Wild Crime #1

Był już czerwiec. Ostatni tydzień nauki, ponieważ zbliżały się wakacje. Ja, zwykły, szesnastoletni chłopak uczęszczałem do ostatniej klasy szkoły elementarnej w Los Angeles. Jestem niebieskookim, dobrze zbudowanym, przystojnym brunetem, przynajmniej tak mi mówiła przyjaciółka. Mieszkam w typowym jednorodzinnym. Niczym niewyróżniającym się amerykańskim domu z mamą, starszym bratem Thomasem I tatą, który rzadko przebywał w domu, gdyż często wyjeżdżał na delegacje zagraniczne, zarabiając w ten sposób na życie. Mój dom znajdował się w spokojniejszej części miasta, kilka przystanków od szkoły. Cały w skowronkach chodziłem do szkoły, bo wiedziałem, że to już końcówka, a potem dwa miesiące przerwy od monotonnych lekcji, zadań domowych z jednego na drugi dzień, upierdliwych nauczycieli oraz wielu innych nieprzyjemności związanych ze szkołą. Jednak, jak to przeważnie bywa, pomimo tego, że ostanie dni, chęci do wstawania marne, a w szczególności u mnie, którego próbuje wyciągnąć z łóżka jego mama.  
- Ethan! Wstawaj, bo zaśpisz i spóźnisz się do szkoły- woła od piętnastu minut mama Ethana.  
- Jeszcze 5 minut! - Wymamrotałem.  
- Żadne pięć minut! Za pół godziny przyjedzie bus na przystanek, a jak nie zdążysz to wiesz, co cię czeka? – powiedziała mama ironicznym tonem.  
- Niby, co? – odpowiedziałem zdziwiony.  
- Będziesz szedł na piechotę, gdyż zapomniałeś, że twój ojciec pojechał naszym autem do pracy ponad miesiąc temu.  
- A Thomas? – zapytałem lekko zdenerwowany.  
- Twój starszy brat przecież wyjechał na wycieczkę w nocy, nie pamiętasz?! No zbieraj się jeśli nie chcesz iść do szkoły na nogach!  
Przypomniałem sobie o tym i zerwałem się na równe nogi i poszedłem się ubierać oraz myć. Wchodząc do łazienki spoglądnąłem przez okno w kierunku opuszczonego domu. Dom ten był stary. Stał tam od wieków, z krążących plotek można było dowiedzieć się, że wybudował go ówczesny burmistrz miasta w I połowie XVIII wieku. Krążyła również historia, że przy budowie panowały ciężkie warunki i kto został wmurowywany w jego ściany lub fundamenty. Popełnił w nim również samobójstwo burmistrz, z niewyjaśnionych do dziś okoliczności. Budynek ten nie był używany, odkąd ostatni właściciele opuścili go. W tym samym czasie, jak z rodziną wprowadziliśmy się 8 lat temu. Wyprowadzka sąsiedniej rodziny spowodowana była teorią twierdzącą, że w domu straszy oraz, że jest nawiedzony. Przyglądając się, zauważyłem poruszającą się postać, co mnie bardzo zaniepokoiło, gdyż ten dom był zamknięty na amen, więc nikt się nie mógł tam dostać. Postanowiłem jednak nie zastanawiać się nad tym. Umyłem zęby, ogoliłem się, ułożyłem i nażelowałem włosy i ubrałem się w nowo zakupione ubrania w pobliskiej galerii handlowej. Nie minęło 10 minut, a już byłem w kuchni, zjadając się przepyszną jajecznicę podsmażaną na cebulce, przygotowaną przez Emily, moją matkę. Przy jedzeniu towarzyszyła mi muzyka z radia, nastawiona na ulubioną stację Music Fox, która obecnie serwowała piosenkę “Maroon 5 – Animals” w wersji zremixowanej przez Gryffina. Stacja ta była moją ulubioną, odkąd tylko weszła na rynek. Również w telewizji zadebiutował Music Fox TV, która emitowała taką samą muzykę, tylko wzbogaconą o klip wideo (jak to telewizyjne stacje muzyczne) oraz raz na tydzień podsumowaniem ze świata nowinek technologicznych oraz muzycznych. To chyba jedyne co dało się teraz oglądać w telewizji. Gdy skończyłem już jeść poszedłem w stronę holu ubrać buty i skierowałem się do wyjścia. Założyłem swoje niebieskozielone Adidasy z żółtymi sznurówkami. Chwytając praktycznie za klamkę usłyszałem głos mamy dochodzący z kuchni:  
- Weź parasol w radiu mówili, że będzie padać deszcz - poinformowała ją mama.  
Posłuchałem rady i wziąłem mały, czarny, składany parasol z wyłamanym jednym drutem. Ruszyłem na oddalony od domu o 800 m przystanek autobusowy, na którym oczekiwali na autobus bezpośrednio do szkoły, jak co każdego szkolnego dnia. Ku zdziwieniu dzisiejszego dnia wyjątkowo mało osób z mojej klasy było na przystanku. Dlatego że większość rodziców postanowiło odwieźć swoje dzieci do szkoły osobiście i pozostać na spotkaniu z dyrektorem szkoły i wychowawcą klasy, o którym zapomniał przekazać mamie. Zebranie miało dotyczyć zakończenia roku szkolnego klas ostatnich oraz podziękowania dla rodziców za lata współpracy. Niestety nie wszyscy rodzice mieli czas na to spotkanie. Dyrektor wymyślił dla rodziców niespodziankę, o której nikt nic nie wie. Jedynie, co było wiadome to, to że zaproszenia będą wysyłane nami - uczniami. Idąc na przystanek już z daleka wypatrzyłem swoją przyjaciółkę, Alex która rzucała się, jako jedyna w oczy, spośród wszystkich osób znajdujących się na przystanku. Alex jest blondynką o niebieskich oczach, opalonej karnacji miała założone na sobie specjalnie potargane jeansy, niebieską bluzę i pomarańczowe Vans-y. Szczęście mi dopisało i idealnie zdążyłem na transport do szkoły. Dzień ciągnął się w nieskończoność. Był nudny i żmudny aż tak, że kompletnie nic nie słuchaliśmy i nie włączaliśmy się w żadną lekcję tylko cały czas rozmawiając między sobą, chociaż nie była to już żadna nowość. Nareszcie nudę przerwał dzwonek na długą przerwę - przerwę na lunch. Zamierzaliśmy do szkolnej stołówki napotkając Maxa i Olivie, którzy jako jedyni na razie tworzyli parę w ich klasie. Olivia miała około 165cm wzrostu, ciemnie, długie, falowane włosy oraz brązowe oczy, nie chodziła z nami do klasy, tylko spotykała się z Maxem, więc dużo z nami przebywała. Zauważyliśmy, że para się kłoci I zaczęli się razem wypytywać:  
- O co się kłócą?- Szepnęła Alex.  
- Nie wiem! – odparłem - podejdźmy bliżej to się dowiemy.  
Obejrzeliśmy czy nikt ich nie widzi i podeszliśmy bliżej, aby lepiej słyszeć kłótnie pary. Udając, że coś kupujemy nasłuchaliśmy kłótni jednocześnie:  
- Ty wiecznie narzekasz i narzekasz po prostu nie ma ci jak dogodzić – krzyczał Max.
- Jeżeli nie zwracasz na mnie uwagi to się nie dziw- argumentowała się Olivia  
- To koniec! Po trzech latach mam cię już serdecznie dość, zrobiłaś się strasznie wymagająca jak jakaś rozpieszczona "gwiazdunia”.  
- Oooo… proszę bardzo  
Alex kaszlnęła cicho ze zdziwienia krztusząc się powietrzem. I popatrzyła na uśmiechającego się mnie.  
- Nahte… bo tak mnie nazywali przyjaciele, że niby tak lepiej brzmi, chodź każdy wie, że od tyłu to nie po Bożemu – Musimy temu zapobiec! – wycedziła Alex przez zęby z lekkim zdezorientowaniem.  
- To jest ich decyzja, nie powinniśmy się wtrącać… - odpowiedziałem stanowczo.  
Alex tylko westchnęła i zaczęła kontynuować oglądanie żywej "Mody na Sukces”, w której w rolach głównych grał mój przyjaciel Max oraz jego dziewczyna albo już jego była dziewczyna:  

-Czyli to oficjalnie koniec? – Zapytała Olivia zapłakanym tonem  
- Tak, widocznie nie było nam pisane szczęście, zapomnij o mnie raz na zawsze…  
Olivia pobiegła do toalety się wypłakać, za nią Alex. Maximilian poszedł zamówić sobie zapiekankę. Podszedłem do niego i poklepałem po ramieniu i powiedziałem:  
- Stary nie przejmuj się, nie ta to inna..  
- Nahte, ja się cieszę, że wreszcie mi się udało to zrobić  
- Yyyyy… - zacząłem, ale nie wiedziałem co powiedzieć, byłem w totalnym szoku..  
- Może i nie wiesz, ale twój brat widział ją ostatnio, jak całowała się z innym kolesiem w parku..  

- Aaa, no Max dobra robota – zaśmiałem się uściskując mu dłoń – chociaż nie musiałeś tego robić w taki sposób...  
- Nie ważne, znasz mnie jestem szczery do bólu!  
- No fakt, znamy się od urodzenia. Nie wiem czemu mnie to dziwi. – zaśmiałem się i popatrzyłem jak Max patrzy na mnie z pogardą, swoim wzorkiem zabójcy.  

Usłyszeliśmy dzwonek na lekcje, była to ostatnia lekcja, matematyka weszliśmy do klasy, przyszła też Alex i popatrzyłem na nią a ona przewróciła oczami, dając znak, że Olivia ją nieźle wymęczyła. Nauczyciel kazał nam się rozsiąść i zostawić tylko długopisy. Zdziwiłem się, przecież był koniec roku, Oceny wystawione, a on nam test robi, kretyn – pomyślałem, ale okazało się, że to ankieta dotycząca ogólnej nauki w szkole oraz atmosfery i tym podobne. A kazali nam siedzieć osobno, żeby to była praca indywidualna, bo jak siedzieliśmy z kimś, to wychodziły takie wyniki, że dyrektor bał się o nasz zdrowie psychiczne. Po wypełnieniu ankiety, nauczyciel zebrał je i włączył nam film " Matematyczne pułapki umysłu”. Lekcja minęła niewiarygodnie szybko, jak nigdy dotąd lekcja matematyki zawsze ciągnęła się wieczność. Wychodząc z klasy złapałem Alex i Maxa za ręce i przeciągnąłem na bok.  
-Słuchajcie w zaistniałej sytuacji co powiecie na wypad do kina dziś wieczorem tylko nasza trojka, tak na rozluźnienie atmosfery po dzisiejszym wydarzeniu, hm?  
- Genialny pomysł – odparli razem Max i Alex.  
- To do zobaczenia o 19 w parku, przy fontannie, potem podejdziemy do kina, co wy na to?  
Przytaknęli głowami i rozeszliśmy się w swoje strony. Wróciwszy do domu zastałem mamę w drzwiach z poirytowaną miną:  
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o zebraniu dzisiejszym? – powiedziała z lekko podniesionym głosem.  
- Zapomniałem, przepraszam.. – wypowiedziałem ze spuszczoną głową  
- Ehh... trudno, zdarza się nawet najlepszym.  
Nagle przypomniałem sobie o zaproszeniu, które rozdawał dziś wychowawca na lekcji przed lunchem. Zacząłem grzebać w plecaku i wyciągnąłem starannie zapieczętowaną kopertę i podarowałem ją mamie, mówiąc:  
- Masz, to od dyrektora, nie wiem co to, ale dostało to tylko kilka osób z mojej klasy, nawet nie patrzyłem kto..  
Mama przestraszona zaczęła:  
- Mam nadzieje, że to nie jest kolejne wezwanie do szkoły, bo coś przeskrobałeś? – zaśmiała się  
- Ha ha ha! – odpowiedziałem z irytacją – poza tym nie otworzysz, to się nie dowiesz.  
Mama otworzyła szybko kopertę zaadresowaną do niej i czytała z uśmiechem na twarzy.  
- No, Ethan muszę cię przeprosić… dostałeś list gratulacyjny i dyrektor postanowił wręczyć osobiście rodzicom.  
- Czyli w takim razie mogę iść dziś do kina? – zapytałem z szyderczym uśmieszkiem  
- Oczywiście, ile potrzebujesz? 20$? Zjedz tylko obiad i będziesz wolny.  
- Może być, poza tym idę dopiero na 19, więc mogę ci coś pomóc  
- Nie trzeba, dziś akurat nie musisz, wszystko jest zrobione, jak nie masz co zrobić to poczytaj.  
- Wiesz… to całkiem niegłupi pomysł – odparłem zainspirowany.  

Zjadłem obiad przygotowany przez mamę, poszedłem do pokoju, wziąłem książkę i zacząłem czytac pierwszy rozmiar, gdy usłyszałem jak mama mówi, że wychodzi na spotkanie z dyrektorem, gdzie ma rozdawać wcześniej wspomniane wyróżnienia. Czytałem strona po stronie, już zapomniałem jakie to wciągające, zastanawiając się, dlaczego przestałem to robić, gdy nagle urwała mi się akcja. Zasnąłem. Śniło mi się, że idę parkiem, gdy nagle ktoś wyskakuje z pistoletem i zaczyna mnie gonić. Uciekałem, a on za mną. Biegłem alejkami w stronę umówionego miejsca, ale zamaskowany gość dalej za mną. Dziwiło mnie jedno. Mianowicie to, że nikt nie reagował, żaden przechodni, nikt, kompletnie. Przebiegając jedną ze ścieżek, zauważyłem Policję patrzącą się na przebieg akcji. Krzyknąłem do nich głośne wezwanie o pomoc, ale ci zamiast interwencji, odwrócili się i poszli w głąb parku, zupełnie inną stronę. Biegłem jak najszybciej potrafię, lecz powoli zacząłem tracić siłę w nogach. Byłem prawie u celu, widziałem nawet Alex i Maxa, krzyczałem do nich, by uciekali, ale oni nic, nawet nie drgnęli, jedyne co, to zaczęli się całować. Dobiegłem do fontanny i schowałem się za fontanną i ruchem głowy pokazałem, żeby się schowali ze mną, lecz oni mnie wyśmiali mówiąc chórkiem: "Patrzcie co za kretyn, własnego cienia się boi”. Zaczęło mnie to wszystko coraz bardziej dziwić, myśląc: "Czy oni nie widzą gościa idącego w ich kierunku z pistoletem? Co za…”. Nie dokończyłem myśli, gdy usłyszałem dwa strzały. Oczy miałem wielkie jakbym stado duchów zobaczył. Wstaje niepewnie, powolnymi ruchami rozglądając się, czy napastnik dalej jest w pobliżu. Poszedł sobie. Podchodzę do fontanny szybko. Patrzę, a tam na dnie dwa ciał, trzymające się za ręce, z których wydostawała się krew, przez co woda w fontannie nie wyglądała najciekawiej. Wartując się dokładnie, dostrzegłem jakąś monetę, dziś akurat był wtorek, czyszczenie fontanny z pieniędzy, akurat dziś wypadło to na chwilę przed naszym spotkaniem, więc wątpliwe było, żeby ktoś zdążył już cokolwiek wrzucić. Moneta była praktycznie na wyciągnięcie ręki, więc schyliłem się po nią i wyciągnąłem. Kucając jeszcze chwile usłyszałem dzwonek telefonu, wystraszyłem się. Wyciągnąłem go z kieszeni i spojrzałem na ekran. Ślina stanęła mi w gardle, a serce łomotało jak szalone. Dzwonił Max. Popatrzyłem na wodę, świeciło się w nim światło. Zaczynałem się trząść ze strachu. Max trzymał telefon w ręce, jego telefon był w trakcie łączenia się z moim. Nagle poczułem rękę na ramieniu i przeraźliwy krzyk: "Nie odbierzesz?!” Odwróciłem się i krzyknąłem z przerażenia upuszczając telefon na ziemię. Był to morderca sam w swojej osobie. Miał pistolet w ręku, zwracając się do mnie: "Widzisz jak to jest być samemu?”. Przełknąłem ślinę, gdy nagle usłyszałem szum wody, jakby ktoś wyciągał coś dużego z wody. Wyrwałem się spod ręki dręczyciela i zobaczyłem Maxa, z dziurą od kuli w miejscu serca. Szedł w moją stronę ociekając z wody i jeszcze niezakrzepniętej krwi, który wyszeptał: " Dlaczego nie odebrałeś, dlaczego nas zostawiłeś?”. I nagle padł strzał...

Blockade

opublikował opowiadanie w kategorii kryminał, użył 2539 słów i 14284 znaków.

3 komentarze

 
  • Blockade

    Prace nad drugą częścią wznowione :P  do końca miesiąca jest szansa na opublikowanie :D

    24 paź 2015

  • NataliaO

    świetnie się czyta, wciąga od pierwszej linijki. Zapowiada się ciekawa historia. ;)

    27 sie 2015

  • Olka

    Czekam na więcej  :yahoo:

    19 sie 2015