Cię to zastanowić. Nie zabiłbym niewinnej osoby. Myślisz, że zrobiłem to przez zazdrość, ale przecież dobrze wiem, że jesteśmy homoseksualistami, więc była dla Ciebie jedynie, a może aż, jak siostra. Nawet nie wiesz, czemu nie wjebali mnie do pierdla. Nie dajesz mi żadnej szansy, by cokolwiek powiedzieć. Nie chcę udawać, że jestem aniołkiem, bo nie jestem, ale nie jestem też zabójcą bez powodu. Działałem w obronie własnej. Zrozum to. Słyszysz? W o b r o n i e w ł a s n e j - zaznaczył wyraźnie, a ja stałem jak wryty w bezruchu. - Sam widzisz... nic nie wiedziałeś. Ale tylko dlatego, że patrzyłeś na nią jak w obrazek. Tak naprawdę od dawna zagrażała mi, że jeśli sobie nie odpuszczę z Tobą, to nie będzie kolorowo. Może chciała zrobić coś mi... może Tobie, nie wiem - wzruszył ramionami. - Groziła mi, rozumiesz? Wtedy... tego dnia... nie wytrzymałem. Ona też. Napisała z Twojego telefonu, żebym tu przyszedł. Nawet nie wiesz, że tutaj znaleźli jej ciało. Przyszedłem w nocy, SMS mówił wyraźnie, że to cholernie pilne. Czekała na mnie zamiast Ciebie. Czekała z nożem. Znaleźli nawet na nim jej odciski. Może i jestem chudy jak patyk, ale dziewczynie dałem radę. Teraz pewnie to ja bym nie żył. Może to ją byś obwiniał o wszystko. Może to na nią obrażałbyś się i nie odzywał przez parę miesięcy. To... to wszystko - zakończył wyraźnie. - Możesz teraz mi dać w mordę, nawrzeszczeć, że znów Cię oszukuję... rób co chcesz, jest mi obojętne. Gdy nie ma Ciebie wszystko jest obojętne - wzruszył ponownie ramionami, co było oznaką, że się denerwuje. Tak mi się wydawało.  
- Nic nie wiedziałem - powiedziałem wyraźnie zdziwiony, ale nadal starałem zachowywać się tak, jakby na niczym mi już nie zależało.  
- Bo nie dałeś mi szansy wytłumaczyć. Teraz, gdy już wiesz... może jest jakaś szansa, żebyśmy do siebie wrócili? Albo... żebyś chociaż mi wybaczył.  
- Ja... nie wiem. Muszę wszystko sobie ułożyć - westchnąłem cicho. - Przepraszam - burknąłem jedynie i po paru sekundach już mnie nie było.  
Nie było mnie stać na to, by odezwać się do Adriana przez kolejne dwa tygodnie. Codziennie o tym myślałem, myśli nie dawały mi spokoju. Dowiedziałem się, że to, co mówił... było prawdą. Mimo wszystko nie mogłem odkleić z jego czoła plakietki 'zabójca mojej przyjaciółki'.  
JEŚLI JESZCZE CHCESZ COŚ ODBUDOWAĆ,  
TO STAWIASZ DZIŚ KAWĘ W ZUPEŁNIE NOWYM
MIEJSCU. :)
Takiego SMS-a wysłałem prosto na numer Adriana. Nie chciałem zaglądać już do TAMTEJ kawiarni, bo to w niej mieściło się najwięcej wspomnień. Za dużo wspomnień. Złych wspomnień. Może nowa kawiarnia będzie startem w nowym życiu?

nietwojasprawa

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1485 słów i 8089 znaków.

Dodaj komentarz