VII
Katarzyna
Pewnie pamiętacie o Kasi, którą poznałem będąc w trzeciej klasie liceum? Prawie mojego wzrostu, postawna. Biodra, być może zbyt szerokie, lecz doskonale komponowały się z długimi nogami. Dawały nadzieję na niezłe doznania. Gdy na dworze zrobiło się cieplej, lżejszy ubiór pozwolił zauważyć, że uda są szczupłe a między nimi jest nawet przerwa. Cudo! Jak się okazało ona była już w maturalnej klasie.
Ale do rzeczy. Poznaliśmy się szturmując wejście do hali na jakiś koncert. Kasia na pewno by pamiętała jaki. W kilkuosobowej grupie zawiązaliśmy doraźny sojusz z inną grupką amatorów rocka. Pomogłem jakiejś dziewczynie przedostać się przez drzwi i dalej nasze grupy ruszyły pod scenę razem, marszem ubezpieczanym z kobietami w środku grupy. Żartów nie było, bo milicjanci dyscyplinowali, a w zasadzie prowokowali tłum za pomocą długich gumowych pałek i gazu. Szczęśliwie dotarliśmy pod scenę. Laska wyglądała na niesparowaną więc pilnowałem jej przez całą imprezę. Wyszliśmy już razem. Umówiliśmy się już na następny dzień a ona zapisała mój telefon szminką we wnętrzu torebki. Wyglądało, że jest zainteresowana związkiem ze mną. I rzeczywiście, spotkaliśmy się zgodnie z planem, a po krótkim spacerze poszliśmy połasować do Hortex’u. Kilka kolejnych spotkań utwierdziło mnie, że zdobyłem dziewczynę. Gdyby nie staranne wychowanie, to powiedziałbym, że poderwałem niezłą dupę. W mieszkaniu spotykaliśmy się rzadko, bo nie chciała mnie zaprosić do siebie, a i u mnie nie było warunków na intymne spotkania. Zwykle odbierałem ją z domu i szliśmy w miasto lub na imprezę. Albo ona przyjeżdżała do mnie i też ruszaliśmy w tango. Byliśmy typową parą z tamtych lat. Jest z kim, jest czym ale nie ma gdzie.
Gdy zadzwoniła z zaproszeniem na randkę u niej, byłem w siódmym niebie. Starych (a w zasadzie mamy) nie ma, chata wolna… tête-à-tête. Rokowania były obiecujące. Wczesna kolacja w Papa Lolo i sprint na chatę. No, a Kasia naprawdę się przygotowała! Przekąski, muzyka i Sangria z Pewex’u. Jak się potem okazało, było coś jeszcze z tego sklepu.
Popołudnie zapowiadało się wspaniale. Laska doceniła, że nie jestem nachalny. Nawet troszeczkę mnie prowokowała. W efekcie wcześniejszego spotkania spotkania z panią A. mogłem być nieco wstrzemięźliwy, co nie znaczy, że nie byłem napalony na Katarzynkę. Zacząłem od przelotnych pocałunków, nie były to nasze pierwsze, ale dotąd były szczytem możliwości. Tym razem było to tylko preludium. Nie protestowała gdy zdjąłem jej bluzkę i sięgnąłem do zapięcia biustonosza. Haftki, łatwizna! Zacząłem ssać sutki na zmianę z całowaniem w usta. Ale to ona wybrała i docisnęła mnie do cycków. No, mogły by być większe, pomyślałem. Niemniej najbliższa przyszłość rysowała się w różowych barwach. Jej jeansy zjechały nie wiadomo kiedy, ukazując rasowe uda. Zacząłem masować ją przez majteczki aż na bieliźnie pojawiła się plama. Sięgnąłem do futerka ale panna przesunęła się w bok.
-Poczekaj.
Sięgnęła pod poduszkę i wyjęła opakowanie globulek antykoncepcyjnych, dostępnych wtedy tylko za dolary. Znałem już ich wady czyli konieczność odczekania 15 minut oraz to, że w przypadku otarć szczypało. Spojrzałem z niechęcią na paczkę, zauważając też brak kilku sztuk.
Kasia moje spojrzenie źle zinterpretowała i patrzyła na mnie przerażona i bezradna. Jak opisany przez Marka Twaina królik patrzący w wylot fuzji.
- Nie jestem puszczalska. Mamie zabrałam!
Mimo młodego wieku wiedziałem już wtedy, że kobiety mają wadliwie skonstruowany system zarządzający płaczem. Rzuciłem się więc ratować sytuację, a jak wiadomo, godzenie się jest doskonałym wstępem do dalszych działań. Przeprosiłem za niezręczność i podkreśliłem jak mi jest przyjemnie i jak się cieszę, że się przygotowała. Szczęściem wena mnie nie opuściła, więc sukces musiał nadejść. Dziewczyna jeszcze chlipnęła, wypuszczając balon próbny.
-Ale wiesz, ja już nie jestem dziewicą.
-To nie ma znaczenia. Nie mam prawa Cię oceniać. Dla mnie jesteś wspaniałą kobietą!
Potem zadałem cios ostateczny.
-Moją?
-Tak. Tylko Twoją. Na zawsze.
Dziewczyna z łatwością postawiła cezurę, unieważniając swoją przeszłość seksualną. Nie miało to dla mnie znaczenia, ale na wszelki wypadek okazałem entuzjazm. Jak by tego nie oceniać, miałem stałą dziewczynę i do tego gotową na seks. Dla nastolatka to są poważne podstawy do budowania przyszłości.
W myślach wyraziłem wdzięczność opatrzności za zwolnienie ze słodkopierdlawego (sic!) dziękowania za wyjątkowy dar cnoty. Z romantyzmem to u mnie różnie, a głównie słabo, no chyba, że jestem już mocno podkręcony. No a co jest podniecającego w fakcie, że partnerka ma zerowy przebieg?
A teraz weźcie coś do picia, bo będzie suchar. Wiecie czemu dziewczyna opuszcza oczy gdy chłopak wyznaje jej miłość? Sprawdza czy facet nie kłamie! Można popić.
Wyjąłem sprezentowane mi wcześniej gumki i popołudnie minęło, nie wiadomo kiedy.
Pod wieczór Kasia zasugerowała mi odwrót. Wyłuskała też jedną globulkę i spuściła w sedesie.
-Żeby się Mama nie martwiła.
Trzeba przyznać, że zorganizowana to ona była. Nawet nie domyślałem się jak bardzo.
W łóżku Kasieńka była nieco zachowawcza, jakby powstrzymująca się. Uczestniczyła w moich przedsięwzięciach, ale sama rzadko proponowała jakieś nowinki. Na początku wstydziła się szczytować przy minecie a o wzięciu penisa do buzi nie było co marzyć. Z czasem jednak podążała za mną i było co raz lepiej. Względy antykoncepcyjne trochę ją przekonały, a trik ze ssaniem tylko wędzidełka i uwalnianiem wylotu cewki przed wytryskiem bardzo nam pomógł. Dużo dalej nie dało się pójść. Nie reagowała na subtelne propozycje spotkania w szerszym gronie. Żadna konfiguracja jej nie interesowała. Jak mówiła, chciała być mi wierna. Na zwykłych imprezach też była bardzo wstrzemięźliwa i bardzo niechętnie tańczyła z innymi chłopakami, nawet z kolegami. A na przytulańce to całkiem nie mieli co liczyć. Nie robiła mi jednak żadnych dąsów o inne dziewczyny, choć raczej nie było powodów, bo się pilnowałem w jej obecności. Czasami podświadomie czułem, że gdy przegnę to uruchomię lawinę.
Kasia była też bardzo poukładana. Lubiła mieć wszystko zaplanowane i pod kontrolą. Zaplanowała studia na Akademii Medycznej i konsekwentnie do tego dążyła. A nie było jej łatwo. Władze PRL’u uważały bowiem, że na studia medyczne powinni dostawać się głownie mężczyźni z małych miejscowości, najlepiej z rolniczym pochodzeniem. Jeszcze lepiej by byli małorolni. I tacy kandydaci dostawali dodatkowe punkty na egzaminie wstępnym. Ciekawe jak chciano ich zachęcić do powrotu na wieś, gdy jedyną zachętą był nakaz pracy, zresztą wtedy już rzadko stosowany? A dla Kati to była dodatkowa motywacja do nauki, o ile w ogóle potrzebowała motywacji. W efekcie miała dla mnie mniej czasu niż ja bym chciał. A po naszych spotkaniach przełączała się w tryb zadaniowy i nic nie mogło zmienić jej planu. Był czas na przyjemności i był czas na naukę. Czasami myślę, że spotkania ze mną też były zaplanowane w tym trybie. Ale było naprawdę miło i nawet romantycznie, wręcz ponad moje potrzeby. I jeszcze jedno, Kasia wyglądała ślicznie po seksie. Rumieńce, zmierzwione i spocone włosy a’la mokra Włoszka i tajemniczy wyraz twarzy godny Mony Lisy. Gdy kiedyś pani Katarzyna wróciła ciut za wcześnie, to chociaż byliśmy już ubrani nic nie dało się ukryć. Szczęśliwie nie robiła nam wyrzutów, jednak coś tam potem Kasi powiedziała. Nic się jednak złego nie działo. Ale żeby przeciwieństw losu nie brakowało, to państwo Sz. po kilku latach separacji rozwiedli się, gdy ich córka była już w liceum. To wszystko uczyniło z Katarzynki twardą osobę, mocno stąpającą po ziemi.
Z wyjazdu z panią Aldoną zdążyłem wrócić akurat gdy skończyły się egzaminy wstępne. Teraz już mogłem zawracać Kasi głowę, zabierać czas i robić to wszystko co robią młodzi gdy nie mają trosk. I oczywiście trzeba było wspierać ją w czasie oczekiwania na wyniki. To akurat umiałem. Gdy szczęśliwie dostała się na medycynę to wyluzowała. Świętowaliśmy sukces w łóżku przez kilka dni. Nareszcie było tak jak lubię. Potem pojechaliśmy nad morze. Po powrocie obijaliśmy się trochę i nawet imprezowaliśmy do oporu. Znaczy głównie ja, bo moja dziewczyna piła bardzo umiarkowanie. Potem pojechaliśmy na Mazury. Żeglowałem już w tym roku, za sterem czułem się pewnie i nie bałem się pływania z neofitką. Ot, przypadek sprawił, że wśród naszych znajomych byli zapaleni żeglarze. Szybko dogadaliśmy się i popłynęliśmy w dwie załogi. Wieczorem ognisko i gitara, w dzień żeglowanie a gdy była flauta to rozgrywaliśmy bitwy morskie. W tym cudownym czasie leżeliśmy wieczorami pod niebem i obiecywaliśmy sobie wieczność. Czas był magiczny a my młodzi i na początku dorosłego życia. Cóż mogło się stać?
Obóz roku zerowego, na który pojechała, także za moją namową, i nowe znajomości na studiach nie zakłóciły naszego związku. Mimo, że każde z nas żyło w nieco innym rytmie, nasz związek trwał i lubiliśmy ze sobą być. Jej studia stwarzały ograniczenia ale dawaliśmy radę. Rodziny i znajomi już widzieli w nas trwałe małżeństwo. Tak dotrwaliśmy do mojej matury. Tu doświadczenie Kasi w przebrnięciu przez zasadzki edukacyjnego sita było bardzo pomocne. Wielkanoc minęła nie wiadomo kiedy i zaczęło się odliczanie a potem egzaminy. Najpierw maturalne potem na studia. Gdy zakończył się ten dziwny czas, nareszcie i ja byłem wolny! Pojechaliśmy na wakacje czyli na Mazury. Katarzynka zrezygnowała z zerowego terminu jednego egzaminu aby mi towarzyszyć. To był dowód naprawdę wielkiej miłości. A może nie wiecie, że na początku lata na Mazurach, zwłaszcza północnych, są białe noce? Słońce zachodzi na krótko a ciemno jest tylko przy dużym zachmurzeniu. I znów magiczny był to czas, a magia do seksu idealnie pasuje. Nadszedł czas powrotu. Zakochani w sobie i w tym pięknym miejscu, patrzyliśmy przez okna wagonu lokalnego pociągu ciągniętego przez parowóz. Do dziś pamiętam tamte chwile i wracam w te miejsca ilekroć mogę.
Minęła połowa wakacji i trzeba było wracać do rzeczywistości. Kasia zaczęła się przygotowywać do jesiennej sesji a ja złapałem jeszcze wakacyjną fuchę. Zatrudnił mnie, pochodzący z okolic Michałowa starszy cieśla, specjalista od więźb dachowych. Gdy zaczynał się sezon budowlany porzucał swoją gawrę na Podlasiu i szukał zajęcia w środku kraju. Chętnie zatrudniał młodych i zręcznych tubylców, takich jak ja, do pomocy.
Wtedy podmiejscy ogrodnicy chętnie przebudowywali płaskie dachy swoich „sześcianów mazowieckich” na wielospadowe. Robota była ciężka choć pod okiem majstra bardzo prosta. Co dwa, trzy tygodnie szliśmy na nową budowę. Pracowaliśmy od świtu do zmierzchu, od poniedziałku do soboty. W każdą sobotę nieco wcześniej niż w tygodniu, majster mrugał do mnie porozumiewawczo.
-Co chłopak, już nie możesz się doczekać? Tak i chodź, bandzie już.
Potem następowała wypłata tygodniówki, zawsze z rytualnym dodatkiem „kup coś dla dziewuchy”. Co się drewna wtedy nanosiłem to moje. A trzycalowe gwoździe wbijałem na dwa razy i z prędkością karabinu maszynowego. Zarobiłem jak za pół roku etatowej pracy, no i muskle jesienią miałem jak trzeba.
I tak minęły te najdłuższe wakacje. Zaczynało się trochę doroślejsze życie. Piszę „trochę”, bo mnie do dorosłości jeszcze sporo brakowało.
Krystyna.
Moja mama mawiała, że jeżeli chcę wiedzieć jak będzie wyglądała kiedyś moja żona, to muszę zobaczyć jej matkę. Ja wtedy, co było oczywiste, nie miałem żadnych planów matrymonialnych i żyłem chwilą. Nie mniej gdy poznałem mamę Kasi spojrzałem na nią przez pryzmat domowych mądrości. Pani Krystyna była trochę niższa od córki, z lekką nadwagą, która zaowocowała obfitym biustem i niezłymi biodrami. Wtedy chyba jeszcze myślałem, że kobiety zachowują figurę na zawsze i mamine porady miałem za zabobony. Nawiasem mówiąc, gdy w końcu przekonałem się, że to się dość często sprawdza, wiedza stała się bezużyteczna. Raz, że coraz rzadziej mam bliskie kontakty z młodymi kobietami. Dwa, nie planuję z nimi długich lat życia. No i ostatni powód jest taki, że w dzisiejszych czasach co raz częściej nastoletnie córki noszą ciuchy kilka rozmiarów większe niż ich dorosłe matki. Z dzisiejszej perspektywy matka mojej dziewczyny jawi mi się jako kobieta ładna, zgrabna i powabna. No po prostu fajna …a! To u mnie najwyższa ocena. Wtedy pani Krysia też taka była, choć o tym tak nie myślałem. A ona z początku była uprzejma ale nieufna. Gdy nabrała w końcu zaufania to okazała się bardzo sympatyczną kobietą. Zawsze już była miła i patrzyła na mnie z życzliwą ciekawością. Ilekroć odprowadzałem Kasię do domu pojawiała się i jakby odbierała ją ode mnie. Dyskretnie znikała z domu, zostawiając nam wolną przestrzeń. Ja komplementowałem ją zawsze gdy wpadaliśmy na siebie przypadkiem, a ona dziękowała skromnym uśmiechem. Nie pozwalała sobie również na ulubione przez przyszłe teściowe żarty na temat wnuków, choć z łatwością mogliśmy ją uczynić babcią, i to już dubeltową.
A nasza miłość kwitła w najlepsze. Szybko okazało się też, że obydwoje jeździmy na nartach. Lepiej nie mogło być. Wspólne wyjazdy do Bukowiny, Szczyrku czy Wisły ugruntowały nasz związek. W naszą drugą wspólną zimę zdążyliśmy jeszcze raz wyjechać na ferie. Wróciliśmy szczęśliwi i zakochani. Choć ten stan każde z nas rozumiało chyba inaczej.
Powoli coś się zaczęło psuć. Spotykaliśmy się jak zwykle, najczęściej w piątki i soboty. Niektóre spotkania były nawet namiętne, ale w oczach mojej pani widać było coś nowego, czasami coś jakby łzy. Jak już wspominałem, uważam że kobiety mają wadliwie skonstruowany system zarządzania płaczem. Trzeba jednak umieć czytać z łez. Ale ja, będąc wtedy tępym ciulem, nie przejmowałem się zbytnio zauważalnymi objawami zbliżającej się katastrofy. Bezrefleksyjnie stąpałem po kruchym lodzie, na którym opierała się nasza wspólna przyszłość.
Gdy jak zwykle bez uprzedzenia, wpadłem do mojej dziewczyny w piątek, otworzyła jej mama.
-Roman?
Co prawda nie usłyszałem czegoś w stylu „ co Ty tu robisz?” ale wyraz twarzy pani Krystyny mówił wiele.
-Kasia wyjechała, wróci w niedzielę. Powiedziała, że zadzwoni do Ciebie po powrocie.
Aż oparłem się o framugę, a zachowanie Katarzyny w ostatnim czasie stało się bardziej zrozumiałe. Targały nią rozterki i stąd zmiana w zachowaniu. Przecież kiedyś na samą myśl, że może zostać uznana za puszczalską miała łzy w oczach. Czyżbym poznał powód ostatnich nieszczelności jej aparatów łzowych? No cóż, chyba przechodząc przez drzwi powinienem obracać nieco głowę. Nie wiadomo jak duże miałem już poroże. No dobra, żart. Sam nie byłem święty, ale przecież rozstania nie brałem pod uwagę.
Z odrętwienia wyrwał mnie głos, jakże podobny do głosu mojej ukochanej!
-Wejdź proszę.
-Nie, dziękuję. Muszę lecieć.
-Nie musisz! Gdyby moja córka tu była zamiast mnie, zostałbyś do rana.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Wieczór i tak był stracony. Nawet Darek, mój przyjaciel jeszcze z podstawówki, gdzieś dziś wybył. Mama Kasi prawie wciągnęła mnie do środka i usadziła prze stole.
-Napijesz się? Bo ja chętnie. A i Tobie dobrze zrobi. Siadaj.
Otworzyła barek i omijając butelki z winem sięgnęła głębiej. Postawiła dwie szklanki, wodę i butelkę z postacią w czerwonej kurtce. Gadaliśmy o niczym i sączyliśmy rudawy trunek. Rozpacz trochę mi przeszła, choć byłem jeszcze lekko przybity gdy do mojej świadomości doszły jakieś dźwięki. To chyba pani Krystyna coś do mnie mówiła.
-Jesteś tu? Pytam, czy wypiłeś już tyle abym zaczęła Ci się podobać? Wiem, że z córką nie mam co się równać ale może mogę trochę ulżyć Twojej duszy? Albo chociaż jajkom?
Właśnie w tej chwili doszło do mnie, że patrzę na nią z pożądaniem. W sumie jak na babkę pod pięćdziesiątkę była niezła. W mojej głowie pojawił się neon z żartem. Nie taki diabeł straszny jak się pomaluje. Zawsze tak miałem w sytuacjach stresowych, gdzie należało się mocno zaangażować lub oderwać od rzeczywistości. Jakaś część mojego mózgu, tego zainstalowanego w głowie, nie mogąc konkurować z tym na dole, kontrolowała trochę sytuację podpowiadając mi skojarzenia. Cyce jak donice, dupa jak chałupa. No i co z tego? A przyzwoitość? Jaka przyzwoitość? A korepetytorka, Magda, Baśka? Mój system zarządzania zlokalizowany w spodniach jednak przejął kontrolę.
Rzuciłem się do ust kobiety, jednocześnie ją rozbierając. Nie pozostawała dłużna rozpinając mi spodnie. Znów neon: może wolę aby mi najpierw rozpiąć koszulę? A po co? No właśnie! Gdy zdzierałem z niej majtki słychać było trzaskanie szwów. Po chwili byliśmy wystarczająco nadzy. Uwolnione piersi zaprezentowały się wspaniale. Były większe od piersi mojej dziewczyny i pomyślałem, że w innej sytuacji były by to dobre rokowanie. Ale będąc w tej innej sytuacji nie rżnąłbym chyba przyszłej teściowej? Chyba pierwszy raz tak
o niej pomyślałem. Zaraz potem poczułem ukłucie w sercu. Te owoce nie dla mnie dojrzeją. Ale cóż? Carpe diem! Gdy zobaczyłem, że mimo pewnej tęgości uda Krystyny też się nie stykają, uległem czarowi chwili. Chwyciłem zdobycz i odwróciłem, a następnie zmusiłem aby schyliła się i oparła się rękami o kanapę. Wszedłem w nią bez zbędnych ceregieli. Z jakiegoś powodu uznałem, że szybki numerek to najlepszy pomysł na grę wstępną. Pochwa była sprężysta i już trochę śliska więc z łatwością zniosła napad a jej właścicielka tylko stęknęła opierając się mocniej o kanapę. Gdy skończyłem pani Krystyna kręcąc pupą, poprosiła abym jeszcze nie wyjmował.
-Daj mi się nacieszyć obecnością czegoś innego niż własne palce i zabawki.
Rozłożyliśmy kanapę i rzuciliśmy się na nią. Zająłem się jej piersiami, drażniąc jednocześnie okolice łechtaczki. Jej właścicielka położyła mi rękę na czole i zaczęła kierować moją głowę w dół. Neon: spuściłem się pierwszy raz od kilku dni, pewnie było dużo. Kurwa, nażrę się własnej spermy. Na szczęście nie było tak źle bo część już wyciekła a resztę pani właśnie wytarła podartymi majtkami. Starawa cipa nie była aż taka sprężysta. Tak wtedy pomyślałem. Poza tym była w niezłej formie. Znaczy kobieta. Mineta poszła jak trzeba, nawet dość szybko i mogłem po misjonarsku zwieńczyć dzieło. Moja pocieszycielka ruszała pupą z pełnym zaangażowaniem, a głośne jęczenie oznajmiało światu jej euforię i pełne poparcie dla moich poczynań. Gdy leżała na plecach jej piersi nie rozlały się lecz sterczały dumnie wabiąc mój młodzieńczy wzrok.
-Dzięki Młody. Tego mi było trzeba! Wiem już czemu ta dziwka tak długo się Ciebie trzymała. Jak nigdy dotąd. Jesteś wspaniały a ta głupia cipa ślini się do tego rudego syna badylarza.
Zaskoczyła mnie podsumowaniem swojej córki, choć nie powiem, trochę połechtała moją próżność. Jednocześnie już wiedziałem kto mi odbił dziewczynę. Dla przyzwoitości zaprotestowałem.
-Nie nazywaj jej dziwką.
Nie zareagowała, gdy bezwiednie zwróciłem się do niej per ty, więc kontynuowałem podświadomie budując pozycje wyjściowe do natarcia.
-Może i głupa cipa, ale to Twoja córka, … A tak w ogóle to nie mówmy o nieistotnych sprawach. Jestem w towarzystwie pięknej kobiety i chciałbym korzystać z chwili. Zajmijmy się sobą.
-Jesteś bardzo uprzejmy. I dodatkowo masz rację. Idę się umyć bo narobiłeś zamieszania i jak za dawnych, dobrych lat płynie mi po udach. Jak chcesz abym ci wzięła do buzi, to też się opłucz. Nie lubię smaku używanej pizdy.
Spojrzałem na nią z ostentacyjnym zdziwieniem.
-Pani Krysiu, ależ jest pani cudowna. Trudno uwierzyć, że ma Pani dorastającą córkę.
-Komplemenciarz! Córka jest dorosła a nie dorastająca. A wiesz, że seks wymyślono dawno temu? Pierwszego kutasa miałam w ustach na długo przed Waszym przyjściem na świat.
I nie mów do mnie pani, skoro chcesz widzieć we mnie młódkę!
Trajkotała jak Kasia, przezywana przeze mnie za to Katarynką. A moje myśli błądziły między utraconą Kasią a właśnie zdobywaną Krysią. Z porzuconego frajera stawałem się obiektem pożądania, a moje ego lubiło ten drugi stan. Do rzeczywistości przywołał mnie głos mamy mojej dziewczyny.
-Zostaniesz do rana? Dawno nie obudziłam się koło faceta, zwłaszcza młodego. Staje Ci rano, nawet po przeruchanej nocy?
-Tak
-Super, zapowiada się uroczy poranek.
Podeszła do szklanek i napełniła.
-Napij się, żebym nie przestała być atrakcyjna.
-Nie ma takiego ryzyka, jesteś marzeniem każdego prawdziwego mężczyzny.
Na starej piczy młodzież się ćwiczy? Mój mózg sprawnie przywołał powiedzenie przypisywane pewnemu Aleksandrowi, hrabiemu F.
-No to bierz się do roboty. Wieki nikt nie prowadził tu planowej gospodarki i ten ugór trzeba głęboko przeorać.
Następne pół godziny polerowałem, pieściłem, ruchałem i całowałem. Gdy moja kochanka poczuła się zaspokojona położyła się na plecach w poprzek kanapy i zwiesiła głowę.
-Ruchałeś już tak w usta? No to śmiało.
Stanąłem za nią. Chwyciła mnie za prącie i nakierowała je do ust. Żartowniś w mojej głowie zarechotał podpowiadając mi odpowiedź: Nie ruchałem tak, bo nie zadaję się z kurwami. Trzeba jednak przyznać: matka była dużo lepsza w łóżku i okolicach, od córki. Lata treningu czy samorodny talent? Jedno i drugie? Czyżbym coś przegapił w kontaktach z Kaśką? Nie zagrałem na jakiejś strunie? Chyba już nie będzie mi dane sprawdzić? Dodatkowo, w moim życiu pojawił się dylemat, czy stawiać na młodość czy doświadczenie?
Gdy skończyłem natychmiast chciałem ją pocałować w usta. Tak zawsze było po zabawach oralnych z innymi dziewczynami.
-Ojej, widzę że jesteś dżentelmenem. Ale pozwól, muszę opłukać migdałki.
Pociągnęła spory łyk ze szklanki. Była już dobrze wstawiona. Zaczęła się wić i prężyć odbudowując seksualne napięcie. Przyjmowała różne pozycje, które kojarzyły się jednoznacznie. Gdy tylko zobaczyła skutek, wypięła się a ja zacząłem się przymierzać do jej pochwy, usłyszałem bełkotliwe „nie tu, wyyszej”. Skorzystałem z ochotą. Gdy skończyliśmy, na chwilę odzyskała świadomość.
-Umyj człona. Mogę w nocy mieć ochotę na obciąganie. Gdybyś chciał wyruchać mnie śpiącą, to też się nie krępuj. Mam dekadę zaległości.
-Dobrze Kasieńko.
Kurwa, pomyliłem imiona. Krysia jednak nic już nie zauważyła. Ja też miałem już nieźle w czubie i w nocy raczej do niczego nie mogło dojść. Jednak gdy poszedłem się odlać to przy okazji umyłem siura. Wiadomo co los przyniesie?
Zasnąłem jak dziecko przy piersi. I to nawet niezłej. Gdy zacząłem się budzić już świtało. Jednak nie obudziło mnie światło a fizyczne doznania mojego kutasa. Ktoś mi obciągał, a jakże!
-Kasia…
Gdy tylko to powiedziałem od razu miałem świadomość palniętego głupstwa.
-Tfu!
Mój penis odzyskał wolność.
-Niestety erotomanie bigamisto, Krysia! Od wczoraj daję Ci z każdej strony a ty wzdychasz do jakiejś młodej pizdy?
-Przepraszam, to tyko sen. Uwielbiam Cię -zacząłem ratować sytuację.
-Daj spokój, wcale się nie gniewam. Przecież wiem co masz we łbie i życzę powodzenia. Ale doceniam twe uwielbienie, tym bardziej, że jest szczere. To mówiąc poruszyła moim sterczącym prąciem.
-Pozwól, że się ucieszę.
Powiedziawszy to wlazła na mnie.
Gdy skończyliśmy rzuciła we mnie ciuchami.
-Teraz spieprzaj. Ale wiesz co? A może… Ale nie, to tak być nie powinno!
Chyba chciała iść za ciosem, choć krępowała się bardzo tego co chciała powiedzieć. Wczorajszy wieczór był, mimo fatalnego początku, bardzo miły i postanowiłem jej pomóc.
-Ja też… no też bym chciał…wiesz… jeszcze się spotkać.
Celowo cedziłem słowa by podkreślić wyjątkowość chwili. Odważyła się.
-To może, jak nie załatwisz sobie jakiegoś zastępstwa na wieczór, to zadzwoń?
Telefon miały od niedawna ale oczywiście numer pamiętałem. W sumie to sam chciałem zapytać o kolejne spotkanie. Trzeźwo myśląca część mojego mózgu zrobiła już szybkie podsumowanie. Na tę sobotę też nie miałem żadnego pomysłu.
Podjąłem więc decyzję.
-Jesteś tak wspaniała, że z największą przyjemnością skorzystam z zaproszenia.
Pani pokraśniały lica.
-Nie mogę tego wymagać więc pozostańmy przy telefonie. A nóż jednak trafi się Ci się coś z mniejszym przebiegiem?
Pod wieczór zadzwoniłem i Pani z niekłamaną radością mnie zaprosiła.
Wyczyszczony i ogolony, z bukiecikiem w ręku zameldowałem się pod jej drzwiami.
Krysia wyglądała jak milion dolarów w złocie. No dobra, w starym złocie ale wiek nie obniża wartości szlachetnego kruszcu. Spódnica do połowy wspaniałych ud i obcisła bluzka doskonale prezentowały jej wdzięki. Zwłaszcza, że nie miała na sobie nic więcej. W jej wyglądzie było coś wulgarnego i to mnie jeszcze bardziej podkręciło. Chyba szminka i makijaż? I znów nauka, bo od tej chwili zacząłem świadomie zauważać i ten kobiecy trik.
Zrozumiałem, że gdybym odwołał spotkanie popełnił bym zbrodnię łamiąc jej serce a może i łechtaczkę.
Dotknąłem jej piersi przez bluzkę.
-Nie masz biustonosza, jak mi miło.
-Roman, nie mam też majtek żeby się nie porwały gdybyś chciał na szybko .
Prowokowała mnie, a dając co lubię karmiła moje ego. Oczywiście, że chciałem. Szybki numerek znów zastąpił grę wstępną. Aż do późnego wieczora pozostała w spódnicy, kusząc mnie niesamowicie. Na stół trafiła butelka wódki i kanapki. Zostałem na noc. Rano obudziło mnie łaskotanie w okolicach krocza. Kryśka weszła na mnie, ale nie włożyła sobie mojego penisa a przesuwała się nad nim pocierając wargami sromowymi. Do takiej zabawy trzeba mieć mięsistą piczę i chyba trochę wyciągnięte wargi, tego ciasne młódki na ogół nie potrafią. Gdy zacząłem dochodzić towarzyszyła mi spokojnie aż do finału. Pobaraszkowaliśmy jeszcze do południa i trzeba się było się rozstać.
-Kasia może niedługo wrócić. I lepiej żebyś był w domu pod telefonem niż tutaj pode mną.
-Spotkamy się jeszcze?
-Dla Was lepiej by było, żeby nie.
-Powiedz mi jeszcze co miałaś na myśli mówiąc o długim, jak nigdy, związku Kasi ze mną?
-E tam, takie babskie gadanie po miłym rżnięciu. Chwaliłam Cię. Było naprawdę dobrze!
Wróciłem do domu i zacząłem zabijać czas. Posprzątałem w pokoju, pouczyłem się trochę. Siostra kręciła się ale nie miała odwagi zapytać. W końcu telefon zadzwonił.
-Słucham
-Część to ja. Masz czas?
-Mam.
-To wpadaj!
Glos miała spokojny. Może trochę zbyt stonowany. Chyba już wszystko przepadło ale nie planowałem oddać pola się bez walki. He, he. Nie po to uprawiałem je dwa lata.
Niedzielny rozkład jazdy MPK był dziurawy jak szwajcarski ser i nic nie jeździło. Gdy w końcu dotarłem na miejsce, pod blokiem spotkałem Krysię.
-No, jesteś. Lepiej żebyście zostali sami. Zerżnij ją porządnie, tak aby rozum jej wrócił.
I o nic nie pytaj. Wrócę późno. Gdyby jednak się nie udało, to masz tu mój numer do pracy.
Katarynka przyjęła mnie ciepło. Jednak nie było już nadziei.
-Nie potrafiłam Ci tego powiedzieć, dopóki nie upewniłam się. Jesteś wspaniały, a ja nie zasługuję na Ciebie…
-Tak, dodaj jeszcze coś o naprawdę wspaniałej kobiecie, z którą będę szczęśliwy i już będziesz miała czyste sumienie!
-Nie mów tak… ja naprawdę życzę Ci dobrze…
-Zapomniałaś dodać, ze zostaniemy przyjaciółmi!
-Tak! Bardzo chcę abyśmy pozostali przyjaciółmi. Byłam przy tobie szczęśliwa i tak chcę to pamiętać.
-To co się zmieniło?
-Chcę wyjść za mąż i mieć rodzinę, której nie miałam w domu. A Ty się do tego nie nadajesz, nawet nie zauważyłeś co ja bym chciała…
Cios był zadany nisko.
-Mogłaś powiedzieć…
-Nie mogłam, bo Ty tego nie chciałeś.
To był wyższy poziom abstrakcji, którego już nie byłem w stanie zrozumieć. Czułem się fatalnie, wina była moja i nic nie mogło uratować związku. Chyba wtedy pierwszy raz zostałem tak jawnie i okrutnie zmanipulowany przez kobietę. Gdzie je tego uczą? Pod wpływem rady Krysi podjąłem ostatnią próbę. No chyba zna swoją córkę?
-No, to może chodźmy do łóżka?
W oczach dziewczyny zapaliły się, dobrze mi znane, nierządne ogniki, nazwane jakiś czas później kurwikami. Bardzo je lubiłem. Opuściła wzrok by je ukryć.
-Nie chcę zaczynać związku od zdrady.
Rzuciłem ją na łóżko i zacząłem ją całować, jednocześnie rozpinając jej spodnie. Zaczęła się śmiać, jak z dobrego żartu.
-Już myślałam, że dasz się łatwo spławić. Ale pamiętaj, że to naprawdę koniec.
Zaśmiałem się błazeńsko.
-Ależ, oczywiście! I nigdy już Cię nie tknę, chyba że będzie okazja.
Po oralnym zaspokojeniu dziewczyny zacząłem się przymierzać do bardziej tradycyjnej formy kopulacji.
-Tylko dziecka mi nie zrób!
W myślach zarechotałem: to nie był by już mój problem. A może był to test ostatniej szansy? Może należało zadeklarować małżeństwo i chęć bycia ojcem rodziny? Ale miałem inny plan.
-Po tym co teraz zrobię, ciąża Ci nie grozi.
Komfort siedzenia przez jakiś czas, też raczej nie! Ale to dodałem w myślach.
Zacząłem pieścić jej odbyt. Zawsze odmawiała takiego seksu, ale skoro jej matka to lubiła to i córcia mogła być zainteresowana. Po chwili odwróciłem ją i zacząłem drążyć, pieszcząc jednocześnie ręką okolice łechtaczki.
Poszło nieźle. Katarynka wyła jak jakaś Lassie (ta z amerykańskiego filmu o dorastającej młodzieży), a gdy skończyliśmy zasyczała do mnie.
-Dopiero teraz mi tak robisz? Dwa lat pieprzę się z tobą i dopiero rozstanie tak Cię zainspirowało?
Pomyślałem, że to dobre pytanie. Czyżbym podświadomie chciał dominować, utwierdzając swoją pozycję?
-Nigdy nie chciałaś, jak pytałem.
-Po co pytałeś? Dziś nie miałeś z tym problemu. Było bosko. Ale pamiętaj, to koniec!
Gdy ubierała się, zauważyłem nie bez satysfakcji, że dżinsy wciąga delikatniej i wolniej niż zwykle. Będzie dłużej mnie pamiętała.
-Jesteś moja na zawsze. Dawno temu sama to powiedziałaś.
Znów zobaczyłem królika patrzącego w wylot lufy, ale tym razem był to przebrany tygrys mierzący kłami w gardło myśliwego!
-Nie masz prawa mnie oceniać! Moja sprawa, a Ty możesz się poskarżyć mamie.
-Mojej czy Twojej?
Mimo iż starałem się być poważny, parsknąłem śmiechem.
Kaśka podchwyciła śmiech, choć śmialiśmy się z nieco innych powodów.
-Możesz mojej, lubi Cię to może i pocieszy?
Spojrzała mi w oczy
-Pocieszał byś się tak?
-Jasne, zawsze to krew z krwi.
-O Panie, żyłam ze zboczeńcem!
Rechotaliśmy się jeszcze przez chwilę.
-Wiesz, ja wtedy naprawdę myślałam o wspólnej przyszłości.
Cmoknęła mnie w usta i pchnęła w stronę wyjścia.
-Idź już. Chociaż w oczach mamy chcę wyglądać na porządną dziewczynę.
Causa finita.
Lasciate ogni speranza.
Jednak całus, którego mi sprzedała, dawał nadzieję.
Dodaj komentarz