Północ nadejdzie później 2/2

Przepraszam że tak późno i za to że nie dotrzymałem swojej obietnicy. Kończę to opowiadanie i mam nadzieję że mi się udało
Miłej lektury  


Rozdział 4: Szpital Nadziei
Jechał tak szybko jak mógł nerwowo spoglądając na tylnie lusterko. Wiedział, że poprzedni prześladowca nie był jedynym. Zapas tabletek kurczył się w zastraszającym tempie. Dojeżdżał już do szpitala. Wjechał na parking z piskiem opon. Zaparkował niedbale samochód, chociaż zaparkował to za dużo powiedziane. Wyszedł ze swojego pojazdu i połknął trzy ostatnie tabletki. Głosy w głowie ustały, ale on wiedział, że powrócą. Wizyta u znanego doktora dobrze by mu zrobiła. Przynajmniej zahamowałby rozwój swojej przypadłości. Ruszył z marszu w kierunku ośrodka. Widział już drzwi, które zwiastowały zbawienie. Kiedy tylko złapał za klamkę poczuł niesamowity ból w mostku. Przeszedł przez próg i ruszył do recepcji. Nagle jedyne, co poczuł to ukłucie. Padł na środku korytarza ku przerażeniu innych pacjentów. Nie leżał w taki sposób długo. Lekarze zareagowali natychmiast. On sam obudził się w jednej z sal. Nie mógł otworzyć oczu. Jednak mimo tymczasowej straty jednego z ważniejszych zmysłów wiedział, że ktoś jest z nim. Nie mylił się. To byli lekarze. Dwójka rozmawiała o medykamentach. Widocznie obaj doszli do wniosku, że potrzeby jest mu Phalanax. Nagle zamilkli. W tle było słychać tylko wentylator chodzący na wysokich obrotach. W końcu po długim oczekiwaniu jeden z nich się odezwał:  
-Nada się?  
-W sumie to już jest warzywo. Nie ma ze sobą dokumentów, więc identyfikacja będzie utrudniona.  
-Ile moglibyśmy wziąć za takiego?  
-Całkiem młody koleś….. z jakieś pięć tysięcy dolarów.  
-Dobra bierz strzykawkę i wbijaj.  
-Tyle, co zwykle?  
-Dla pewności daj potrójną dawkę.  
Jeden z lekarzy podszedł pod domniemane ‘’warzywo’’ ze strzykawką, którą zamierzał wbić. W tym momencie on otworzył oczy. Wytrącił strzykawkę z rąk doktora, po czym przyciągnął go do siebie i wymierzył cios łamiąc mu nos. Drugi widząc niespodziewaną pobudkę jego premii złapał za skalpeli i ruszył w jego stronę. Lekarz ze złamanym nosem też doszedł do siebie. Jednak on zdążył się już zerwać z łóżka szpitalnego. Złapał za malutkie krzesełko i wymierzył kolejny cios w lekarza. Tym razem było słychać trzask czaszki. Medyk padł na materac a z głowy zaczęła mu lecieć krew. Widząc to jego kolega próbował przeciąć gardło przeciwnika skalpelem. On wiedział, co sanitariusz zamierza zrobić i zablokował rękę ze skalpelem w dźwigni. Na ten krok lekarz krzyknął ze wściekłością:  
-Ty popieprzony morderco!!
-Kto tu jest mordercą? Ja wyświadczam światu przysługę.  
-Zabiję Cię!!!
-Zobaczymy, kto pierwszy zabije, kogo.  
Wade przyciągnął do siebie mężczyznę i szybkim ruchem skręcił mu kark. Nie mógł opanować siebie. Stracił kontrolę nad swoimi ruchami. Sufit stał się czarny a on mógł widzieć dusze zatracone w tym miejscu. Z drzwi wyrosło wielkie oko otoczone przez setki zębów zwierzęcych. Przez głowę przebiegła mu jedna myśl ‘’Phalanax’’ on tego potrzebuje. Okropny zapach zaczął się unosić w powietrzu. Nie mógł dłużej tam wytrzymać. Starając się pozbyć okropnego obserwatora wykopał drzwi z zawiasów. Kolejny sanitariusz stojący na korytarzu z przerażenia wydusił z siebie cicho:
-Ty przypadkiem nie powinieneś być martw…  
Nie dokończył potężny cios w przeponę unieszkodliwił go na dobre. Wade pochylając się nad nim szepnął mu do ucha:
-Król samobójców zstąpił on tylko ma władzę nad życiem i śmiercią. Ja jestem tylko straconym niewolnikiem.  
Nie wiedział zbytnio, co mówił. Choroba przejęła nad nim całkowicie władzę. Kiedy wstał od ciała personelu medycznego zauważył sylwetki postaci. Przypominały one cienie, które łaknęły krwi. Z ich czerwonych oczu można było wyczytać, że nie zamierzają oszczędzać w środkach. Recepcjonista przestraszył się, kiedy z holu wyszły postacie ubrane w kamizelki kuloodporne i karabiny maszynowe. Wade widział jak ogień zaczął pochłaniać ludzi. Postacie paliły się i padały bez życia. Najemnicy zaczęli eksterminację wszystkich na ich drodze. Widocznie kogoś szukali. Kiedy zauważyli Wade’a krzyknęli radośnie:
-Pozdrowienia od Slicka draniu!!!!
Widział pojedyncze ognie wylatujące z rąk cieni, które go dręczyły. Po chwili płytki zaczęły odpadać od ściany w chaotyczny sposób. Ruszył w stronę przeciwną od postaci. Jego wzrok z każdą chwilą pogarszał się. Macki zaczynały wystawać ze ścian a on próbował ich unikać. Najemnicy strzelający do niego byli prawie pod wrażeniem jego umiejętności w unikaniu kul. Ruszyli za nim w pościg. Próbując oderwać się od jednej z macek przy ścianie poczuł ból. W miejscu barku pojawiła się mała ranka, która płonęła ogniem z płomyków, której uchodziły dusze, które zostaną zatracone. Wbiegł do windy i kliknął guzik odpowiedzialny za transport na parter. Winda zdawała się go pochłaniać a podróż dłużyła się niesamowicie. Próbował się wydostać z ruchomych piasków, kiedy winda się otworzyła. Wybiegł z niej jak opętany. W perspektywie czasu nawet to śmiesznie dla niego brzmiało. Dopóki nie dostanie Phalanaxu to on rzeczywiście nie jest sobą. Z dywagacji wyrwały go drzwi, które wyleciały ciśnięte ogromną siłą. Pozbierał się i spojrzał w miejsce wejścia. Zdeformowane kreatury zaczęły wylewać się przez drzwi. Wiele z nich przypominało z pyska okropne zwierzęta. Najbardziej pamięc zapadła mu świńska podobizna, z której dolne kły przebijały twarz. Nie mógł rozpoznać słów ani języka, w jakim się porozumiewają. Przeczuwał tylko jedno. Kolejne kłopoty zmierzają w jego kierunku. Komandosi przebijający się ładunkami wybuchowymi przez drzwi zdecydowanie nie byli zadowoleni z postępów Wade’a nad znalezieniem projektu AURORA. Dowódca w masce przeciwgazowej zakomunikował przez radio do reszty członków zespołu:  
-Zabić gnoja a skalp do mnie. Cywile też mają zniknąć.  
Wade postanowił, że priorytetem będzie znalezienie doktora z jego lekiem. Ruszył do środka kompleksu, który powoli zamieniał się w pułapkę bez wyjścia. Komandosi ruszyli za nim od czasu do czasu zatrzymując się by wyczyścić salę z pacjentów. Kiedy znalazł swojego doktora nawet się nie powstrzymywał i wykopał kolejne drzwi z hukiem. Przestraszony starszy pan kryjący się pod biurkiem krzyknął rozpaczliwie:
-Nie strzelajcie! Ja tu tylko pracuję!
-Spokojnie Christof to ja.  
Staruszek wyszedł spod biurka i z niedowierzaniem spojrzał się na swojego gościa. Wiedział od początku, czego Wade potrzebuje i szybko otworzył jedną z szuflad w swoim stanowisku pracy. Wręczył mu pięć opakowań Phalanaxu. Wade szybko odpakowując jedno połknął dwie tabletki i od razu topielec przyczepiony do jego nogi zniknął. Odczuwając niesamowitą ulgę uciekając od koszmarów zwrócił się do doktora:  
-Dziękuję. Nawet nie wiesz jak mnie teraz ratujesz.  
-Domyślam się a teraz uciekaj zanim cię znajdą.  
Miał mówić coś jeszcze, ale nie skończył. Głowa medyka zmieniła się w papkę od kuli dużego kalibru. Wade uskoczył w bok unikając kolejnej i rzucił się na swojego oponenta. Funkcjonariusz służb specjalnych doskonale wiedział jak zachować się w tej sytuacji i zdzielił go kolbą z całej siły. Szybko jego zapał został ostudzony, kiedy cios nie odniósł takiego skutku jak powinien i zamiast znokautować Wade’a tylko go rozwścieczył. Wade złapał go za nogę i z całej siły pociągnął do góry. Policjant upadł. Wade wszedł na niego i zaczął okładać pięściami. Po dłuższej chwili głowa policjanta przypominała to samo, co było w miejscu twarzy jego przyjaciela. Złapał za karabin leżący na ziemi i wybiegł z pokoju. Po chwili jednak się wrócił i schował za winklem. Z końca korytarza było słychać tylko:
-Ten skurwiel już nie ucieknie!
-Jakie rozkazy sir?
-Zabić gnoja. Jeżeli cokolwiek się wyda mamy przesrane!
-Co to za jedni?  
-Którzy?
-O kurwa!
Dalej było słychać tylko wystrzały. Dziesiątki łusek opadały na ziemię zwiastując konfrontację dwóch odmiennych ekip poszukujących detektywa. Policjanci poszli w bój z uzbrojonymi po zęby najemnikami. Siły były równe. Wade korzystając z okazji wybił okno i wyskoczył przez nieprzygotowany na śmierć. Zapomniał, że jest na parterze. Otrzepał się z niezręcznego upadku i ruszył w kierunku samochodu wykorzystując okazję. Miał nadzieję, że strzelanina potrwa wystarczająco długo by mógł dotrzeć do biura i dowiedzieć się, co właściwie się dzieje. Jedno jest dzisiaj pewne:  
Nadzieja przyszła w najmniej odpowiednim momencie. Do dzisiaj nie wiadomo, która frakcja wyszła ze strzelaniny zwycięsko.  


Rozdział 5: Kulminacja

Wade z piskiem opon przyjechał zpowrotem do swojego biura kończąc manewr samochodowy rozciągłym ‘’kurwa’’, kiedy wjechał w śmietnik. Wyszedł z samochodu i upewnił się, że nikt na niego nie grasuje. Wszedł przez drzwi frontowe i ruszył po schodach na górę. Nie było nikogo a pozostałości po poprzedniej konfrontacji były nietknięte. Z wyjątkiem braku przedziurawionego śrutem agenta wszystko było w najlepszym porządku. Kostki dalej go bolały, ale wiedział, że drugi raz nie zaufa służbie zdrowia. Próbował je nastawić własnoręcznie, ale bez skutku. Wyciągnął wodę z lodówki i zaczerpnął zbawiennego płynu. Po tym wszystkim, co się stało wiedział, że ma zbyt mało czasu żeby cokolwiek znaleźć nie mówiąc już o wypłacie za zlecenie. Przygnębiony usiadł na stoliku i obserwował otoczenie. Na stole leżała kartka, której wcześniej nie widział. Widocznie to była należność agenta, który rozpłynął się mimo tego, że kilka godzin wcześniej opancerzony maniak poczęstował go śrutem. Wziął do rąk papier i zaczął czytać. Na kartce pisało:
‘’Wiem o co w tym wszystkim chodzi. Jeżeli to czytasz to prawdopodobnie dla mnie jest już za późno. Samochód z tym, czego szukasz będzie przejeżdżał za dwadzieścia jeden godzin przez kanion. Jeżeli się pośpieszysz to prawdopodobnie zdążysz go zatrzymać.  
PS. Rząd nas wszystkich okłamał’’  
Spojrzał na zegarek. Szybka kalkulacja pozwoliła mu oszacować, że jeszcze miał dwie godziny do wyznaczonego terminu. Właściwie to godzinę, jeżeli chciał zdążyć. Postanowił, że musi dobrze wyglądać. Wszedł do drugiego pokoju i otworzył szafę. Wyjął z niej biały garnitur. Włożył go starannie wszystko dopinając. Spojrzał w lustro i zauważył jak zwisa na linie ucięta głowa. Wziął tabletkę i dobrał zegarek. Wyglądał jak milion mimo tego czuł się jak dolar z chorobą psychiczną. Wyjął z szafki pistolet i schował go do kieszeni. Wyszedł ze znajomego miejsca po raz kolejny tym razem darując sobie skoki z trzeciego piętra. Znalazł swój samochód tam gdzie go zaparkował i po krótkich oględzinach wsiadł do środka. Siedząc zapiął pas i połknął kolejne tabletki. Silnik odpalił z przeraźliwym, więc rykiem oznaczając zbliżający się termin przydatności samochodu. Jadąc ulicą można było wyróżnić dwie rzeczy. Małą liczbę pojazdów cywilnych oraz niesamowite zagęszczenie radiowozów wskazujące na to, że strzelanina, która rozpętała się w szpitalu przybierała na sile. Uznawał to za duży plus, bo uwaga nie była skupiona na nim i mógł spokojnie pokonać całe miasto. Kiedy był na przedmieściach zauważył swój cel. Przyśpieszył wbijając pedał gazu w podłogę. Kierowca, który zorientował się, że jest ścigany również dodał gazu. Wade próbował zmniejszyć dystans, ale jego samochód miał zdecydowanie mniejsze osiągi. Postanowił znaleźć skrót. Problemem było to, że nie mógł żadnego wypatrzeć. Cienista postać, która siedziała obok niego śmiała się z nieudolności kierowcy. Na środku ulicy pojawiła się kobieta z mackami zamiast rąk. Instynktownie mocno skręcił w prawo, przez co znalazł się połową samochodu na chodniku. Kierowca drugiego auta patrzył z niedowierzaniem w tylnie lusterko. Mimo niekorzystnego położenia Wade nie hamował a nawet przyśpieszył. Kiedy oderwał się od chodnika zauważył, że niedługo jego cel pogoni skręci. Nie myśląc zbyt długo postanowił udowodnić, że koszmary, które widzi są nieprawdziwe a tylko blokują mu cel przejechał przez kilkadziesiąt cieni. Cienie okazały się być płotem bogu ducha winnego mieszkańca przedmieść. Wade myśląc, że mierzy się ze swoimi demonami wcale nie zwalniał. Kiedy przebił się przez wszystkie zauważył samochód, który ścigał. Wbił się w jego tył sprawiając niekontrolowane skręty u jego ofiary. Kierowca, którego ścigał okazał się lepszy niż myślał i udało mu się opanować samochód, co oznaczało przedłużenie pogoni. Jedną ręką Wade sięgną po tabletki i je połknął. Kiedy opakowanie wypadło mu z dłoni upadając na siedzenie rozsypując wszystkie tabletki po całym samochodzie. Czasami serio nienawidził stanu dróg w jego mieście. Jednak widok podskakującego samochodu przed nim na jakiejś kolejnej dziurze wprawił go w dobry nastrój. Sam ominął defekt w drodze, dzięki czemu zdobył cenne sekundy. Zbliżali się już do kanionu, co zwiastowało ostatni etap pościgu. Nikt nie znał tych terenów lepiej od niego. Wade za młodu ścigał się z kolegami do momentu wypadku. Teraz pora by odwiedzić to miejsce jeszcze raz.  

Rozdział 6: Rozwiązanie  

W kanionie, który cechował się wielką ilością zakrętów szli łeb w łeb. Wade cały czas zmniejszał dystans do celu jednak nie mógł go dosięgnąć przez straty prędkości by nie przebić się przez barierki i nie spaść w dół. Znajdując odpowiedni moment opuścił szybę i wychylił się z pistoletem. Oddał kilka strzałów jednak te poleciały w niebo. Zdenerwowany zmarnowaniem pocisków przyśpieszył. Kiedy kierowca wyprzedził Wade’a ten wycelował i strzelił kilka razy w dolną część auta. Trafił w oponę przez co samochód zaczął jechać zygzakiem skutecznie tracąc prędkość. Wykorzystując to Wade uderzył w samochód pełną prędkością. W powietrzu uniosły się fragmenty szyby i drzwi ze ściganego samochodu. Wade trzymał gaz spychając samochód skutecznie na pobocze. Kiedy już się tam znaleźli wyłączył silnik swojego samochodu i wyszedł cały czas celując. Kierowca wyszedł trzymając się za brzuch. Na twarzy miał taką samą kewlarową maskę. Wade nie wiedział czy to ten sam król samobójców czy inny. Ale to było niemożliwe żeby to był ten który go zaatakował. Strzaskane kości nie zrastają się tak szybko. Postać patrzyła się na niego po chwili przemawiając:  
-Zrobiłeś to…..  
-Co zrobiłem do cholery?  
-Skazałeś tych ludzi na śmierć….
-Co ty pieprzysz?  
-Za późno…. Nie zdążyłeś AURORA już działa.  
Po tych słowach król rzucił się na niego biegiem. Wade wystrzelił trzy ostatnie kule. Wszystkie trzy trafiły. Postać zatrzymała się w połowie dystansu. Popatrzyła się na niego z niedowierzaniem. Zdjęła maskę ukazując swe oblicze. Był to młody chłopak właściwie młodszy od Wade’a z krótkimi zaczesanymi blond włosami. Kiedy krew spłynęła mu na wargę upadł na kolana. Popatrzył się jeszcze przez chwilę na detektywa i przewrócił się. Umarł z otworzonymi oczami. Wade przeszedł do ściganego samochodu i otworzył bagażnik. Było na nim urządzenie z wyświetlaczem. Pokazywało mapę, na której było widać jego miasto oznaczone w koło. Licznik pod spodem wskazywał zera. Cienista postać przeszła obok Wade’a. Usiadła na skarpie kanionu, po czym zwróciła się bezpośrednio do niego:  
-Usiądź zaraz się zacznie nie będziesz żałował.  
Wade w tym momencie miał brać tabletkę, ale wiedział, że to jest bezcelowe. Przysiadł się obok cienia i zapytał się krótko:  
-To ten moment, w którym ginę?  
-Właściwie Wade to giniemy, ale jeszcze nic nie jest przypieczętowane.
-Kim Ty właściwie jesteś?  
-Tobą
Po tej wymianie zdań między sobą detektyw wyjął paczkę papierosów. Wziął jednego, po czym zapalił go zapałkami. Zaciągnął się głęboko. Z nieba spadł promień, który zaczynał zmiatać miasto z powierzchni ziemi. Krótki pokaz świetlny mimo tego, że ustał cały czas niszczył miasto. Siła była porównywalna do bomby atomowej. Budynki znikały w zastraszającym tempie. Po kilku chwilach w miejscu miasta był jeden wielki krater. Fala uderzeniowa zmierzała w stronę Wade’a. Ten widząc to kiwnął do swojego towarzysza, po czym wziął tabletkę i ostatni raz się zaciągnął papierosem.  











Po tym wszystkim, kiedy wiatr się uspokoił Wade wstał. I jego pierwszymi słowami było:  
-Jedno jest pewne. Jestem do dupy detektywem. Północ w tym miejscu nadejdzie później niż zwykle.  
Kończąc swoje zdanie odpalił kolejnego papierosa, wsiadł do zdezelowanego samochodu i ruszył przed siebie.

BlackBazyl

opublikował opowiadanie w kategorii kryminał, użył 2963 słów i 17301 znaków.

1 komentarz

 
  • Fanriel

    ;-) Przypomniał mi się "Podziemny krąg".

    4 lis 2016

  • BlackBazyl

    @Fanriel Podziemny krąg? Dlaczego?

    4 lis 2016

  • Fanriel

    @BlackBazyl To zniszczone miasto przypomniało mi końcową scenę filmu. Takie luźne skojarzenie.;-)

    4 lis 2016

  • BlackBazyl

    @Fanriel Już rozumiem ;)

    4 lis 2016