Sąsiadka bosa sekretareczka cz.2

Sąsiadka bosa sekretareczka cz.2Minęło sporo czasu od ostatniego spotkania z Justyną, oprócz kilkukrotnego pomachania i krótkiego „cześć” w stronę balkonu na którym ją widziałem. Oczywiście musiała kusić opalonym dekoltem. Raz nawet poznałem ją tylko po nogach i stopach, które były oparte o zakończenie balustrady na balkonie. Miły widok gdy się wraca z pracy, ale trzeba przyznać ze to też rozpala wyobraźnie i na dłuższą metę jest męczące, gdy czujesz jak Cię wierci w kroczu.  
Lipcowy ciepły dzień, kolejny powrót z pracy. Człowiek głodny jak wilk. Znów kierując się w stronę klatki spotykam sąsiada Mirka. Uśmiechnięty jak zwykle, szczerze. O takich ludziach mówi się że można ich polubić od razu, bez wymiany słów.  
-Cześć sąsiedzie.  
-Witam, witam, jak mija dzień?  
-Całkiem dobrze, może trochę męczy sąsiadka z góry bo ciagle drze koparę (tu ściszył głos)  
-Ta, słyszałem, niereformowalna baba.  
-Mniejsza, słuchaj - powiedział Mirek - potrzebuje pomocy i dodatkowo na własne uszy słyszałem że masz wiertarkę...  
-No mam, chodź do góry to Ci dam, nie ma problemu
-Właśnie tu jest problem, nie mogę się przez plecy mocno odchylać do tyłu, a chciałem Justynie przywiesić huśtawkę na balkonie, wiesz taki kosz.  
-Yhm..- odburknąłem w sumie niegrzecznie ale głodny człowiek... sami wiecie.  
-Musisz poczekać - obiad to jedyne o czym teraz myśle.  
-O widzisz! Zróbmy to szybko, zajmie nam to 10 minut, dobrze wiesz. A i zapraszam na pierogi Justyny, akurat wróci z pracy i zjemy razem.  
-Pieróg Justyny - parsknąłem w myślach - Niech będzie.
Uśmiechnąłem się, przecież Mirek to spoko gość, nie jego wina ze mam sklerozę i nie wziąłem nic do pracy do jedzenia.  
Pobiegłem szybko do mieszkania - Justyna miała wrócić za 30 minut.  
Wszedłem do Mirka jak do siebie ze sprzętem, drabina czekała, dobrałem wiertło pod kołek z hakiem, wywierciłem, wkręciłem i zawiesiłem.  
-Muszę przyznać ze sam chyba bym takie chciał
-Hah zobaczysz jak Justyna będzie zadowolona.
Siedzieliśmy na kanapie gdy Justyna weszła do mieszkania.  
Oczy wywaliłem na wierzch.  
Krótka spódniczka już rozpięta do połowy na tyłku, wyciągnięta koszula, buty na koturnie, podkreślające nogi.  
-Oooo cześć, nie wiedziałam ze mamy gości... Mirek, musisz mnie uprzedzać, było mi tak gorąco i nie wygodnie ze już na korytarzu się uwolniłam od tego - gniewnie się tłumaczyła.  
-Myślisz ze sąsiad widział tyłki np na plażach, zawsze dziwi mnie to oburzenie na coś oczywistego.
-Głupi jesteś.
Zniknęła w pokoju obok, Mirek udał się do kuchni szykować obiad i talerze.  
Szybko się ze wszystkim uwinął, zawołał po chwili czekania, usiadłem przy ścianie, on obok, a Justyna naprzeciwko. Jedliśmy w ciszy, każdy głodny jak wilk. Po obiedzie, od razu kawa, jak lubię. Rozmowy o wszystkim i o niczym. Nie daliśmy po sobie poznać, że poprzednim razem, mieliśmy blizzze spotkanie. W sumie było to dawno, a pozory trzeba zachować dla dobra wszystkich. Oczywiście pochwaliła huśtawkę, Mirek zrobił ze mnie bohatera, mimo że nie chciałem, ale buziak w policzko dostałem.  
-Nie przesadzaj Justynko bo będę zazdrosny!
-Przecież to wiesz że Ciebie kocham.
-Wiem, wiem
-A właśnie nie chwaliłam się byłam u kosmetyczki!  
Patrzcie jakie cuda mam - szybko zmieniła temat.  
-Faktycznie! Zgodnie stwierdziliśmy widząc dopieszczone paznokcie u dłoni.  
-I tu!  
Podniosła nogę i bez ogródek oparła łydkę na stole, w kierunku męża, który odsunął się.  
-Co Ty robisz, nogi na stole !
-I co? Ładne nie ?  
Patrzyłem jak zaczarowany, piękny czerwony kolor, gładkie, smukłe stopki.  
-Cudowne..  
Uśmiechnęła się i zagryzła wargę, widząc że ten widok zrobił na mnie wrażenie.  
-Jeszcze pewnie nie umyte po pracy! - krzyknął Mirek, co zbiło z tropu Justynę i posmutniała.  
-Nie znasz się wiesz... Michał się zna, umie docenić piękno.
Też się uśmiechnąłem, głęboko zaglądając w jej w oczy. Wiedziała już po ostatniej wizycie, najwidoczniej co ja doceniam.  
Powrót do zwykłych tematów.  
Nagle poczułem coś co doprowadziło mnie prawie do zawału. Poczułem, delikatny dotyk na swojej łydce. Czułem, jak paluszki muskają mnie i wędrują z góry do dołu. To była ona. Kutas momentalnie zareagował, ale nie dałem po sobie nic poznać, tak samo jak ona.  
-Przepraszam na chwile, wstałem szybko, kierunkowo, żeby ukryć namiot który się pojawił mimo, ze starałem się ułożyć tak przyjaciela w spodniach żeby nie wierzgał. Nie udało się, zobaczyłem kątem  oka, jak Justyna spogląda w tym kierunku.  
Wracając już z łazienki po opanowaniu sytuacji, znów usiadłem na swoim miejscu.  
Ten sam dotyk, ale tym razem wędrujący do góry, aż w końcu paluszki spoczęły na kroczu. Masowała mi kutasa, co jakiś czas spoglądając znad okularów jak sekretarka która chce zerżnąć swojego szefa. Myślałem że eksploduje. Miałem ochotę wywrócić stół i zacząć lizać jej stopki a potem szybko przejść do minetki, słuchać jak mruczy i błaga o więcej.
-To ja uciekam już powoli.  
Wstałem pewny siebie, chwytając skrzynkę z wiertarka którą zakryłem spodnie.  
-Dobrze, nie zatrzymuje Cię, jeszcze raz dzięki, możesz tez na mnie liczyć.
-Masz może cukier ?  
Zapytała Justyna znienacka.  
-Chciałam zrobić ciasto, a nie chce mi się wsiadać do auta i jechać. Jutro oddam po pracy.  
-Pewnie, zaraz przyniosę.  
-Przestań nie wygłupiaj się, pójdę z Tobą a Miruś pozmywa w tym czasie.  
-Ok - ciśnienie mi skoczyło do granic możliwości.  
Poszliśmy 2 piętra wyżej, bez słowa, otwarłem drzwi i zaprosiłem do środka.  
Wszedłem do kuchni, zacząłem grzebać w szafie.
-Hej! - szła w moim kierunku na palcach.  
Stanęła na przeciwko. Pocałowała mnie. Całowaliśmy się, bez szaleństw, jak głodni siebie, starzy wyjadacze a nie szczeniaki. Bez słowa, zeszła w dół, ściągnęła mi spodnie i bokserki. Uwolniła kutasa, napawając się widokiem. Szybko wsadziła go do ust, spojrzała na mnie. Chwyciła za rękę i położyła je sobie na głowie. Zrozumiałem, chce byś posuwana w usta. Kutas znikał w jej buzi, miała na prawdę głębokie gardło. Nie przesadzałem z tempem, nie chciałem żeby wróciła do domu rozszarpana. Trwało to może 15 sekund.  
-Ale pyszny, jądra tez muszę possać... ale to następnym razem.  
Wzięła szybko krzesło, usiadła na nim, podniosła nogi i chwyciła stopami mojego kutasa.
-To lubisz? Ja też... dogadamy się w tym temacie.  
Waliła mi konia stopami, jak profesjonalistka. Myślałem ze odlecę do innej galaktyki, ale znów szybko przerwała.  
-Dość, muszę wracać daj cukier i uciekam bo Mirek będzie coś podejrzewał.  
Dałem o to o co poprosiła, wciąż bez słowa. Nie umiałem nic z siebie wydusić.  
Odwróciła się na pięcie i już ruszyła w kierunku drzwi. Szybko złapałem ja za rękę, oparłem siłą o ścianę, klęknąłem. Ściągnąłem spódniczkę, tym razem zwykłą, na gumce, więc poszło bardzo szybko. Rozchyliłem jej pośladki i po dwa razy przeciągnąłem językiem po jej dziurkach.
-Ohhhhh taaaak, uwielbiam to... wyliż je jeszcze, proszę.  
Bez słowa przerwałem, wciągnąłem jej spódniczkę na tyle ile mogłem, resztę ona i klepnąłem w pupę.  
-Jesteśmy kwita.  
-Przez Ciebie muszę teraz biec na dół, żeby pomyślał że się zmęczyłam schodami.
Zniknęła.  
Wiedziałem ze to nie koniec. Za bardzo polubiłem smak jej cipki i tyłka.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Magda34

    Ciekawe co z tego wyniknie

    8 lutego

  • Użytkownik Qwerty12

    Pisz dalej

    21 lip 2020