Przyznaję się

Leżę na łóżku i patrzę za okno. Słoneczko przebija się zza chmurki swoimi promieniami, dając mi nadzieję na jutro. Idzie wiosna, mówię do siebie, choć póki co czuć ją jedynie w domu zza firanki. W sercu kołaczą się nieustające nerwy niewiadomego pochodzenia. Niby nic mnie nie boli, a jednak nie czuję się szczęśliwa. Kocham i jestem kochana, to przecież najważniejsze, a jednak…
Wiecie, czasem marzę sobie o romantycznej wyprawie z moją rodzinką nad morze. Chciałabym się zatracić w zapachu jodu i pozwolić gorącym promieniom słońca popieścić mnie wszędzie tam, gdzie tylko chciałoby się dostać. Z radosnym uśmiechem na ustach smarowałabym plecy dzieciom kremem z filtrem, przestrzegając je jednocześnie przed zdradliwymi falami, które nieskrępowane nie jednego wciągnęły w swoje objęcia. Nie jednemu obiecywały wieczną radość i pomyślność tego, co na dnie. Jak kochanka masowały ludzkie członki, z ekscytacji pieszcząc ich niekompletnie ubrane ciała. Ukazywały szczęście i radość z pływania wśród innych zadowolonych twarzy i w najmniej odpowiednim momencie, stopy przestawały wyczuwać podłoże, a zszokowany człowiek ze strachem spoglądał w głębinę. Przybądź, szeptały słone fale dostając się wpierw w usta. Zrozpaczony człowiek domyślając się zgubnej intrygi chce wciągnąć zachłannie powietrze by się wybić. Być może prosi Boga o niewidzialną dłoń, a być może całkiem przestaje już myśleć. Wśród innych zaczarowanych śpiewem fal ludzi pozostaje niezauważony i wydaje swoje ostatnie tchnienie świadom, że już po nim. A morze? Cóż, przecież nikt nie kazał mu zaufać, prawda? Mamy wolną wolę i umysł. Odróżniamy dobro od zła, dlatego sami przestrzegamy naszych najbliższych przed nieuchwytnym śpiewem morza. Sami wiemy o niebezpieczeństwie, a jednak.
Czym jest jedna łza w całym morzu?
Czym jest jeden człowiek pośród setek milionów innych? Poza zapachem i wyglądem jest taki sam jak my. Nie liczę dóbr materialnych, bo one są ulotne niczym nasze życie. Dziś jeździsz na białym koniu, a jutro z niego spadasz.
Trzymaliście za mnie kciuki trzynastego? Jeśli choć jedna osoba kiwa teraz głową nieświadoma swojego czynu, to jest mi bardzo miło. Mój dom pomieścił całe dwadzieścia trzy osoby. Witałam ich z niepewnymi minami, uśmiechniętych i takich, którzy nerwowy nastój wyrażali swoim zapachem. Mój dom dawno nie był tak zatłoczony, jeśli chodzi o osoby zupełnie ze mną niespokrewnione. Jednych przywiodła do mnie chęć uczestniczenia w tak ważnym dla życia wsi dniu, inni przyszli z ciekawości, a jeszcze inni świadomi byli przyszłych pełnych brzuszków.
W czasie zebrania, jedna z kobiet w trakcie nieprzeniknionej ciszy i dudnienia wielu serc w rytmie odgłosu bębnów, ogłosiła, że przyszła wybrać mnie. Sekundę zajęło mi ogarniecie zebranych, aby się przekonać, że niecny plan jednego z obecnych uległ zgruzowaniu. Bańka pękła i od teraz spoglądał już tylko w dół. Nikt więcej nie ogłosił swojej kandydatury i tak na dwadzieścia trzy duszyczki spadł obowiązek pięcioletniego spoglądania w mą twarz. Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak przejęta.  Córcia kopała mnie niemiłosiernie, jakby sama biła brawo świeżo co ukształtowanymi rączkami. Przytupywała maleńkimi nóżkami w rytmie ja-chce-siu-siu. Cóż, oblałam się rumieńcem i pognałam do toalety Gdy wróciłam, ci najbliżsi, od których czułam dobre intencje gratulowali mi uśmiechami z ognikami w oczach. Inni również się uśmiechali, lecz ich oczy pozostawały nieruchliwe. I byli też tacy, którzy z pokorą obserwowali mój pokój, jakby przyszli w celu kontroli sanepidowskiej i odliczali w myślach nieudogodnienia.
Zebranie skończyło się przed dwudziestą drugą, choć dla mojego brzuszka było to kilka emocji za dużo. Wycałowana przez co trzecią osobę życzyłam im, aby się na mnie nie zawiedli. To trzecia już moja kadencja, wiecie? I chyba tylko ciąża sprawia, że o tym piszę. Wiecie, że przez osiem lat nikomu nie przedstawiałam się, że jestem Sołtysem? Nie wiem dlaczego. Choć w sumie, to wiem. Nie chciałam, aby ktoś mnie faworyzował i sztucznie lubił tylko ze względu na ten fakt. Teściu po wyborach mi oznajmił, że jest z siebie dumny, bo jego synowa po raz trzeci została Sołtysem. Wiem, że te słowa wypowiedział alkohol, dlatego nie przywiązuję do tego wagi. Jako zwykła Ewelina też jestem człowiekiem i nie ma niczego, co sprawi, że się zmienię. No, chyba, że wymioty
No i wyrzuciłam to z siebie…

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii felieton, użyła 824 słów i 4653 znaków.

2 komentarze

 
  • AnonimS

    Brawo Ewelina. Jesteś ważną osobą  w swoim otoczeniu i w swojej rodzinie.  Tworzysz swoją małą ojczyznę.  Pełen szacunek i moja sympatia Ci towarzyszy.  Powodzenia

    15 lut 2019

  • Obca

    @AnonimS wielkie dzięki.  :hi:

    15 lut 2019

  • AuRoRa

    Z pewnością robisz wiele dla ludzi, skoro kolejny raz są za tobą. Nie każdy ma charyzmę, dobrze mieć wpływ na to co dzieje się wokół. Masz na kogo czekać i dla kogo żyć, z dobrami materialnymi to prawda. Mam nadzieję, że niebawem wyjedziesz z rodziną nad morze, nie ma jak szum fal i piasek :) Pozdrawiam

    15 lut 2019

  • Obca

    @AuRoRa dziękuję za piękny komentarz😊

    15 lut 2019