Zbrodniarz cz.1

- Każdy z nas ma w sobie mroczną bestię, która w chwili nie do pilnowania zaczyna nami rządzić - mówił Michura. - Nie należy więc patrzeć na ludzi popełniających najgorsze zbrodnie jak na nieludzi. Wręcz przeciwnie, ich zachowania są bardziej ludzkie, niż się nam wydaje. Definiuje to stan naszego umysłu i tego, jak funkcjonujemy w relacjach z innymi ludźmi. Każdy z nas mógłby dokonać czegoś takiego, w odpowiednich warunkach. Dlatego prosiłbym ostudzić trochę dyskusję na temat Remigiusza M.
   Cała sala zawrzała z oburzenia. Przyrównywać ich, porządnych obywateli do jednego z najgorszych morderców w histori Polski, było dla większości z nich nie do pomyślenia. Czyżby ten facet był rzeczywiście tym, za kogo go się podaje?
   'Też się zjawił specjalista' - stwierdził Piotr, podnosząc rękę. Był jednym ze świeżo upieczonych studentów, wierzącym w dobro i zło idealistą, pragnącym zmieniać świat za pomocą pióra, a raczej klawiatury swojego komputera.
   - Proszę - wskazał na niego Robert, wybierając go z całej masy dziennikarzy.
   - Czyli uważa pan, że każdy z nas mógłby tego dokonać? Przecież to kompletny absurd. Nie uwłaczając pana inteligencji, po prostu to jedna, wielka ściema! Nie widzi pan, co on tak naprawdę zrobił!?
    Michura spoglądał z uśmiechem na twarzy, który coraz to bardziej doprowadzał Piotra do szału. Ta pewność siebie, ten brak szacunku do innych. Za kogo się on uważał?
- Problem polega na tym, proszę pana, że właśnie zrobił pan to samo co ten człowiek - odpowiedział Michura.
    'Kurwa, czy tego gościa naprawdę popierdoliło?' - spytał się sam siebie Piotrek.
    - Przepraszam pana, ale ja nikogo nie zamordowałem! Porównywanie mnie do tego popapranego psychopaty to jakiś pierdolony absurd!
Słowa Piotra zaczęły wypełniać salę. Zupełnie niczym grom spadający z nieba, zadźwięczał we wszystkich uszach zgromadzonych na sali ludzi.
    - A jeżeli udowodnię panu, że się pan myli? - spytał Michura, po czym dodał. - Za zachowaniem Remigiusza M. stało coś więcej niż pragnienie mordu. Kryły się za tym określone emocje, które kierowały jego zachowaniem. Złość, nienawiść, agresją... Były to te same emocje, które teraz kierują panem wobec mojej osoby. Widać to choćby po wulgarnym języku, jakim się pan do mnie zwraca. Czy nie uważa pan, że nazwanie kogokolwiek 'popapranym' i insynuowanie, że kogoś ' popierdoliło' nie jest tego przejawem?
    Piotr zamarł.
    - Czyli uważa pan, że sprawę powinno się po prostu zamknąć i o niej nie mówić?- wtrąciła się jakaś dziennikarka.
    - Nie, proszę pani. Dyskusja ta jest bardzo ważna. Powinna jednak odbywać się w sposób merytoryczny, a nie emocjonalny. Dopóki będziemy patrzeć na niego jak na zbrodniarza, a nie człowieka, który potrzebuje naszej pomocy, nie będziemy się wcale od niego różnić.
   - Na tym zakończyły konferencje prasową - powiedział rzecznik prasowy Policji, wyłączając mikrofony. Wszyscy przedstawiciele prawa biorący udział w sprawie wstali i ruszyli w stronę wyjścia. W sali jak zwykle zapanowała istna wrzawa. Dziennikarze nigdy nie potrafili odpuścić, nie otrzymując tego, co pragnęli. Sensacji i wynikającej z niej prestiżu.
  
*****
  
    Kiedy Robert wyszedł z sali, odetchnął. Miał dosyć tłumaczenia innym ludziom, że tak naprawdę, wszyscy są tacy sami. Rządzeni przez te same mechanizmy poznawcze różnią się tylko stopniem ich aktywności. Nienawiść, miłość, pragnienie bycia kimś... Wszyscy to odczuwamy. Jednak u niektórych ludzi, pragnienia czy też emocje są silniejsze od innych. Odbiegają od normy. W takim właśnie wypadku dochodzi do różnych dziwnych zjawisk, pozornie niedających się wyjaśnić. Bo w jaki sposób można normalnie komuś wytłumaczyć, że morderca kieruje się tym samym uczuciem co dziecko mówiące swojemu koledze 'nie lubię cię'?
    No cóż. Najważniejsze, że miał już to za sobą. Mógł teraz udać się na hamburgera i odetchnąć od presji, w której żył. Gdy już miał wyjść z sądu, usłyszał.
   - Przepraszam, moglibyśmy porozmawiać przez chwilę?
Była to, ta sama kobieta, która zadawała mu pytania jeszcze chwilę temu na sali. Gdy podchodziła do niego, odgarnęła blond włosy, zakrywające tak samo intensywnie niebieskie oczy, co kolor sukienki.
   - O ile mi wiadomo, to konferencja prasowa się już zakończyła.
   - Tak, wiem. Tylko że to pan zaproponował mi rozmowę tuż po konferencji.
   Robert pogrzebał trochę w swojej pamięci.
   - Aaa.... Pani Wioletta, córka Mietka.
   - Tak - kobieta uśmiechnęła się delikatnie. - Mój ojciec z panem rozmawiał.
Robert podszedł do kobiety. Wioletta podała mu dłoń na przywitanie. On jednak, zamiast ścisnąć ją, schylił się i pocałował w dłoń.
    - Jaki pan szarmancki.
    - Tak, zgadzam się z panią. Prawdziwi dżentelmeni już dawno są na wymarciu. Teraz jednak może po zakończeniu tej marnej jakości flirtu i zaproszę panią na obiad. Muszę coś zjeść.
    - No nie wiem, no nie wiem... Mój ojciec mógłby odebrać to jako randkę.
    - Myślę, że raczej by się o to nie pogniewał.
Wioletta poczuła się lekko zawstydzona, a na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce.
    - W takim razie czuje się zaproszona.

PanNikt007

opublikował opowiadanie w kategorii kryminał, użył 931 słów i 5372 znaków.

Dodaj komentarz