Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Break the rules – rozdział 3

Cóż, prawda była taka, że cała się trzęsłam na samą myśl, że miałabym wyjść z domu bez wiedzy i zgody rodziców. Nic się od wczoraj nie zmieniło, gdy myślałam o tym, aby mimo zakazu iść na randkę z Connorem. Który, swoją drogą, był już dla mnie bez znaczenia. A przynajmniej na tamten moment.

Wypuściłam powietrze ustami i spojrzałam na zegar na ścianie. Dochodziła piąta, a impreza zaczynała się o dwudziestej, czyli miałam trzy godziny do przygotowania się i ewentualnej ucieczki — to było chyba odpowiednie słowo.

Kolejnym problemem byli moi rodzice, a w zasadzie ich wchodzenie do mnie do pokoju. Co prawda nie robili tego w ciągu dnia, gdy się uczyłam, ale nie miałam pojęcia, czy nie sprawdzali go, gdy spałam. Odwróciłam głowę i spoglądając na kosz z brudnymi ubraniami, podeszłam do niego, żeby sprawdzić, jak dużo miałam rzeczy do prania.

Była ich masa, praktycznie cały metrowy kosz. Cóż, moja mama wręcz wymagała ode mnie, żebym na następny dzień nie zakładała tego samego co właśnie na sobie miałam, więc nic dziwnego, że prania po tygodniu było multum.

Jak cię widzą, tak cię piszą — powtarzała za każdym razem, gdy rozmawiałyśmy na ten temat. Albo na inne, po prostu lubiła to powtarzać. W przeciwieństwie do taty, dla mojej mamy to wygląd był najważniejszy, wiedza, oceny były na drugim planie.

Zagryzłam usta od środka, zdając sobie sprawę, że rzadko kiedy kupowałam sobie coś zupełnie sama, bez konsultacji z mamą, więc nie sądziłam, żebym miała coś odpowiedniego na imprezę. Okej, nigdy na żadnej nie byłam, ale widziałam wystarczająco filmów o nastolatkach, żeby wiedzieć, że jeżeli na imprezę przyszłabym tak jak chodziłam do szkoły, to byłabym wytykanym palcami dziwadłem.

Hm, co robiły nastolatki w moim wieku, gdy nie miały się w co ubrać? Szły na zakupy? Nie. Same sobie coś szyły albo zmieniały kroje już dostępnych w ich szafie ubrań? Nie. Dzwoniły do przyjaciółki albo przyjaciółek, jeżeli miały ich więcej. Ja nie miałam ani jednej. Ani przyjaciółki, ani koleżanki, do której mogłabym napisać, żeby do mnie wpadła z czymś, co by się nadawało.

Podeszłam do szafy, odsunęłam drzwi i od razu westchnęłam. Wiedziałam, że nawet gdybym przeczesała dłonią ubrania na wieszakach, to nie znalazłabym niczego, co nie było w różnych odcieniach bieli, czerni, beżu i szarości. I gdyby to wszystko nie było aż tak eleganckie, to pewnie mogłaby to założyć.

Świetnie, podsumowałam w myślach, pierwszy punkt imprezy, a ja już leżę.

I już prawie się poddałam, gdy opadłam ciężko na łóżko, ale w chwili, w której moje plecy dotknęły pościeli, wpadłam na drugi pomysł, który jeszcze do niedawna nigdy w życiu nie przyszedłby mi do głowy.

Skoro i tak chciałam złamać jedną z zasad, co uważałam za złe, to dlaczego miałabym nie zrobić kolejnej złej rzeczy? No, akurat rodzice nigdy ze mną na ten temat nie rozmawiali, ale wiedziałabym, że gdyby się dowiedzieli, to byliby zawiedzeni. A mama dodatkowo byłaby wściekła.

Byłyśmy podobnej budowy i podobnego wzrostu — choć ja może miałam z dwa centymetry mniej. Ale czy to byłoby aż tak widoczne na ubraniu? Czy dla pijanych ludzi miałoby to jakiekolwiek znaczenie?

Wypuściłam ustami powietrze, zamknęłam na moment oczy, zaciskając dłonie w pięści i wyszłam z pokoju, kierując się do garderoby mamy, która na szczęście była prawie naprzeciwko mojego pokoju.



Nie wiedziałam, jak to było możliwe, że pomimo palpitacji serca, zeszłam w sukience mamy po drzewie i wyszłam niezauważona przez rodziców przez ogrodzenie. Ale się udało. Mało tego!, według GPSu w moim telefonie za jakieś pięć minut powinnam dotrzeć do domu Briana. Moje serce od wyjścia w ogóle się nie uspokoiło, ale starałam się przekonać, że tak naprawdę najgorsze miałam już za sobą.

Przed zejściem po drzewie, spojrzałam na siebie ostatni raz w lustrze i całość oceniłam na takie mocne siedem na dziesięć. Dobrze, ale nie za dobrze. Choć gdyby moja mama pozwoliła mi wyjść na imprezę i zobaczyłaby, że wyglądałam właśnie na siódemkę, w życiu nie wypuściłaby mnie na imprezę. Nawet gdyby była to mocna siódemka. Myślę, że nic poniżej dziesiątki by jej nie interesowało. A moje włosy, na co dzień wyprostowane, postanowiłam pokręcić i delikatnie potraktować lakierem, aby jakoś się te loki trzymały. Do makijaż, który podczas szkoły składał się z tuszu oraz podkładu, dołożyłam ciemne, brązowe cienie do powiek i róż oraz bronzer na policzki. Z wysokimi butami miałam do czynienia, gdy tylko poszłam do liceum, więc utrzymać się na nich, to był dla mnie najmniejszy problem. Co prawda dziwnie się czuła co chwila ściągając sukienkę, aby za dużo mi nie odsłaniała, ale miałam nadzieję, że jak się napiję alkoholu, to przestanę zwracać na to uwagę.

Okej, brama była otwarta, więc nie musiałam stresować się tym, że musiałabym się jakoś legitymować czy coś.

Ledwo przez nią przeszłam, a już wiedziałam, że osób było w pizdu i jeszcze więcej. Nie miałam pojęcia czy każda impreza u Briana wyglądała w ten sposób, czy to akurat wyjątkowo dzisiaj tak było, ale moje serce nieco się uspokoiło. Przy tylu osobach była mała szansa, że ktoś by dostrzegł Grace Lancaster, która wyglądała zupełnie inaczej niż na co dzień. Właściwie poza grupami, z którymi miałam lekcje, raczej na pewno niewiele osób mnie kojarzyło.

Przypominając sobie wszystkie filmy o nastolatkach, w których akurat były sceny imprez, postanowiłam podejść do stołu i nalać sobie ponczu. Albo jakiegokolwiek innego alkoholu, który tam akurat był.

No i cóż, ponczu nie znalazłam, ale na stole był szampan, które doskonale znałam z piwniczki rodziców — Moet & Chandon Rose. Z jakiegoś powodu, bo absolutnie nic mi to nie mówiło, spojrzałam, ile miał procentów. Dwanaście. Okej.

Wzięłam czerwony kubeczek, po czym połowę zapełniłam trunkiem. Jeszcze nigdy nie piłam, ale po wielu spotkaniach mojego ojca, na których byłam, wiedziałam, że nigdy nie nalewał kieliszka do pełna. A mimo to prawie trochę z niego wylałam, gdy usłyszałam obok siebie głos Briana:

— Kurwa, Grace! — krzyknął, choć przez głośną muzykę nikt poza mną go nie usłyszał. — Kiedy Ian powiedział, że jakaś zajebista laska do nas dołączyła, byłaś ostatnią osobą, o której bym pomyślał! — Klepnął mnie w plecy, a ja prawie zakrztusiłam się szampanem, bo akurat wzięłam łyk. — Właściwie to... w ogóle o tobie nie pomyślałem — dodał bardziej do siebie.

Spojrzałam na niego.

Nie wyglądał na jakoś szczególnie pijanego, ale raczej nie było w tym nic dziwnego, skoro impreza trwała dopiero od dwudziestu minut.

— Cześć, Brian — powiedziałam tylko, bo nie wiedziałam, jak skomentować jego słowa. Ja jeszcze trzy dni wcześniej też bym siebie nie spodziewała na takiej imprezie. Tym razem zakrztusiłam się z własnej winy, bo wzięłam za duży łyk.

— Cholera, jak to się stało, że do mnie wpadłaś? — spytał, szeroko się uśmiechając. — Bo wcześniej u mnie nie byłaś, nie?

Rozejrzałam się dookoła. Całe szczęście wszyscy byli zajęci sobą i nie zwracali na nas uwagi.

— Nie... wcześniej u ciebie nie byłam.

— Czyli? — Rozłożył ręce i zaczął nimi poruszać. — Jak to się stało, że wpadłaś? — Podniósł je w geście obronnym. — Nie, żebym cię wypraszał. Jesteś tu bardzo mile widziana! Sorry, po prostu naprawdę jesteś ostatnią osobą, której bym się tu spodziewał — zaczął się tłumaczyć, po czym roześmiał się szczerze.

Nie byłam zdziwiona, że akurat gospodarz imprezy mnie kojarzył. Brian wszystkich kojarzył, a szczególnie osoby z ostatniej klasy, do której my chodziliśmy.

— Yyy... tak mnie jakoś naszło — odpowiedziałam po chwili.

„Przyszłam tu, mimo zakazu wychodzenia z domu na imprezy wydanego przez moich rodziców, założyłam sukienkę mamy i zeszłam pod drzewie, żeby się nie zorientowali, że wychodziłam"? To miałam powiedzieć? Nigdy.

Ale spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz.

Może Brian był dobrą osobą do pomocy w łamaniu zasad? Raczej mało rzeczy traktował poważnie, większość po prostu obracał w żart, więc...

Więc moje łamanie zasad też by w żarty obrócił.

Pokręciłam głową. Nie ma szans.

— Wszystko ok? — spytał. — Bo tak dziwnie się zatrząsłaś? — dodał, próbując wykonać mój ruch głową, ale zrobił to całym ciałem, co wyglądało przerażająco.

— Tak, wszystko ok — powiedziałam, przykładając palce do oczu.

Nie, Brian na pewno nie był odpowiednią osobą dla mnie.

I wzięłam kolejny duży łyk szampana, mając nadzieję, że tym razem nie zakrztuszę się bąbelkami.

I rzeczywiście się nie zakrztusiłam, więc wzięłam kolejny duży łyk. Na tyle duży, że wszystko wypiłam.

Nalałam sobie kolejne pół kubeczka, po czym niespodziewanie pojawił się obok mnie Ian. Zerknęłam na niego kontem oka i zobaczyłam, jak lustrował mnie wzrokiem, kiwając głową z uznaniem. Co prawda bliżej nie znałam ani Briana, ani Iana, ale słyszałam o nich co nieco i tak jak z tym pierwszym mogłabym czasami po prostu pogadać, poprowadzić jakąś gadkę szmatkę, tak z tym drugim wolałabym nie mieć nic wspólnego. Daleka byłam od oceniania ludzi po wyglądzie, ale byłam pewna, że każdy, kto spojrzał w jego ciemne oczy, od razu uciekał wzrokiem, aby przypadkiem go do czegoś nie sprowokować. Ponadto jak wspomniałam słyszałam o nim co nieco, a o tym, że był już dwa razy zawieszony w prawach ucznia za pobicie oraz miał krótką odsiadkę za kradzież, wiedział każdy w szkole. Teraz trochę zaczął się chyba pilnować, żeby nie wylecieć ze szkoły, bo gdyby został zawieszony kolejny, trzeci raz, to wyleciałby ze szkoły. A w trzeciej klasie to już bardzo ciężko ze znalezieniem jakiejś nowej, która chciałaby go przyjąć.

Skrzywiłam się nieznacznie.

Serio, Isaac, takie towarzystwo sobie znalazłeś?

— Co tu robisz? — spytał powoli, a moje przed sekundą uspokojone serce znowu zaczęło szybciej bić.

Spojrzałam nerwowo na ludzi dookoła nas.

— To samo, co inni — odpowiedziałam, próbując nie przełknąć nerwowo śliny.

— Wcześniej cię nie widziałem u Briana. — Zmrużył oczy, przez co wyglądał na jeszcze niebezpieczniejszego. Z nerwów zaczęłam bawić się palcami dłoni.

— Zawsze jest ten pierwszy raz. — Zaśmiałam się cicho i było to tak cholernie sztuczne, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię. A w zasadzie miałam ochotę już iść z tej imprezy. Zaczęłam powoli żałować, że się na niej pojawiłam. Jednym haustem wypiłam to, co nalałam do kucbeczka.

— Daj spokój, Ian — wtrącił się Brian. — Impreza, jak większość u mnie, jest otwarta. Chciała, to wpadła. Nie rób jej jakiegoś przesłuchania. — Wywrócił oczami i sięgnął po dwa czerwone kubeczki, do których nalał trochę szampana, a potem jeden podał Ianowi, który nadal mi się przyglądał. Ponownie zlustrował mnie wzorkiem, a ja obciągnęłam sukienkę. — Napij się i po prostu wyluzuj, stary.

Kiedy Ian odebrał kubeczek z szampanem od przyjaciela, oderwał ode mnie spojrzenie i znowu rozejrzał się po ludziach.

Przez chwilę cała nasza trójka milczała, a ja nie miałam zielonego pojęcia, co teraz robić. Przede wszystkim to chciałam odejść od chłopaków, ale nie miałam do kogo podejść. Ludzie chyba jeszcze za mało wypili, bo większość nadal trzymała się w grupkach.

Kiedy rozglądałam się za jakąś grupką, do której ewentualnie mogłabym podejść i nie zostać olana, Ian wyjął pusty kubeczek z mojej ręki, nalał do niego trunku, a następnie mi go oddał i uśmiechnął się. Nie był to jakiś miły albo niesamowicie przyjemny uśmiech, raczej jego próba.

— Napij się, może pomoże ci się to trochę rozgrzać. Albo odstresować.

Spojrzałam do środka kubeczka.

Czy było możliwe, aby w ułamku sekundy czegoś mi do niego dosypał? Chyba nie... Albo tak.

Zacisnęłam usta w wąską linię i odstawiłam kubeczek na stół.

— Ja się chyba będę zbierać — powiedziałam, nie patrząc na żadnego z chłopaków. Wyszłam na imprezę, mogłam zaliczyć to jako złamaną zasadę.

— Żartujesz, Grace?! — krzyknął Brian. — Przecież... — spojrzał na zegarek na nadgarstku. — Impreza nie trwa nawet trzydzieści minut! Poczekaj chwilę, daj ludziom się wczuć — puścił mi oczko — a zapewniam cię, że już na każdej imprezie u mnie będziesz.

Pomrugałam oczami.

— Wiesz co... — zacięłam się na chwilę, bo stało się coś, czego wcześniej nie doświadczyłam. Nagle, na dosłownie sekundę, poczuła, jak obraz przede mną się zakręcił. To był moment, ale na tyle intensywny, że moja świadomość natychmiast to zarejestrowała. — Będę spadać. Trochę gorzej się poczułam.

— No to teraz cię na pewno nie puścimy — odezwał się Ian. — Zaraz wszyscy wejdą do domu, chodź z nami. Usiądziesz na sofie albo poleżysz na Briana łóżku.

— Nie ma opcji. Nikt oprócz mnie nie leży na moim łóżku.

Ian podniósł brwi do góry, zerkając kątem oka na przyjaciela.

— No, myślę, że kilka osób bym znalazł. I być może nie tylko przedstawicielki płci pięknej.

Brian uderzył go z pięści w ramię.

— Jak ci zaraz...

— To jak? Wejdziesz? — spytał Ian, ignorując chłopaka. — Jak ci nie przejdzie, to zadzwonimy po taksówkę.

Nagle trafiło do mnie, co mogło się zaraz stać, gdybym zdecydowała się jednak nie wchodzić do domu Briana, a zamiast tego wrócić do siebie. Moi rodzice na bank o tej godzinie nie spali i szansa, że zauważyliby mnie wracającą i wspinającą się po drzewie była bardzo duża. Dużo większa niż gdybym zdecydowała się wrócić o, na przykład, północy. Moi rodzice mieli mocny sen, więc naprawdę nie wiedziałam, co musiałabym wywinąć na podwórku, aby ich obudzić.

Dobrze, że nie zgodzili się na psa.

— Albo po Isaaca — dodał Brian, a mnie wyrwało z zamyślenia.

— Nawet nie próbuj po niego dzwonić! — Podniosłam palec do góry, jakbym chciała mu zagrozić. Chłopcy wymienili się spojrzeniami, po czym Brian uniósł ręce w geście obronnym.

— Okej, okej, jak sobie życzysz.

— Obiecasz? — dopytałam.

Chłopcy wyglądali na zdezorientowanych, to patrzyli na siebie, to na mnie. Po chwili gospodarz powoli przytaknął głową.

— Jasne, nie zadzwonimy po niego. — Zastanowił się chwilę, a następnie dodał: — Ale musisz wejść z nami do środka.

W tym samym momencie Ian gwizdnął, wkładając palce do między język i kiedy kilka wiele osób na niego spojrzało pokazał palcem gest w stylu „do środka".

Kiedy na zewnątrz zostało mało osób, Ian się odezwał:

— Widzisz, wszyscy zaraz będą w domu. — I sam skierował się w jego stronę. Gdy zniknął za budynkiem, Brian wyciągnął w moją stronę rękę.

— Potrzebujesz pomocy? — spytał, a kiedy dotarło do mnie, dlaczego tę rękę wyciągnął, zaśmiałam się szczerze.

— Nie, dzięki, poradzę sobie.

I oboje, jako ostatni, poszliśmy do środka.

Dotarło do mnie kilka rzeczy:

a) Przestałam się bać Iana. Fajny chłopak.

b) Nie tylko nie mogłam jeszcze wrócić do domu, ale i nie chciałam.

c) Chciałam się napić.

d) Właśnie z głośników poleciała jedna z moich ulubionych piosenek. Musiałam zatańczyć.

Na początku chłopcy mimo moich protestów posadzili mnie na kanapie. Cóż, miejsce obserwatora na imprezie to nie była to, czego chciał doświadczyć.

Miałam dobry humor, lepszy niż myślałam, że będę miała w trakcie łamania zasady. A w zasadzie dwóch. Wyjście na imprezę, mimo zakazu rodziców to jedno, ale napiłam się również alkoholu, przed którym rodzice też mnie raczej chronili. Chociaż, gdy już się go napiłam, zastanawiałam się, dlaczego. Przecież człowiek po tym trunku miał bardzo dobry humor i wcale nie było trzeba go dużo, nie myślał wtedy o problemach, a jeżeli już jakaś taka myśl się pojawiła, to nie była tak przerażająca.

— Jak się czujesz? — spytała Daisy, dosiadając się do mnie.

Przechyliłam w jej stronę głowę.

Daisy Thomas kojarzyłam ją tylko dlatego, że często pojawiała się gdzieś z Isaacem. Była bardzo ładną dziewczyną. Jej brązowe włosy, w podobnym odcieniu do moich, choć nieco ciemniejsze, sięgały prawie do pasa i były bardzo, bardzo zadbane. Jej ciemnoszare oczy okalały długie i gęste brwi, nawet jeżeli miała na nich maskarę. Podobno była miłą i uprzejmą dziewczyną, która brała czynny udział w wolontariacie w schronisku, który organizowała nasza szkoła. Z tego, co wiedziałam uczyła się nieźle, choć nie było jej wśród dziesiątki najlepszych trzecioklasistów. Przeciętnie, to dobre słowo.

Potrząsnęłam głową, zdając sobie sprawę, że znowu myślałam o tym, o czym miałam nie myśleć. Nachyliłam się do niej.

— Zajebiście — szepnęłam jej do ucha, odpowiadając na pytanie.

— To dlaczego siedzisz na sofie? Nigdy wcześniej cię tu nie widziałam, a jak już się pojawiłaś, to smucisz.

— Nie smucę! — krzyknęłam, lekko za mocno i za szybko odsuwając się od niej. — Brain z Ianem kazali mi posiedzieć przez chwilę.

— I ile ta chwila już trwa? — spytała, podnosząc brew.

Co prawda nie sprawdzałam godzony, gdy weszliśmy do środka, a ja zostałam odesłana przez chłopaków na sofę, ale spoglądając teraz na wyświetlacz telefonu i widząc godzinę dwudziestą pierwszą dwadzieścia, zdałam sobie sprawę, że zdecydowanie za długo.

Spojrzałam na stół przede mną i sięgnęłam po pierwszą lepszą butelkę z szampanem, a kiedy jej ciężar pozwolił mi ocenić, że nie była pusta, przyłożyłam ją do ust i pociągnęłam duży łyk.

— Idziemy się bawić! — krzyknęłam do Daisy i wstałam z sofy. Trochę się zatoczyłam, ale szybko odzyskałam równowagę, idąc w stronę pierwszej lepszej grupki ludzi.



Nie wiedziałam, ile tańczyłam. Nie wiedziałam właściwie, co robiłam przez większość czasu, gdy wstałam z sofy. Świadomość jako tako odzyskałam, dopiero gdy znalazłam się na łóżku, w jakimś pokoju. Rozejrzałam się dookoła i zdałam sobie sprawę, że w ogóle nie wiedziałam, gdzie byłam.

Wstałam powoli, a obraz trochę zamazywał i krążył.

Cholera, co się dzieje?!, pomyślałam i ruszyłam do drzwi.

Zmarszczyłam czoło, słysząc jakieś głosy na zewnątrz. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że muzyka, która docierała do moich uszu, wydawała się jakaś cicha. Chciałam zacząć myśleć nad możliwymi opcjami i ewentualnymi wyjściami z sytuacji, gdy nagle usłyszałam znajomy głos zza drzwi. I nie był to głos kogoś, kogo chciałam usłyszeć.

Otworzyłam z impetem drzwi, a moim oczom od razu ukazał się Isaac, dopiero potem dostrzegłam, że poza nim na korytarzu stali jeszcze Brian i Ian. Cała trójka zlustrowała mnie wzrokiem, po czym gospodarz i jego przyjaciel spojrzeli na Isaaca, który westchnął i przyłożył palce do oczu.

Postanowiłam ich zignorować. Wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi i skierowałam się w stronę schodów, aby z nich zejść i wrócić na imprezę, która rozgrywała się na parterze, ale zanim zdążyłam zrobić krok, Isaac złapał mnie za rękę.

— Co ty robisz?! — krzyknęłam, obracając w jego stronę tylko głowę i próbując mu się wyrwać. — Puść mnie, ty zdrajco! Mieliście po niego nie dzwonić! — tym razem zwróciłam się do pozostałej dwójki.

— Przestań się szarpać, Grace — powiedział spokojnie Isaac i mocniej ścisnął moją dłoń. — Bo zrobimy przedstawienie — dodał, jakby naprawdę nie chciał robić tego, co miał na myśli, mówiąc „przedstawienie".

— Ty mi chcesz mówić, co mam robić?! Ty, Isaac, który doniosłeś na mnie moim rodzicom?!

— To może my zostawimy was samych. — Obok nas rozległ się głos Briana, który szturchnął ramieniem Iana.

— Wy nigdzie nie idziecie! To on — wskazałam palcem na Isaaca — ma sobie iść! My wracamy na imprezę!

— Nie, Grace, nie wracamy.

— No, ty na pewno nie! — Ponownie spróbowałam wyrwać rękę z uścisku Isaaca, ale to było na nic, był silniejszy.

Musiałam zrobić coś, dzięki czemu większość mężczyzn się poddawała. Oni mieli jeden, najczulszy punkt w swoim ciele.

Najpierw trochę się uspokoiłam, potem spojrzałam prosto w czysto zielone oczy Isaaca i już podnosiłam kolano, aby zadać mu cios prosto w jaja, gdy niespodziewanie mnie do siebie przyciągnął, a po sekundzie znalazłam się na jego rękach.

Rozszerzyłam oczy, gdy nasze twarze dzieliło kilkanaście centymetrów. Zamarłam na moment. Tylko na moment, bo już po chwili znowu zaczęłam mu się wyrywać.

— Grace — jęknął — naprawdę już wystarczająco wstydu sobie narobiłaś. Jutro będziesz tego bardzo, bardzo żałowała.

— Jedyne, czego żałuję, to że się z tobą kiedyś przyjaźniłam! — I znowu spróbowałam się wyrwać. Bezskutecznie.

— Nie mów tak — powiedział cicho. — Naprawdę chcę ci pomóc.

— Teraz chcesz mi pomóc?! A co mówiłeś... — Przestałam mówić, gdy Isaac zaczął się ze mną na rękach kierować w stronę schodów. — Co ty robisz?! Puść mnie w tej chwili!

— Powiedziałem, że jak nie przestaniesz się szarpać, to zrobimy przedstawienie. Nie przestałaś.

— Bo nie masz prawa! Chłopaki, zróbcie coś! — krzyknęłam, ale jak się okazało w przestrzeń, bo Ian z Brianem gdzieś się zmyli.

— Jutro mi podziękujesz.

— Nie będę ci za nic... — Ziewnęłam, a po chwili poczułam, jak moje oczy same zaczęły się zamykać. Spróbowałam z tym walczyć, ale nie mogłam tego dziwnego i nagłego zmęczenia za nic przepędzić. W końcu, gdy znaleźliśmy się przy zejściu ze schodów, się poddałam. Ostatnie co usłyszałam, to słowa Isaaca:

— Mówiłem, że od spóźnienia się zaczyna.

1 komentarz