Fuck IT rozdział 1

Fuck IT rozdział 1Od kilku godzin miałam wrażenie, że życie po prostu przemija mi przed oczami, ale kiedy ktoś zapowiedział lądowanie zrozumiałam, że były to tylko białe chmury, które od dłuższego czasu były jedyną rzeczą, na której było, chociaż przez chwilę warto zawiesić wzrok. No, chyba, że ktoś lubi patrzeć na starszych ludzi opychających się samolotowymi orzeszkami.
-Schowaj paczkę do torebki Ingrid, będzie na później!- krzyknął starszy, siwy mężczyzna, który widocznie uważał, że mówi szeptem, chociaż tak naprawdę, miałam wrażenie, że słyszał go każdy kto znajdował się na pokładzie.
-Co?!?- Starsza pani siedząca obok, najwidoczniej nosząca miano Ingrid wrzasnęła chyba ze cztery razy głośniej, przez co do starszej pary, niby z zamiarem udzielenia pomocy podeszła stewardessa i z ogromnym, choć dla mnie lekko sztucznym uśmiechem zaczęła "pomagać” starszej parze zapiąć pasy, przed lądowaniem.
Miałam wrażenie, że zaraz po prostu zacznę skakać i piszczeć ze szczęścia, no oczywiście gdyby nie krępowały mnie pasy, ponieważ samolot zaczął podchodzić do lądowania. W tym momencie nie obchodziło mnie nawet bezsensowne trajkotanie pilota o możliwych turbulencjach i innych takich, cieszyłam się. Cieszyłam, że w końcu będę mogła chodzić po stałym lądzie, że będą otaczać mnie samochody, skutery i inne maszyny posiadające silnik, no a co najważniejsze kółka, i które są w stanie poruszać się tylko po ziemi. A co było dla mnie w tym momencie mniej ważne, ale oczywiście tylko odrobinę, w końcu miałam zobaczyć ciocię Karen i Michaela. Ostatni raz widziałam ich chyba na :pogrzebie” mamy. Tak, to było dokładnie dwanaście lat temu, kilka dni po tym jak policja uznała, że wszelkie dalsze poszukiwania mojej mamy są zbyteczne, gdyż, jeśli nawet wciąż by żyła, to najwidoczniej nie chce być odnaleziona. Żyła, na pewno, a nawet możliwe, że żyje dalej, ale to już nie ważne, zostawiła mnie… Zostawiła nas.  
Chociaż w sumie…
Jakby się tak nad tym zastanowić, to przecież nic… Nic, ani nikt nie trzymał jej w Londynie, miała prawo robić, na co tylko miała ochotę, była w końcu wolna i niezależna, no, jeśli nie liczyć męża i pięcioletniego dziecka. Tak jak mówiłam, w Londynie nie trzymało jej nic, ani tym bardziej nikt, najpierw trzeba być człowiekiem, żeby móc mówić o jakimkolwiek cholernym przywiązaniu czy innym gównie.  
Jeśli chodzi zaś o ojca?
Nie będę za nim tęsknić, jak dla mnie to nawet dobrze, że w końcu nie żyje. Miałam go już ponad miarę, był nie do wytrzymania, od kiedy odeszła…
Nawet dobrze nie pamiętam jak wyglądała, miałam tylko kilka jej zdjęć, które poszły z dymem jak cały nasz dom.  
A ojciec?  
Ojciec był pewnie tak nachlany, że nawet nie zauważył wycieku gazu i… BUM.
Spłonął on, spłonął dom, moje rzeczy, chociaż jakie rzeczy?
Kilka starych, potarganych szmat, nic więcej.
Nim się obejrzałam stałam już obok mojego "podręcznego” bagażu, to znaczy niewielkiej torby z jednym t-shirtem i rozpadającymi się trampkami, majątek wiem.
-E… Emily?- kiedy usłyszałam gdzieś w tłumie znajomy, męski głos, aż mnie zamurowało, oczywiście od razu wiedziałam do kogo należy i szybko zaczęłam biec w jego stronę, a już po niedługiej chwili wisiałam w objęciach wysokiego chłopaka o zielonych, farbowanych oczywiście, włosach.  
-Michael! Mikry!- krzyczałam na całe gardło, mocno wtulając się chłopaka, który był w stanie zgnieść mnie jednym uściśnięciem, nie używając nawet odrobiny siły. Po chwili odsunęłam się od chłopaka na długość ramienia i zaczęłam mu się przyglądać od góry do dołu. Zmienił się…
Tak.  
Było w nim coś innego, coś, czego nie byłam w stanie do końca wytłumaczyć, ale wiedziałam, że jest to duża zmiana, którą powinnam zauważyć od razu, kiedy tylko go spostrzegłam i wcale nie chodziło tu o nietypowy kolor włosów, bo farbował je dość często. Tygodniami chodził codziennie w innym kolorze, więc nie było to dla mnie nic, na co powinnam zwrócić większą uwagę.  
-Co to?- spytałam dotykając jego twarzy w okolicy oka, miał tam niewielką, praktycznie niewidoczną bliznę, o której nie wspominał mi wcześniej, a sądziłam, że mówimy sobie o wszystkim, nawet takich pozornie nic nieznaczących głupotach.
-N… Nic takiego- mruknął, nerwowo rozglądając się dookoła, przez co sprawił, że ja też się rozejrzałam.  
Nie potrzebowałam dużo czasu, aby zauważyć wysokiego bruneta, który uważnie nam się przyglądał. Ubrany był na czarno i nosił przeciwsłoneczne okulary, tak w pomieszczeniu. Widocznie nie wiedział jak głupio wygląda.  
Chociaż jak dla mnie i tak przyciągał mniej uwagi niż Michael i ta jego zielona czupryna.
-Chodź- pociągnął mnie nagle za rękę i praktycznie zaczęliśmy biec przez tłumy, które wciąż przybywały na lotnisko.
Miałam setki, nie tysiące pytań, ale niestety na żadne z nich nie potrafiłam znaleźć sensownej, nie zaraz chwila nie potrafiłam znaleźć żadnej odpowiedzi.  
-Mam dość!- szarpnęłam się w końcu, wyrywając swoją niewielką dłoń z jego ręki, przez co chłopak momentalnie się zatrzymał i zaczął spoglądać to na mnie, to za mnie.
-Później sobie ponarzekasz, teraz chodź!- warknął próbując chwycić mnie za rękę, ale dość szybko odskoczyłam i stanęłam w wystarczającej odległości, aby nie mógł mnie dotknąć, a co dopiero złapać.
-Ja nie narzekam.- oburzyłam się.
-Yhm- mruknął widząc, że raczej zbyt szybko nie przekona mnie do ruszenia się z miejsca, a co dopiero do ponownego biegu.
-Co się dzieje, Michael?!- spytałam ukradkiem spoglądając za siebie. Wiedziałam, miałam przeczucie, że zatrzymywanie się może być dla nas w jakiś sposób niebezpieczne, ale wiedziałam też, że jeśli nie teraz to nigdy nie powie mi, o co w tym wszystkim chodziło.  
A chciałam… A musiałam wiedzieć!
-Dobra. Idę po samochód, nie ruszaj się stąd. Obiecuję, że wszystko wytłumaczę ci po drodze.
-Na pewno?- dopytałam na wszelki wypadek. Chłopak w odpowiedzi tylko mi przytaknął, po czym pobiegł gdzieś w stronę parkingu, gdzie stało mnóstwo samochodów.
Po niecałej minucie zaczęłam nawet żałować, że nie pobiegłam z nim, ponieważ nie dość, że zaczynało mi się trochę nudzić bezsensowne stanie, to w dodatku czułam się nieswojo. Miałam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie obserwuje i choć za każdym razem, kiedy się rozglądałam, nie zauważałam nic podejrzanego, nieprzyjemne uczucie wciąż mi towarzyszyło.
-No witaj…- usłyszałam czyjś szept prosto do mojego ucha, po czym poczułam jak czyjeś ręce oplatają mnie jedna w talii, a druga mocno zaciska się na moich ustach.
Chciałam krzyknąć, ale było to po prostu niemożliwe, czyjaś ręka uparcie przyciskała mi do ust jakąś szmatę, której zapach powodował, że miałam ochotę odpłynąć. Próbowałam się szarpać, krzyczeć, robić cokolwiek, ale nie potrafiłam, moje ciało z każdą mijającą sekundą stawało się coraz bardziej wiotkie, a ja traciłam przytomność, zanim jednak całkowicie odpłynęłam zobaczyłam dwa czarne samochody, które w tym momencie praktycznie się dla mnie nie różniły, poza tym, że jedno było o wiele dalej, a jego kierowcą, był przerażony Michael.


*******************************************************************************

Pierwszy rozdział trochę wcześniej niż planowałam.
Mam nadzieję, że wam się spodoba, czekam na wasze komentarze :)
                   -Loveeloveeee :*

Loveeloveeee

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1388 słów i 7701 znaków, zaktualizowała 23 cze 2015.

3 komentarze

 
  • DziecieChaosu

    Zaciekawiłaś mnie :) czekam na ciąg dalszy ;)

    24 cze 2015

  • ;);)

    Bardzo mi się podoba i czekam z niecierpliwością na kolejną część ;)

    22 cze 2015

  • Tralalala

    Spodobalo mi sie tylko przed dodaniem rozdzialu staraj sie go sprawdzic bo wymknęlo Ci sie kilka nie potrzebnych powtorzen jak "pozniej sobie ponarzekasz,ponarzekasz chodz". Co prawda to dopiero poczatek ale fabula mnie zaintrygowala
    Pozdrawiam

    22 cze 2015

  • Loveeloveeee

    @Tralalala Tak, właśnie sprawdziłam i masz racje co do błędów. Część poprawiłam, innej pewnie nawet nie zauważyłam :) Postaram się, żeby to się nie zdarzało, no niestety nawala mi klawiatura heh. Dzięki za uwagę i za zauważenie :D

    24 cze 2015