Marta stała wyprostowana jak struna na wprost przed biurkiem, a dyrektor rozpierał się błogo w starym, podniszczonym fotelu.
- Panie dyrektorze… przejdę od razu do rzeczy… bo to sprawa, poważna… jestem, zdaje się, w stanie odmiennym…
Wymownie położyła rękę na brzuchu.
Dyrektor Ptak skrzywił się, ale zaraz potem ironicznie uśmiechnął.
„Czyżbyśmy ciebie damulko wtedy zbrzuchacili???”
- W dodatku… - kontynuowała – moja ciocia jest dalej bez mieszkania…
Powiedziała to żałośliwym tonem, ze zbolałą miną, jakby demonstrowała – „Ależ zostałam wykorzystana! Poszłam z panem do łóżka, a pan mnie oszukał! Wykpił się z przyobiecanym mieszkaniem.”
Marta przyszła tu ponownie zabiegać o kwaterunek dla swej chrzestnej, choć tak naprawdę niezbyt wierzyła w powodzenie swej misji. Ciągnęło ją tu, jak ciągnie ćmę do świecy. Codziennie wspominała ten dzień. Dzień w którym została tak brutalnie wykorzystana. Dziwiła się sama sobie, ale to wspomnienie podniecało ją do granic. Najpierw, mimo, że się opierała, a przynajmniej markowała opór – posiadł ją dyrektor. Potem dołączyli do niego dwaj jego pomagierzy. Do tej pory nie może uwierzyć, że to się wydarzyło. Pierwszy raz w życiu miało ją najpierw dwóch, a potem trzech mężczyzn na raz.
Teraz stała przed nim, jak zawsze elegancka. Długie brązowe kozaczki, współgrały z dopasowaną, skórzaną spódniczką, o tym samym kolorze.
Wyglądała kobieco i seksownie. Do tego z klasą. Dyrektor nie mógł tego nie docenić. Podobała mu się jak cholera. Jednak celowo nie kazał jej siadać, raz, żeby się jej przypatrzeć, dwa, żeby okazać kto tu ma władzę.
Marta chcąc ukryć zmieszanie, ściskała małą torebkę – kopertówkę. To opuszczała wzrok na podłogę, to nieśmiało unosiła głowę, zerkając na szefa przedsiębiorstwa.
- Hmm, co do lokalu, to może i coś bym wymyślił – Ptak omiatał wzrokiem zgrabną sylwetkę kobiety – ale co do tego „stanu odmiennego”, jak pani to powiedziała, to chyba nie chce mnie pani w to wrabiać?!
Marta nie wiedziała jak to rozegrać.
„A niby czyją sprawką może być ta pamiątka, którą mogę mieć na całe życie???” – myślała w duchu. Wiedziała też, że ten argument może być atutem w przetargach z dyrektorem.
- Cóż… wie pan… nie jestem kobietą, która sypiałaby z kim popadnie…
Ptak czuł, że może teraz znakomicie przeciwdziałać.
- Tak? Coś mi się zdaje, że nie mogłaby pani jednoznacznie wskazać jednego mężczyzny. Oj, coś czuję, że jakby ta sprawa wypłynęła, pani reputacja porządnej damulki rozsypała by się w proch i pył!
„A więc mi grozi, że zrobi mi opinię puszczającej się na lewo i prawo… Boże… dlaczego ta sytuacja mnie tak kręci…? Dlaczego podnieca mnie myśl, że on ma nade mną przewagę… dlaczego podnieca mnie myśl, że muszę być uległa…”
- Panie dyrektorze… wiem, że jestem zdana na pana… Przyszłam pana prosić o pomoc… i.. – tu sama nie wierzyła w to co mówiła! – jestem gotowa przyjąć wszelkie pana propozycje…
Tamten dzień wydobył z zakamarków jej duszy pragnienia, których istnienia nie przypuszczała. To, że bardzo, ale to bardzo chce być uległa. Że bardzo, ale to bardzo, chce być wykorzystywana…
Ptak poczuł, że ma dobrą passę.
„Doskonale mi się kończy tydzień! Najpierw ta Halina. Wystarczyło ją dobrze postraszyć eksmisją, a w końcu się ugięła! Niby ma swoje lata, a jaka zgrabna. Rozłożyła grzecznie nóżki w swoim mieszkanku… A ta głupia Kryśka! Ta się dopiero stawiała! Ale kumpel komornik zrobił swoje. Ta córka Kryśki ledwo co skończyła osiemnaście lat, a pracowała usteczkami, jak zawodowa cichodajka!
A teraz znowu pani nauczycielka Marta… Atrakcyjniejszej kobitki w życiu nie widziałem!”
- Cóż, moja paniusiu… jeśli jesteś gotowa na moje propozycje, to może coś tu wymyślimy.
„Nawet nie myśl, że cie stąd wypuszczę, zanim drugi raz nie przelecę! Ale… skoro mam cię już tak pięknie w garści, to może coś więcej da się wycisnąć?!”
- Domyślasz się pewnie moja damulko, czego będę od ciebie chciał? – patrzył jej badawczo w oczy, nadal nie pozwalając usiąść.
Martę przeszył dreszcz.
„Wiem doskonale. Chcesz mnie znowu zerżnąć. Zapewne tu i teraz…”
Chrząknęła nerwowo.
„Cóż… jestem na to gotowa… przecież, tak naprawdę, po to tu przyszłam…”
- Panie dyrektorze… cóż… domyślam się…
Jakąż przyjemność sprawiło jej to wyznanie.
Nie mniejszą niż Ptakowi.
- Czyli zgadza się pani? – wypowiadał to tonem pewnym swego.
- Cóż… chyba nie mam innego wyjścia…
„Boże! Ależ ta rola bezradnej kobietki mnie nakręca! O tak! Bezbronnej dziewczyny, zdanej w pełni na wolę potężnego pana dyrektora!”
- Tak myślałem, że nie będzie pani protestować… Ale… mam też swoje warunki dodatkowe…
Marta wzdrygnęła się.
- Co takiego…? panie dyrektorze…
- Hmm jakby tu powiedzieć?
Błysk w oku urzędasa mówił wiele. „Co laluniu, przestraszyłaś się? Już czujesz pismo nosem? Już domyślasz się, że będzie ostrzej?!”
- Jakby to ująć? Może tak… Jestem mężczyzną, który lubi… że tak powiem… ostrą jazdę!
Pod nauczycielką ugięły się nogi.
„Ach ty zbereźniku! A więc chcesz mnie potraktować, jeszcze ostrzej niż wtedy?! Ostra jazda! Boże! Jak to mnie podnieca!”
Kobieta milczała, więc Jan drążył.
- Cóż zatem… zgadza się pani?
Marta wydukała cichutko.
- Cóż… zatem… chyba muszę się zgodzić…
- No i jeszcze jedno – mężczyzna wpatrywał się w twarz nauczycielki – mam taką słabostkę… wiesz paniusiu, jestem chłop ze wsi… lubię czasem sobie nie Wersalem jechać, a tak po chłopsku przeklnąć…
„Ach! A zatem grubianinie chcesz być wulgarny! Będziesz chciał mnie zapewne wyzywać od dziwek… nazywać suką… Boże! A to mnie los czeka… Wspaniały! Możesz wyzywać mnie najbardziej świńskimi określeniami jakie znasz!”
- Ojej… panie dyrektorze… wie pan, że jestem wrażliwą kobietą…
- Ano wiem. – „Dlatego tym bardziej chcę cię skurwić!” – Dlatego… jeszcze bardziej nachodzi mnie ochota… To jak będzie?!
„Chyba podnieca go to, gdy wyrażam zgodę… Cóż… mnie też podnieca…”
- Cóż mi pozostaje… panie dyrektorze… zatem, zgadzam się…
Ptak jeszcze bardziej rozparł się jak basza.
- No to od czego zaczynamy, paniusiu???
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
jacek795
fajne, ale strasznie szybko się kończy, tak naprawdę zanim nawet się na dobre zaczęło...