Rozmowy ze Śmiercią Rozdział 2

Rozmowy ze Śmiercią Rozdział 2Rozdział  2

Siedzimy sobie z Hanią na bujanych krzesłach znajdujących się na werandzie przed jej domem. Spoglądam na nią i dostrzegam, że dziś jej twarz jest jakby żywsza niż wczoraj. Jej urok wraca do niej tak na chwilę. Na jakiś czas znów jest sobą.
Zastanawia mnie fakt, że nadal tu jest. Nie jest aniołem, bo nie ma skrzydeł. Nie jest diabłem, bo nie ma rogów. Lekko się uśmiechnęłam. Ona nie jest w niebie, ani w piekle. Jest umarła. Taka odmiana śmierci? Sama nie wiem, co myśleć, bo przecież nadal jest… Ciągle jest sobą. To znaczy, że mogę ją dotknąć, poczuć i nadal ma swoje czerwone rumieńce na policzkach. Dotyka przedmiotów i może jeść oraz pić. Dlatego siedzimy przed budynkiem i pijemy kolejne piwo.
– Widzisz, wszystko dla wygody, żeby człowiek mógł się czuć dobrze na świecie. I po co? I tak przecież musi odejść. – Zaczęła się śmiać.
Całe pomieszczenie unosi się na tym jednym dźwięku i ulatuje w przestrzeń.
– Hania, nie mówmy już o złych rzeczach.
– Agnieszka – powiedziała moje imię, a następnie przechyliła puszkę z
piwem i pociągnęła łyk – śmierć nas najbardziej dotyka. – Nastąpiła cisza, a po chwili spytała -  Zastanawiałaś się kiedyś, jak to jest umrzeć?  

– Raz, a może dwa – odpowiedziałam Hani. - Chyba komary zaczynają pobrzękiwać dookoła mnie. W uszach gra nam muzyka komarza, a komarze żądełka wysysają nam krew. Wszystko zaczyna pachnieć krwią, jakby rzeka czerwona ociekała dookoła mnie.
– Co ty masz z tymi komarami?
– Komary to tak jakby przychodzące po mnie cienie. Duchy zabierające  
mnie do góry lub na dół. – Zaśmiała się.
– Świetnie wyobrażasz sobie nadejście śmierci.
– Wiem – odparłam. – A ty jak sobie wyobrażałaś śmierć, gdy jeszcze
żyłaś? – spytałam.
Zastanawiała się przez chwilę.
– Moja śmierć była niespodziewana i nikła. Nawet nie była smutna. Po prostu wróciłam do domu, poszłam do łazienki, a gdy spojrzałam w lustro, usłyszałam kołatanie mojego serca i w pewnej chwili moje ciało opadło na ziemię. Potem wstałam, zeszłam na dół do kuchni, by powiedzieć mamie, że musimy zapisać się do lekarza, bo moje serce oszalało i chyba nie z miłości do Antka. Jednak, gdy mówiłam do niej, ona już mnie nie słyszała. Zareagowała dopiero na wołanie ojca, które dobiegało z łazienki. Obie pobiegłyśmy na górę. Okazało się, że tata znalazł moje ciało na chłodnych kafelkach. Mama zbiegła na dół zadzwonić po pogotowie, a ja… Ja siedziałam na desce klozetowej i patrzyłam, jak tata reanimuje moje martwe ciało, przykładając do klatki piersiowej drżące dłonie. I tak wyglądała moja śmierć.
Gdy skończyła mówić, upiła łyk piwa, zapaliła papierosa i zaciągnęła się dymem, a kiedy wypuściła go z płuc, ujrzałam jak kątami ust rzeźbi kółko zanikające i pojawiające się, zanikające i pojawiające się.
Pomyślałam wtedy, że Hania jest chyba jakimś dziwnym rodzajem warzywnego gnicia. No wiecie, to tak jak mama spogląda do spiżarni i sięga po warzywo. Na przykład wybiera z kilku pięknych i zdrowych tę jedną marchew i wie, że nadal te pozostałe są dobre, ale gdy ponownie schodzi na dół, zauważa, że jedna z nich się psuje. To nic – myśli sobie i zostawia ją, bo przecież przyjdzie po nią następnego dnia. Kiedy zjawia się za trzy dni, marchew jest już tak schorowana, że musi ją zabrać, aby pozostałe nie zaraziły się zgnilizną. Kiedy bierze marchew na górę, okazuje się, że warzywo jest już doszczętnie popsute. Nie wie, co z nią robić. Jest jej szkoda wyrzucić marchew, bo gdzieniegdzie jest jeszcze dobra, ale obawia się zatrucia pokarmowego. W końcu wyrzuca ją do śmieci i tam marchew psuje się do końca. Następnie zjawia się śmieciarka i zabierają warzywo na wysypisko śmieci. Tam dokonuje się jej żywot. Marchew umiera. Czy tak też będzie z Hanią?

Uważam, że została na ziemi, a raczej w między światach ze względu na jakieś niedokończone sprawy. Może przez smutek matki, która nie potrafi się z nią rozstać, a może przez ojca, który obwinia się, że nie przyszedł minutę wcześniej do łazienki lub dla mnie. Została dla swojej przyjaciółki, która też nie umie się z nią rozstać.
– Kiedyś zdechł mi chomik – powiedziała Hania – potem żółw i pies. To było straszne doświadczenie, dlatego nie chciałam już potem żadnego zwierzaka, choć bardzo je lubiłam. Zdałam sobie sprawę, że chyba ze mną jest coś nie tak, bo to chyba nie zbieg okoliczności?
– To zbieg okoliczności – odparłam.
– Może, ale aż tak ogromny? – spytała.
– Jest jeszcze śmierć bohaterska – rzekłam, zmieniając temat i otworzyłam kolejne piwo.
– Romantyczne bzdury. Zabijający się rycerze jak wycinane kwiatki na polanie przez jednego, wielkiego ogrodnika, który potem tworzy z nich wiązanki – zamilkła na chwilę, a potem dodała: – Myślisz, że ktoś ze znajomych przyniesie mi za jakiś czas piękne kwiaty lub znicz, a może nawet zapłacze za moją osobą?
– Tak – powiedziałam i posmutniałam.
– Ale jaki jest w tym sens…
– Podobno sens życia nie ma sensu, czy jakoś tak.
– Co ty za bzdury znowu czytałaś? – spytała mnie Hania.
– Wiesz co? Chodźmy spać.
Skinęła głową potwierdzająco. To był koniec rozmowy. Miałyśmy dyskutować o śmierci, ale ja nie chcę mówić o jej śmierci. Tego się nie spodziewałam. Nie sądziłam, że będzie chciała poruszać temat własnego odejścia. A może powinnam była się tego spodziewać?

NataliaO

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1020 słów i 5660 znaków.

3 komentarze

 
  • MadzikLove

    ????????????

    5 lut 2017

  • NataliaO

    @MadzikLove ?

    6 lut 2017

  • MadzikLove

    @NataliaO  wybacz buźki mi nie wyskoczyły  :/  opowiadanie super ;*

    10 lut 2017

  • NataliaO

    @MadzikLove coś tak czułam, że net źle zapisała hihi Dzięki :*

    10 lut 2017

  • JustiJusti

    Czekam na koleją część :)

    1 lut 2017

  • NataliaO

    @JustiJusti miło słyszeć ;)

    1 lut 2017

  • Fanriel

    <3  <3  <3

    1 lut 2017

  • NataliaO

    @Fanriel  :P

    1 lut 2017