Ucieczka. Tak, tylko to się teraz liczy. Biegłem ile tchu, ile sił w nogach. Spojrzałem za siebie. Niestety, doganiał mnie. Jak on może tak szybko biec, ważąc ponad osiemdziesiąt kilogramów? - pytałem własne ja. Adrenalina działała na najwyższych obrotach i dodawała energii. Przyspieszyłem. Jednak to go nie zniechęciło, a wręcz przeciwnie. Widziałem błysk w jego oczach, tę dzikość. Również wrzucił wyższy bieg. Popędziłem na łeb na szyję w okolice drzew. Chciałem go zgubić, pokonać. Leciałem slalomem pomiędzy jabłoniami. Widziałem, że zwolnił. Już myślałem, że zwyciężyłem, lecz nagle, poślizg, upadek. Koniec.
Znów zostanę zbezczeszczony i...
polizany po twarzy przez mojego wielkiego Bernardyna.
Dodaj komentarz