Bangkok, Tajlandia.
W klubie ze striptizem bawi się Roman. Popija drogie alkohole i wydaje swoje ukradzione pieniądze. Podchodzi do stolika i wysypuje z saszetki heroinę, po czym przystępuje do wciągania narkotyków.
- Barmanie, polej mi jeszcze kieliszek - powiedział mężczyzna.
Nagle ktoś wyważa drzwi do lokalu. Do środka wchodzi łysy, wysoki i solidnie umięśniony mężczyzna w czarnym podkoszulku. Wyglądem przypominał niemal idealnie Luke'a Hoobsa.
- Roman Pearce? - odezwał się przybysz.
- Tak, bo kurwa co? - odpowiedział przyćpany Roman.
- Mam na imię Owen Hoobs. Pozdrowienia od mojego brata, Luke'a - powiedział mężczyzna, po czym wyciągnął pistolet i strzelił Romanowi w twarz.
Zakrwawiony człowiek padł na podłogę. Hoobs przeładował broń, po czym zastrzelił barmana i jak gdyby nigdy nic opuścił lokal.
Amazonia, Brazylia.
W wiejskiej chatce położonej w głębi brazylijskiej dżungli mieszka sobie Dominic Toretto. Mężczyzna jako Pablo Lopez ukrywa się przed władzami i pracuje na odludziu jako rolnik, uprawiając niewielkie gospodarstwo. Pieniądze ukradzione z Rio pozwalają mu na dostatnie życie. Mężczyzna od czasu skoku na bank centralny nie kontaktował się z żadnym z dawnych kompanów i czuł się bardzo samotny. Brakowało mu adrenaliny i szybkiego życia. W pewnym momencie Dominic zaczął współpracować z lokalnym gangiem złodziei samochodów osobowych. Jednej nocy obudził go odgłos pukania do drzwi.
- Kto to może do cholery jasnej być? - zapytał.
Podniósł się z łóżka i wyciągnął ze skrytki naladowany pistolet. Podszedł ostrożnie do drzwi.
- Kto tam?
- To ja, Dom. Brian O'Conner - usłyszał znajomy głos.
Natychmiast Dominic otworzył drzwi. Zobaczył znajomego O'Connera. Panowie uścisnęli sobie dłonie.
- Co cię tu sprowadza? I jak mnie znalazłeś? - pytał Dom.
- Nie mam czasu o tym mówić, brachu - mówił były agent FBI - Kilka dni temu ktoś zabił Romana. Mam informacje, że ten sam ktoś na nas poluje. Ponoć to brat Hoobs, tego agenta, który nas ścigał w Rio - dokończył O'Conner.
- O cholera... Dobra O'Conner, wejdź do środka i razem do omówimy.
Po ostatnich wydarzeniach związanych ze skokiem na bank centralny w Rio de Janeiro gubernator Castro wpłynął swoimi koneksjami na rząd brazylijski, aby wzmógł walkę z organizacjami przestępczymi i kartelami narkotykowymi. Miało to dwa cele - polityk chciał po pierwsze dorwać ludzi, którzy okradli jego lokatę bankową, po drugie natomiast chciał zdobyć poklask w społeczeństwie aby w najbliższych wyborach zdobyć fotel prezydenta.
- Musimy wreszcie położyć kres działalności band przestępczych. Jeśli zostanę prezydentem, to powywieszam tych skurwysynów - powiedział Castro w jednej z debat telewizyjnych.
Władze skierowały ponad 10 tysięcy funkcjonariuszy policji i służb specjalnych do walki z kartelami. Nie okazywano litości. Po fawelach lały się strumienie krwi, a wszędzie leżały trupy. Strzelali do każdego, kto tylko był podejrzany o przynależność do gangu lub nawet tylko zachowywał się w podejrzany sposób. Od strony gubernatora działania służb nadzorował Paolo, ponadto do struktur policyjnych przeniknęło wielu członków kartelu Mojombi. Mieli oni nadzorować działania antynarkotykowe. Ich celem było również wytropienie Dominica Toretto i oraz członków jego ekipy.
Dom i Brian udali się do Manaus. Ich celem było jak najszybsze opuszczenie granic Brazylii. W mieście trwały ciężkie pacyfikacje faweli. Mężczyźni jechali niebieskim samochodem ulicami. Widzieli policjantów i antyterrorystów pilnujących najważniejszych obiektów w mieście. Z oddali unosił się dym i palił się ogień.
- Nasza ostatnia akcja pobudziła władze - powiedział Dominic.
- Tak. Ciężko może być nam opuścić ten kraj - dodał Brian.
Mężczyźni zjawili się na lotnisku. Widok licznych policjantów i ochroniarzy wzbudził niepokój u Toretto. Ochrona rozpoznała na monitoringu dwójkę zaangażowaną w napad w Rio.
- Stać! Jesteście zatrzymani! - krzyknął ochroniarz do O'Connera i Toretto, wymachując w ręku pistoletem.
Dom błyskawicznym ruchem wyrwał mężczyźni broń i postrzelił go nią w nogę.
- Spieprzamy, O'Conner! - krzyknął Toretto i oddał kilka strzałów w kierunku nadbiegających funkcjonariuszy ochrony.
Mężczyźni zaczęli uciekać krętymi ścieżkami po lotnisku.
- Masz jakiś plan, Dom?
- W tej chwili nie, ale szybko myślę - rzucił Toretto.
Na miejscu byli jednak również ludzie z kartelu. Mieli oni zamiar dorwać ich pierwsi. Wycelowali lufy swoich karabinków w ich stronę i zaczęli strzelać.
- O cholera... Strzelają do nas - darł się Brian.
Dwójka opuściła teren lotniska i zaczęła szybko uciekać uliczkami miasta. Gonili ich członkowie kartelu. Jedne z przestępców trafił serią z automatu z nogę O'Connera. Ten ranny przewrócił się na ziemię i nie mógł dalej uciekać.
- Dom, pomocy! - krzyczał.
Toretto zatrzymał się i podszedł do przyjaciela. Wnet ich uliczkę otoczyli ludzie z kartelu.
- Mamy was. Okradliście naszego szefa i musicie ponieść za to konsekwencje - powiedział łysy i wytatuowany gangster ubrany w czarną koszulkę i białe luźne szorty - Kartel Mojombi wydał na was wyrok śmierci, amerykańskie sukin...
Nagle mężczyzna otrzymał serię z karabinku w brzuch i upadł martwy na ziemię. Reszta bandytów zaczęła uciekać w popłochu.
- Co się do cholery jasnej tutaj dziej? - powiedział Dom.
Przed oczami obu mężczyzn ukazał się wysoki mężczyzna w czarnym podkoszulku z karabinkiem w ręku. Z wyglądu przypominał Hoobsa, agenta FBI który ich poszukiwał w Rio.
- Witaj panie chuju Toretto. Witaj, kutasie O'Conner! - odezwał się mężczyzna - Mam na imię Owen. Jestem bratem agenta Luke'a Hoobsa. Tego, którego zabiliście rok temu z zimną krwią w Rio. Długo was szukałem skurwiele, ale w końcu jesteście moi.
Hoobs rzucił się na Dominica i obaj zaczęli niezwykle brutalnie okładać się pięściami. Owen rozbił nos Toretto i rzucił nim jak szmatą o stojący na parkingu samochód osobowy.
- Jesteś tward... - bełkotał.
Nim dokończył zdanie, Hoobs z doskoku kopnął Doma, po czym podniósł i zaczął walić jego twarzą o maskę pojazdu, w który ten wcześniej uderzył.
- Będziesz zdychał jak pies, śmieciu - mówił Owen, nie przestając masakrować twarzy przestępcy.
W końcu ten ledwo żywy osunął się na ziemię. Brian czołgał się ranny po ziemi. Chwycił w ręce broń pozostawioną przez jednego z członków kartelu i strzelił w stronę Hoobsa. Niecelna seria w automatu trafiła mężczyznę w brzuch. Ten osunął się zakrwawiony na ziemię. Brian podbiegł do nieprzytomnego Doma i zaczął go cucić, jednak bez skutku. Toretto był ledwo żywy. Hoobs jakoś pozbierał się i uciekł z miejsca, po chwili natomiast zjawiła się tam brazylijska policja. Funkcjonariusze dokonali łatwego aresztowania dwóch poszukiwanych zbiegów.
Do biura gubernatora Castro wszedł właśnie Paolo.
- Szefie, mam wieści, że przed godziną zatrzymano w Manaus tych dwóch zbiegłych Amerykanów. Kazałem skierować ich do nas, do Rio de Janeiro - powiedział gangster.
- Doskonale. Mają do mnie trafić. Chcę się na nich zemścić osobiście - odparł Claudio Castro.
Ranny Owen Hoobs przebywał właśnie w swojej kryjówce, gdzie opatrywał swoje rany. Był wściekły z powodu, że nie udało mu się wykończyć swoich przeciwników, chociaż był już tak blisko. Mężczyzna usłyszał, że ktoś wchodzi do jego siedziby. Odruchowo wręcz chwycił za broń i się szybko odwrócił. Jego oczom ukazał się widok czarnoskórego mężczyzny, ubranego w skórzany obcisły kombinezon.
- Brixton? To ty? Jak mnie do cholery znalazłeś? - pytał Hoobs.
- Eteon kazał mi cię znaleźć i powstrzymać. Nie powinieneś tracić czasu na szukanie jakiejś dwójki jebanych przestępców. Nawet jeżeli zabili ci braciszka - powiedział Brixton Lore.
Był on agentem tajnej brytyjskiej organizacji bioterrorystycznej o nazwie Eteon. Hoobs także dla nich pracował. Panowie znali się, jednak byli rywalami zawodowymi i nie pałali do siebie miłością.
- Mam w dupie wasze akcje. Muszę zabić Dominica Toretto i Briana O'Connera - rzucił Owen i wrócił do opatrywania swoich ran.
- Jeśli nam się sprzeciwisz, zginiesz. Miej to na uwadze - powiedział sucho Brixton i opuścił pomieszczenie.
Tymczasem Brian i Dominic ponownie znaleźli się w Rio. Prosto z więziennego autobusu zostali odprowadzenie przed oblicze gubernatora miasta i stanu.
- Jak zgaduję, to coś fajnego dla nas szykują - mówił Brian.
- Masz rację. Dziękuję ci, że uratowałeś mi wtedy życie. Ten sukinkot by mnie wykończył - powiedział Dom.
Skuci kajdankami mężczyźni weszli do budynku administracji miejskiej i windą, w otoczeniu dwóch uzbrojonych w broń krótką strażników, wjechali na najwyższe piętro. Paolo zaprowadził ich do gabinetu gubernatora Castro.
- Szefie, oto i dwaj Amerykanie, którzy rok temu obrabowali twoje pieniądze z lokaty w banku centralnym - powiedział Paolo, a następnie zwrócił się do dwójki zatrzymanych - Przed wami stoi największy człowiek w mieście, w stanie. Gubernator Claudio Castro. Kartel Mojombi który was ścigał, również dla niego pracuje.
Dominic zaśmiał się wrednie na głos i splunął w stronę gubernatora.
- Nie wiem, co chcesz zrobić ze mną i moim przyjacielem, jebany brodaczu, ale ja się ciebie nie boję - powiedział spokojnie Toretto.
Paolo wpadł w furię słysząc słowa Amerykanina.
- Szefie, co za bezczelność!
- Nie, spokojnie panie Paolo - powiedział Castro popalając swoje drogie cygaro.
Z szuflady swojego biurka ostrożnie wyciągnął pistolet i wymierzył w kierunku Paola.
- Co robisz, szefie? Nic nie rozumiem? - krzyczał gangster.
- Wypadasz, chuju - powiedział, po czym zastrzelił swojego podwładnego.
Następnie polityk wstał i podszedł do Dominica, spoglądając na niego spode łba.
- I co, panie Toretto? Byłem w stanie z zimną krwią zastrzelić jednego ze swoich najbardziej zaufanych ludzi. Myślisz, że z tobą i twoim kolegą będę się cackał? To mój świat i moje zasady. To ja ustalam, kto w Rio umrze, a kto będzie żył. A niedługo zostanę prezydentem tego całego kraju i już nikt wtedy mi nie podskoczy - wygłosił Castro.
- Mnie to nie dotyczy - odparł Dominic.
Szybkim ruchem rozejrzał się po całym pokoju i z całej siły pociągnął obiema rękami, rozrywając kajdanki i się uwalniając. Toretto wyrwał gubernatorowi pistolet i chwycił mężczyznę za szyję, następnie przykładając mu pistolet do gardła.
- Jeśli tylko ktoś się kurwa ruszy w tym pokoju, to przysięgam na Boga, że rozpierdolę mu łeb z tej pieprzonej broni! - krzyczał Toretto - Uwolnijcie go i rzućcie waszą broń na pierdoloną podłogę. Macie 5 sekund - darł się na cały głos.
O'Conner został uwolniony, a strażnicy odłożyli broń.
- I co teraz? Jak niby uciekniemy stąd, Dom? - pytał przerażony Brian - Wszystkie poniższe piętra są zaryglowane i pełne ochroniarzy.
Castro zaśmiał się wrednie do obu Amerykanów.
- Mówiłem. Rio to moja piaskownica. Wszystko jest moja grą, panie Toretto - mamrotał z pistoletem przyłożonym do głowy.
- Ja mam plan - krzyknął Dom, po czym zastrzelił swoim pistoletem dwóch nieuzbrojonych strażników w pokoju - O'Conner, bierz broń i strzelał w szyby - rozkazał Toretto.
Sam również zaczął strzelać. Mężczyźni rozwalili szybę z pokoju budynku. O'Conner zabarykadował drzwi wejściowe do pomieszczenia biurkiem i krzesłami.
- Co wy planujecie? Zamierzacie skoczyć z ósmego piętra na goły beton? To pewna śmierć! - mówił Castro.
- Pan pierwszy - powiedział Toretto, po czym zrzucił gubernatora przez rozbite okno.
Mężczyzna zginął na miejscu.
- A my? Co robimy, Dom?
Obaj mężczyźni wyskoczyli gwałtownie przez rozbite okno, upadli wprost na koronę rosnących obok drzew, unikając cudem śmierci. Zeskoczyli na ziemię i błyskawicznie rzucili się do ucieczki. Ochrona zdezorientowana spowodowanym przez nich zamieszaniem nie była zdolna do pościgu za nimi. Dom i Brian w swoich więziennych strojach uciekali znajomymi uliczkami Rio de Janeiro, po drodze tratując ludzi i biegnąc ile sił w nogach. Nagle ktoś ostrzelał z karabinu ulicę, po której biegli.
- Co jest znowu, kurwa? - darł się zdezorientowany Dominic.
Brian odwrócił się i spostrzegł, że z dachu pobliskiego budynku ktoś ostrzeliwał ich ze snajperki. O'Conner szybko rozpoznał, że tym kimś jest Hoobs.
- To ten sukinsyn! - powiedział do Toretto.
Hoobs powstał, po czym szybkim ruchem zeskoczył z dachu na ziemię i zaczął biec w stronę dwójki zbiegów, prując jednocześnie w ich kierunku ze swojego karabinku. Panowie uchylili się od kul i zaczęli uciekać. Dominic wziął do ręki kamień i rzucił się na Owena Hoobsa.
- Mam rachunki do wyrównania! - krzyknął Toretto, przywalając kawałkiem skały mocarnemu przeciwnikowi.
Hoobs upadł na ziemię, jednak już po krótkiej chwili się podniósł.
- Słabo, Toretto! - odparł - Już jesteś trupem!
Obaj mężczyźni zaczęli nawalać się na gołe pięści. Brian chciał w jakiś sposób pomóc przyjacielowi. Toretto otrzymał silny cios w klatkę piersiową i upadł. Nie miał siły się podnieść.
- To już twój koniec, gnoju! - powiedział Hoobs, po czym kopnął z całej siły Dominica w twarz.
Ten zalał się krwią i przestał się ruszać. Brian zaczął teraz biec w stronę Owena. Obaj zaczęli walczyć.
- Najpierw musisz sobie ze mną poradzić. A to nie takie kurwa łatwe! - krzyknął O'Conner.
Hoobs jednak zatrzymał jego pięść, po czym wykręcił mu z całej siły rękę aż do krwi.
- Auuu!!
Owen przywalił pięścią w twarz Briana, a były agent FBI osunął się na ziemię, jęcząc z bólu. Owen wyciągnął z kabury pistolet i strzelił prosto w łeb O'Connera.
- Teraz czas na pana, panie Toretto.
Hoobs podszedł z wyciągniętym pistoletem do Doma i wycelował. Nagle Dominic ocknął się, błyskawicznie podciął nogą oponenta i wyrwał mu pistolet, po czym wystrzelił, raniąc Hoobsa z lewą nogę.
- Kurwa!! - krzyknął Owen.
Toretto spojrzał na leżące obok martwe ciało Briana O'Connera. Przeładował broń Hoobsa i wycelował w Owena, strzelając tak długo póki nie skończyła mu się amunicja w magazynku. Po wszystkim zmęczony mężczyzna w swoim zakrwawionym ubraniu usiadł na chodniku, aby trochę odpocząć. Po chwili na miejsce przybyła brazylijska policja. Toretto nie miał siły uciekać i dał się aresztować. W ostatniej scenie widzimy Dominica wprowadzanego do policyjnego radiowozu, który następnie odjeżdża.
Dodaj komentarz