Burza uderzyła w miasto z taką siłą, że techno-stragany zwinęły swój sprzęt w mniej niż minutę. Ulica Ambrozji, zwykle gorejąca blaskiem neonów – skryła się za zasłoną szarej, mokrej ściany deszczu. Lubiłam Warszawę w takiej odsłonie. Podczas burzy czułam się jak w dzieciństwie. Prostym dzieciństwie, pełnym prostych dylematów.
Nowoczesność sprawiła, że ciepłe, tętniące życiem miasto, stało się wylęgarnią zepsucia. Miało to jednak swoje dobre strony. Dzisiaj na przykład nabrałam ochoty na seks. Chciałam być zepsuta. Miałam dosyć bycia grzeczną dziewczynką. Warszawa XXII wieku mi to umożliwi. Bez zbędnych pytań i bez wielkiego starania.
Droga do celu była długa. Strugi deszczu spływały po moich prostych, jasnych włosach. Nie lepiej było z ubraniem. Nowy kombinezon marki Tehart opinał moje ciało, uwydatniając każdy element figury. Nie chciałam tego. Nie chciałam być zauważona. Nie chciałam paść ofiarą, któregoś z lokalnych degeneratów.
Trasa minęła jednak spokojnie. Wszyscy ukrywali się przed deszczem.
Ci dobrzy i Ci źli.
Kiedy moim oczom ukazał się wielki neon lokalu o nazwie “Sexpill”, poczułam delikatne mrowienie w dole brzucha. Dużo słyszałam o tym miejscu. Na co dzień pracowałam w Eldorii.
Firmie egzo-farmaceutycznej, zajmującej się leczeniem chorób i niepełnosprawności, za pomocą nowoczesnych technologii. To było miejsce cudów. Bezpłodni – stawali się płodni. Impotenci – twardsi niż kiedykolwiek. Sparaliżowani – mogli znowu poczuć, czym jest bieganie. Nie wszyscy oczywiście. Wyłącznie Ci z odrobiną szczęścia i dużą ilością pieniędzy.
Na ostatniej imprezie firmowej, moja koleżanka z biura opowiedziała mi o tym miejscu. Dostała karnet VIP w prezencie na urodziny. Podobno można tu zaznać każdej, znanej ludzkości neuro-rozkoszy. Każda fantazja w zasięgu ręki. Bez problemów. Bez konieczności posiadania partnera. Bez strachu o zdemaskowanie. Jak wizyta w dawnym Mc'Donalds. Przychodzisz, zamawiasz, najadasz się i wychodzisz.
Dawny smak Big-Maca wypełnił moją głowę miłym wspomnieniem. Minęło już tyle czasu, od upadku największych korporacji w wielu branżach naszego życia. Nie po to tu jednak przyszłam.
Nie czekając dłużej, przekroczyłam próg lokalu. Przywitał mnie skąpo ubrany hologram kobiety. Zbyt idealnej. Nawet jak na hologram.
– Witaj w raju Sexpill. Z przyjemnością zaprezentujemy naszą gorącą ofertę. Czy zgadza się Pani na prezentacje? – Zapytał hologram w takim stylu, w jakim chcielibyście usłyszeć szept kochanki.
– Zgadzam się. – Odparłam, ukrywając wewnętrzną burzę emocji.
– Klienci klubu Sexpill mają dwie opcje. Opcję standard, w której można skorzystać z seansu grupowo – w sali snów, oraz opcję VIP, gdzie klient ma do dyspozycji prywatny pokój pełen udogodnień. Którą opcją jest pani zainteresowana?
– Pokaż mi obie. – Kontynuowałam lakonicznie.
– Oczywiście proszę pani. Najpierw przejdźmy do sali snów.
– Prowadź.
Korytarz do sali snów był pełen luster. Światła grały tu pierwsze skrzypce, migocząc tysiącem odblasków w każdą możliwą stronę. Gdyby nie jedna, prosta linia światła – prowadząca do drzwi na wprost, jestem pewna, że straciłabym orientację. Sala snów okazała się wielką halą. Oczywiście urządzona w stylu, adekwatnym do oferowanych usług. Dużo łóżek. Dużo neonowego różu. I dużo dźwięków.
Kurewsko dużo dźwięków.
Był to Babilon w najczystszej postaci. Świątynia zepsucia. Rozgrzane, spocone ciała wiły się w łóżkach, wydając przy tym bezwstydne, szalone, niekiedy nawet przerażające dźwięki rozkoszy. Setki mężczyzn oraz kobiet, ejakulowało w orgazmowych historiach własnych umysłów. Mimo dobrej wentylacji – w nos uderzały zapachy seksualnego uniesienia.
Rozpusta. Nagość. Reklama.
Budżetowa część Sexpill była niczym innym jak reklamą możliwości klubu. W zamian za niższą cenę, każdy z klientów stawał się żywą wizytówką dla innych, nowo przybyłych gości. Mijając jedną z dochodzących właśnie klientek, w moich ustach poczułam napływ własnej śliny. Jak ktoś, kto widzi soczysty owoc tuż przed konsumpcją.
Była piękna. Młoda, jędrna, kształtna niczym bogini. Jej ogromne, ale ewidentnie naturalne piersi wyglądały niczym majestatyczne góry, poruszające się w rytm orgazmowych drgań. Patrząc na nią, nabrałam ochoty na seks z kobietą. Kto wie? W końcu czy coś mnie dzisiaj ogranicza?
– Przejdźmy teraz do sali VIP. Każda z nich wygląda identycznie. Ma Pani do dyspozycji barek, nieograniczony czas korzystania z rozkoszy oraz prywatnego concierge do zadań specjalnych. Będzie przydatny, jeśli nie zechce Pani kończyć wizyty jedynie we własnym umyśle.
No tak. Niby neuro-przyjemności, a i tak lokal oferował usługi tradycyjnego burdelu. Widać najstarszy zawód świata, jest niezastąpionym elementem każdych czasów.
– Poproszę o salę VIP. – Powiedziałam, bez żadnego wahania. Bardziej niż na cenie, zależało mi na dyskrecji.
– Oczywiście. Jesteśmy do pani dyspozycji. Proszę wejść do sali numer siedemnaście. Po wejściu, w korytarzu zobaczy Pani ekran zamówienia, który pozwoli stworzyć interesującą fabułę sesji. Przyjemnego pobytu!
Nie podziękowałam. W końcu, po co miałabym dziękować? Hologram to hologram. Pusty algorytm. Zero-jedynkowy układ złudzeń. Wchodząc do pokoju, faktycznie moim oczom ukazał się duży ekran, zajmujący całą przestrzeń od podłogi, aż do sufitu. Klikając w opcjach, zobaczyłam wiele możliwości personalizacji postaci, niczym w retro grach RPG, takich jak Oblivion czy Neverwinter. Można kreować wygląd partnerów, miejsce fabuły czy nawet preferencje seksualne. Dzisiaj moje wybory były oczywiste. Chciałam być niegrzeczna.
Bardzo niegrzeczna.
Do pierwotnego pomysłu seksualnej przygody BDSM, dodałam jako gościa specjalnego mojej przygody – kobietę. Widziana w sali snów klientka, za nic nie chciała wyjść z mojej głowy.
W kwestii wyglądu męskiego osobnika wybrałam losowy, chcąc nadać sytuacji nieco zaskoczenia i naturalności. Jedyne co ustawiłam to wymiary partnera. Nie lubiłam przesady. Końskie, nienaturalne sylwetki i przyrodzenia rodem z taniego porno, bardziej przyprawiały mnie o śmiech niż podniecenie. Kobieta natomiast miała stanowić wirtualny odpowiednik piękności z sali snów. Po zaakceptowaniu wszystkich opcji – miły głos systemu operacyjnego pokierował mnie do podajnika z wygenerowaną dla mnie pigułką. Miałam ją połknąć, leżąc już w łóżku.
Nieco zdenerwowana sięgnęłam do barku, aby dodać sobie odwagi przed seansem. Pigułka była specyficzna. Duża, kwadratowa, z czerwonym płynem w środku. Popiłam ją drinkiem i ułożyłam się wygodnie na wielkim łóżku.
Poczułam dziwne ciepło w dole brzucha. Zamknęłam mimowolnie oczy. Chwilę później z sennego letargu wyrwał mnie silny impuls w głowie. Otworzyłam natychmiast oczy i rozejrzałam się wokół. Gęsia skórka pokryła moje ciało.
Znajdowałam się w dużym, ciemnym pokoju – oświetlonym w rogach ambientowym, czerwonym światłem. Byłam naga. Ubrana jedynie w skórzany zestaw, połączonych ze sobą pasów, które opinały moje ręce, uda i szyję. Przy każdym z nich był zaczep, umożliwiający podpięcie do innych akcesoriów.
Na samą myśl, do czego mogłabym być przypięta, zrobiłam się mokra.
Nie znałam tej dziedziny seksu. Moim jedynym źródłem edukacji w świecie BDSM – były filmy w sieci. Odkąd miesiąc temu nakryłam swojego wieloletniego partnera na zdradzie, postanowiłam zerwać zarówno z nim, jak i ze wszystkimi blokadami w głowie.
Mam dosyć bycia grzeczną dziewczynką.
Przeciągnęłam się rozkosznie na łóżku, czując delikatny ucisk skórzanych gadżetów. Wszystko wydawało się zupełnie rzeczywiste. Zaczęłam dotykać przedmioty wokół mnie. Każda faktura mebli, ścian, pościeli – była taka jak w realnym świecie. Nie zauważyłam żadnej, nawet najmniejszej anomalii czy przekłamania.
Mój wzrok przyciągnęła rzeźba w rogu pokoju. Przedstawiała nagiego mężczyznę w atletycznej pozie. Zbliżyłam się, aby jej dotknąć. Była zimna. Materiał, z jakiego została wykonana, przypominał onyks. Patrząc na nią, nabrałam jeszcze większej ochoty na męskie ciało.
Nagle wszystkie światła zgasły, a ja usłyszałam za plecami męski, spokojny głos.
– Uklęknij. – powiedziała postać, której nie mogłam namierzyć w ciemności.
Mimo dreszczu zaskoczenia nie czułam strachu. Bardziej przyjemne poczucie niepewności. W końcu to mój umysł. Byłam tu bezpieczna.
Zrobiłam, co kazał. Panującą ciszę przełamały spokojne, miarowe kroki zbliżające się do mnie. Poczułam na swoim karku dotyk ciepłej, silnej dłoni.
– W tym miejscu będziesz robiła wyłącznie to, co Ci każę i wyłącznie to, na co Ci pozwolę. Zrozumiałaś?
– Tak jest. – Odpowiedziałam, nieco koloryzując swoją uległość.
Nieznajomy przypiął coś do zaczepu na mojej szyi. W tym samym czasie światła znowu się zapaliły. Ujrzałam go w pełnej okazałości. Miał około 180 cm wzrostu, dojrzałe rysy twarzy, ciemne włosy i ładnie przystrzyżoną brodę. Nie był muskularny, ale dobrze zbudowany. I co najważniejsze – był zupełnie nagi. Jego męskość prężyła się tuż przed moim nosem, dając do zrozumienia, że dzisiaj będę wykonywała bardzo wiele poleceń.
Równie ciekawy okazał się rekwizyt, który mi przypiął. Była nim skórzana smycz. Poczułam, jak mężczyzna pociąga za smycz w taki sposób, że męskością dotknął mojego policzka. Nie pozwolił jednak na nic więcej.
Byłam posłuszna.
Odwrócił się i ciągnął za sobą jak prawdziwą, uległą sukę. Pierwszy raz czułam się poniżona. No może drugi – nie zapomniałam w końcu o zdradzie mojego ex. Tym razem, nie było to jednak poniżenie sprawiające, że czułam się gorsza. Wręcz przeciwnie. Czułam teraz, że mam Pana. A potrzebowałam czuć prawdziwą, męską siłę. Chciałam być uległa. I chciałam czuć się pożądana.
Kolana bolały mnie od wędrówki na czworaka. Z przyjemnością jednak przemieszczałam się wokół pokoju, obserwując spinające się pośladki mojego męskiego obiektu wyobraźni. Zauważyłam również, że, pomimo iż jest to wirtualna symulacja, mój Pan nie jest nieczuły na moje wdzięki. Co więcej, jego przyjemność była odbiciem mojej.
Wspaniała, prosta wzajemność.
Dochodząc do tego wniosku, postanowiłam, że moje pośladki nie będą mu dłużne. Idąc, kręciłam nimi z gracją prawdziwej kotki, proszącej się o pieszczoty i zauważenie.
Zauważył.
Poprowadził mnie na środek pokoju. Pociągnął za smycz tak, żebym wstała i kazał podnieść ręce do góry.
Podobało mi się to.
Chwilę później moje ręce zostały spięte w nadgarstkach do kombinacji różnych pasów, przypiętych do sufitu. Część z nich połączył z zaczepami na moich udach. Było to coś na wzór huśtawki.
Bardzo niegrzecznej huśtawki.
Wisiałam teraz z bezczelnie rozchylonymi nogami. Podszedł do mnie i wsadził palec między moje nogi. Jęknęłam przeciągle, wyginając się do tyłu. Wyglądało, jakby sprawdzał, czy mi się podoba. A moje mokre jezioro, z pewnością było tego najszczerszym potwierdzeniem.
– Zamknij oczy.
Jakie to piękne. Nie dość, że jestem maksymalnie podniecona, to nawet nie muszę niczego odpowiadać. Nie muszę martwić się, że mój seksualny partner się za coś obrazi. Nie muszę się martwić, czy dobrze wyglądam. Nic nie muszę. Za to chcę dzisiaj bardzo wiele.
Uderzył mnie czymś na wzór pejcza. Poczułam smagnięcie skórzanym rekwizytem w tym samym miejscu, co palec przed chwilą. Drgnęłam. Nie był to ból, który mnie odrzucił. Był to ból zachęty. Wspaniały kontrast pomiędzy rozkoszą a silnym, piekącym bodźcem dotyku.
A dotykana byłam wszędzie. Pośladki. Piersi. Uda. Stopy. Na każdej części mojego ciała, widniały delikatne czerwone pasma, pozostawione przez narzędzie dominacji. Cały czas miałam zamknięte oczy, wyczekując kolejnego razu. Miałam ochotę na więcej. Chciałam już poczuć nie tylko rekwizyty, ale i ciało mężczyzny.
Sekundę od chwili, kiedy o tym pomyślałam, mój Pan był już za mną. Czułam, jak na mnie napiera. Ale nie tam, gdzie się tego spodziewałam. Wybrał inną drogę penetracji mojego wnętrza. Nigdy wcześniej nie robiłam tego w ten sposób. Gdzie jednak lepiej próbować, jeśli nie w bezpiecznej przystani własnego umysłu? Byłam tak podniecona, że nie stawiałam oporu. Moje mięśnie były maksymalnie rozluźnione. A ja posłusznie czekałam na nowe doznania.
Pan na szczęście nie kazał mi czekać długo.
Wprawnym ruchem pozwolił mi siebie poczuć. W pierwszej chwili było nieswojo. Było to nieco inne uczucie. Przyjemne, ale inne. Z każdą chwilą przyjemne coraz bardziej.
Jego ruchy były zdecydowane. Nie pytał, czy mnie boli. Robił swoje. A ja czułam w dalszym ciągu niesamowitą mieszankę przyjemności, uległości i zmniejszającego się z każdym ruchem bólu. Byłam głośna. Bez zahamowań. Oczami wyobraźni – notabene już w niej będąc – zastanawiałam się, jak teraz wyglądam w realu.
Czy też wije się z rozkoszy bez opamiętania jak klienci w sali snów?
Poczułam, jak Pan złapał mnie za włosy, przerywając moje wewnętrzne rozterki. Mając moją fryzurę w garści, nadawał huśtawce i mojemu ciału taki ruch, że nadziewał mnie na siebie do samego końca, bez konieczności poruszania się.
Aż się prosi, żeby resztą mojego ciała również ktoś się zajął.
Po raz kolejny od chwili, odkąd pomyślałam o swoim pragnieniu, sekundę później przed oczami pojawiła się kolejna postać. Kobieta, którą również wybrałam do mojego seansu.
Była niemal wizualnym alter ego klientki, którą miałam przyjemność dzisiaj zobaczyć. Teraz była jednak ubrana w lateksowy kombinezon, z długim suwakiem przechodzącym przez całą jego długość.
Podeszła do mnie, docisnęła moje ciało do Pana, a sama złożyła na moich ustach namiętny, długi pocałunek. Jej język w moich ustach był tak sprawny, że zapragnęłam go poczuć niżej. Kobieta odsunęła się, uderzając mnie w policzek swoją niemal aksamitną, gładką dłonią. Patrzyła mi prosto w oczy. To nie była kara.
To było przywitanie.
Tuż po nim kucnęła przede mną, wpijając swój język w moje nieużywane jeszcze dzisiaj, mokre źródło rozkoszy. Byłam brana z dwóch stron. Pan wrócił do zdecydowanych ruchów swoimi biodrami, dociskając mnie teraz do ust oralnej partnerki. Patrzyłam przed siebie w lustro, wiszące naprzeciwko. Wyglądałam w nim jak marionetka.
Byłam zabawką w rękach wyimaginowanych nieznajomych. Ale czy różni się to od zwyczajnej przygody z nieznajomymi w realu? Chyba wyłącznie tym, że seks w mojej wyobraźni był idealny. Był jak film z idealną obsadą aktorską, która swoje rzemiosło trenowała przez wiele lat. Żadnych zawodów. Żadnych rozczarowań. Idealnie dopracowane sceny.
Prawdziwe kino rozkoszy.
Mężczyzna i kobieta zatrzymali się w jednej chwili. Zrobili to tak precyzyjnie, że aż nienaturalnie. Odpięli mnie od huśtawki i zostawili na środku pokoju. Sami udali się w stronę łóżka, zajmując wygodne pozycje.
– Teraz podziękujesz nam za swoją rozkosz – powiedziała kobieta delikatnym głosem – ale musisz się postarać. W przeciwnym razie nic cię już dzisiaj nie czeka.
Głos kobiety był tak niewinny, że aż sprzeczny z jej pewnością siebie. Nie wzięłam sobie również do serca jej groźby. W końcu w tym miejscu czeka mnie tyle, ile sama będę chciała. Na tym to polega. Po technicznej rozgrzewce – zrozumiałam zasady tego miejsca.
W żadnym wypadku nie zmniejszyło to moich chęci dalszego zaspokajania. Pewnym krokiem podeszłam do nich, złapałam pierwszy obiekt moich podziękować za nogi i pociągnęłam na skraj łóżka. Chciałam to zrobić, odkąd zobaczyłam jej realną wersję w sali snów. Uklękłam i zatopiłam w niej język, żeby sprawdzić, jak smakuje obiekt mojej namiętności.
Smakowała wspaniale. Co dziwne – miałam wrażenie, że jej ociekająca słodycz ma posmak malin. Uwielbiałam maliny. Tym bardziej uznałam to za lekką przesadę. Ale w końcu był to seans idealny. Tu wszystko musiało być idealne.
Wkładałam w pieszczoty maksimum zaangażowania. Gryzłam, ssałam, smakowałam. Eksplorowałam ją w niewerbalnym podziękowaniu za pieszczoty.
Podobało jej się. W końcu skoro mi się podobało, jej również musiało.
Jako że widok mojego Pana ze sterczącą męskością, niesamowicie nakręcił mnie do działania – postanowiłam i jemu odpowiednio podziękować. Dziękowałam głęboko i dokładnie. Wypełniałam nim swoje usta, aż znikał w nich całkowicie. Przykładałam się do swojej pracy. Byłam posłuszną suką.
Jemu też się podobało. Jakżeby inaczej.
Rozumiejąc zasady działania Sexpiil, z klimatu BDSM szybko przeszłam w stronę nieco bardziej klasyczną. Uznałam, że teraz czas wyłącznie na moje doznania. Doznania, w których to ja jestem Panią i to ja rozkazuję. Miałam ochotę na zmianę klimatu.
Światła w pokoju zamieniły się z czerwonych, na klasyczne – o barwie ciepłej bieli. Chciałam widzieć wszystko dokładnie. A obserwowałam, jak moi partnerzy zabawiali się ze sobą.
Oparłam się o ścianę łóżka, przyjęłam wygodną pozycję i napawałam się widokiem żywego, acz wirtualnego porno. Zabawiałam się przy tym sama ze sobą, uznając, że chyba jest to najbardziej szczere uczucie tego seansu. Widok ich ciał, sztuka miłosna w dziesiątkach pozycji oraz moja długa już zabawa dłonią – doprowadziła mnie do orgazmu. Zamknęłam oczy, oddając się w pełni przyjemnym skurczom, atakującym mięśnie w różnych zakątkach ciała.
Kiedy je otworzyłam – byłam znowu w pokoju numer siedemnaście. Zniknęła sala BDSM, zniknęli kochankowie, zniknęło wszystko.
Poczułam się dziwnie.
Jakby tuż przed finałem ktoś kazał mi ubrać się i wyjść. Niedosyt mieszał się z delikatnym poczuciem wstydu. To co widziałam – działo się wyłącznie w mojej głowie, więc nie było strachu, że moje fantazje zostaną wykorzystane czy upublicznione. Był to chyba jednak wstyd wynikający z naiwności.
Byłam naiwna, sądząc, że wizja da mi to samo, co realne życie.
Z drugiej jednak strony – to co przeżyłam było również niesamowite. To podróż do wnętrza samej siebie. Wnętrza, które można w pełni przetestować, pod kątem prawdziwych preferencji i seksualnych marzeń. Taka wersja beta, przed wejściem w prawdziwe życie.
Wstałam z łóżka, przeciągnęłam się niczym o poranku po długim śnie i zrobiłam sobie kolejnego drinka.
Wyszłam z pokoju z krzepiącą myślą. Po wydarzeniach mojego prywatnego życia zrobiłam kolejny krok ku wyjściu z cienia. Uśmiechnęłam się do samej siebie i śmiałym krokiem udałam się do wyjścia z klubu.
Potrzebowałam prawdziwego oddechu.
Mój seans nie trwał długo. Było to raptem pół godziny, które w wirtualnym świecie było odpowiednikiem trzech godzin. Na zewnątrz nie było już ani śladu burzy. Słońce zalało każdy zakamarek ulicy, a ludzie tłumnie wyszli z ukrycia.
Ci dobrzy i ci źli. Czas na mnie.
Wychwyciłam wzrokiem aerotaxi, którym miałam w planie udać się tym razem do mojego własnego łóżka.
– Cześć! – Miły głos zaskoczył mnie tuż za plecami.
– Eee… cześć. – Odpowiedziałam nieco mechanicznie, zaskoczona, że ktoś mnie zaczepił.
Jak się okazało – była to klientka z sali snów. We własnej osobie. W ubraniu wyglądała równie pięknie, co bez niego. Jej blond włosy wesoło fruwały po całej twarzy przez poryw wiatru, a zwiewna sukienka zapraszała do tego, żeby znowu pod nią zajrzeć.
– Widziałam Cię dzisiaj, jak przechodziłaś przez salę snów.
– Widziałaś mnie? A nie byłaś przypadkiem pogrążona w seansie? – Zapytałam zdziwiona.
– Proszę, proszę, czyżbyś również zwróciła na mnie uwagę? – Roześmiała się promiennie – mów mi Wika.
Rumieniec pokrył moją twarz, a w dole brzucha poczułam po raz kolejny dzisiaj przyjemne mrowienie.
– Magda, miło mi. Wiesz, jakby to ująć… wyróżniałaś się w tłumie. – Powiedziałam, uśmiechając się i nawiązując kontakt wzrokowy.
– To tak jak Ty!
– Ale jakim cudem mnie widziałaś?
– Bo wiesz.. ja wcale nie byłam w seansie…
– Nie byłaś? Jak to? Wyglądało, jakbyś bawiła się w najlepsze? - Zapytałam zaintrygowana.
– W zasadzie się bawiłam. Tyle że sama ze sobą i nie podczas seansu. Byłam tu notoryczną klientką przez dosyć długi czas. Na tyle długo, że czułam się jak uzależniona. Dopiero po czasie zrozumiałam, że to nie było uzależnienie – tylko ciągły niedosyt.
– Niedosyt?
– Coś w rodzaju przerywanego orgazmu. Wszystko było zbyt idealne. A jak już dochodziło do końca, czegoś mi brakowało.
Uśmiechnęłam się na to porównanie. Dzisiaj czułam dokładnie to samo.
– I co było dalej? – Dopytywałam zaciekawiona.
– Klub zarabiał na mnie całkiem sporo, więc poprosiłam mojego concierge o specjalną usługę. Zrozumiałam, że idealna rzeczywistość nie istnieje, dlatego nie daje mi pełnej satysfakcji. Prawdziwa seksualność i doznania były na sali snów. Ale nie podczas seansu. A przynajmniej nie takiego. Będąc tam, widziałam prawdziwych ludzi, prawdziwe ciała, prawdziwe zapachy. Prawdziwy, nieudawany smak życia. Na tyle zaczęło mnie to kręcić, że od czasu do czasu wpadam tu na rzeczywisty seans z doznaniami wokół i moją własną dłonią za partnera.
– Wiesz co? Po dzisiejszej wizycie w klubie mam bardzo podobne odczucia.
– To może skoczymy na drinka i mi o nich opowiesz?
Odpowiedziałam jej szczerym uśmiechem i skinieniem głowy.
– To super! Znam świetne miejsce za rogiem. Bezpieczne, dyskretne i mają świetną pizzę.
– W takim razie – prowadź!
Czułam się zaskoczona i szczęśliwa zarazem. Po długim czasie smutku, wynikającego z rozstania, poznaję życie, które z każdą chwilą wydaje się coraz bardziej zaskakujące.
Warszawo – pomyślałam w duchu.
Jesteś zepsuta i inspirująca zarazem.
Ale wiesz co? Dziękuję Ci.
Dzięki Tobie sprawdzę dzisiaj, jak naprawdę smakuje obiekt moich westchnień.
1 komentarz
Ali
Piękne ciekawe zajmujące. Poproszę więcej...