Mordercze wieści - cz.1

Pastor oddał pismo swojej żonie, a ta ukryła je pośpiesznie w torbie. Nawet nie zauważyli, że próg kościoła został przekroczony przez pobożną służebnice Boga, Alicje.
- Dzień dobry panie pastorze! – Powiedziała z szerokim uśmiechem i wyciągnęła ku niemu rękę. Ten był kompletnie zajęty inną sprawą, toteż przestraszył się, gdy usłyszał głos, który nie brzmiał jak jego żony. Gdyby Alicja się przyjrzała zauważyłaby, że pastor lekko podskoczył, kiedy ją zauważył. Jednak ona była zajęta swoimi sprawami i nie widziała takich drobnostek.  
- Przyszłam do pastora z ważną sprawą, możemy porozmawiać na osobności? – Wskazała na jego żonę, panią Pilers.  
- Ależ oczywiście. – Pani Pilers przycisnęła torebkę do swojej piersi i pośpiesznie opuściła kościół
-W czym mogę ci pomóc, droga Alicjo?
- Zapraszam pastora na uroczystość, która odbędzie się 13 sierpnia u mnie w domu. Będzie przepysznie! Niech pastor nie zabiera tylko swojej żony, bo jak zwykle wszystko zepsuje.
Pastor uśmiechnął się nieszczerze i odrzekł: - Jak sobie życzysz. A z jakiej okazji jest te przyjęcie? Czy z tej, co zawsze?
- Tak, ale oprócz tego mam specjalną niespodziankę. Będziemy mieli gościa! Nie powiem, kto to, bo nie chce zepsuć niespodzianki, a przecież doskonale wiem, jak pastor nie może się doczekać na to spotkanie… a i niech pastor napisze przemówienie, jak zawsze.  
- Jak mam pisać, jeśli nie wiem dokładnie, kto przyjdzie?
- Oj ten fragment pastor ominie. Ja sobie już z tym poradzę.  
- Przecież wiesz, że te spotkania nie sprawiają mi żadnej radości, co więcej psujesz zarówno swoje życie jak i moje. Przestańmy już się wygłupiać Alicjo…
- Nie ma mowy! – Krzyknęła piskliwym głosem na cały kościół, po czym trochę się opanowując, ale wciąż zdenerwowana dodała: - Odkąd udało mi się z pastorem uzgodnić, co do tej kwestii, mam o wiele większe korzyści i nie zamierzam z tego zrezygnować prędzej niż to ustaliliśmy. Do widzenia. – Alicja wyszła tupiąc przy tym dobitnie obcasami. Trzasnęła za sobą wrotami kościoła. Świeże powietrze napłynęło do jej nozdrzy, a koralowa sukienka na jej ciele lekko pofalowała. Poczuła w sobie siłę, wiedziała, że osiąga coraz więcej i była z tego taka dumna.  
Postanowiła wrócić do domu i zająć się swoimi ulubionymi sprawami, a według niej obowiązkami, które musiała wykonać. W drodze do auta zauważyła Roberta i nie powstrzymała się od zaczęcia z nim rozmowy.  
- Witaj Robercie, co cię sprowadza do miasta?  
- Przyszedłem kupić gazetę. – Powiedział od niechcenia i uśmiechnął się krzywo
- Gazetę?! Było mi powiedzieć, to bym wam kupiła. Czy to jakiś nowy wymysł Laurett? Nigdy wcześniej nie widziałam, żebyście interesowali się prasą.
- Po prostu chciałem sprawdzić, co nowego się wydarzyło, ale właściwie wystarczyło żebym spytał się ciebie, co nie Alicjo?
- Ja po prostu się martwię o swoich sąsiadów i staram się im pomóc, jeśli tego by potrzebowali. Troszczę się o innych.
Robert już nie słuchał, poszedł w swoim kierunku. Alicja stała przez chwile nieruchomo, myślała nad tym jak ją właśnie potraktowano. Co prawda Robert nigdy nie był dla niej zbyt miły ani też nie chciał zbyt wiele mówić o sobie ani o swojej żonie. Ale nie trzeba być od razu opryskliwym w stosunku do niej. Alicja postanowiła, że zaraz po ustaleniu harmonogramu przyjęcia, wybierze się do Laurett i opowie, co ją przykrego spotkało, w drodze z kościoła. Ona jest, co prawda trochę zbyt neutralna, ale da się z nią porozmawiać.  
Alicji nie dane było spokojnie dotrzeć do domu. Gdy wjechała na swoją ulicę, coś przykuło jej uwagę. Wszyscy mieszkańcy jej małej wioski znajdowali się w jednym miejscu, koło domu pani Foster, który znajdował się po sąsiedzku koło jej posiadłości. Szybko zaparkowała swój samochód i pobiegła posłuchać nowinek. Była pewna, że stało się coś ciekawego, o czym będzie wspominać przez następny tydzień.  
- Co się stało? – Spytała Alice, kiedy była już wśród tłumu czyhającego pod domem pani Foster.  
- Syn pani Foster nie żyje. Znaleziono jego ciało 10 km z stąd, porzucone w jakimś rowie. Jeden z policjantów nam to zdradził, zanim wszedł do środka. Co za tragedia… - odpowiedziała Pralin
- O mój Boże… Nie wiedziałam, że jej syn zaginął.
- Bo nie zaginął, po prostu wyszedł i nie wrócił. Szkoda, że takie sytuacje spotyka dobrych ludzi. Nie znałam go dobrze, ale tak mi przykro…  
- A gdzie pani Foster?  
- Rozmawia z policjantem.  
W tej chwili drzwi się otworzyły i wyszli policjanci, a zaraz potem pani Foster. Zamieniła jeszcze kilka słów ze służbami, po czym odwróciła się w kierunku tłumu. Zebrani wpatrywali się w nią. Nikt nie powiedział ani słowa. Czekali, aż ona zdradzi im jakieś pikantne szczegóły tej tragedii. Przypatrywali się jej i wbrew oczekiwaniom, nie dostrzegli w jej wyrazie twarzy smutku ani rozpaczy. Odnaleźć można było jedynie spokój, a niektórzy widzieli nawet szczęście.  
- Mój syn nie żyje, jak już pewnie wam wiadomo. – Powiedziała wreszcie pani Foster zimnym głosem – Został zamordowany wczoraj wieczorem. Prawdopodobnie ktoś go udusił. Philip się pewnie wyrywał, więc zanim umarł, musiał jeszcze czuć ból. Złamano mu ręce. – Tłum wstrzymał powietrze i wytrzeszczył w przerażeniu oczy – Pewnie potem morderca go wywiózł albo przeniósł. Nie wiem, co mój syn robił o tamtej porze, pokłóciłam się z nim. Jednak mimo tego, co myślicie, to nie ja go zabiłam. – Uśmiechnęła się lekko i zamyśliła się na chwilę, po czym dodała – Planuje pogrzeb za tydzień, na który zapraszam wszystkich tu zebranych. Miłego dnia. – Zamknęła za sobą drzwi.  
U niektórych zostawiła niesmak, inni zaczęli się bać o swoje życie i zastanawiać nad przeprowadzką, jeszcze inni właśnie skazywali panią Foster za winną przestępca, a reszta dostała ciekawą informacją, którą mogli się żywić, przez co najmniej miesiąc. Tego właśnie trzeba tej wiosce, szoku i interesujących morderstw. Mieszkańcy wchłaniają takie nowinki i delektują się nimi.  
Zebrani rozeszli się do swoich domów, pogrążeni w rozmowach. Alicja odprowadzała Pralin do domu.
- Pewnie detektywi będą chcieli z nami porozmawiać. – Powiedziała Alicja – A ja nawet nie mam zbyt wielu informacji o tym całym Philipie.  
- Ja też go nie znałam zbyt dobrze.  
- Myślisz, że jesteśmy tu bezpieczni?
- Oj, przestań. Oczywiście, że tak. Jeśli będziesz się czegoś bała to dzwoń do mnie. – Odpowiedziała, przytuliła swoją koleżankę i poszła do domu.  
Pralin odebrała telefon i usłyszała jego głos. Szybko zapomniała o przed chwilą usłyszanej sensacji. Wyskoczyła z domu jak oparzona i wbiegła do auta. Szybko znalazła się przy drzwiach kawiarni. Wzięła głęboki oddech i weszła do środka. Gdy tylko podeszła do blatu, gdzie w normalniejszych sytuacjach zamawia się jedzenie, on ją zauważył. Girte od razu dostrzegł jak świetnie dżinsy opinają się na jej ciele a bluzka opada na jedno ramie. Oboje wiedzieli, co zaraz będzie się działo. Nie, dlatego że było to jakieś przeznaczenie, czy urok, tylko temu, iż robili to dosyć często. A zaczęło się od niewinnej propozycji… Teraz ich oczy zabłysły. Girte krzyknął, że idzie na przerwę i razem z Pralin udał się do łazienki męskiej. Zdjął białą koszulę, która opinała jego mięśnie i zsunął spodnie. Oblali się masa pocałunków w trakcie zdejmowania garderoby. Pralin błagała, żeby nie było tak jak ostatnio i żeby zachowała spokój głosu podczas orgazmu a nie jęczała na całą kawiarnię.

Dodaj komentarz