Michelle
Moja głowa jest ciężka jak worek kamieni. Czuje, że spoczywam na czymś zimnym i wilgotnym, a nade mną wiruje poświata białego światła. Biała, jaskrawa plama zmuszająca mnie do ponownego zamknięcia oczu.
Przez szparę między powiekami staram się przyzwyczaić wzrok do tego dziwnego otoczenia. Jest mi zimno, skóra sie lepi a mój oddech jest szybki, tak samo jak puls.
Nie mam pojęcia co sie dzieje, dopóki nie słyszę głosu w mojej głowie.
- Michelle! Dziecko drogie!
Poznaję głos mamy, co pozornie mnie uspokaja. Wiem że nie jestem sama w tej dziwnej sytuacji.
Powoli próbuje otworzyć oczy... i widzę przed sobą twarz matki. Oślepiające światło zniknęło.
Powróciła mi zdolność myślenia a głowa przestała ciążyć aż tak bardzo. Wzrok wyostrzył się i zdążyłam już ocenić gdzie sie znajduje.
Byłam w łazience, jednak na pierwszym planie widziałam mamę. Jej twarz wyrażała rozpacz, jak miała ochotę sie rozpłakać.
Leżałam na podłodze. Póki nie podniosłam głowy chlód bijący od podłogi nieznacznie ukajał bolesne pulsowanie z tyłu mojej czaszki.
Z pomocą rodzicielki, dałam radę usiąść. Schowałam głowę w kolana nie tylko po to aby spróbować pozbyć się bolu, ale też dlatego że chciałam odciąć się od matki. Od tego jej wzroku, pytającego Co sie stało...
Nie wiedziałam, naprawde nie wiedziałam.
- Najpierw sąsiad Jeffrey znajduje cie w jakiejś zaśmieconej uliczce, a teraz coś takiego! Michelle... Co sie z toba dzieje?
Słyszałam słowa matki, jednak nie docierały one do mojego mózgu. Sama nie wiedziałam, dlaczego od wczorajszego wieczoru czuje sie tak dziwnie.
Rzadko mdlałam sama z siebie i dlatego tak mnie to zaniepokoiło.
- Sąsiad Jeffrey... - wyszeptałam, widząc przed sobą twarz znajomego młodego chłopaka z którym za dzieciaka grałam w piłkę.
Co ty mówisz? - spytała matka, dalej klęcząc przede mną na podłodze. Już trochę sie uspokoiła, ale nadal była cała roztrzęsiona
- Jeffrey... On mnie przyniósł?
- Tak, znalazł cie nieprzytomną gdy akurat wracał z pracy.
Powstała chwila ciszy, którą przerwał głos kobiety.
- Coś ty znów ćpała, dziewczyno?! - było wszystkim, co powiedziała wściekła brunetka nim z impetem wstała, wychodząc z pomieszczenia.
Ja siedziałam dalej, próbując wypełnić białą plamę którą były ostatnie 24 godziny w mojej podświadomości
.
Matthew
Zasłuchany w odgłosy miasta, nie zauważyłem nawet że mój brat Michael już wstał.
Powiadomiły mnie o tym odgłosy z kuchni. Michael chyba zamierzał robić jajecznicę, słyszałem jak wyjmuje patelnie i ładzie ją na blacie.
Gdybym go teraz zobaczył, wyglądałby pewnie jak typowy Michael Padget na kacu. Zmarszczona, niewyspana twarz, tluste długie włosy i jego charakterystyczna bródka. I do tego ten głos, zawsze z rana po chlaniu Michael nie mówi - tylko odpowiada na pytania zwykłymi mruknięciami "tak" "nie" "spierdalaj".
Taki jest Padge na kacu.
Ja nie liczyłem już którego właśnie pale papierosa. Odkąd wyszedłem na te schody minęło troche czasu. Dopóki słońce nie wzbije sie wyżej, mógłbym tu siedzieć i kontemplować dalej. Jarać fajki, czuć tą samotność i niezależność... ale chyba trzeba pomóc Michaelowi bo zaraz jajka wytłucze.
Wspominałem że niezła z niego niezdara?
Jedyne co mu wychodzi dobrze - picie i pieprzenie przypadkowych dziewczyn w klubach bądź sprowadzanie ich tutaj i robienie burdelu.
Czasem jak wracam z moich ulubionych nocnych spacerów, zastaje dom pełen skąpo ubranych dziw...dziewczyn, które musze wyganiać bądź wynosić na rękach na klatkę, bo już sa tak naćpane i pijane.
Świat Michaela, ja zawsze byłem inny. Nie wiem jak to możliwe że mieliśmy jednego ojca, ale nawet nie próbowałem tego zrozumieć.
Wszedłem oknem do domu i zasłoniłem je pilśnią, tak jak było zanim wyszedłem.
- Znowu żeś na schodach przesiadywał? - Chciałem usiąść na swojej kanapie, jednak pomruk z kuchni zmusił mnie do podejścia do blatu.
Michael miał na sobie przepoconą wczorajszą koszulkę i chodził w samych gaciach. Mogłbym teraz spokojnie zwyzywać go że wygląda jak rasowy ćpun i alkoholik. Ale nie zrobiłem tego.
- Wiesz że to lubie. Nie jestem tobą żeby gnić w łóżku - rzekłem, klepiąc go w plecy i podchodząc do lodówki.
- Nie wiem czy jajka jeszcze są... - zacząłem, jednak gdy otworzyłem lodówke okazało sie że nie mam racji. Mogliśmy w spokoju zjeść śniadanie.
Mieszkanie zaczął wypełniać zapach smażonej jajecznicy. Ja stałem przy patelni, podczas gdy mój starszy brat tylko opierał się o blat i...pił.
Jest 8 rano, Michael. Chciałem to powiedzieć lecz tylko zerkałem na niego z wyrzutem, licząc że zauważy że nie podoba mi sie jego postępowanie.
Jakby jajka wyszły, nie zauważyłby. Ale gdyby w lodówce nie bylo Budweisera, wpadłby w szał.
Stałem kilka minut nad tą patelnią, a po upływie tego czasu siedziałem z Michaelem przy stoliku obok okna.
Zagryzałem jajka chlebem. Spokojnie jadłem... w przeciwieństwie do tej flei Padgeta.
On jadł jak pies, świnia... hybryda tych zwierząt, no ludzie...
Wiem że przywykł do wypruwania ludziom flaków zębami, ale to są jajka...
A ten nawet widelca nie używał. Bałem się tylko żeby talerze nie spadły ze stołu którym tak trząsł.
Miałem już wziąć kolejny kęs, jednak coś mnie trafiło.
- Na Miłość Boską, Padge!
Michael podniósł z talerza upapraną w jajkach twarz.
- Możesz jeść jak człowiek? Nie zamierzam zwrócić tego śniadania, a zaraz mnie do tego doprowadzisz.
- Ale co ci przeszkadza? - spytał chłopak zaskoczony.
- Że żresz jak świnia. Michael, ogarnij sie w końcu!
Padge milczał przez chwilę, jednak rzekł "Naprawdę nie wiem o co ci chodzi".
- Michael... - westchnąłem, nie za bardzo wiedząc czy to jest odpowiedni moment. pomyślałem że może by teraz przeprowadzić z bratem tą ważną rozmowę do której zbieram sie kilka lat...
Zastanawiałem się chwilę, czując na sobie wyczekujące spojrzenie Michaela.
-Nieważne - Mówie w końcu i wstaje od stołu. Zostawiam niedokończoną jajecznice, i tak wiem że w tym domu Padge dojada wszystko co zostanie.
Ze stolika nocnego zabieram gumkę i związuje włosy. Potem z kanapy biorę moją zgniłozieloną kurtkę i okulary przeciwsłoneczne.
- A ty dokąd? - pyta Padge, dalej w najlepsze jedząc śniadanie.
- Straciłem apetyt jakoś - rzucam, stojąc do niego plecami gdy zakładam kurtkę,
- Ale o co ci chodzi? Matt!
- O nic, wychodze... - mówie cicho, narzucając szary kaptur na głowę. Potem słychać już tylko zamknięte niezbyt cicho drzwi.
Kolejny raz przegrałem z samym sobą.
Dodaj komentarz