Wild Crime #2

Leżałem na twardej kostce, czując ból po prawej stronie klatki piersiowej. Otworzyłem lekko oczy, by sprawdzić, czy sprawca dalej jest na miejscu, czy też może uciekł z miejsca zbrodni, zacierając za sobą ślady. Jednakże został i gdy tylko zauważył, że jeszcze żyje ukląkł nade mną, chwycił mnie za ramiona i zaczął szarpać mówiąc: "Dopadłam Cię rozumiesz, dopadłam Cię Garcia”. Ostatnim etapem jej planu było zaciągnięcie mnie pod fontannę i wrzucenie mnie do niej. Woda była tak zimna, z kostkami lodu. Zaraz.. od kiedy w fontannie są kostki lodu? Kolejna porcja jeszcze bardziej lodowatej wody spadła na mnie i zerwałem się na równe nogi i zobaczyłem Maxa z pustym wiaderkiem, gdzie chwilę temu była woda, która teraz jest w moim materacu, który śmiał się najwidoczniej ze mnie:
- Z czego rżysz kretynie? – zapytałem podirytowany wycierając twarz do podkoszulka.
- Stary, weź się opanuj… Przyznać muszę, że masz naprawdę sen jak kamień… - zaczął mówić Max – dzwoniłem do ciebie na telefon, dzwonek do drzwi, ale nie otwierałeś, więc nacisnąłem na klamkę i widząc, że jest otwarte, to wszedłem z lekka się już martwiąc.. – zaczął opowiadać  
- Nie było czym, ale dzięki – przerwałem mu, ale ten tylko popatrzył na mnie i zaczął kontynuować.
- Masz racje, bo każdy normalny człowiek zostawia otwarty dom, lecz tak naprawdę śpi i ma wszystko w dupie. I kto tu jest kretynem - zaczął się denerwować, lecz ja tylko spuściłem głowę, pokazując skruchę i gotowość do dalszego słuchania. – Wracając.. rzuciłem w ciebie kubkiem, bo akurat nic innego nie było pod ręką, ale mniejsza o to. Nawet przez przypadek trzasnąłem drzwiami dość głośno, ale co mnie zdziwiło, nadmuchałem papierową torebkę i rozwaliłem ją z hukiem, a ty jedynie jeszcze bardziej skamieniałeś, chociaż nie mam pojęcia jak to jest możliwe. W końcu nie wytrzymałem i zacząłem tobą potrząsać, ale ty tylko zrobiłeś minę przestraszonego czterolatka, więc zadzwoniłem do twojej mamy i spytałem co mam zrobić, a ona powiedziała mi, że w zamrażalniku są kostki lodu i żebym przygotował ci lodowatą kąpiel w łóżku, a po wszystkim wystawić materac na zewnątrz, bo jest ciepło i zdąży wyschnąć do końca dnia. Poszedłem do kuchni, odgrzebałem kostki lodu nalałem zimnej wody do szklanki i dodałem kostek lodu. Odstawiłem na stół, żeby się trochę ochłodziło i zadzwoniłem ponownie do twojej mamy, spytać co mam zrobić, gdyby jednak szklanka nie wystarczyła. Słowa, jakie wypowiedziała, to "duże wiaderko koło lodówki " i się rozłączyła. Więc zabrałem go i zacząłem napełniać. Pomyślałem do połowy wystarczy, wysypałem wszystkie kostki jakie były w pojemniku i poszedłem sobie zapalić na balkon. Potem tylko wziąłem naczynia z kuchni i wszedłem do twojego pokoju, od razu wylewając na ciebie zawartość szklanki, co cię lekko poruszyło. Najwidoczniej za mało więc wiadro w ruch i poszło… Nigdy nie widziałem, żebyś tak szybko zerwał się na nogi – skończył, śmiejąc się jak po dobrym dowcipie
- Ty się śmiej, a ja tam kurwa przeżywałem Armagedon. Nigdy nic takiego mi się nie śniło, jak dziś… - zauważyłem, że uśmieszek z jego twarzy znika, a pojawia się strach.
- Opowiesz? – zapytał zaciekawiony
- Tak, tylko pozwól mi się ogarnąć. Pójdę wziąć prysznic, a ty weź wynieś materac na balkon – odpowiedziałem wskazując wzrokiem na okno balkonowe koło biurka.
- Spoko, tylko nie zaśnij znowu, bo tam już nie wejdę. Nie mam ochoty oglądać cię nagiego – zaczął się znów ze mnie naśmiewać, ale spiorunowałem go wzrokiem i przestał, od razu zabierając się do wynoszenia materaca, a ja w kierunku łazienki.  
  Wszedłem do środka, stanąłem przed lustrem i zobaczyłem zmęczoną twarz, jakiej nawet rodzice po całodobowym dniu w pracy nie mieli. Ściągnąłem przepoconą podkoszulkę i wyrzuciłem do prania, ponownie powędrowałem pod lustro i zobaczyłem sińce na ramionach, tam gdzie we śnie trzymał mnie ten… czy ta tajemnicza, zamaskowana osoba. Przeraziłem się lekko, ale nie tak bardzo, jak wkładając ręce do spodni, znalazłem coś okrągłego i metalowego. Wyciągam i patrzę na coś, co wcale nie było amerykańskim centem, nie było w ogóle monetą, bo nie było na niej żadnego nominału, tylko jakaś postać z nożem. Ta sama moneta znajdowała się we śnie, ale jak się znalazła u mnie w kieszeni poza snem, tego nie mam pojęcia. Nie zamierzałem długo się zastanawiać, rozebrałem się i wszedłem pod prysznic i się zacząłem myć. Minęło około 10 minut i już byłem gotowy, ubrałem się i wyszedłem do pokoju. Od wejścia usłyszałem prośby Maxa, abym opowiedział mu, co też takiego mi się śniło, że tak totalnie odleciałem. Siadłem na kanapie naprzeciwko tego debila, bo opowiedzenie tego chorego snu niestety trochę czasu zajmie. Minęło piętnaście minut, faktycznie trochę mi zeszło na opowiedzeniu. Tamten był skupiony jak nigdy dotąd, nawet się nie wciął w opowiadanie, co się rzadko zdarza. Lekko się przeraził, ale nie chciał się odzywać i tylko wskazał wzrokiem na drzwi, żeby już wychodzić.  
Szliśmy jak na razie spokojnie przez alejki nieszczęsnym parkiem, rozglądając się jak potrzepani po całym parku. Nagle ktoś wyskoczył zza naszych pleców
- Buuu – wrzasnęła Alex dźgając nas pod żebra palcem.
- Kurwaaa! – wrzasnęliśmy zesrani ze strachu  
- Biedne dzieci zostały wystraszone przez słabszą dziewczynkę?
- Alex.. – zaczął Max przytulając dowcipnisia na przywitanie, jak to miał zwyczaj robić z dziewczynami, ja przybiłem z nią pospolitego żółwika. Szliśmy w stronę kolejnego niezbyt dobrze kojarzącego się punktu, fontanny, opowiadając po drodze sen przyjaciółce, która również lekko się przeraziła. Przy fontannie czekał Kasper, który również z nami miał iść do kina. Docierając do celu, przy wyjściu usłyszeliśmy dwa strzały. Kacper dostał w rękę i udo. Co najlepsze a byliśmy sami na zewnątrz. Próbowaliśmy wejść do kina, ale drzwi były zamknięte. Próbowałem też zadzwonić na policję, ale o dziwo zasięgu nie było.  
- Kurwa mać! – wrzasnął Kasper. – Boli… - Max zdjął bluzę zawiązał mocno rękaw uciskając obszar nogi wokół miejsca strzału.
Następnie padł drugi strzał ale trafił w lampę pod którą stał Max, ma którego poleciały iskry, lekko go parząc. Dziwnym trafem, koło hydrantu leżały dwa pistolety, które wziąłem i dałem jeden Maxowi, który starał się podnieść Kaspra i podprowadzić pod drzwi. Ranny chłopak wspierając się na barkach kolegi, kulejąc szedł w stronę drzwi, lecz padł kolejny strzał. Dostał w głowę…  
- Niee!! Wrzasnęła Alex rzucając się w stronę nieżyjącego Kaspra.  
- Stój, on może znowu strzelić… wracaj tam gdzie byłaś. – odparł Max
- A on? – zapytała płacząc  
- Weź go jakoś przeciągnij tam do siebie, gdzie siedziałaś, tylko ostrożnie. I spróbuj zadzwonić na policję. – odpowiedziałem. – Max, musimy go namierzyć, bo nas wszystkich pozabija.
Ten przytaknął, nie odzywając się. Padł kolejny strzał. Tym razem trafiło w szybę budynku, bardzo blisko nas, ale za to już widzieliśmy sprawcę i zaczęliśmy strzelać. Napastnik kolejny strzał, na nasze szczęście źle wymierzył i wycelował w hydrant, że ten od razu zaczął tryskać wodą jak fontanna. Max precyzując strzał wycelował w nogę napastnika, który zbliżał się coraz bliżej nas, następnie padł jak długi na środku drogi. Upadając upuścił pistolet, który posuwając się po drodze dotarł pod stopy Maxa, który chciał sięgnąć po niego:
- zostaw! – wrzasnąłem – tam będą ślady zabójstwa, nie dotykaj tego.  
Ten kopnął go w bok, tuż pod nadjeżdżające auto. Padł kolejny chybiony strzał, było ich więcej. Z auta wysiedli zamaskowani ludzie z pistoletami i otoczyli nas, stając do nas plecami i celując pistoletami na wszystkie strony. Popatrzyłem do góry i zauważyłem kamerę, która szybko potem została zestrzelona i spadła na Maxa, który prawdopodobnie stracił po tym przytomność. Przyjechała policja w idealnym momencie na zabezpieczenie terenu. Policjanci byli również gotowi do strzału. Zaczął się Sajgon. Anty terroryści zaczęli strzelać. Za nim ruszyli policjanci. Rozdzieli się na trzy grupy. Akcja jak z prawdziwego kryminału. Gdy wracałem do Alex i martwego Kaspra, zauważyłem po drodze monetę. Podobna do poprzedniej, tylko na niej była wytłoczona rzymska "II”. Schowałem ją do kieszeni i kolejny pocisk śmignął mi koło głowy, który trafił jedna z tablic z plakatami, która centralnie spadła na mnie, usłyszałem tylko dziewczęcy wrzask i potem urwał mi się film.

Blockade

opublikował opowiadanie w kategorii kryminał, użył 1610 słów i 8968 znaków, zaktualizował 24 paź 2015.

Dodaj komentarz