Wesołych "świąt"

"Wesołych świąt!” ho, ho, ho! Ho, ho… ho…

Szczerze powiedziawszy to mam rozdarte serce. Z jednej strony cieszę się jak cholera z tego okresu, bo w końcu tyle wolnego od pracy i można trochę odpocząć, z drugiej człowiekowi nie chce się nawet z domu wychodzić widząc kolejny dzień z rzędu to "bydło” na ulicach i przede wszystkim sklepach. Przykładowo wczoraj w przerwie meczu Real – Barcelona, pojawiłem się "na szybko” w jednym z większych sieciowych marketów, który to akurat mam niemalże pod samym domem. Oczywiście po raz kolejny w tym okresie ogarnęła mnie pełna irytacja i jeszcze mocniejsze utwierdzenie się w przekonaniu o żałosności ludzkiego gatunku. Plan był prosty – kupić worek ziemniaczków do dzisiejszego obiadu, kilka warzyw, jakieś piwko na wieczór i coś na zagrychę. Nawet koszyka brać nie trzeba było, zresztą rzadko kiedy to czynię. Już poświęciłem się na tyle, że wpoiłem sobie do głowy aby nie przejmować się tym że parking oczywiście był cały zapchany, co mimo iż byłem "z buta" oznaczało tłumy w środku - ale co tam – pod każdym innym sklepem było to samo.

W środku doznałem pierwszych odruchów wymiotnych. Ludzi napierdolone, autentycznie jakby tego dnia dopiero się obudzili z robieniem zakupów świątecznych. Miałem nawet wrażenie że większość z nich bierze w łapska cokolwiek, byle tylko brać i mieć. Koszyki wypełnione po brzegi, mimo że Polacy przecież "nie mają pieniędzy i żyją na pograniczu ubóstwa”. Rozwrzeszczane mordy bachorów tworzyły swego rodzaju "muzykę” towarzyszącą innym uczestnikom tego świątecznego szału. "Mamo, kup mi!", "mamo, ja chcę!”, "mamo, mamo...” No ale nic. Zacisnąłem mocno zęby i pewnym krokiem ruszyłem po to co akurat mnie tutaj sprowadziło. Szybki ruch ręką po worek ziemniaków, nawet za specjalnie ich nie oglądałem, bo worki na stoisku były całe dwa. Spakowałem trzy pomidorki, kilka cebul. Udało się mi bezpiecznie wyjąć dwie sztuki czerwonej papryki, jakimś cudem unikając zaplątania się w łapy jakiejś cipy która akurat w tym momencie rzuciła się na najbardziej oddaloną sztukę, tak abym przypadkiem to nie ja dorwał tą biedną papryczkę stuloną na samym końcu pojemnika. Akurat musiała mieć tą i akurat teraz…

- "Chuj tam” - pomyślałem. - "Idę dalej...”

Ruszyłem pospiesznie w stronę stoiska z alkoholem. Po drodze musiałem oczywiście pięć lub sześć razy usłyszeć sakramentalne "wesołych świąt”, mimo że tak naprawdę zdecydowana większość z nas ma głęboko w dupie czy sąsiedzi bądź znajomi "na cześć” będą mieli te święta wesołe. Śmiem twierdzić iż sporemu procentowi społeczeństwa, sprawiłaby niemałą satysfakcję świadomość, że ktoś inny ma bardziej zjebane święta niż oni sami. No ale cóż, taka mentalność. W każdym bądź razie pochwyciłem dwie butelki Namysłowa, paczkę słonych paluszków bez których nie bardzo wyobrażam sobie wieczorne piwko i z nieopisaną ulgą zjawiłem się przy kasach. Oczywiście i tu swoisty Armageddon. Kto pamięta lata osiemdziesiąte, oczami wyobraźni z powodzeniem mógł przenieść się w tamte czasy, wspominając jak dzieciństwo spędzał w "słodkiej kolejeczce na pół kilometra”.

Jeszcze jedno "wesołych świąt” - zagryzionymi wargami i bezgłośnie odpowiadam - "spierdalaj”.

Jakieś babsko stojące za mną dwukrotnie trąca mnie swoim koszykiem. Ani "przepraszam”, ani nawet "wyliż mi dupę...” Zdawała się próbować przepchać mnie do przodu, tak aby może kolejka szybciej ruszyła. "Pchnij mnie raz jeszcze to ci wyjebie” - pomyślałem, choć wiedziałem że i tak tego nie zrobię, aczkolwiek w oczach wyobraźni pojawił się mi przyjemny widok jej rozjebanego tłustego ryja. Kolejna baba przy kasie usilnie próbuje wyprosić jakiegoś pierdolonego pluszaka, mimo że zmęczona wyraźnie kasjerka tłumaczy jej ze spokojem że te już się skończyły. Bachor drze mordę w wózku – bo on kurwa chce! Poirytowany mąż udaje że stara się go uspokoić, pomimo że w głowie zapewne miał "El Clasico” które minęło go, bo akurat teraz jego babsko musiało wymyślić zakupy. No ale pojechał, bo jakby miał słuchać potem pierdolenia za uszami przez całe święta to lepiej odpuścić sobie ten mecz, na który się czekało już przynajmniej od tygodnia.

W końcu dopchałem się i ja do kasy, przez co ogarnęła mnie już niemalże euforia. Do czasu... Znajomy z okresu szkolnego odchodzący akurat od innej kasy wraz ze swoją pewnie żoną, poczęstował mnie nad wyraz uprzejmym uśmiechem i oskarowo wypowiedzianą kwestią - "Cześć! Wesołych świąt! Co u ciebie?!”

- "Gówno...” - pomyślałem, choć oczywiście na głos tego nie wypowiedziałem. Zamiast tego. – A leci jakoś, leci…

Na szczęście uratowała mnie od nieuchronnie zbliżającej się rozmowy kasjerka, wypowiadając ile mam do zapłacenia. Machnąłem mu ręką dając do zrozumienia że muszę zająć się teraz zakupami, a pani przy kasie miałem wręcz ochotę podziękować. W końcu o czym miałem rozmawiać z tym pajacem i jego prawdopodobnie żoną w zjebanej fryzurze "na boba” czy jak się to nazywa. Z gościem nie widziałem się już zapewne ponad dziesięć lat, w szkole należał do grona tych "lamusów” tępionych na każdym kroku którym wstyd było powiedzieć "cześć”, a tu szczerzy swój brzydki ryj jakbyśmy kiedyś przeżywali jakąś wspólną długoletnią, szkolną przyjaźń.

- Pin poproszę i zielony – rzekła słodkim głosem pani kasjerka, co też ja uczyniłem raz... i jeszcze jeden raz… - Chyba coś się zwiesiło, przepraszam, wezwę kierowniczkę. A może ma pan gotówkę?
- Niestety nie mam – odrzekłem bardzo spokojnie, bo w końcu czego winna ta biedna kobieta za kasą.

Mijała jakaś trzecia, może czwarta minuta mojego postoju. Pani kasjerka już nerwowo zaczęła wyglądać zza kasy, bo kierowniczce jakby niezbyt się spieszyło i nie widać jej było na horyzoncie. W kolejce zaczęło się rozglądanie. Babsko trącające mnie wózkiem zaczęło sapać coś i wzdychać, starając się jasno dać mi do zrozumienia że to kurwa moja wina że ten jebany czytnik przestał działać. Zacząłem się denerwować i ja, w końcu druga połowa meczu była już w toku…

- Wie pani co? Zostawmy to, przyjdę może później bo bardzo się spieszę… - zdecydowałem się zakończyć czym prędzej tą farsę.

Pani kasjerka serdecznie się uśmiechnęła przepraszając, sam nie wiem za co, bo co biedna zawiniła? I nawet jak rzuciła mi na pożegnanie "wesołych świąt” to zbytnio się nawet nie wkurwiłem, bo tak cieszyłem się że to wszystko jest już za mną.

Ludzie to takie żałosne stworzenia na tej planecie, że wszystko potrafią sami sobie spierdolić. Nawet czas który powinien kojarzyć się z czasem radości i miłości, nabiera symbolu kiczu, pazerności i obłudy. W te dni chcą ukazać siebie w oczach innych jako niemalże świętych dla wszystkiego co żyje, chociaż na Święta Bożego Narodzenia w Polsce zabija się około 20 tysięcy ton karpia. 20 tysięcy ton to 20 milionów kilogramów, czyli ponad 13 milionów żywych i czujących ból istnień, każdego roku musi dostać młotkiem w łeb aby w większości polskich domostw zawitało szczęście, dobro i miłość. Nie wspominając już o innych zwierzętach. Hipokryzja ludzka nie zna granic i nie chodzi mi już tutaj o te biedne stworzenia, lecz o całą otoczkę tych całych "świąt”.

Życzę wam abyście w ten czas odpoczęli od szkół czy pracy. Życzę wam abyście kochali swoich najbliższych tuląc się do nich mocno dzisiejszego i każdego kolejnego wieczoru. Abyście posiadali w sobie nieograniczone pokłady empatii dla piękna natury, dla zwierząt, dla wszystkich słabych tego świata i tych którzy na to zasługują swoim postępowaniem. Życzę wam aby prawdziwe święta nie trwały tylko te kilka dni w roku, niezależnie od tego jakiego kto jest wyznania, i czy w ogóle jest wierzącym czy też zatracił w sobie wiarę jak choćby ja. Życzę wam spokoju ducha.

No to…

Wesołych Świąt ;)

2 komentarze

 
  • dreamer1897

    Dokładnie pisanie jest sposobem na wyzbycie się swoich przemyśleń, ludzie mają mało i nawet w Wigilię pięć minut przed zamknięciem przyjdą po jednego pomarańcza:)  
    Wesołych Świąt, spełnienia marzeń i najwspanialszych prezentów:)

    24 gru 2017

  • agnes1709

    Hehe, od razu skojarzyłam ze swoim "Hipermarketem" - podobne (grzecznie mówiąc) oburzenie:D Fajnie, że nie ja jedna zauważam uroki dokonywania zakupó w większych sklepach:D Opowoadanko bezbłędne, przeczytałam jednym tchem, pokładając się ze śmiechu. A zakończenie? Wspaniałe! Oczywiście daję łapkę i także życzę miłych, spokojnych, rodzinnych Świąt, bogatego Mikołaja, najlepszego w Nowym Roku i kaca pierwszego stycznia:D ;)

    24 gru 2017

  • Neptun

    Dziękuję za przychylne przyjęcie moich wypocin ;) Pisanie jest dobrym sposobem na wyrzucenie z siebie frustracji i poniekąd w tym wypadku takie było też moje zamierzenie ;) . Pozdrawiam i spokojnego dnia życzę, ja muszę skoczyć jeszcze do... sklepu :D

    24 gru 2017

  • agnes1709

    @Neptun Może jakiś mały, osiedlowy...?:D

    25 gru 2017

  • Neptun

    Na szczęście już po wszystkim ;) i cała szopka dzisiaj się kończy! Teraz jeszcze przeżyć tylko Sylwestrowe szaleństwo i wszystko wróci do normy :D

    26 gru 2017