Beneath my skin 1

Michelle

- Mam tego dosyć! Jeszcze raz dowiem się o czymś takim to pożałujesz!

To był krzyk mojej matki, który ucichł gdy trzasnęłam drzwiami.

Jestem Michelle, mam 16 lat, mieszkam w Houston i... chodze do szkoły?

Chodzę, ale kiedy mi sie podoba. A te krzyki to właśnie z tego powodu.

Moja matka jest apodyktyczna.  Nie potrafi rozmawiać o niczym innym tylko oceny, zachowanie, papierosy, narkotyki, późne wracanie do domu... I tak w kółko, zacięta płyta.

Właśnie wyrwałam się z awantury o kolejną jedynkę. Trzasnęłam drzwiami, wychodząc na wyrandę przed domem.  

Była późna jesień. Październik, jego połowa.  

Miałam na sobie czarne dżinsy, trampki i szarą bluzę. Moje czarne włosy sięgały prawie do ramion i był teraz przykryte kapturem.  

Buty stukały o drewno, kiedy schodziłam po schodach.  

Zaczęłam iść chodnikiem, coraz bardziej oddalając się od domu.  Ale było mi to potrzebne, przynajmniej chwila oddechu.

Będąc już daleko, obejrzałam się jeszcze raz czy aby moja matka nie postanowiła mnie śledzić. Gdy upewniłam się, że pośród zapadającego zmroku jestem sama, wyjęłam paczkę Marlboro czerwonych z kieszeni i odpaliłam jednego, słysząc charakterystyczne kłapnięcie metalowej zapalniczki.  

Wypuściłam z ust odrobinę dymu i zaciągnęłam się nim, dając nikotynie dostęp do moich myśli i możliwość uspokojenia ich.  

Płonęłam w środku, z wściekłości na własne życie.

Włożyłam w uszy słuchawki, puszczając Skilleta - Comatose. Te dźwięki zawsze mnie odprężały.

Szłam tak, nie widząc nikogo przed sobą ani wokół. Wszyscy byli w domach.

Mijałam trawniki porośnięte uschniętą trawą. Na niektórych podjazdach stały samochody, na innych nie. Ta dzielnica nie należy do najbogatszych, domy też nie są zbyt ładne ani duże.

Paląc, straciłam poczucie czasu i gdy minęło ponad 20 minut, dostrzegłam że doszłam do bardziej zabudowanej części miasta.

Mieszkamy na przedmieściach. Do miasta jest więc kawałek. Sama się zdziwiłam kiedy zauważyłam wokół siebie sklepy czy kawiarnie.

Nie wzięłam z domu pieniędzy, a mijając te zatłoczone wnętrza, nabrałam ochoty na kawę. Ciepłą, z pianką... I z ciastkiem do tego...

Rozmarzona, uśmiechnęłam się pod nosem, spuszczając głowę.

Chodnik był popękany i miejscami wystawały płytki. NA przystanku autobusowym, który właśnie minęłam, stało kilka osób. Jednak na mój widok żadna z nich się nie odwróciła. Minęłam ich niczym duch - niezauważona.

Taka własnie jestem, zawsze. Nie odzywam się, zatapiam w myślach a słowa najlepiej wychodzą ze mnie przez kartkę papieru. Gdy piszę piosenki, wtedy dopiero można poznać prawdziwą mnie.

Zaczęłam grać na gitarze kilka lat temu. Najpierw, na akustycznej. Potem, zbierając kieszonkowe dorobiłam się taniej gitary elektrycznej.  

Jest jak moje dziecko. Spędzam z nią dużo czasu i tylko z nią, można powiedzieć, szczerze rozmawiam.

Czy miałam kiedyś przyjaciółkę? Nie, nigdy nie miałam, nie znam pojęcia tego słowa i szczerze, nie brakuje mi ludzi wokół siebie. Jakoś nie potrzebuje nikogo do zabierania mi tlenu.

Nauczyłam się że ludzie są fałszywi i pewnie dlatego, nieświadomie bądź przeciwnie, odpycham ich od siebie.  

Zagubiona w swoim świecie, dalej spacerowałam. Latarnie już się zaświecały, jednak wokół nadal panował mrok.  

Nie wiedziałam dokąd idę, po prostu chciałam pochodzić. Nie przypuszczałam jednak, że ten spacer aż tak się wydłuży.

Pewnie gdy teraz wrócę do domu, matka znowu na mnie naskoczy. Tak naprawde, kiedyś szczerze ją kochałam. A teraz, mam co do tego wątpliwości.

Zastanawiam się czasami, czy ona kocha mnie? Czy kiedykolwiek kochała kogokolwiek? Skoro nie znam mojego ojca, może i on był dla niej nic nie znaczący?

Nie miałam nigdy odwagi zapytać mamy o naszą przeszłość. Ogólnie, mało ze sobą rozmawiamy. Jak już, to krzyczymy na siebie i  poruszamy tematy mojego zachowania, bluźnierstwa i jaką to ja jestem życiową ofiarą...

Mam tego dosyć, ale nic nie zmienię...

Wytarłam dłonią policzek, który zrobił się wilgotny. Płakałam, nie będąc tego świadomą.

Po prostu, mam jedno marzenie. Normalne życie, normalną rodzinę. Może wtedy byłabym inna. Jestem jaka jestem bo taką ukształtowało mnie życie.

Odwróciłam się, by zobaczyć czy dalej jestem sama. Tak, jestem.

Nie wiedziałam czy iść dalej czy zawracać. Trzymając ręce w kieszeni, przystanęłam na chwilę.

Oparta o jakiś ceglany budynek, wdychałam i wydychałam powietrze, nie wiedząc nadal co robić.

W sumie, była godzina 20... Może wartoby wrócić i wysłuchać kolejnego kazania mojej mamy?

Tak, jakby to jeszcze było do czegoś potrzebne.

Westchnęłam ciężko, ruszając się z miejsca i kierując swoje kroki w stronę domu.  

Uszłam kawałek, gdy nagle, w moim żołądku pojawiło się jakieś dziwne uczucie.

To samo, które nawiedza cię przed jakąś ważną rozmową, czy ważnym wydarzeniem... Ucisk, połączony ze stresem.

Zignorowałam je, myśląc że mój Anioł Stróż pomylił adresy. Przecież mnie nie czeka nic złego czy ważnego.  

Schylona, szłam dalej, nie zwracając uwagi co dzieje się wokół mnie.  

Zbliżałam się do zakrętu.  Podniosłam wzrok, aby zobaczyć czy jakiś samochód stamtąd nie wyjeżdża. Raczej tak by nie było, sądząc po tym jaka pustka panuje tutaj na ulicy. Ludzie są w knajpach czy kawiarenkach.  

Gdy spojrzałam na drogę, coś mignęło przed moimi oczami. Przestraszyłam się. Ciemny kształt szybko zniknął, jakby przebiegał mi  drogę.  

Wzdrygnęłam i zatrzymałam się na chwilę. Za mną, ani obok nie było nikogo ani nic.  

Odetchnęłam, chcąc iśc dalej. Zasłuchałam się jeszcze raz w muzyce, stawiając krok.  

NIespodziewanie, w krzyku otworzyłam usta, zostając popchnięta w bok.

Chciałam krzyczeć, ale jakaś silna dłoń zasłoniła mi usta.

Szarpałam się, widząc przed sobą ciemną, wysoką sylwetkę.  

Ktoś trzymał mnie, przyciśniętą do zimnej ściany. Szarpałam się, gdy unosił mnie ku górze.

Bałam się, jednak przez załzawione oczy dostrzegłam pewien szczegół...

Dwa ślepia, wpatrywały się w moją twarz. Jakby płonęły ogniem. Miały odcień krwi, straszna czerwień.

Poczułam nagły ból w okolicach szyi. Zaczęłam powoli opuszczać głowę, tracąc siły.

Panikowałam, myśląc że to koniec.  

Że umieram... a ostatnia rzeczą którą widze, to te wściekłe oczy.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1173 słów i 6523 znaków.

Dodaj komentarz