To było moje najdłuższe czterdzieści pięć minut, myślałam, że ta lekcja nigdy się nie skończy. Gdy zadzwonił dzwonek, który był moim zbawicielem, nie czekałam ani sekundy dłużej i wybiegłam z klasy. Dziewczyny niczego nieświadome co się stało, zrobiły to samo. Gdy znalazły mnie w łazience, byłam kłębkiem nerwów. Wytłumaczyłam im całą sytuację i pokazałam te bazgroły, które napisał Martin. Dziewczyny, zamiast wziąć sprawę na poważnie, to robiły sobie głupie żarty w stylu … "Hahahah, on na ciebie leci”. … "Kiedy wesele?”. One sobie żartowały, a jak miałam naprawdę wielki problem. Ale pomyślałam, że taki głupi liścik nie może wyprowadzić mnie z równowagi. Poprawiłam moje ubranie, które wreszcie wyschło, spryskałam jeszcze szyję perfumami Rihanna i z podniesioną głową wyszłam z toalety. Widok, który ujrzałam po wyjściu, osłupił mnie, ale nie byłam zaskoczona. Martin namiętnie całował się z Vanessą, o której miałam niewątpliwie niezbyt dobre zdanie, co świadczyło o tym, że przeleciało ją chyba pół miasta. Wiedziałam, że Martin jest idiotą, ale to, co widziałam, przyprawiało mnie o mdłości. Nie miałam ochoty na nich patrzeć. Po dzwonku zaczęła się fascynująca lekcja Matematyki. Na tej lekcji raczej nikt nie chciał siedzieć w pierwszej ławce. Pan, mówiąc, tak strasznie pluł, że aby przetrwać, w ławce przy tablicy, trzeba było mieć płaszcz przeciwdeszczowy lub chociaż gogle z wycieraczkami. Wszystkie następne lekcje były całkiem spokojne, bez żadnych rewelacji, dlatego nie słuchając nauczycieli gadałam z Meerą i Nicole. I tak to dobiegł koniec dnia w szkole. Po godzinnej jeździe miejskimi autobusami wreszcie dotarłam do domu. Nie mając siły, rzuciłam się na łóżko, byłam tak zmęczona, że nawet wiadomość o tsunami nie spowodowałaby, że bym wstała.
Po dwu godzinnej drzemce czas było zabrać się za lekcje. Na szczęście nie zdążyli jeszcze zadać tylu zadań, aby odpadała mi ręka od pisania.
Gdy mama zmęczona wróciła z pracy, wypakowała zakupy i usiadła na sofie, aby trochę odetchnąć. Lecz nie trwało to długo, bo nagle zadzwonił dzwonek domofonu. W drzwiach stanęła młoda blondynka z dwoma walizkami. Na początku nie wiedziałyśmy, o co chodzi, ale gdy zaczęła mówić, zaczęłam rozumieć. Dziewczyna przedstawiła się i stwierdziła, że właśnie przyjechała do narzeczonego, który uprzedził ją, że w domu będzie sprzątaczka z córką. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Jak ojciec mógł zrobić coś takiego? Po tych słowach wypowiedzianych przez kochankę ojca, a przepraszam narzeczoną, myślałam, że wybuchnę, byłam wściekła. Chciałam tej laluni wyrwać wszystkie kudły, lecz mama spokojnym głosem powiedziała, że razem poczekamy na narzeczonego blondi i zaproponowała jej, aby weszła.
Gdy ojciec wszedł za próg, kochanka rzuciła mu się na szyje, mówiąc, że już jest i teraz wreszcie będą szczęśliwi. Patrząc na to, nie wytrzymałam i wybiegłam z domu, mama próbowała mnie złapać, ale ojciec ją powstrzymał. Biegnąc przez miasto, nie miałam głównego celu, chciałam być jak najdalej od domu. Mimo tego, że było już ciemno, nie miałam ochoty wracać, przebiegając przez ulicę, kontem oka zauważyłam białe światła świecące wprost na mnie. Minął ułamek sekundy od tego, gdy odwróciłam głowę.
Lekko otwierając oczy, znowu widziałam to cholerne światło, ale to już nie były światła od reflektorów samochodu, lecz szpitalna lampa nad moim łóżkiem. Szeroko otwierając oczy, zauważyłam lekarzy stojących przy łóżku. Zaczęli pytać, jak się czuję, ale ja nie odczuwałam żadnego dyskomfortu oprócz tego, że byłam osłabiona i trochę bolała mnie głowa. Wytłumaczyli mi, co się stało i jak się tu znalazłam, ale dopiero na koniec wspomnieli o najważniejszej rzeczy, którą powinnam wiedzieć na początku, że spałam przez dwa lata.
Mam nadzieję że, opowiadanie nie jest tak przewidywalne jak napisały to niektóre osoby w komentarzach pod drugą częścią FruitCocktail
Pozdrawiam K
3 komentarze
Misiaa14
cudo !!
Olifffka<3
Bardzo fajne
Nataliiia
Kiedy następna część?