Drugi tydzień pracy komisarza Krzysztofa Styczyńskiego jako szpiega w szeregach grupy przestępczej ’Krzyka” zaczął się bardzo boleśnie. I to dosłownie. Przybył na spotkanie w celu uzgodnienia ostatecznej ceny za dostawę broni. Do posiadłości Henryka ’Krzyka” Sobańskiego policjant przybył około godziny 13. Odźwiernemu przedstawił się jako Eugeniusz Prus, wysoki na ponad dwa metry wzrostu służący powitał gościa, a następnie uprzejmym: ’Proszę za mną’ zaprosił ’biznesmena’ do środka. Willa Sobańskiego to iście potężna budowla. Z zewnątrz przypomina pałac, beżowy kolor elewacji, strzeliste wieżyczki, duże okna jakby żywcem wyjęte z kościoła. Wewnątrz zaś prawdziwy przepych - wszechobecne zdobienia, eleganckie meble, na ścianach drogie obrazy, fantazyjne schody, kilka okazałych rzeźb, do tego perskie dywany oraz gigantyczne żyrandole. Krótki spacer po domu ‘Krzyka’ zrobił wrażenie na oficerze Centralnego Biura Śledczego. Nadmierne przyglądanie się otoczeniu zgubiło Styczyńskiego… Rosły lokaj niespodziewanie wyprowadził silne kopnięcie w głowę policjanta.
Kilka dni wcześniej lokalna gazeta na swojej pierwszej stronie zwróciła uwagę czytelników na niepokojące wydarzenie. Chodziło o mecz piłkarski, a raczej o trybuny stadionu gospodarzy, tam w loży dla vipów dociekliwy dziennikarz wypatrzył szefa gangu - Henryka ‘Krzyka’ Sobańskiego. Obok niego dostrzegł znanego mu policjanta Wydziału Zabójstw - komisarza Krzysztofa Styczyńskiego. Obaj panowie obserwowali mecz będąc w szampańskich nastrojach, śmiejąc się i pijąc alkohol. Jak to później opisywał redaktor - był w szoku. Całość dopełniały zdjęcia dokumentujące tę niezwykłą wiadomość. Dodano także informację o tym, że komisarz odszedł niedawno ze służby w Wydziale, co poświadczył anonimowo jeden z kolegów po fachu Styczyńskiego. Artykuł grzmiał o upadku moralności policjantów, którzy opuszczają słabo opłacaną służbę, aby dorobić się u boku gangsterów. Gdyby ów dziennikarz był rzetelny to sprawdziłby zapewne czy komisarz nie zmienił formacji. Przecież funkcjonariuszem można być nie tylko w Wydziale Zabójstw, prawda?
Mężczyzna w wieku 66 lat stał przed lustrem ubrany w elegancki garnitur i przyglądał się swemu odbiciu. Jak na starszego pana wyglądał bardzo dobrze, tak uważa. Utrzymuje sylwetkę z lat młodości, szerokie barki, potężne ramiona, wyprostowana sylwetka. Brzuch nieco urósł, lecz dopóki obwód w klatce piersiowej jest większy niż w pasie to Henryk nie ma zamiaru użalać się nad sobą. Poza tym zdrowie dopisuje, dzieciaki odchowane, żona trwa u jego boku(od wielu lat ta sama), interesy idą doskonale, więc czego można chcieć więcej? Idealnie byłoby nie mordować co jakiś czas policjantów tajniaków… Chyba właśnie tego Henryk chciałby najbardziej, niech CBŚ odpuści w końcu!
- Szefie! Przepraszam, ale melduję - robota wykonana.
- Obaj? - zapytał spokojnie wciąż patrząc w lustro.
- Tak jest, tak gdzie zawsze. Wyrok wykonany bezproblemowo. Rozumiem że standardowo? Ciała na parking cebosiu?
- No jasne - odpowiedział poprawiając krawat. - Nigdy tego nie pojmą, banda kretynów, imbecyle! Co myślisz o tym krawacie Młody? Pasuje do gajera? - odwrócił się do rozmówcy.
- Szefie, bardziej czerwony… moim zdaniem.
- Tak? Hmm… Rzadko się mylisz… więc i tym razem cię posłucham. Masz jeszcze jakąś sprawę, problem, cokolwiek co wymaga natychmiastowego działania?
- Nie, wszystko toczy się jak powinno. Żadnych komplikacji.
- Świetnie… Łap! - Henryk rzucił w kierunku Młodego plik pieniędzy owiniętych gumką. - Premia!
Inspektor Krystian Kuś siedział w sali Biura paląc kolejnego papierosa. Ciąg wydarzeń ostatnich dni odbił się znacząco na jego formie fizycznej. Podkrążone oczy, nieogolona twarz, wymięte ubranie, przetłuszczone włosy… Mimo wieloletniej służby w różnych formacjach policyjnych wciąż nie potrafił zapanować nad nerwami. Każda strata podległego mu funkcjonariusza dotykała go bardzo mocno, mimo iż niektórzy byli starsi niż on, to Kuś czuł jakby tracił własne dziecko. Niespodziewanie dołączył do niego podkomisarz Kowal.
- Panie inspektorze… Wie pan o Styczyńskim? - zapytał nieśmiało.
- Pewnie kurwa że wiem! - krzyknął doniośle. - Komisarz Styczyński, jasne Kowal?! Przecież ja go tam wysłałem! - wstał złapał krzesło, na którym siedział i cisnął nim o ścianę. - Jebany dziennikarzyna! Pasożyt w dupę jebany… Kowal!
- Tak, panie inspektorze?! - podkomisarz stanął na baczność.
- Masz dla mnie zdobyć informacje o tym gnoju. Kim jest, gdzie mieszka, z kim sypia, dosłownie wszystko. Na wczoraj, zrozumiano? - wbił wzrok w oficera.
- Tak jest!
- Tylko po cichu… Nikomu ani słowa, teczka ma trafić bezpośrednio do mnie.
- Oczywiście panie inspektorze! - zapewnił Kowal.
- No! To wypierdalaj! I bez teczki się nie pokazuj!
- Tak jest! - odwrócił się i wyszedł.
Tymczasem Krystian Kuś podszedł do okna i patrzył w niebo. Doskonale wiedział co należy zrobić, to nie pierwszy raz. Źle mu z tą myślą, dlatego postanowił że dla niego to koniec służby. Sięgnął po odznakę, przybliżył ją do twarzy przyglądając się dokładnie. Stal zaczynała rdzewieć, podobnie jak inspektor Krystian Kuś.
xxx
Dalsze wydarzenia potoczyły się dość szybko i bej jakichkolwiek komplikacji. Podkomisarz Kowal dostarczył obszerny materiał NT. redaktora odpowiedzialnego za artykuł, który był przyczyną zdemaskowania Krzysztofa Styczyńskiego oraz Andrzeja Trzaska. Obaj zginęli z ręki ‘Krzyka’ oraz jego ludzi. Tak zwany dziennikarz przypłacił to życiem, ale to nie koniec historii. Inspektor Kuś zlecił wykonanie maski identycznej z rysami twarzy redaktora, ale o tym później. Ciało dziennikarza zostało pochowane, a dokładniej spoczął na wojskowym cmentarzu jako bohater wojenny. Fikcyjny rzecz jasna. W porozumieniu ze znajomymi ze sztabu generalnego stworzono dzielnego sierżanta Kowalika, który zginął na polu walki ratując życie towarzyszy broni. Opinia publiczna kupiła to, więc doszło do uroczystego pochówku. Pozostała kwestia wyjaśniająca co spotkało dziennikarza. Oficjalnie wziął urlop.
Po pogrzebie dzielnego sierżanta Kowalika inspektor ogłosił odejście na emeryturę. Dowódcom wyjaśnił, iż jest już zmęczony i za stary, przyznał z żalem że nie podołał trudom operacji. Rezygnacja funkcjonariusza przyjęta została ze zrozumieniem. Kuś dodał jakie ma plany, chociaż nie było to wymagane przy zakończeniu służby. Inspektor chciał wyjechać za granicę, jak zaznaczył ma odłożone oszczędności. Emeryturę polecił przekazywać na dom dziecka, w którym się wychował. ‘Pieniędzy mi nie brakuje, niech dzieciaki korzystają’ - powiedział. Tymi słowami pożegnał się z Centralnym Biurem Śledczym.
Kuś celowo opowiedział to wszystko, bo zamierzał zrobić coś zupełnie innego. Maska z twarzą ‘dziennikarza’. Inspektor ubrał ją i przez kilka dni odwiedzał redakcję gazety. Zachowywał się jednak niecodziennie, co nie uszło uwadze innych. Zataczał się, mówił niewyraźnie - właściwie bełkotał. Wrzeszczał: ‘Koniec jest bliski!’ Znajomi z pracy niepokoili się stanem kolegi. Kiedy Krystian Kuś uznał, że grono dziennikarskie uwierzyło w obłęd redaktora postanowił dokończyć dzieła.
Dla wiekowego emerytowanego inspektora zdobycie materiałów wybuchowych nie było wielką sztuką. Toteż zaopatrzony w odpowiednie środki pirotechniczne udał się do domu dziennikarza. Tam rozłożył wszystko tak, aby wybuch zniszczył cały dobytek. Krystian Kuś chciał w ten sposób odkupić swoje winy. Śmierć to według inspektora właściwe rozwiązanie. BUM! Potężny wybuch zniszczył cały dom oraz emerytowanego oficera policji. Decyzja do prostych nie należała, lecz Kuś uważał, iż tylko w ten sposób pozbawi stalowej odznaki śladów rdzy.
2 komentarze
moonky
kicha? hmm.... dlaczego?
kl
kicha to zakończenie..