Wytrawny koneser

Pada deszcz. Wkurwiają mnie te zimne krople spływające śmiało po policzkach. Za kogo one się mają? Czuję, że moje ulubione, czerwone buty już dawno przemokły. Przeklinam w myślach. Po co to wszystko? Gęsia skórka już dawno zaopiekowała się moim ciałem. Wspaniale. Lekka, sportowa kurtka wcale nie utrzymuje stałej temperatury.  
-Jebać - wypowiadam na głos. Spoglądam jeszcze raz na znajome okno, w którym pali się światło. - Nieistotne - karcę się w myślach, zaciskam pięści i ruszam dalej.

Następnego dnia ten długi, czarny warkocz śmiga mi przed nosem. Mimowolnie podążam za tą istotą. Smukła, wysoka i krocząca z intrygującym lękiem. Przyciąga mnie jej zapach. Nie jest wcale intensywny. Przypomina o wiośnie, ale to nie żadne kwiaty. Zbyt oklepane, żeby opisały jej woń. Są delikatne, ale zapadające w pamięć. Nieraz śnią mi się po nocach.  
Długie nogi zbiegają po schodach. Narzuca szybsze tempo. Nie obawiam się, że mnie nakryje. Szczerze? Wcale mnie to nie obchodzi. W tym samym momencie obraca głowę i natykam się na jej miodowe spojrzenie. Czuję słodycz w ustach. Zauważam, jak jej niewielka klatka piersiowa unosi się i opada pod cienką, białą koszulą. Równie szybko spłoszyła się, narzucając swoim nogom niebywałe tempo. Nie odczuwam zmęczenia. Bawi mnie to. Dziki, głodny wilk, śledzący małą, niewinną sarenkę.  

Noc nie zmyła poczucia winy. Przez cały czas czuję krwawe ślady na rękach, choć już dawno obmyłem je po tysiąc razy. Wpatruję się w sufit, przypominając sobie ten słodki, bezradny pisk. Czuję, jak uśmiech ciśnie się na usta. Nie zdążyłem go powstrzymać.  
Warkocz wisi na ścianie. Długi, lśniący. Wstaję z łóżka, podchodząc do cennej pamiątki. Pachnie dalej tak samo. Delikatnością bezradnej, przerażonej sarny o miodowych oczach. Musiałem go mieć.

Latarnie oświetlają kilka pustych ulic. Spragniony wilk, domagający się więcej. Łypię na jedną bez wyrazu, mrużąc oczy. Zieleń. Lubię ten kolor. Rzadkość wśród błękitów, brązów, szarości. Oczy pełne naiwności i bezgranicznego zaufania. Uśmiecham się.
Wystarczyło jedno, czarujące spojrzenie. Jest moja. Bez sprzeciwu pozwala błądzić moim dłoniom po nagich plecach. Nie jest pijana. Zieleń w jej oczach kwitnie bardziej niż trawa wiosną.  

-Teraz już zawsze będę przy tobie? - gładzi delikatnie mój tors zewnętrzną stroną dłoni. Zaśmiałem się, spoglądając na beżową ścianę. Przyciskam ją mocniej do siebie.
-Twoje oczy już zawsze będą na mnie spoglądać - szepczę, oblizując spierzchnięte wargi. Zasnęła. Przez całą noc spoglądam na czarny warkocz przywieszony do ściany. Zieleń idealnie pasowała do tego miejsca.  

Tak, wiem. Jestem brutalem, ale one wszystkie same się na to godziły. Lubiły czuć, że dominuję. Wszystkie miały dwie, wspólne cechy - bezbronność i naiwność. Gładka skóra, miękkie włosy, piękne oczy, zabawne a w głowie pustka.  
Pustka, którą trzeba było uwiecznić czymś realnym.  
Spoglądam ostatni raz na czarny warkocz i zieleń pięknych, wielkich oczu.  
Pokój staje się barwny a moje serce nadal zimne, przeźroczyste.  

Sam już nie wiem, która jest celem. Blondynka ociera się w tańcu czerwoną sukienką o mój tors. Łapie ją w tali. Pod wpływem mojego dotyku jej ciało rozluźnia się bardziej i wiem, że wyzbywa się wstydu, który ciąży jej pod sukienką. Zdecydowanie zbyt długą. Druga, czarna odrywa mnie od pierwszej ofiary. Wbija swoje paznokcie w mój kark. Ostra, jak brzytwa. Śmieję się, gdy zauważam niebezpieczny błysk w jej oczach. Ogień i woda. Zdecydowanie lubię ten układ. Ciągnie mnie na środek parkietu. Czuję zaciekawione spojrzenia innych, kręcących się tu ludzi. Robią nam miejsce. Rozglądam się, ale blondynka zniknęła z pola mojego widzenia. Czarna, bezimienna chwyta mnie za podbródek i obraca twarzą do siebie.
-Nie lubię zajmować drugiego planu - mruży wściekle oczy, choć dobrze wiem, że to tylko przykrywka. Potem zbliża się do moich ust i muska językiem moje wargi. Łapię ją mocno za biodra, obserwując, jak kołysze się wokół mojego ciała. Niegrzeczna. Czasem były zbyt narwane, choć zawsze mnie kręciły. Potem zauważam, że blond bogini spogląda na mnie w tłumie z kpiącym uśmieszkiem. Przenosi wzrok na czarną i mruży oczy. W uszach pobrzmiewa jej głośny śmiech. Odwracam się a ona znika. Odpycham czarną, ignorując przekleństwa wypływające z jej ust i ruszam w tłum.  

Pali papierosa przed wejściem. O dziwo, oprócz niej, nie kręci się tu zupełnie nikt.  
-Co, nie spełniła oczekiwań? - słyszę pytanie pełne wyraźnego rozbawienia, choć nie zdążyłem jeszcze do niej podejść. Jej opalone plecy wyglądają seksownie.  
-Przestała mnie interesować - mruczę, wiedząc, że każda z nich lubi, jak tak robię. Przechyla lekko głowę i uśmiecha się, po czym bierze kolejnego bucha. W jej oczach nie dostrzegam podziwu. Mam ochotę złapać ją za szyję i przylgnąć do jej pełnych ust. Za bardzo kuszą.  
-Tak, jak ty mnie - szepnęła, odwracając głowę i gasząc pod czarną szpilką papierosa. Zaśmiałem się.  
-To też przestaje cię interesować? - przybliżam się do niej nagle nim zdąży mnie odepchnąć. Całuję ją zawzięcie, nie wyczując protestu. Po dłuższej chwili odrywam usta od jej warg i spoglądam na nią z pytaniem w oczach. Uśmiecha się leniwie, jakby dopiero co wstała i mija mnie. Słyszę tylko stukanie obcasów na asfalcie.
-Spotykałam lepsze usta - zatrzymuje się na chwilę, oblizuje te cholernie kuszące usta i znika w klubie.  
Narastająca złość płynąca w moich żyłach daje o sobie znać. Za bardzo. Wściekle ruszam za blondynką. To nie ja mam być jej ofiarą. Powinno być odwrotnie.

Siedzi przy barze, sącząc podejrzanie wyglądającego drinka. Obok niej dostrzegam postawnego mężczyznę w czarnym garniturze. Prycham. Widzę, jak kobieta posyła w moją stronę rozbawione spojrzenie a potem, na moich oczach chwyta elegancika za czerwony krawat, przyciąga go i całuje z nieudawaną namiętnością. Mrużę oczy. Zdezorientowany facet mruga kilkakrotnie, by przekonać samego siebie, że to stało się naprawdę. Mięczak bez jaj, pewności siebie. Podchodzę niespiesznie do blondynki, po czym zamawiam tego samego drinka.  
-Zapomniałeś czegoś? - obraca się w moją stronę, po czym na raz wypija zawartość szklanki.  
-Tak, ciebie - odpowiadam. Mój głos wyprany jest z wszelkich emocji. Jej usta pasują na moją beżową ścianę. Zaraz po warkoczu i zielonych oczach. Słyszę głośny śmiech. Rozbawiłem ją do granic możliwości. Powstrzymuję wściekłość. Ochłoń.  
-Nie przypominam sobie, żebym była twoją własnością, nieznajomy. Znajdź poprzednią, była idealną kandydatką na jedną noc - jej oczy przesyłają w moją stronę ostrzegawcze znaki, ale nie interesuje mnie to. Po trupach do celu.  
-Więc czego tu szukasz, jak nie właśnie tego? - moja bezpośredniość zupełnie jej nie przeszkadza. Patrzy na mnie lekko pijanymi oczami.  
-Lubię zwodzić takich frajerów, jak ty. Potem patrzę, jak lecą za mną, jak ćma do światła. Zabawny widok - szepcze, jakby zdradzała mi jakąś intymną tajemnicę. - Myślisz, że różnisz się od pozostałych, ale w rzeczywistości jesteś taki sam, jak wszyscy. Pozory mylną, kochanie - ostatnie zdanie wymawia głośniej. - To ty stałeś się moją ofiarą. Nigdy odwrotnie - mruży oczy, po czym dopija mojego drinka i ciągnie kretyna w garniturze w głąb tańczącego tłumu. Uśmiecham się. Pełne usta nabrały większej wartości. Jeszcze nadarzy się okazja, żeby je zdobyć. Wilk nigdy nie odpuszcza.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1375 słów i 7774 znaków, zaktualizowała 18 lis 2015.

3 komentarze

 
  • NataliaO

    Początek zaje*isty, a potem co raz lepiej się czytało. Fajnie się zapowiada, jest w tym taka iskra, i sam tytuł bardzo zaciekawia  :lol2:  ;)

    11 paź 2015

  • LittleScarlet

    Ciary. Ciary wszędzie

    11 paź 2015

  • Misiaa14

    Intrygujące...nie wiem co napisać nawet ...podoba mi się  bardzo ale naprawde nwm jak to ująć xD

    11 paź 2015