Był smutny zimowy poranek, jeden z tych które lubię, tych leniwych, kiedy nie muszę nigdzie gonić.
Byłem sam w całym domu, roznosił się zapach kawy, na piersiach wysychały ostatnie krople wody, a z głośnika leciało 'In the air tonight' Collinsa. Właśnie skończyłem robić śniadanie. Nagle usłyszałem kroki na schodach, wyszedłem na klatkę i zobaczyłem ją... nie odzywaliśmy się do siebie długi czas, kochaliśmy się dłużej. Stała na półpiętrze, ja przy drzwiach, w samych spodniach, a jej widać było tylko usta i oczy, patrzyliśmy na siebie dłuższą chwilę, a jej wyraz twarzy mówił coś w rodzaju 'potrzebuję rozmowy, pomocy, przytul mnie, wiem, że popełniłam błąd', zawsze byłem mistrzem w rozumieniu jej mimiki. Smutnym, nieśmiałym głosem zapytała czy może wejść, ja z dużym dystansem i surowością w głosie odpowiedziałem, 'tak', 'wejdź na górę, napalę w kominku bo zmarzłaś', zawsze marzła i zawsze było jej zimno, nawet gdy było ciepło. Weszliśmy na górę, usiadła na podłodze przy kominku oparta o murowaną ścianę, nie odzywaliśmy się do siebie, czekała z utęsknieniem aż dam jej trochę ciepła, dosłownie i w przenośni. Czułem jej zapach tak jak kiedyś, a gdy jej już nie było chodziłem do Sephory i go po prostu wąchałem, teraz jej Giorgio Armani Si znowu idealnie komponował się z moim Paco Rabanne. Rozpaliłem ogień, ona czekała skulona, aż ciepło z palonego drewna ją otuli, jak moje ramiona ją utulą, ja wciąż utrzymywałem dystans, ona to rozumiała po tym co mi zrobiła, 'robię śniadanie, zaraz Ci przyniosę' powiedziałem. Zszedłem do kuchni, to co zrobiłem sobie odstawiłem, zacząłem od nowa, jej ulubione placuszki. Ich robienie sprawiło mi taką niesamowitą radość, mi nie smakowały, ale uwielbiałem je robić, bo gdy mieszałem te wybrane składniki to wiedziałem że ona jest blisko, teraz znowu podłączyłem blender, byłem szczęśliwy, chciałem skakać z radości, ale ukrywałem to, przyszedłem na górę z talerzem, ona wciąż siedziała na podłodze i ogrzewała dłonie, przykucnąłem przy niej, podałem jej śniadanie... po 10 minutach leżała już na moim barku, a od czasu 'tak, wejdź na górę' nie zamieniliśmy nawet słowa..
Materiał zarchiwizowany.
Dodaj komentarz