Keep it to yourself cz.2

Zatrzaskuję za sobą drzwi do mojego pokoju i opieram się o nie próbując uspokoić oddech. "Wszystko jest już dobrze" powtarzam sobie wciąż, ale i tak moje serce pędzi jak szalone, a żołądek skręca się gwałtownie. Ledwo wpadam do łazienki, po drugiej stronie malutkiego korytarza a mam wrażenie, że moje  wnętrzności lądują w toalecie. Ciągle targają mną torsje. Próbuję podtrzymać się dłońmi ale one ślizgają się po płytkach i uderzam głową o ostry kant szafki. Najpierw czuję otępiający ból i bezwładność we wszystkich kończynach, potem oczy zachodzą mi mgłą i ostatnie co pamiętam to, to że przewracam się na mały, łazienkowy dywanik.  


Otwieram ociężałe oczy i spoglądam na ciągle delikatnie zamazany, zagrzybiony sufit. Przez chwilę moje myśli krążą w kółko,  próbując przypomnieć sobie dlaczego postanowiłam sobie wybrać akurat takie miejsce na drzemkę. Dopiero po chwili orientuję się że moje plecy przeszywa ból i dyskomfort. Moja dłoń wędruje pod plecy i delikatnie ujmuję zimny, metalowy przedmiot. Wyciągam go powoli i spoglądam na umazanego w krwi glocka. I już wiem jak się tu znalazłam. To tak, jakby ktoś mnie oblał kubłem zimnej wody.  Wspomnienia wracają z szybkością błyskawicy, a z nimi uczucie przerażenia w sercu. Mój oddech przyśpiesza kiedy wstaje z podłogi z lekkimi zwrotami głowy. Od razu rzuca mi się w oczy moje odbicie w lustrze. Wyglądam co najmniej jakbym została nieźle pobita. Moje brązowe włosy są posklejane zaschniętą krwią, wargi opuchnięte a na czole widnieje rozcięcie z którego spływa jeszcze nie całkiem zaschnięta czerwona ciecz. Oczy mam podkrążone i przekrwiene. Moja koszulka bardziej jest czerwona niż biała ale wiem że nie zostałam poważnie ranna. To nie jest moja krew. A przynajmniej nie cała. Małe draśnięcie noża koło pępka się nie liczy, a przynajmniej jeśli wziąść pod uwagę że mogłabym skończyć z kulką w głowie. Podnoszę ostrożnie koszulkę i sprawdzam czy siniaki które uniemożliwiają mi swobodne poruszanie się, wyglądają tak tragicznie. Mój brzuch jest usiany  w fioletowe plamy. Gdzieniegdzie widać już przebłyski zieleni. Puszczam koniec koszulki, która opada swobodnie zakrywając parszywy widok i odkładam glocka ostrożnie do umywalki. Podnoszę ostrożnie rękę aby nie narazić się na większy ból do szafki koło umywalki i wyciągam z niej małe nażycznki. Rozcinam koszulkę bo zdaję sobie sprawę że nie dam rady podnieść rąk wyżej niż ramiona. A i tak przywołałby to oromne cierpienie. Ściągam ją delikatnie i wrzucam do umywalki. Odpinam guzik od moich czarnych spodni i zsuwam je przy użyciu nadal w miarę sprawnych i nieokaleczinych nóg. W samej bieliźnie wchodzę pod prysznic i puszczam letnią wodę. Moja twarz ukazująca przez cały czas nieme cierpienie, relaksuje się delikatnie, mimo że z początku każda, pojedyncza kropla wody sprawiała ból mojemu organizmowi. Kiedy woda przestaje się mienić czerwienią, czuję  delikatne pieczenie w ranie na brzuchu i z boku czoła. Zakręcam kurek i wychodzodzę z pod prysznica na dywanik, na którym spędziłam noc. Dopiero teraz kiedy stoję po środku łazienki i szukam wzrokiem ręcznika zwracam uwagę na bałagan panujący w tym małym pomieszczeniu. Kiedy przy toalecie widzę dwie krwawe łapki, pozostawione przeze mnie, nie mogę się  powstrzymać od nerwowego chichot. Wzruszam zrezygnowana ramionami i zabieram się do sprzątania. Zabiera mi to dużo więcej czasu niż w innych okolicznościach ale kiedy kończę zdecydowanie nie potrzebuję już ręcznika. Włosy, jak zawsze pofalowały się zwiększając swoją objętość, skóra całkowicie wyschła a bielizna została tylko wilgotna. Mlaskam z zadowolenia na widok mojego wymytego ciała, ale odrazu zdaje sobie sprawę ze strasznego uczucia w ustach. Wręcz doskakuje do szczoteczki do zębów jakby to właśnie od niej miało zależeć moja dalszą egzystencja. I to właśnie wtedy słyszę głośne walenie do drzwi.  
- Ty cholerna gówniaro! - znowu kilka uderzeń pięścią i ciąg dalszy wyliczanki. - Jak ty kurna śmiesz ciągle tu być !? Wypierdalaj stąd! Wyłaź  z tamtąd i żebym nie widziała twojego pieprzonego ryja do końca dnia! Albo i dłużej!  
Dla umocnienia swoich słów powaliła jeszcze trochę w drzwi i poszła dalej chlać. Wywracam oczami. To było takie przewidywalne. Bo w końcu nic nie robi całe dnie, to musi się na kimś powyrzywać. Umywszy zęby, opatulam swojego glocka w zniszczoną koszulkę i w bieliźnie przemykam się do mojego pokoju. Szybko wchodzę na łóżko i odsuwam zegar wiszący nad nim. Tam znajduję się wystarczająca dziura w      ścianie aby zmieścić mały pakunek. Chowam tam moją zabawkę i zasuwam z powrotem zegarem. Zeskakuje z łóżka i idealnie ląduje przed rozwalającą się komodą. Wyciągam z niej świeżą bieliznę, spodnie i koszulkę z krótkim rękawem. Powoli ubieram się, co chwilę się krzywiąc. Kiedy jestem już gotowa zerkam na zegar. Jest trochę po dziewiątej czyli powinnam zdążyć na drugą lekcje. Uśmiecham się krzywo na tę myśl. Zakładam trampki i biorę z krzesła przy biurku skurzaną kurtkę i wyświechtaną torbę. Zakładając kurtkę po drodze do wyjścia z małego, zaniedbanego domu uśmiecham się, że jeszcze tylko sto trzydzieści dni i będę wolna.

Sheerie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 978 słów i 5450 znaków.

3 komentarze

 
  • NIEjestemBARBIE

    Planujesz kontynuować?:)

    22 kwi 2016

  • Tessiak

    Nie powiem, przyciągnęłaś moją uwagę. Mam nadzieję, że poprowadzisz to dalej i że będę mogła niedługo powiedzieć dobra robota. Na razie za mało przeczytałam, żeby mieć bardziej sprecyzowane zdanie, dlatego czekam na ciąg dalszy, cierpliwie lub mniej. Mam nadzieję, że wkrótce dodasz część. Pozdrawiam i życzę dużo weny.

    30 mar 2016

  • Lonelyqueen

    Supcio ;)

    30 mar 2016