Brzydkie kaczątko

Ten dom od dawna wydawał się dziwny. Pamiętam, ten specyficzny wygląd miał się zupełnie nijak do otaczających go dokoła perfekcyjnych budowli. Brzydkie kaczątko pośród łypiących wrogo, szarogęszących się łabędzi. Zawsze zatrzymywałam na nim wzrok, kiedy przechodziłam obok.  
Tam nigdy nie paliło się światło. Czasem tylko dało się zauważyć pojedynczy, tlący się płomyk. Jedna świeca pośród wielkiej ciemności. Pies zawsze leżał w tej samej pozycji, trwając wiernie przy ciemnych drzwiach. Nie podnosił głowy nawet wtedy, gdy przechodziłam. Jego uszy wyglądały niemal, jak zwiędnięty kwiat. Jedyne słowo, jakie przychodziło mi zawsze na myśl to smutek.  
Nie potrafiłam pojąć, jak taki piękny, ciemny dom, wykończony do perfekcji może hodować wokół siebie pole chwastów i niepotrzebnie walających się śmieci. To się ze sobą gryzło. Za każdym razem, kiedy go mijałam czułam narastającą ciekawość. Intrygował mnie, tak samo, jak to, kto był w jego środku.  
Następnego dnia znów przechodziłam obok, zerkając z zainteresowaniem w jego stronę. Zauważyłam posiwiałą głowę i okulary w czarnych oprawkach. Tęgi mężczyzna spoglądał z zewnątrz na okno, dziwnie poruszony. Jego zamyślenie trwało dość długą chwilę. Pies wstał i zaskomlał. Nie poruszał radośnie ogonem a jego uszy znów oklapły. Spoglądał na właściciela, dopraszając się uwagi. Mężczyzna westchnął i przeszedł na tyły domu, przez co straciłam go z oczu.  
Pamiętam, że jedyną rzeczą, o jakiej myślałam, przychodząc ze szkoły był dziwny dom skrywający wiele sekretów. Nie potrafiłam przestać. Zastanawiałam się czy posiwiały mężczyzna z wyraźnym smutkiem wypisanym na twarzy znów z tęsknotą postanowi wpatrywać się w okno.  
Minął miesiąc i mimo moich codziennych "odwiedzin" nic się nie zmieniło. Pies znów leżał, opierając pysk o zimny marmur. Mężczyzna ani razu się nie pojawił. Poczułam rozczarowanie. Nawet świeca w oknie przestała się tlić.  
Reakcje ludzi były oczywiście godne pożałowania. Widziałam spojrzenia kobiet w stronę stojącej budowli i psa ze spuszczonym łbem. Śmiały się, kiedy dostrzegły pożółkłą tabliczkę z napisem "groźny pies". Sama miałam ochotę na nie wszystkie naszczekać. Zakładałam wtedy ręce na piersi, krzyżując je i mrużyłam oczy. Przestawały, prychały i szły dumnie ze swoimi pociechami w stronę huśtawek.  
Dalej nie było stać mnie na odwagę, by wejść tam i zapukać. Sama nie wiem czemu, ale ta myśl napawała mnie strachem. Coś tu wyraźnie było nie tak a atmosfera robiła się trudna i ciężka do zniesienia.  
W pewnym momencie chwyciłam za gałkę. Pies się poruszył i jego wielkie, brązowe oczy wpatrywały się z powątpiewaniem w moje. Tak, jakby zakładał i miał pewność, że nigdy nie odważę się tam wejść. Faktycznie, stchórzyłam. Wróciłam biegiem do domu, tworząc w głowie nowy plan.  
Słońce ogrzewało nieśmiało moje policzki. Poprawiłam uchwyt plecaka na ramieniu i ruszyłam przed siebie. W końcu nie miałam niczego do stracenia. Ostatnie spojrzenie na wielką, ciemną budowlę, psa, okno, fragmenty desek, reklamówek i zarastającego płotu mściwymi chwastami. Wdech, wydech. Skomlenie psa. Weszłam. Może to kwestia wysokiego poziomu adrenaliny, ale wydawało się, że oczy owczarka przesyłały w moją stronę cień niedowierzania. Cicho zamknęłam porośniętą bluszczem furtkę. Pies podniósł pysk a jego oklapłe uszy wystrzeliły gwałtownie do góry. Poczułam stróżkę potu spływającą po plecach. W ustach zrobiło się sucho.  
-Szukasz czegoś? - niski, groźny głos sprawił, że przebiegł mnie dreszcz. Odwróciłam się gwałtownie w bok. Jak mogłam go nie zauważyć? Trzymał łopatę i wiaderko w pomarszczonych rękach. Zza czarnych oprawek i zakurzonych szkieł spoglądały na mnie niebieskie, zmęczone lecz nadal groźne oczy. Coś w jego twarzy nakazywało uciec, jak najszybciej to możliwe, ale nogi nadal stały w miejscu.  
-Ja po prostu...ja..
-Po prostu twoja dłoń sama otworzyła tę furtkę a nogi poprosiły o przyzwolenie, by wkroczyć na mój teren? - odłożył narzędzia, opierając je o mur. Otrzepał ręce, spuścił głowę a potem znów na mnie spojrzał. Dostrzegłam iskierkę rozbawienia w tęczówkach i drgnięcie dolnej w wargi. Westchnął, spojrzał na psa i uśmiechnął w jego stronę. Spoglądał na nas z zaciekawieniem.  
-Przyznam, dawno z Hektorem nie mieliśmy odwiedzin - zaśmiał się, poprawiając okulary na orlim nosie. Biała koszulka opinała jego dość umięśnione ramiona i pokaźnych rozmiarów brzuch.  
-Chciałam sprawdzić czy wszystko jest w porządku - odezwałam się w końcu, czując, jak wszystko we mnie drgało. Bałam się. Mężczyzna zastygł na chwilę, potem rozejrzał się dookoła i pokiwał głową.
-Co prawda nie jest tu zbyt czysto, ale mamy się całkiem dobrze - spojrzał na psa, na co Hektor tylko zaskomlał i położył się na chłodnym marmurze w innej pozycji, nadal nas obserwując. Pokiwałam głową.
-Chciałaś się dowiedzieć czegoś konkretnego, młoda damo? Dobrze widzę, że nie chodzi tylko o zwykłe "wszystko w porządku?" - rozszyfrował mnie, rzucając pytające spojrzenie w moją stronę. Odchrząknęłam.  
-Intrygowało mnie to miejsce, różni się od pozostałych. Miesiąc temu widziałam pana dość przybitego. Poza tym, on również nie pała energią - wskazałam na podsłuchującego, pięknego owczarka. - Nie odważyłam się wejść tutaj wcześniej. Dziś coś mi na to pozwoliło i chciałam się dowiedzieć, co tak naprawdę się tu dzieje - czułam, jak rumieńce oblewają moje policzki. Starzec podrapał się po siwiźnie. Jego spojrzenie złagodniało, ale również stało się smutniejsze.  
-To sprawy dorosłych - szepnął i machnął lekceważąco dłonią. Dłonią, która musiała na pewno dużo przeżyć. Podszedł do owczarka, poklepał go po grzbiecie i już chciał odejść, ale go powstrzymałam. Podbiegłam i mimo mocnej postawy odwróciłam go twarzą do siebie.
-Nie jestem pana wrogiem, chciałabym tylko pomóc. Ludzie nie powinni być samotni - trzymałam dłonie na jego mocnych ramionach, ale je odepchnął.  
-Nie jestem samotny, jest tu ze mną Hektor. Nie potrzebujemy tutaj nikogo innego. Ciebie również, młoda damo - jego ostry, poważny głos sprawił, że nogi mimowolnie się pode mną ugięły. Zamrugałam i uchyliłam usta. Cofnęłam się do tyłu.  
-Jest pan naprawdę niewdzięczny - szepnęłam, po czym poprawiłam plecak i odwróciłam się na pięcie. Z wściekłością wracałam do furtki. Owczarek zaskomlał. Obróciłam głowę, by móc na niego spojrzeć ostatni raz. Brązowe oczy obserwowały mnie ze smutkiem. Uszy znów zwiędły.
-Twój właściciel nie chciał pomocy, więc musicie radzić sobie sami - szepnęłam do niego, na co dziwnie się poruszył, podniósł łeb i znów położył go na długich łapach. Westchnęłam, pociągnęłam za gałkę i wyszłam, nie odwracając się za siebie. Nie byłam tam potrzebna.
Mijały godziny, dni, miesiące - nie przechodziłam już od tamtej pory koło intrygującej budowli. Słowa mężczyzny odbijały się echem w mojej głowie. Byłam zbędna i niepotrzebna.  
Któregoś dnia spieszyłam się na ważne spotkanie a przejście obok brzydkiego kaczątka było najkrótszą drogą. Zaryzykowałam, ale przysięgłam sobie, że nie obrócę się w jego stronę. Będę biegła, ile sił, ale się nie odwrócę.
Pamiętam, że torebka obijała się o moje uda. Miałam wyglądać pięknie a jak zwykle grzywka przykleiła się do czoła. Kiedy byłam coraz bliżej intrygującego miejsca stresowałam się coraz bardziej. Przyspieszyłam i na chwilę zmrużyłam oczy. Potem usłyszałam głośne szczekanie i automatycznie zwolniłam. Jak to możliwe? Przecież ten pies nigdy nie wydawał z siebie żadnego dźwięku oprócz żałosnego skomlenia, które przyprawiało mnie o łzy. Zatrzymałam się przy znajomej furtce. Mimowolnie dotknęłam palcami zimnych prętów. Owczarek podbiegł, zawodząc głośno. Skończył i polizał moje opuszki palców. Cofnęłam się gwałtownie. Nie mogłam uwierzyć w to, co działo się przed moimi oczami. Jego uszy sterczały do góry a ogon machał radośnie. Przystawił pysk do prętów i próbował otworzyć furtkę łapą, ale bezskutecznie. Posłał w moją stronę błagalny wzrok, przekręcając głowę w bok. Zaskomlał. Pod wpływem impulsu pociągnęłam za gałkę. Drzwiczki zaskoczyły. Pies polizał mnie po ręce w geście zachęty i pobiegł na tyły domu. Podążyłam niepewnie za nim. Zaczął szczekać, więc przyspieszyłam. Chwasty rosły tutaj gęściej i musiałam przedzierać się przez ich kłujące łodygi. Przy tylnych drzwiach siedział staruszek, chowając twarz w dłoniach. Płakał. Słyszałam wyraźnie, jak jego szloch wypełniał to ponure miejsce. Hektor spojrzał na mnie a potem na swojego właściciela.  
-Proszę powiedzieć mi, co się stało - podeszłam bliżej, siadając obok niego na drewnianych schodach. Mężczyzna nie zareagował, jakby wpadł w trans, zatracając się w rozpaczy. Dotknęłam jego ciepłego ramienia, na co podskoczył lekko do góry. Zaparowane szkła wyglądały dość zabawnie, nie było mi jednak do śmiechu. Zdjął je i przetarł kraciastą, flanelową koszulą.  
-Widzisz te chwasty? - zapytał mnie bez namysłu, wskazując na nie długim palcem. Kiwnęłam głową, ciężko było ich nie zauważyć. Psuły z zewnątrz wygląd domu.  
-Kiedyś rosły tu piękne, czerwone róże. Były tak wspaniałe, że każdy, kto tędy przechodził zatrzymywał się, by choć na chwilę na nie spojrzeć - szepnął, pocierając rękawem pomarszczone policzki. - Moja żona je pielęgnowała. Codziennie z nimi rozmawiała a one w podzięce rosły piękne i niepowtarzalne. Pamiętam, jaką radość odczuwała, gdy mogła podziwiać swoją pracę - kontynuował, choć z czasem jego głos zaczął się wyraźnie łamać. Emocje wzięły górę.  
-Spokojnie - przybliżyłam się, po czym ścisnęłam jego dłoń. Myślę, że to wiele dla niego znaczyło. Pamiętam to, jak dziś. W jego oczach coś błysnęło. Już dawno potrzebował wsparcia, ale sam przed sobą nie potrafił się do tego przyznać.  
-Później zachorowała. Wyjechaliśmy z tego miejsca, by podjąć się leczenia. Znalazłem najlepszą klinikę byleby tylko móc przywieźć ją zdrową i szczęśliwą - uśmiechnął się przez łzy, ściskając mocniej moją dłoń. - Zabawne, że nawet w ostatnich minutach swojego życia powtarzała, bym dbał o jej róże - śmiał się przez łzy, patrząc na chwasty. Poczułam, że moje oczy również stały się mokre. Hektor leżał u moich stóp. Pogłaskałam go delikatnie po grzbiecie. Polizał moją bladą rękę.  
-To było najgorsze, co mogło się stać. Była moją jedyną, prawdziwą miłością. Przyjechałem tu z bólem serca, bez niej a kiedy zamiast pięknych róż zobaczyłem masę tych okropnych chwastów, myślałem, że moje serce pęknie podwójnie - szepnął, zamykając oczy. Westchnęłam, po czym w głowie pojawiła się pewna myśl.
-Pomogę panu, poradzimy sobie z tym. Dwie pary rąk i niezawodny, czteronożny przyjaciel u boku to naprawdę zgrany komplet - uśmiechnęłam się, klepiąc w zachęcie Hektora. Starzec uśmiechnął się z lekkim zdezorientowaniem i niedowierzaniem.
-Dobrze pan usłyszał. Postaramy się, by było tu, jak dawniej. Ludzie znów będą zatrzymywać się, by spojrzeć na pięknie kwitnące kwiaty a pan będzie szczęśliwy. Wpadnę tu również jutro. Zaczniemy od razu, nie można marnować czasu - rozejrzałam się dookoła, oceniając sytuację. Naprawdę wymagało to ciężkiej pracy i wiele poświęcenia, ale w tamtym momencie wiedziałam, że to było tego warte. Widząc tego uśmiechniętego człowieka, zdawałam sobie sprawę, że jego żona byłaby teraz z niego dumna.  
-Dobrze, że jesteś tu ze mną, młoda damo - poklepał mnie po ramieniu, ocierając ostatnie łzy. - Bardzo mi tego brakowało.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2244 słów i 12228 znaków, zaktualizowała 7 paź 2015.

5 komentarzy

 
  • Użytkownik Misiaa14

    Oczywiście jakoś  w podobnym wieeku ;)

    11 paź 2015

  • Użytkownik Misiaa14

    Zrób z tego opowiadanie prosze *-* ....ale fajnie by było ...jak do tego domu przyjechał by wnuczek albo ktoś z rodziny tego pana ...i powstała by miłość pomiędzy tą dziewczyną  i nim xD

    11 paź 2015

  • Użytkownik Malolata1

    @Misiaa14 rozczaruję Cię, bo nie będę kontynuowała tego opowiadania. :) Tak jest dobrze, nie trzeba niczego dodawać. :D

    11 paź 2015

  • Użytkownik Misiaa14

    @Malolata1 No dobrze jest ....ale może być idealnie ....napewno wiele osób by chciało ;)

    11 paź 2015

  • Użytkownik LittleScarlet

    Już nie wiem jak komplementować te twoje teksty no :v

    6 paź 2015

  • Użytkownik Ramol

    Miłe, ciepłe, choć smutne opowiadanie. Takie jesienne: jest tu i szaruga i piękna polska złota jesień. Nie wiem, czy nie lepiej pozostawić tak ten utwór, każdy może i powinien sam, w swym sercu go kontynuować. "Lepsze jest wrogiem dobrego!" mawiają starzy ludzie...

    6 paź 2015

  • Użytkownik Malolata1

    @Ramol Dziękuję. ;)

    6 paź 2015

  • Użytkownik Kika

    Intrygujące. Czy ciekawe co będzie dalej :)

    5 paź 2015

  • Użytkownik Malolata1

    @Kika To nie będzie miało części. ;)

    5 paź 2015

  • Użytkownik SłOdKoGoRzKaZoŁzA

    @Malolata1 Szkoda...

    5 paź 2015

  • Użytkownik Malolata1

    @SłOdKoGoRzKaZoŁzA ale jesli bardzo chcecie moge cos zdziałać. :)

    5 paź 2015

  • Użytkownik Kika

    @Malolata1 no mogłoby powstać  z tego opowiadania jakieś cudoo :) fajnie tylko rokrecic i voila ! :)

    6 paź 2015