- Ta noc nie była łatwa. Ale wygląda na to, że Bullitowie odwołali większość swoich ludzi - oznajmił.
- Jak oceniasz straty? - zapytał Daniel.
- Wysokie.
- A co z Irlandczykami? - kontynuował.
- Ich też zaatakowali - odparł Dave - Ale O'Donell sobie poradził - dokończył mężczyzna.
Nagle rozległo się pukanie.
- Kto się dobija do drzwi? - krzyknął gwałtownie szef gangu.
- To ja, Luciano Speranza. Jakiś mężczyzna chce się z panem widzieć. Mówi, że ma dla pana jakąś ważną przesyłkę.
Dwaj gangsterzy byli bardzo zaskoczeni.
- Skontroluj go dokładnie i sprawdź jaka to przesyłka - rozkazał Dave.
- Już dawno to zrobiliśmy. Szef powinien być z niej zadowolony - odparł zza drzwi Speranza.
- Niech wchodzi - powiedział Daniel.
Do gabinetu wszedł Ronald, w ręku trzymając zamknięte pudełko. Podszedł do głowy rodziny mafijnej i podał mu do dłoni przesyłkę. W powietrzu dało się wyczuć pewien charakterystyczny smród. Cabanero odpakował prezent.
- O kurwa! To niemożliwe! - wykrzyczał.
Wewnątrz znajdowała się odcięta głowa Gabriela Bullita. Ten makabryczny widok cieszył jednak oczy lidera gangsterów.
- Skąd ty to masz? - zapytał mafioso, tak jak gdyby nie wierzył w to, co widzi.
- Byłem osobistym ochroniarzem Bullita. Miałem z nim pewne rachunki do wyrównania. Więc stwierdziłem, że dobrym pomysłem będzie przejść na waszą stronę. Jego głowa to gwarancja dla was moich intencji - odpowiedział Diamond.
- Masz mój szacunek. Jak się nazywasz?
- Nazywam się Ronald Diamond.
- Czego żądasz w nagrodę za głowę Bullita? - wciął się nieoczekiwanie do rozmowy Dave.
Ronald popatrzył chwilę na mężczyznę, po czym odpowiedział.
- Chcę otrzymać 100 tysięcy dolarów - oznajmił - Żądam też dla siebie funkcji osobistego doradcy rodziny - dokończył pewny siebie.
Daniel zamyślił się. Po chwili pokiwał jednak głową i zgodził się na propozycję przybysza.
- Witam w naszej rodzinie. Będziecie moim osobistym doradcą w najistotniejszych sprawach - powiedział szef mafii.
- Ale bracie? Tak ważne stanowisko dla żółtodzioba?
- Ten żółtodziób zrobił więcej, niż twoi ludzie.
W luksusowej willi Gabriela Bullita na Long Island zjawił się właśnie Sam, który teraz został nowym liderem rodziny. Był zszokowany widokiem zmasakrowanych zwłok swego ojca. Z trudem powstrzymywał odruch wymiotny.
- Kurwa, jak to możliwe? Jakim, kurwa, cudem? - krzyknął na cały głos.
- Jego ochroniarz zdradził. Zastrzelił Erazma i pańskiego ojca - odparł Julio Augustino, prawa ręka tej mafijnej familii - Ale nie martw się, szefie. Znajdziemy tego skurwysyna i wyprujemy mu bebechy na zewnątrz - dodał.
- Mężczyzna nazywał się Ronald Diamond - wciął się do rozmowy jeden z gangsterów.
- Julio, znajdź tego człowieka i zabij. Albo raczej zarąb - powiedział Sam z wściekłością w głosie.
- Robi się, szefie - odparł krótko Augustino.
Mafioso wziął ze sobą dwóch ludzi i opuścił apartament. Bullit tymczasem nalał sobie szklankę burbona, po czym usiadł na kanapie. Nagle podszedł do niego mężczyzna w czarnym garniturze, z czerwonym krawatem.
- Szefie, musimy poważnie porozmawiać. Chodzi o nasze interesy. Są zagrożone. Bez Gabriela nie będziemy mieli już takich wpływów w mieście. Policja przestanie przymykać oczy na naszą działalność.
- Daj mi odetchnąć, Morelli. Teraz nie mam siły myśleć o takich sprawach. Ta noc była jakąś masakrą - powiedział upijając łyk mocnego alkoholu.
- Jeśli nie będziemy reagować szybko na sytuację, skończy się to dla nas źle - ciągnął dyskusję Morelli.
Do kwatery głównej nowojorskiej policji podjechał czarny samochód. Wyszedł z niego wysoki mężczyzna w szarym prochowcu. Wyglądał na około 50 lat. Dumnie wszedł do środka.
- Chcę widzieć się z komisarzem Rolffem - powiedział do oficera dyżurnego siedzącego w okienku.
Jeden z funkcjonariuszy zaprowadził przybysza do gabinetu szefa policji. Zapukał.
- Wejść - rozległ się głos komisarza zza drzwi.
Do gabinetu wkroczył mężczyzna w prochowcu.
- Komisarzu Rolff, jestem agent specjalny Thommy Monaghan - powiedział wyciągając przed siebie swoją legitymację służbową.
- FBI? Co tutaj robicie? Nie macie ważniejszych spraw - mówił siedzący przy biurku Rolff, przeglądając leżące tam papiery.
-Wczorajszej nocy Brooklyn i Lower East Side stały w ogniu. Śmierć poniosło 40 cywili.
- Porachunki dwóch mafijnych rodzin - zbywał słowa agenta komisarz.
- Przestępczość zorganizowana jest czymś naturalnym. Działa w LA, Chicago, Waszyngtonie, Dallas, Las Vegas. Ale tam nie dochodzi do wydarzeń jak tutaj - kontynuował Monaghan - Przybyłem tutaj najszybciej, jak tylko mogłem. Wy, w Nowym Jorku, macie problem z mafią. Poważny problem. Ja postaram się wam pomóc, aby go rozwiązać.
Rolff spojrzał na Monaghana, po czym delikatnie się uśmiechnął.
- Dobrze. Niech FBI ma okazję, do wykazania się. Ale ostrzegam cię - przełknął ślinę - Tutaj gangsterzy to nie są mili faceci z zasadami. Jeśli im się zbytnio narazisz, porwą cię w środku nocy i będą tak długo torturować, aż będziesz kwiczał o śmierć. Rozumiesz - dokończył.
- Nie boję się. Nie dam się zastraszyć - powiedział Monaghan opuszczając gabinet komisarza.
Ronald zaczął powoli odnajdywać się w swojej nowej roli. Został osobistym doradcą Daniela Cabanero, głowy rodziny mafijnej. Kariera mężczyzny w półświatku była co prawda krótka, jednak dzięki sprytowi udało mu się zajść już wysoko. A przecież apetyt w tym środowisku rośnie w miarę jedzenia. Po kilku dniach Diamond otrzymał od szefa pierwsze zadanie do wykonania.
- Pojedziesz do prokuratora Fritza i zaproponujesz mu warunki współpracy z nami - powiedział Daniel.
- On siedzi w kieszeni u Bullitów - odezwał się Ronald.
- To zrobisz wszystko, aby zaczął siedzieć w naszej kieszeni. Powiesz mu, jakie korzyści przyniesie mu współdziałanie z naszą familią - kontynuował.
- Tak jest, szefie. Zrobię co w mojej mocy.
Ronald opuścił budynek Chrysler Building w towarzystwie kilku ludzi. Ich celem było złożenie wizyty prokuratorowi okręgowemu. Do gabinetu Daniela Cabanero wszedł jego młodszy brat.
- I co, dałeś nowemu pierwsze zadanie.
- Tak. Ma złożyć prokuratorowi propozycję współpracy z nami - odpowiedział starszy z braci.
- Teraz Bullitowie zaczną szybko tracić swoje wpływy w mieście. Ale żyje jeszcze Sam, ostatni syn Gabriela. Póki ten kutas chodzi po tym świecie, rodzina pozostanie w całości - powiedział Dave, podpalając sobie papierosa zapalniczką.
- Wiem. Musimy go zlikwidować, im szybciej, tym lepiej. Potem ich grupa rozpadnie się na mniejsze bandy. A pewnie większość zdecyduje się przejść na naszą stronę - mówił Daniel.
- Panie prokuratorze, rodzina Bullitów traci swoje wpływy w mieście. Powinien pan podjąć mądrą decyzję i związać się z naszą familią - mówił Ronald.
- Zrobiliście ostatnio z nimi porządek. Ale nawet jak na tutejsze standardy, to trochę przesadziliście. Jeden czy kilka trupów może się zdarzyć, ale wasze porachunki puściły z dymem dwie miejskie dzielnice - tłumaczył prokurator okręgowy - Jestem pewien, że FBI już kogoś wysłało, aby zaczął was sprawdzać. Będziecie mieli kłopoty.
- Więc będziemy potrzebowali twojej pomocy - ciągnął Diamond.
- Tak - zaśmiał się Fritz - Cabanero mogą liczyć na moją pomoc. Ale nic za darmo. W swoim czasie, zgłoszę się po odpowiednią zapłatę - dokończył urzędnik.
Po skończonej rozmowie gangster zjawił się u szefa, któremu zdał dokładną relację ze swojego spotkania. Natychmiast po opuszczeniu Chrysler Building, Ronald wsiadł w samochód i pojechał do domu. Spore, trzypokojowe mieszkanie, w którym się zadomowił, otrzymał jeszcze od rodziny Bullitów. Otworzył drzwi, po czym przekroczył próg. Dochodził już wieczór. Nalał sobie jednego drinka z whiskey i usiadł na fotelu w salonie. Miał zamiar troszkę się zrelaksować. Nagle jego spokój zakłóciły usłyszane gwałtowne kroki na korytarzu. Odruchowo mężczyzna wyciągnął pistolet. Ktoś przestrzelił zamek w drzwiach i wszedł do środka. Do mieszkania wbiegło dwóch mężczyzna w czarnych garniturach. Błyskawicznym krokiem wkroczyli do salonu.
- Boogie, bierz tego skurwysyna - krzyknął jeden z facetów.
Na te słowa drugi z mężczyzn wyrwał szybkim ruchem pistolet z ręki Ronalda, powalając gangstera ciosem w twarz. Diamond upadł na podłogę. Do pokoju wszedł teraz trzeci mężczyzna. W ustach popalał sobie długie cygaro. Ronald od razu poznał tożsamość intruza. Był to Julio Augustino, jeden z najbardziej zaufanych współpracowników rodziny Bullitów.
- Nawet nie zmieniliście mieszkania. Byłeś taki pewny, że ręka Bullitów cię nie dosięgnie - syczał Augustino - Boogie, Bolt, zwiążcie tego śmiecia i przywiążcie do krzesła. Mam ochotę na noc tortur. Wymyślnych tortur - powiedział mafioso do swoich pomocników.
Ronald został dokładnie związany i posadzony na krześle.
- To mój koniec - myślał sobie mężczyzna - muszę coś wymyślić, ale co?
- Zamiast mnie zabijać, powinniście dołączyć do Cabanero. Jestem teraz u nich ważną szychą.
Julio zaśmiał się na cały głos. Następnie podszedł do związanego gangstera.
- Pozycję kupiłeś sobie głową Gabriela. Ja w przeciwieństwie do ciebie jestem wierny swoim przełożonym. To podstawowa zasada każdej mafii - mówił Augustino.
- Zasady w świecie bezprawia? Nie rozśmieszaj mnie, Julio. Za odpowiednią cenę każdy da się przekupić. Miałem plan obalenia Cabanero i stworzenia własnej grupy.
- A co może zrobić ktoś, kto właśnie za kilka chwil umrze w potwornych męczarniach? - kontynuował Julio.
- Jeśli mnie uwolnisz, wyciągniesz z tego większe zyski. Półświatkiem przestaną rządzić jakieś zasrane rodzinki, każdy sam będzie mógł ustalać zasady, nie będzie musiał wcześniej lizać dupy jakiemuś staremu kutasowi - powiedział Ronald.
Słowa mężczyzny zaintrygowały jednak Augustino.
- Rozwiążcie go - wydał komendę swoim ludziom.
W oczach Diamonda widać było błysk.
- Nie pożałujesz tego, Julio. Zrobię cię moimi oczami i uszami.
- Obym tego jednak nie pożałował - odparł mafioso.
Zbliżał się już świt nowego dnia nad Nowym Jorkiem, kiedy agent specjalny Thommy Monaghan, w otoczeniu kilku swoich ludzi, zjawił pod Chrysler Building. Mężczyźni weszli do wielkiego biurowca. Windą skierowali się w stronę najwyższego piętra. Po chwili Thommy wszedł do biura Daniela Cabanero, z którym wcześniej omówił się na specjalne spotkanie.
- Jesteś już Monaghan. Siadajcie, mamy kilka spraw do szybkiego obgadania - stwierdził Daniel.
- Wiesz, że FBI skierowało mnie do miasta, abym zajął się przestępczością zorganizowana. Ja jednak po namyśle zdecydowałem się wyciągnąć do was rękę - mówił agent federalny - Wiem, że ostatnia heca w mieście to sprawka Bullitów. Szefostwo nad nimi sprawuje obecnie Samuel William Bullit, najmłodszy i ostatni żyjący syn don Gabriela. Pomóżcie mi złapać tego skurczybyka i zdobyć dowody obciążające go za krwawe wydarzenia w mieście, a pozostawię was i wasze interesy w świętym spokoju - skończył mówić.
Cabanero zamyślił się chwilę, po czym udzielił odpowiedzi.
- Myślę, że możesz liczyć na naszą pomoc. Ale musisz dać nam gwarancję, że po wszystkim nie będziesz ingerować w nasze sprawy.
- Zgadzam się - odparł Thommy.
Do leżącej na Long Island luksusowej rezydencji Bullitów podjechały dwa czarne samochody. Z jednego z nich wyszedł ubrany w szary płaszcz Julio Augustino. Wszedł do środka rezydencji i skierował się w stronę gabinetu swojego szefa.
- Julio, jesteś wreszcie - powiedział Sam siedzący przy swoim biurku - Mam nadzieję, że wykonałeś zadanie, które ci powierzyłem. Powiedz, czy pozbyłeś się tego skurwysyna, który zarąbał mojego ojca?
- Tak.
- Mam nadzieję, że nieźle ten posraniec cierpiał przed śmiercią? - ciągnął nadal gangster.
- Zgadza się. Moi ludzie torturowali go. Później wykitował - odparł krótko.
- I dobrze. Teraz czas zająć się innymi, ważnymi dla nas sprawami.
Nagle dwójka mężczyzn usłyszała dobiegające zza drzwi strzały.
- Co się dzieje? Chyba ktoś nas zaatakował? - wykrzyczał Sam, wyciągając z przypiętej do swojego pasa kabury pistolet.
Z zaparkowanych przy rezydencji samochodów wyszło czterech mężczyzn z pepeszami w dłoniach. Zaczęli gwałtownie ostrzeliwać teren, zabijając każdego, kto tylko nawinął się na lufy ich broni. Po około dwóch minutach ostrzał ustał. Sam z pistoletem w dłoni otworzył ostrożnie drzwi swojego gabinetu. Wyszedł na korytarz. Wszędzie leżały ciała zastrzelonych gangsterów. Nagle Bullit poczuł na plecach dotyk rewolweru. Szybko zorientował się, co się stało.
- Rzuć broń - powiedział krótko Julio.
- Ty zasrany zdrajco - wysyczał Sam.
Nagle otrzymał postrzał w nogę. Upadł na ziemię i zaczął krzyczeć z bólu. Augustino zawołał swoich ludzi, którzy to właśnie przed momentem dokonali masakry w apartamencie. Ranny mafioso wszystko obserwował z niepokojem.
- Pozbyliśmy się wszystkich, szefie.
- Dobrze - powiedział Augustino.
- I co? Zabijecie mnie teraz pieprzeni zdrajcy? - krzyczał ranny Bullit.
W tym momencie do apartamentu wkroczył spokojnym krokiem Ronald Diamond. Znalazł się przed obliczem postrzelonego przestępcy.
- To ty! Przekupiłeś moich ludzi, reszty pewnie kazałeś się pozbyć.
- Julio, dobrze się spisałeś - skwitował krótko Ronald - Tego śmiecia zlikwiduj - wydał szybkie polecenie.
Mężczyzna wyciągnął przed siebie pistolet i strzelił w głowę Bullitowi, błyskawicznie go uśmiercając.
- Zorientuj się Augustino, ilu z ludzi Bullitów będzie chciało dla nas pracować - powiedział Ronald - Teraz przyszła pora, aby zająć się także rodziną Cabanero. Gdy już pozbędziemy się i ich, powołamy jeden Syndykat, który to przejmie nieograniczoną kontrolę nad przestępczym światem Nowego Jorku.
Dodaj komentarz