Dla Alberta dobiegał końca kolejny dzień wytężonych spotkań oraz podejmowania ważnych decyzji. W tej chwili, kilka minut po północy, siedząc na balkonie wreszcie mógł nieco odpocząć od całego zgiełku jaki się wytworzył wokół jego osoby. Chyba jedyny moment w ciągu doby kiedy jest sam na sam ze sobą, no niezupełnie. Czas relaksu uprzyjemnia mu okazałe kubańskie cygaro, prezent od znajomego. Zaciągnął się głęboko, wypuszczał dym z płuc tworząc mgłę, za którą chciał się skryć przed wszystkimi. Miał już dosyć ciągłej obecności na świeczniku, męczyło go życie w którym pełni rolę ‘małpy w zoo’. Ludzie bez przerwy obserwują każdy jego krok, patrzą mu na ręce, dziennikarskie hieny. Tylko czekają na byle wpadkę, aby mogli przekazać coś kontrowersyjnego. Tymczasem nic takiego się nie wydarzyło. Najwyższy czas zdradzić o kim dokładnie mowa, nieprawdaż?
Albert Marciniak - premier rządu, cieszący się niesłabnącym zaufaniem. Filozof z wykształcenia funkcjonuje jako fenomen polityczny będąc w czołówce zaufania społecznego. Umiarkowany konserwatysta, wrażliwy na cierpienia innych, do władzy poszedł nie po to, aby zarabiać pieniądze jak zdecydowana większość polityków. Majątek zapewniła mu własna ciężka praca. Zanim osiągnął pozycję ważnej osoby w państwie był pisarzem. Tworzył książki opisujące rzeczywistość taką jaka jest oraz taką jaką chciałby oglądać na co dzień. W kraju cieszył się niewielką popularnością pośród czytelników. Co innego na światowym rynku wydawniczym. W bardzo młodym wieku został doceniony literacką nagrodą Nobla, a także wieloma tytułami uznającymi jego klasę jako autora. Kiedy był już znany niemal pod każdą szerokością geograficzną wówczas Polska zaczęła bardziej mu się przyglądać. Jednak Albert wtedy zamknął się na kontakty z mediami, nie odczuwał potrzeby rozmowy z przedstawicielami prasy, telewizji i innych środków masowego przekazu. Chociaż nie do końca jest to prawda, albowiem zaczął prowadzić bloga w Internecie.
Noszący tytuł ‘zapiski tematyczne’ dziennik opisywał spostrzeżenia autora na kwestie społeczne, gospodarcze, polityczne, światopoglądowe czy kulturalne. Prowadził bezpośredni dialog z ludźmi, wsłuchiwał się w ich codzienne problemy, starał się im pomagać, udzielał cennych porad. Wokół tego internetowego projektu wytworzyła się społeczność. Tworzyli ją ci, których przyciągała osobowość Alberta Marciniaka. Czerpali radość mogąc kontaktować się z tak mądrym, pełnym wrażliwości, zabawnym człowiekiem. Dochodziło również do cyklicznych spotkań w realnym świecie, dokładnie kilka razy w roku. Wydarzenie nabrało formy paneli dyskusyjnych, podczas których podobnie jak na blogu wypowiadał się sam Albert oraz zaproszeni goście, a także każdy kto miał ochotę na podzielenie się własnymi uwagami na dany temat. Dominował dialog, a nie wygłaszanie subiektywnych opinii będących często w podobnych przypadkach manifestem jedynej słusznej doktryny. Albert był wychwalany niemal przez każde środowisko za tak udaną inicjatywę. Jak się później okazało dało to początek partii politycznej, na czele której stanął inicjator dyskusji w ramach ‘Czasu rozmowy’.
Pomysł powstania partii wyszedł od ludzi skupionych wokół blogu oraz paneli dyskusyjnych. To oni nakłonili Alberta do utworzenia stowarzyszenia, a następnie partii politycznej. Przez dłuższy czas pisarz stawiał opór, nie w smak mu zajmowanie się tak nieczystą grą jaką jest polityka. Jednak naciski stawały się coraz silniejsze i finalnie przystał na ten pomysł. Otoczył się wybitnymi specjalistami, dotychczas nie zainteresowanymi dążeniem do władzy, choć nie był to cel sam w sobie. Zebrało się potężne grono światłych ludzi darzonych powszechnym szacunkiem z różnych dziedzin życia. Pomogły tu także nastroje społeczne, pragnienie nowych twarzy znudzonych tymi samymi postaciami na scenie publicznej od tylu lat. Nie bez znaczenia była sytuacja gospodarcza kraju, kryzys trwał w najlepsze, nie widać końca czarnych dni, a tymczasem urzędująca władza nie oszczędzała pieniędzy. Mówiąc kolokwialnie - mieli gdzieś fatalny stan finansów skarbu państwa, bez skrępowania obnosili się z własnym bogactwem uważając się za królów życia. Jednocześnie zadłużali Polskę na potęgę, podejmowano szereg nielogicznych decyzji, powiększali administrację do absurdalnych rozmiarów oraz podnosili podatki. Nikt nie przyciągał nowych inwestycji i bardziej szkodzili ojczyźnie niż, co wynikałoby z ich powołania, pomagali się jej rozwijać.
Wszystko to stało się przyczyną ogromnej klęski partii rządzącej. Wybory wygrał Albert Marciniak, a dokładniej jego projekt polityczny ‘Ruch Dialogu Społecznego’. Zmiażdżyli konkurencję zyskując poparcie 67% głosów. Ustępująca siła ledwo przekroczyła próg wyborczy ‘jadąc’ głównie na hasłach populistycznych. Opisując to najkrócej jak się da - zmarginalizowali się na własne życzenie. Zaufanie społeczeństwa dało nowo wybranym komfort samodzielnego sprawowania władzy bez wikłania się w jakiekolwiek koalicje. Prezesem Rady Ministrów został Albert i od razu zabrał się do niezbędnych reform. Na początek połączył ministerstwa, czyniąc ostatecznie pięć gabinetów. Dzięki temu zmniejszył koszty funkcjonowania biurokracji. Ograniczył pensje w Parlamencie oraz spółkach skarbu państwa. Następnie zamknął nierentowne przedsiębiorstwa utrzymywane z budżetu centralnego, w zamian planował otworzyć nowe, takie które odpowiadałyby aktualnemu zapotrzebowaniu. Oczywiście nie obyło się bez protestów, lecz premier osobiście wyszedł do robotników przedstawiając swoje racje. Nie wszyscy dali się przekonać, ale zdecydowana część protestujących dała wiarę w programy przekwalifikowania ich do nowych zawodów. I rzeczywiście w całym kraju powstało mnóstwo fabryk państwowych zajmujących się zarówno przemysłem ciężkim jak i mniejszymi działami gospodarki. Ponadto Albert będący autorytetem uznanym na świecie nakłonił wiele globalnych koncernów do dużych inwestycji. Rozpoczęły się dobre czasy dla gospodarki, sporo firm z branży motoryzacyjnej, IT, produkcji najróżniejszych artykułów chętnie przyjęły ofertę współpracy. Odżył sektor morski, udało się zwiększyć znacząco budowę statków, jak również zaczęło się tworzenie nowych portów nad Bałtykiem. Postawiono zdecydowanie na prace badawcze, co przyniosło impuls dla nauki. Większe fundusze powędrowały na rozwój nowych technologii i innowacji dla gospodarki. Premier spłacił kredyt zaufania zaciągnięty u wyborców. Ale… to nie koniec inicjatywy Alberta. W kolejce czeka już reforma edukacji.
Szef rządu robił się senny, już czas iść do łóżka. Wstał z fotela, odłożył cygaro i przeszedł z balkonu do sypialni. Cieszył go widok ukochanej żony, która tak spokojnie śniła. Księżycowy blask rozjaśniał jej gładką cerę czyniąc jeszcze piękniejszą. Lśniące włosy o barwie nocy łagodnie podkreślały urodę jakiej nie zobaczy się na retuszowanym zdjęciu w kolorowych magazynach dla panów. ‘Nie wiem skąd takie szczęście móc żyć z tak cudowną kobietą’. Za chwilę wtuli się w jej ciepłe, pachnące ciało, odprężając się na kilka godzin. Ściągnął koszulę… DRYŃ, DRYŃ, DRYŃ!
- Halo? Oby to było coś ważnego! - powiedział z wyraźną pogardą do rozmówcy
- Przepraszam, ale to sprawa nie cierpiąca zwłoki…
- Kto w ogóle mówi?
- Zbyszek, twój minister gospodarki… zrobiłem głupstwo… potrzebuję pomocy, najlepiej jakbyś przyjechał sam do mnie… ale na pewno sam… - mówił niepewnie
- Nie może to poczekać do rana?
- Absolutnie nie! - krzyknął
- Jak to jakaś pierdoła albo jaja to osobiście wyślę cię na placówkę do Somalii!
- Przecież nie mamy tam ambasady…
- Założę ją specjalnie dla ciebie. Poczekaj, zaraz przyjadę - dodał niepocieszony
Albert jechał do mieszkania Zbyszka z wyraźną niechęcią. Drogę oświetlały lampy miejskie oraz liczne neony dlatego udało mu się nie zasnąć za kierownicą. Dotarł na miejsce za dwadzieścia pierwsza w nocy, wysiadł i poczuł chłód niesiony prze zimny wiatr. Na szczęście deszcz nie spadł, chociaż zapowiadano taką ewentualność. Teraz cieszył się z takiej prognozy pogody. Podszedł do domofonu gdzie wcisnął guzik przy nazwisku Trębacz. Niemal natychmiast rozległ się dźwięk informujący o otwarciu drzwi. Wszedł po schodach na parter, następnie chciał zapukać, ale nie zdążył. Otworzył mu spanikowany Zbigniew, po czym bez wahania wciągnął Alberta do środka. Zaskoczony premier wyrwał się z objęć ministra.
- Uspokój się! Co ty wyczyniasz do cholery. Dzwonisz po północy, każesz przyjechać, o co chodzi?
- Albert, tylko się nie wkurwiaj za bardzo… mówiłem ci… to sprawa nie cierpiąca ZWŁOKI… chodź, sam zobacz - głos jego wydawał się przytłumiony, mimo iż dotychczas wszyscy widzieli w nim faceta pełnego energii.
Powoli weszli do pokoju, w którym panował półmrok. Pomieszczenie oświetlała jedynie mała lampka, a resztę stanowiło ciemne tło. Jednak Albert zauważył czemu Zbyszek wezwał tylko jego, bez zbędnych obserwatorów. Na podłodze leżał mężczyzna w czarnym płaszczu, twarzą do ziemi. Dookoła niego rozlana bordowa maź… krew!
- Jezus Maria! - wrzasnął przerażony.
Premier wystraszył się, odruchowo zaczął uciekać próbując bronić się rękami przed dotknięciem czegokolwiek. Cofał się bardzo szybko, lecz uderzył w ścianę po której się osunął. Zbyszek chwycił go starając się uspokoić jego nerwy. Albert wciąż wpatrywał się w trupa, a na twarzy miał wymalowany autentyczny strach.
- Albert… Albert… cholera jasna - Albert! - głośnym krzykiem minister starał się dotrzeć do swojego przełożonego.
- Co… się… stało… kto to jest?! - odzyskawszy świadomość domagał się wyjaśnień.
- Posłuchaj mnie, to był wypadek… Adam Domański, szef kancelarii prezydenta.
- Wypadek! Powiem ci co to wypadek! Zrobienie dziecka mimo użycia gumki - to jest kurwa wypadek! Czy to ty go…
- Tak, ale nie chciałem tego zrobić. Widzisz znam go od czasów studenckich. Zbiera broń palną, kolekcjoner… Będąc na urlopie kupiłem taki model w okazyjnej cenie. Chciałem mu dać w prezencie. Przyjechał, zacząłem mu go pokazywać, no i nagle sam z siebie wypalił… kurwa jego mać! Nie sprawdziłem tego wcześniej, kupiłem go na bazarze, wiem… to moja wina… nie mogę iść do więzienia… nie wytrzymam… proszę cię Albert, pomóż mi!
- Aleś ty głupi! Jak mogłeś? Poczekaj, daj mi pomyśleć… masz coś do picia? Wódkę najlepiej!
- Jasne, chodź do kuchni.
Panowie zasiedli przy stole, Albert wyciągnął paczkę papierosów. Wyciągnął jednego, włożył do ust, zapalił. W tym samym czasie Zbyszek drżącymi dłońmi sięgnął po butelkę alkoholu, wziął też leżące niedaleko kieliszki i postawił jeden przed premierem.
- Normalną szklankę dawaj! Jeśli mam wymyślić jak wyjść z tego gówna…
- Okej, już się robi!
- Powiedz mi, on ma rodzinę? - spytał spokojnie.
- O ile wiem to nie. Kawaler, bezdzietny. Rodzice zmarli, jest jedynakiem.
- Dziewczyna albo narzeczona?
- Nie, raczej nie. Wiedziałbym gdyby coś…
- Dobra, polej… najgorsze, że to człowiek prezydenta…
- Nie wiem co robić, jakby z tego…
- Cicho… - łyknął duszkiem szklankę wódki - Sprawdziłeś czy żyje, tętno, oddech…
- Sprawdzałem, brak pulsu, nie oddycha. Wykrwawił się…
- Cholera, trzeba się go pozbyć… polej!
- Przez telefon powiedziałeś mi, że jakbym dzwonił z pierdołą to wysłałbyś mnie do Mozambiku. Powiedzmy prezydentowi o tym! Adam nominowany na ambasadora do afrykańskiego kraju.
- Po pierwsze chodziło mi o Somalię, a po drugie to nie przejdzie. Przecież musiałby osobiście się zdymisjonować przez prezydentem, odpada! Siedź i się nie odzywaj, przeszkadzasz mi myśleć.
- Dobrze.
- Chociaż… - wychylił kolejny łyk - pomysł miałeś niezły, ale kombinowałeś nie w tym kierunku… trzeba zrobić tak…
Następnego dnia Albert postanowił wprowadzić swój plan w życie. Na początek spotkał się w Pałacu Prezydenckim z głową państwa i przedstawił mu swoją wersję zdarzeń. Później wezwał przedstawiciela Agencji Wywiadowczej oraz Ministra Służb Połączonych. O godzinie dziesiątej zorganizował konferencję prasową, na której wygłosił oświadczenie. Poinformował opinię publiczną o objęciu programem ochrony świadków dwóch konstytucjonalnych ministrów, szefa kancelarii prezydenta i ministra gospodarki. Zaznaczył, iż jest to konieczne dla interesu prowadzonego międzynarodowego śledztwa dotyczącego potężnej afery korupcyjnej na szeroką skalę. Wszystko jest ściśle tajne, łamane przez poufne, opieczętowane napisem NIE OTWIERAĆ! Zarówno pan Adam Domański jak i Zbigniew Trębacz przebywają w miejscu pilnie strzeżonym poza granicami kraju, to samo dotyczy ich rodzin. Na tym koniec. Premier poinstruował szefów odpowiednich służb co do tego, co mogą przekazać mediom. Sam wyszedł nie mówiąc nic więcej. Nie czuł się komfortowo, wiedział że chronił przyjaciela, lecz jednocześnie krył mordercę. Gdyby sprawa wydała się nie mógłby dalej rządzić, wizerunkowo straciłby wszystko. Na to absolutnie nie było miejsca, rozpoczął właśnie ważne reformy, aby ojczyzna w końcu wyszła na prostą. Czasem trzeba oszukać, dzięki temu można kontynuować zmiany w państwie. Jednak poważnie myśli nad oddaniem steru w inne ręce. Tylko gdzie znajdzie osobę moralnie odpowiedzialną na tyle by porwać naród? Czy jest gdzieś człowiek godny tytułu Cesarza?
Dodaj komentarz