Rozmowy ze Śmiercią Rozdział 3

Rozmowy ze Śmiercią Rozdział 3Rozdział  3

- Gdybym spotkałaś śmierć powiedziałabym jej, że ją nienawidzę – rzekła Hania.
- A nie spotkałaś jej jeszcze?
- Raz spotkałam, a potem zostałam sama – odpowiedziała, a wtedy zegar wiszący w pokoju gościnnym Hani wybił punktualnie godzinę dziesiątą. Znam ten zegar.  
Rodzina Hani otrzymała go od mojej mamy, która kupiła dwa identyczne stare zegary na pchlim targu.  Mama jeden przedmiot zaniosła do naszego domu, a drugi podarowała mamie Hani.  
Pomyślałam, że jakoś tak dzieje się w moim życiu, że rzeczy, które nie należą początkowo do mnie zostają ze mną na zawsze. Człowiek jest sentymentalną istotą, która przywiązuje się do wszystkiego i wszystkich.
- Słuchasz mnie Agnieszka?
- Tak – odparłam. – Nienawiść to złe uczucie.
- Masz rację droga przyjaciółko. To złe uczucie, bo wyżera od środka. Wiesz, coraz więcej mam do czynienia ze śmiercią. Chyba jest moją przyjaciółką oczywiście tuż po tobie. – Spojrzała na mnie i obie głośno się roześmiałyśmy. – Kiedyś mój kuzyn zginął na jednym z tych ostrych zakrętów. Pędził jak oszalały samochodem na spotkanie…
-Zakręty. – Wzdychnęłam. – Śmierć ma chyba takie swoje zakręty.
- Ma, ale ma też dużo innych rzeczy – rzekła Hania. Zamyśliłyśmy się nad kubkiem ciepłego jeszcze capucciono. - Wiesz, że motyle żyją jeden dzień.
- Serio? – spytałam spoglądając na bladą twarz Hani. – To straszne, że żyją tak krótko.
- Przerażające. Wiesz, że dla tych owadów nasze życie to namiastka wieczności.
- Wieczność – szepnęłam. - Nie sądzę, aby nasze życie tak długo trwało. Przecież kiedyś się kończy.
- Nie. Nasze życie… Ono jednak trwa.  – Powiedziała to z wielkim smutkiem. - Motyl nie wie, co to osiemdziesiąt lat istnienia. Dla tego pięknego motyla liczy się każda minuta.
- Coś w tym jest - odparłam.
- Agniesiu, coraz bardziej uważam, że jestem jak ten motyl, a potem wydajemy się, że nie mam nic z tej pięknej istoty. – Zaśmiałyśmy się, a ja przysłuchiwałam się jej kochanemu rechotowi, który roznosił się po werandzie.
Hania myli się, bo ja uważam, że ma coś z motyla. Ma ich lekkość, delikatność i swobodę myślenia. Tego nikt jej nigdy nie zabierze.  
Nawet, kiedy teraz się uśmiecha robi to swobodnie, choć jest to trochę nienaturalne, takie przymuszenie do autentyczności. Przecież wiem, że nie ma już normalności w jej egzystencji.
Hania zapaliła papierosa i jak zwykle dym wypuszczony z jej płuc powędrował w czyste powietrze.
- Śmierć przez zapomnienie – powiedziała tak cicho, że prawie nie dosłyszałam.
- Co? – spytałam.
-Śmierć przez zapomnienie. – Powtórzyła i spojrzała na mnie paląc papierosa.
- Nie wierze w to, bo przecież nikt nie zapomina o ukochanej osobie.
-A jednak – odparła stanowczo.
- Niby ktoś o tobie zapomni i umierasz? – spytałam.
- Dokładnie tak. Umierasz dla bliskiej osoby. Po prostu cię nie ma. Po chwili odchodzisz.
- Jestem i pamiętam – powiedziałam na głos, gdy jej słowa ucichły. Potem nastąpił bełkot. Nie wiem czy rozumiałam to, co chciałam przekazać.
- Ale śmierć nie ma pewności, albo miejsca. One też mogą umrzeć przez zapomnienie.
-Jakie miejsca?
-Zwykłe miejsca. Takie, które dla nich umrą w raz z odejściem bliskiej osoby.
- Z ich śmiercią? – spytałam oszołomiona jej tokiem myślenia.
- Lub narodzinami.
- Z narodzinami? – Byłam zdumiona jej odpowiedzią.
-Tak. Na przykład ludzie rodzą się kimś innym, ale kiedy zdobędą pieniądze i władzę udają bogaczy… Udają kogoś innego. Rozumiesz Aga?
- Chyba tak – odparłam. - Umierają z portfelami wypchanymi masą gotówki, ale co z tego? Będą mogli mieć lepszą trumnę? A przecież śmierć jest taka sama dla każdego.

Uśmiechnęła się i oparła leciutko o moje ciało. Pomyślałam, że to dziś należy do nas, dlatego chcemy wykorzystać je do końca. Wycisnąć jak cytrynę, bo przecież chcemy, aby to pożegnanie było huczne. Chcemy podtrzymać tą gasnącą iskrę najdłużej jak się da, aby nie zgasła za szybko. Dociera do mnie, że boje się, iż Hania odejdzie na zawsze. To głupie, ale chciałabym ją zatrzymać jeszcze chwilę, trochę dłużej… Może o godzinę albo dwie, a najlepiej na wieczność i wtedy słyszę jak łapie w płuca głęboki wdech, następuje chrypnięcie, a potem wydech.  Dusi się ilością nikotyny w swoim organizmie… To dobre momenty. Magiczne. To zapewne nasze ostatnie.

NataliaO

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 813 słów i 4551 znaków.

Dodaj komentarz