-Co zrobić z niedającą spać tęsknotą? Próbowałem już się jej wyzbyć, zatopić, schować gdzieś w czarny kąt, aby nie przypominała o sobie w każdej wolnej chwili, ale żaden sposób nie przynosi wyczekiwanych efektów - spojrzałem nieobecnym wzrokiem na Doris, ale ona nie poruszyła się, kiedy lekko otarłem się o jej ramię. Spoglądała przed siebie, wyłączona na to, co wydobywało się z moich ust.
-Doris - szturchnąłem ją, ale bez skutku. Uparcie wpatrywała się w gęsty las, znajdujący się przed naszymi oczami. Dałem sobie spokój, poszedłem w jej ślady. Robiło się coraz chłodniej, więc zdjąłem bluzę i nałożyłem ją na jej nagie ramiona.
Powoli traciłem nadzieję, że znajdę jakieś trafne rozwiązanie, by uratować siebie przed nadchodzącą klęską. Zmierzała do mnie dużymi krokami. Naprawdę wielkimi.
-To nic nie da. Nie możesz jej pokonać - kątem oka spostrzegłem, że pełne, czerwone usta Doris się poruszają. Spojrzałem na nią zdezorientowany, ale ona nadal uparcie wpatrywała się w krajobraz.
-O czym ty mówisz? - głos mi ochrypł a wiatr sprawił, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
-Ludzie tęsknią i nigdy nie przestaną tego robić, choćby nie wiem, jak bardzo próbowali. Jedyną możliwością jest śmierć, ale to nie rozwiązanie dla ciebie. Masz przed sobą jeszcze dużo dobrych chwil. Nie marnuj tego - jej głos rozmywał się w mojej głowie.
Śmierć? Czy byłbym do tego zdolny? Byłem tchórzem.
-Doris, ja straciłem wszystko, rozumiesz? Ona była dla mnie wszystkim. Nieważne, co mnie czeka, czy będę szczęśliwym ojcem, szefem, przyjacielem. Bez niej wszystko straci swoją wartość, nie będzie tym samym. To tak, jakbyś namalowała słońce czarną kredką - rzuciłem nienawistnie w jej stronę, choć przecież niczemu nie była winna. Nie mogłem powstrzymać targających mną emocji. Westchnęła cicho, ale nadal na mnie nie spojrzała.
-Więc można kochać tak mocno, by odechciało się wszystkiego, co może przynieść szczęście? - jej pytanie sprawiło, że znieruchomiałem. Modliłem się, by złapać oddech. Po dłuższej chwili wziąłem głęboki wdech.
-Można - rzuciłem krótko. - Można kochać całym sobą, każdą cząstką swojego marnego ciała. Miłość może wszystko, Doris - dodałem, wodząc wzrokiem po jej długich, miedzianych włosach. Poruszyła się na te słowa. Pierwszy raz, odkąd tu byliśmy.
-Przerażasz mnie - szepnęła, w końcu na mnie spoglądając. Jej zielone oczy lustrowały mnie niespokojnie, jakbym był dla niej obcy.
-Sam jestem przerażony - wyznałem, zamykając oczy.
To była prawda. Najszczersza. Nie pragnąłem bardziej nikogo innego, jak jej. Janet. Tak bardzo za nią tęskniłem, ile razy otwierałem oczy rano i, gdy je zamykałem. To jej twarz majaczyła mi ciągle przed oczami.
Nie zrozumie ten, kto nigdy nie kochał. Wszechmocna miłość. To ona jest w stanie nadać naszemu życiu intensywniejszych barw, bądź odebrać je całkowicie.
Janet. Jesteś najlepszym, co mnie spotkało a zaraz najgorszym koszmarem, jakiego mogłem doświadczyć.
2 komentarze
LittleScarlet
Yeah!
anonim:*
Dodasz kolejną część. Rachel???