Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Przypadkowy nocleg

Przypadkowy noclegTen wyjazd i załatwienie palącej sprawy od początku do końca okazały się katastrofą. Nie dość, że przejechałem pół Polski, to jeszcze na miejscu nie załatwiłem nic, a straciłem pieniądze na bilety. Dla szesnastolatka był to dość spory wydatek. Wściekły wracałem pociągiem do domu. Czekała mnie jeszcze jedna przesiadka w połowie trasy tego połączenia i była nadzieja, że w godzinach porannych dotrę do domu. To jednak okazało się jedynie moim pobożnym życzeniem. Im dłużej trwała podróż, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że bufor trzydziestu minut, jaki miałem na przesiadkę, topnieje z każdą stacją, na której ten środek transportu się zatrzymywał. Nerwowo spoglądałem na zegarek, wściekając się na PKP i na siebie. Czas biegł niemiłosiernie, a pociąg, którym miałem się przesiąść, spóźnił się o dobre 45 minut. Wybiegłem na peron, rozglądając się za stojącym składem. Nadzieja, że pociąg tej relacji poczeka na opóźniony skład, którym przyjechałem, malała z każdą chwilą.
– A może i ten się spóźnił? – powiedziałem sam do siebie, kierując kroki ku informacji dworcowej.
Siedząca tam pani rozwiała moje wątpliwości. Pociąg zmierzający do mojej rodzinnej miejscowości odjechał ze stacji zgodnie z rozkładem.
– Niech to szlag – zakląłem pod nosem.
Stojąc, studiowałem rozkład jazdy. Nie napawało mnie to optymizmem. Najbliższe połączenie miałem dopiero jutro koło 10 rano. Pozostawała jeszcze opcja PKS-u. Szczęśliwie dworzec autobusowy znajdował się tuż przy dworcu kolejowym, więc po chwili byłem przy okienku informacji, gdzie pani również oznajmiła mi, że dzisiaj na jakiekolwiek połączenie nie mam co liczyć. Usiadłem w poczekalni i zacząłem analizować obecną sytuację. Opcja taksówki odpadała ze względu na zbyt małe fundusze, jakimi dysponowałem. Miałem jeszcze jakiś zapas gotówki, który umożliwiłby mi nocleg, lecz nie w warunkach hotelowych. W grę wchodziła jakaś kwatera prywatna lub agroturystyka. Wykupiony na pociąg bilet miał ważność do jutra, więc ze względów finansowych ta opcja kontynuowania podróży jutro była dla mnie jak najbardziej odpowiednia. Rozważałem jeszcze możliwość spania w poczekalni lub włóczenia się całą noc po nieznanym mieście. Szybko odrzuciłem ten wariant, nie chcąc narażać się na zaczepki miejscowych.
Dodatkowo czułem się zmęczony podróżą w tamtą stronę i marzyłem, by wyspać się w czystej pościeli oraz zrzucić z siebie nieświeże ubranie, przesączone zapachem kolei. Pozostawało tylko znaleźć odpowiednie miejsce i mieć odrobinę szczęścia, że będzie wolne łóżko. Zastanawiałem się, kto mógłby mi pomóc w znalezieniu informacji o niedrogim noclegu. Rozglądając się wokół, mój wzrok zatrzymał się na postoju taksówek.
No jasne, taryfiarze zawsze wszystko wiedzą – pomyślałem i podniosłem się z ławki.
Na postoju stały trzy samochody. Zbliżyłem się do ostatniego w kolejce.
– Przepraszam, czy może mi pan pomóc? – zapytałem starszego mężczyzny siedzącego za kierownicą.
Kiwnął głową i opuścił szybę. W telegraficznym skrócie przekazałem mu swoją sytuację. Wysłuchał mnie z uwagą.
– Za miastem, jakieś dwa kilometry stąd, zaczyna się wioska Gródek. Jest tam gospodarstwo agroturystyczne, prowadzi je starsza kobieta, raczej nie powinna mieć obłożenia, a za tę cenę spokojnie u niej przenocujesz. Dom jest przy krzyżówce, zaraz obok kapliczki – odpowiedział fachowo.
– Bardzo panu dziękuję – odparłem.
– Jak się dobrze pospieszysz, to za chwilę będziesz miał autobus w tamtym kierunku – dodał, wskazując na autobus, który właśnie powoli toczył się w stronę dworca.
– Dzięki – rzuciłem na odchodne i biegiem ruszyłem w tamtym kierunku.
Zdążyłem. Pamiętając nazwę miejscowości, przekazałem ją kierowcy. Bilet nie kosztował zbyt wiele i nie nadszarpnął zbytnio moich finansów. Zająłem miejsce blisko kierowcy, aby dobrze widzieć, gdzie mam wysiąść. Podróż nie trwała długo – raptem może trzy przystanki. Wysiadłem z autobusu i skierowałem się w stronę miejsca, które opisał mi taksówkarz. Z trafieniem nie miałem najmniejszego problemu. Dotarłem pod bramkę domu i nacisnąłem przycisk dzwonka. Po chwili usłyszałem szczęk przekręcanego klucza w zamku, a moim oczom ukazała się starsza pani, mająca około sześćdziesięciu lat.
– Czego chce? – zapytała.
– Dzień dobry, chciałem się zapytać, czy jest możliwość noclegu i za jaką cenę? – odparłem pytaniem.
– A na jak długo? – zapytała.
– Na jedną noc, jutro o dziewiątej zwolnię pokój – odpowiedziałem.
Z mowy słychać było, że zaciągała jak ludzie ze wschodu. Ubrana w kwiecistą, zapinaną na guziki podomkę, cieliste rajstopy i papcie na nogach wyglądała jak zwykła wiejska kobieta. Pokonawszy schody prowadzące do domu, zbliżyła się do furtki. Z głębi niewielkiego podwórka dobiegł do niej mały kundel.
– A co go tu przygnało? – zapytała.
Opowiedziałem jej całą historię mojego wyjazdu, wspominając również o kwocie, jaką mogę przeznaczyć na nocleg.
– A, do czorta z tą koleją – odparła.
– Tak, ma Pani rację – powiedziałem.
– No cóż, chłopaku, za jedną noc biorę więcej, ale jak mi obiecasz pomóc, to możesz przenocować – odpowiedziała.
Wizja powrotu na piechotę do miasta nie bardzo mi odpowiadała. Babce podałem kwotę pomniejszoną o koszt biletu na PKS na jutro.
– Dobrze, pomogę Pani – przystałem na jej propozycję.
Wyciągnęła z kieszeni podomki pęk kluczy i po chwili byłem już na podwórku. Pies obwąchał mnie kontrolnie.
– Nie boi się, on nie gryzie – zapewniła.
Skierowałem się za nią do wnętrza domu. Standardowy budynek z lat 60., trochę podrasowany.
– A bagaży nie ma? – zapytała.
Kiwnąłem głową, że nie mam.
– Oj, ta młodzież – stwierdziła z dezaprobatą, kiwając głową.
Zaprowadziła mnie do pokoju. Żadnego szału nie było – łóżko, jakaś meblościanka, stolik, telewizor – ot, standard.
– Może być? – zapytała.
– Tak – odpowiedziałem.
– No to się rozgość, a ja pójdę po pościel – odpowiedziała i wyszła z pokoju.
Pozostałem w nim sam. Byłem zadowolony, że udało mi się załatwić przy tak skromnych funduszach w miarę przyzwoity nocleg. Ściągnąłem z nóg buty. Odór z przepoconych skarpet nie był zbyt przyjemny. Czułem na sobie ten specyficzny zapach „made in PKP”. Najgorsze było to, że nie miałem ze sobą żadnych kosmetyków, a co gorsza, nawet ręcznika. Usiadłszy na krześle przy stoliku, zacząłem myśleć, jak rozwiązać kwestię kąpieli. Pani Helena, bo tak doczytałem na reklamie obok domu, zapukała i nie czekając na przyzwolenie, wparowała do pokoju ze zmianą pościeli.
– Oj troszku wania jet – zauważyła.
Speszyłem się nieco, lecz w rzeczywistości smrodek z moich kończyn i całego ciała z pewnością nie był miły.
– Przepraszam, ale nie planowałem tego – próbowałem jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
– No tak, kąpiel konieczna, bo nie dam, by taki śmierdzący spał w czystej pościeli – odparła, patrząc na mnie.
Nie odpowiedziałem nic. Jej stwierdzenie było jak najbardziej słuszne.
– I bielizny na zmianę też nie ma? – zapytała.
Kiwnąłem głową, że nie mam. Miałem tylko to, co na sobie.
– Oj, niedobrze, niedobrze, daj mi swoje rzeczy, bo śmierdzą jak cholera. Będę robiła zaraz pranie, to dorzucę i do rana, jak napalę w centralnym, to wyschną – zawyrokowała.
Ta propozycja nieco mnie zaskoczyła. Nie za bardzo wyobrażałem sobie oddanie jej swoich ubrań.
– A co ja założę? – zapytałem.
Popatrzyła na mnie.
– Się nie martw, coś znajdę – odparła i położywszy na łóżku zmianę pościeli, wyszła z pokoju.
Nie wyglądało na to, by ktoś płci męskiej mieszkał w tym domostwie. Nie bardzo wiedziałem, co miało znaczyć to „że coś znajdzie”. Postanowiłem poczekać na jej powrót. Po paru minutach, w podobny sposób, jak poprzednio, znalazła się w pokoju.
– No, ma, chłop mi umarł z trzy lata temu, to i ubrania poszły do PCK, a te lepsze to zięć zabrał, to będzie chyba dobre – powiedziała, dając mi jakieś zawiniątko.
Wziąłem to coś z jej rąk i rozwinąłem. Byłem delikatnie zszokowany. Pani Helena przyniosła dla mnie damską koszulę nocną. Zwykłą bawełnianą koszulę nocną w różnokolorowe kropeczki, z dekoltem w trójkąt, bez rękawów, a może te rękawy kończyły się nieco poniżej ramion. Zdębiałem. Nie wyobrażałem siebie w tym stroju.
– Ale… – zacząłem.
– No co chce, założy na siebie, przecie tu oprócz mnie nikogo nie ma, a jutro jak taki śmierdzący wsiądzie do PKS-u to wstyd – odpowiedziała, jakby to było normalką.
Nie odpowiedziałem nic. Ta sytuacja mnie delikatnie przerosła. Z jednej strony miała rację, że śmierdziałem niemiłosiernie po tej nieszczęśliwej podróży, z drugiej zaś wizja, że mam paradować w tym czymś, była dla mnie nie do przyjęcia.
– No, daj te rzeczy, ja wychodzę i czekam w łazience już z praniem, potem napalę w centralnym, to się ukąpie – zakomenderowała, zostawiając mnie samego z tym dylematem.
Gdy zamknęła drzwi, zostałem sam, gryząc się z myślami dotyczącymi decyzji. Po chwili postanowiłem jej przekazać swoją decyzję. Wyszedłem na korytarz ubrany jak wcześniej.
– No daje, na co czeka – powitała mnie.
– To ja zostawię sobie majtki i podkoszulek, dobrze? – zapytałem.
Omiotła mnie wzrokiem. Widać w nim było zdziwienie.
– Podkoszulek taki, że pod pachami widać plamy potu, a o majtkach nie wspomnę, pewnie tam takie zapachy, że och – zbiła mnie z koncepcji.
Nie bardzo wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Trzeba było przyznać jej rację, bo rzeczywiście zapach potu tak przesiąkł podkoszulek, że sam go czułem.
– No, idzie do pokoju i przyniesie ubrania – usłyszałem.
Obróciłem się na pięcie. Otworzyłem drzwi pokoju i usiadłem na rogu łóżka. Omiotłem spojrzeniem leżącą obok koszulę nocną. Sytuacja stawała się delikatnie, ujmując nieco krępująca dla mnie. Nie za bardzo miałem jednak jakikolwiek inny wybór, a wizja, że wkurzę panią Helenę i zostanę poproszony o opuszczenie jej domostwa była nie do przyjęcia. Przełamując się wewnętrznie, począłem ściągać z siebie ciuchy. Postanowiłem pozostawić sobie jednak slipki. Wciągnąłem przez głowę pozostawioną mi koszulę nocną. Była nieco obcisła, a jej dolna krawędź sięgała do połowy uda. Kupowała ją wszak dla siebie, a była dużo niższa niż ja, jej z pewnością dosięgałaby do kolan. W sytuacji mojego wzrostu było to o wiele mniej. Zwinąłem w kłębek swe ubrania i ująwszy je w dłoń, ruszyłem w kierunku łazienki. Pani Heleny jednak tam nie było. Już miałem zawrócić do pokoju, gdy usłyszałem człapanie na schodach prowadzących do piwnicy.
– A jesteś, byłam zapalić w centralnym, co by była ciepła woda i co by ciepło było, bo tu u nos, w maju to noce jeszcze zimne – odpowiedziała i wyciągnęła dłoń po me ubrania.
Podałem jej to, o co prosiła. Mając ubranie w dłoni, przepatrzyła, co jej dałem.
– A gatki gdzie? – zapytała.
– Co? – odpowiedziałem zapytaniem.
– Majtki, galoty – odparła.
– No… zostawiłem sobie – odpowiedziałem.
– Oj, chłopoku, dawaj galoty, cóżeś taki dziki – usłyszałem w odpowiedzi.
– Ale… – zacząłem.
– Dawej, dawej – odparła.
Chciałem cofnąć się do pokoju, by tam zdjąć z siebie slipki. Chwyciła mnie jednak za ramię.
– No, dawej je tutaj – ponowiła.
Wsunąłem dłonie pod kłusy materiał koszuli nocnej i powolutku zsunąłem swe slipki w dół. Gdy spadły na stopy, sprawnym ruchem dłoni podniosłem je z ziemi i podałem kobiecie.
– No już daje do pralki i na jutro rano jak napalę, to masz wszystko suche – odpowiedziała i zniknęła za drzwiami łazienki.
Odwróciłem się na pięcie i wróciłem do pokoju. Usiadłem ponownie na skraju łóżka, będąc teraz odziany tylko i wyłącznie w damską koszulę nocną. Sam nie wiedziałem, dlaczego tak słucham się jej poleceń. Była o wiele starsza od mojej matki, której już nieraz się stawiałem. Teraz chyba ta sytuacja, w której się znalazłem, wymuszała na mnie to posłuszeństwo. Z moich przemyśleń wyrwał mnie chrobot na korytarzu. Po raz kolejny usłyszałem puknięcie do drzwi z jednoczesnym ich otwarciem.
– Pomożesz mi chłopoku? – usłyszałem zapytanie pani Heleny.
– Tak, oczywiście – odparłem, podnosząc się z łóżka.
Podążałem za nią korytarzem w nieznanym mi kierunku. Minęliśmy kuchnię i znaleźliśmy się w dużym pokoju. Zauważyłem poukładane na podłodze różne rzeczy. Przy meblościance podobnej klasy jak ta w moim pokoju stała rozsuwana drabina pokojowa.
– Dzieci daleko i rzadko mnie odwiedzają, sąsiad znowu się za każdym razem napiro, co by mu dać na piwo za pomoc, a mam tu rzeczy, co nie są potrzebne i trza je wrzucić tam na meble, do góry – wyjaśniła mi co mam zrobić.
Rzuciłem okiem na stos rzeczy, które miałem umieścić u góry. Jakieś pudełka z bombkami na choinkę, karton z ozdobami świątecznymi, stojak na choinkę, jakieś pledy i stos kilkunastu pudeł i pudełeczek z nieznaną mi zawartością.
– Dobra, zrobi się – odparłem, będąc zadowolony, że to tak prosta czynność.
– No to dawej na drabinkę, a ja ci będę podawać – usłyszałem w odpowiedzi.
Bosymi stopami pokonywałem kolejne szczebelki drabinki pokojowej. Po chwili tkwiłem na zakańczającym ją podeście. Gospodyni pozostała na dole.
– Sama nie wlezę, bo mi się w głowie kręci – stwierdziła, podając mi pierwszy z pakunków.
Zabrałem go z jej rąk i ułożyłem na górze mebli. Pochyliłem się po kolejny, który po chwili wylądował w moich dłoniach. Ułożyłem go szybko i sprawnie. Pochylając się po kolejny, zauważyłem, że Pani Helena delikatnie ma przechyloną głowę w kierunku drabiny. Gdy tylko się pochyliłem, przechyliła się ku pudełkom, podając mi kolejne.
– No masz – powiedziała i dało się zauważyć u niej lekki uśmieszek.
Wziąłem karton i począłem analizować, co u niej wywołało ten szyderczy uśmieszek. Stała tam na dole, ja u góry. Co u licha ją tak rozbawiło? Szybko umieściłem karton na swoim miejscu. Jak tylko szybko mogłem, przeniosłem wzrok na nią. Z pewnym opóźnieniem ponownie przekręciła głowę, z pozycji jak przyłapałem ją poprzednio. Schyliła się po kolejny katon, a ja analizowałem, co się dzieje, gdyż cały czas ten uśmieszek miała na ustach. Kładąc karton tam u góry, zdałem sobie sprawę, co ją tak bawi. Stała na dole, centralnie przy drabinie i delikatnie, przechylając głowę, miała na widoku całe moje genitalia, niezasłonięte niczym, gdyż miałem na sobie tylko i wyłącznie tę nieszczęsną koszulę nocną. Pochyliłem się po kolejny pakunek, podała mi z tym szelmowskim uśmieszkiem, a ja poczułem jak moja męskość, powoli zaczyna nabierać swych kształtów. Samo, zdanie sobie sprawy z faktu, że kobieta ma przed sobą widok na przyrodzenie, podziałała w ten sposób. Kładąc kolejny z kartonów, czułem, jak mój ptaszek staje się coraz bardziej sztywny i podnosi się ku górze. Nie miałem na to żadnego wpływu, a myśl o tym, że ta pani z pewnością to widzi, działał na mnie, tak że fallus stawał się coraz bardziej sztywny.
– Mos, to już przedostatnie – powiedziała, mając roześmiana buzie.
Odebrałem pakunek z jej rąk, czując, jak naprężony penis wypycha do przodu materiał koszuli nocnej. Fakt był bezsporny, miałem całkowitą erekcję mojego ptaszka. Co gorsza, nie mogłem na to nic poradzić. Sytuacja była nad wyraz niekomfortowa dla mnie, a co gorsza, czekało mnie zejście za chwilę z drabinki. Ociągałem się, jak mogłem, z ułożeniem ostatniego kartonu. Spojrzałem w dół. Nie dało się ukryć, że mój penis był w pełnym wzwodzie. Widać to było gołym okiem na odkształconym materiale koszuli nocnej.
– No to po robocie – skwitowała me poczynania gospodyni.
– No, tak – bąknąłem zażenowany nieco.
– Złaź, odstawię drabinkę – usłyszałem.
Unikałem kontaktu wzrokowego z nią. Jednak teraz, schodząc, nie mogłem go przeoczyć. Miała ten specyficzny uśmieszek na ustach. Stanąłem na podłodze.
– A co to za namiocik, żeś postawił? – zapytała z drwiną w głosie, wskazując palcem na wybrzuszenie w wiadomym miejscu.
Poczułem, jak się rumienię. Pragnąłem jak najszybciej znaleźć się w pokoju i położyć, spać. Poziom zażenowania z tej sytuacji był wysoki.
– A nic, może się już woda zagrzała, to się wykąpie – odparłem szybko, nie chcąc kontynuować tego tematu.
Uśmiechnęła się, mając wzrok skierowany w wiadome miejsce. Czułem się zdeprymowany i pragnąłem, by nie kontynuowała tego tematu.
– To ja sprawdzę jak woda – dodałem szybko i nie czekając na odpowiedź, ruszyłem w kierunku łazienki.
Paradowałem z tym namiotem na wysokości podbrzusza poprzez kuchnię i dalej, chcąc jak najszybciej znaleźć się w ubikacji połączonej z łazienką. Pani Helena podążała za mną, pozostając jednak nieco w tyle. Pewnym ruchem otworzyłem drzwi od łazienki i dotarłem do kurków przy wannie. Nim dotarła, odkręciłem ten z ciepłą wodą. Strumień spłynął po mojej dłoni.
– I jak? – usłyszałem zapytanie za moimi plecami.
Woda była ciepła, bez szału, ale jak na maj wydawała się odpowiednia.
– Dobra – odpowiedziałem.
– No to dobrze, ukąp się – usłyszałem i jednocześnie dał się słyszeć trzask zamykanych drzwi od łazienki.
Pozostałem w tym pomieszczeniu sam. Miałem nadzieję, że teraz szybko się wypluskam, a potem przemknę do pokoju i wpadnę w objęcia Morfeusza. Mydło tkwiło na mydelniczce tuż koło lustra, szampon na dobrą sprawę nie był mi aż tak niezbędny. Rozglądnąłem się po pomieszczeniu, standardowe drewniane drzwi z mleczną szybą u góry, lustro, półeczka na kosmetyki, wieszaki na ręcznik i ubrania, w rogu muszla klozetowa z oporządzeniem. Szybko ściągnąłem przez głowę tę nieszczęsną koszulę nocną i kompletnie nagi wparowałem do wanny. Penis stał mi nadal, jak drut i co gorsza, napletek zsunął się tak, że wilgotny śluz przemoczył nieco podarowany mi element nocnej bielizny. Mając w głowie wspomnienia minionych chwil, nie byłem w stanie tak szybko opanować podniecenia. Nie zwracając uwagi na inne rzeczy, przekręciłem kurek z ciepłą wodą i skierowałem jej strumień na swe ciało. Gdy pierwsze jej krople poczęły spadać na moje ciało, otwarły się drzwi od łazienki i w nich stanęła pani Helenka.
– O, kąpie się, a ręcznika nie ma – stwierdziła.
Rzeczywiście, nie zwróciłem uwagi na fakt, że w pomieszczeniu nie było żadnego ręcznika w wymiarze kąpielowym. Co prawda wisiał mały ręczniczek do rąk przy umywalce, lecz nim nie wytarłbym nawet połowy swego ciała. Siedziałem w wannie, tak że szybko i sprawnie, odkładając na bok dyszę prysznica, obiema dłońmi zasłoniłem sterczące przyrodzenie. Spojrzałem na nią, była już przebrana w koszulę nocną w krótkim rękawem w kolorze jasnego różu, sięgającą do kolan. W prawej dłoni dzierżyła duży kąpielowy ręcznik, w lewej miała gąbkę.
– No to ma, bo chyba stracił głowę po tym wszystkim – stwierdziła i położyła oba przedmioty na automatycznej pralce.
– Dziękuję pani, rzeczywiście o tym zapomniałem – odpowiedziałem, mając nadzieję, że jak najszybciej opuści to pomieszczenie.
Omiotła mnie wzrokiem. Siedziałem w wannie, zasłaniając obiema dłońmi swe sterczące nadal przyrodzenie. Zatrzymała wzrok na panelu pralki.
– O, pranie się skończyło – zauważyła.
Rzeczywiście wyświetlacz automatu wskazywał, że proces prania dobiegł końca. Kobieta pochyliła się i otwarła bęben pralki.
– No widzisz, na jutro będziesz miał suche – stwierdziła, wyciągając zawartość z wnętrza pralki.
Powoli wieszała lub układała elementy bielizny mojej i jej to na sznurze rozwiniętym nad wanną, lub na kaloryferze w rogu łazienki. Czekałem na moment, aż opuści ten przybytek a, woda cały czas leciała z dyszy prysznica.
– No tak, wodę nagrzałam, a ty marnujesz ją, za chwilę wszystko zleci z bojlera, a ja będę czekać do północy – zauważyła.
Nie bardzo wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Jej obecność powodowała to, że nie mogłem spokojnie się wykąpać.
– Już zaraz skończę – skłamałem, zdając sobie sprawę, że dopiero, co zacząłem się odświeżać.
– Tak, tak, nim się namydli, potem oplusko, to ruski rok minie i woda cało ujdzie, a głowy to se nie umyje – odparła i zbliżyła się do krawędzi wanny.
Sprawnym ruchem dłoni zakręciła kurek z ciepłą wodą. Nie mogłem zareagować w żaden sposób, gdyż obie moje dłonie zasłaniały me krocze.
– Szkoda czasu, dawej jo ci pomogę tak, co by woda nom nie uciekła – powiedziała stanowczym głosem.
Nie zdawałem sobie sprawy, co ma na myśli. Zauważyłem tylko, jak z pralki zabiera gąbkę i kieruję ją w kierunku moich pleców.
– Nim się namydlisz, a potem spłukasz to ruski rok minie, pomogłeś mi to i jo Ci pomogę – dodała i drugą dłonią przekręciła kranik z ciepłą wodą.
Byłem w szoku, gdy poczułem na plecach dotyk gąbki, a na dodatek strumień wody spływał teraz pomiędzy moimi nogami. Kobieta najwyraźniej miała zamiar mnie umyć. Tego się nie spodziewałem.
– Ale…… – wyrzuciłem z siebie.
– Cichoj – usłyszałem w odpowiedzi.
Mocniej zacisnąłem dłonie zakrywające stojącego ptaszka. Ten bodziec niewątpliwie wzmagał podniecenie, które już obecnie sięgało zenitu. Ostatni raz byłem myty przez matkę w wieku bodajże 9 lat, gdy o erekcji mogłem tylko gdzieś poczytać. Teraz zupełnie obca mi kobieta szorowała plecy, a ja poddawałem się temu bez zbytnich zahamowań, zdając sobie sprawę z sytuacji, w jakiej jestem.
– Wstawej – powiedziała, w chwili, gdy zakończyła myć moje plecy.
Podparłem się jedną ręką, drugą, zasłaniając ciągle sterczącego fallusa i podniosłem swe ciało do pionu. Stałem do niej tyłem, odsłaniając swe gołe pośladki. Poczułem jak materiał gąbki, przesuwa się po nich, a potem po udach. Penis stawała się coraz bardziej wilgotny. Gąbka dotykała ukrytej między zwartymi udami moszny. Obiema dłońmi zdołałem objąć całość swego przyrodzenia, w ten sposób, broniąc swą intymność. Czułem jak ciepły strumień wody, spływa od pleców w dół.
– Obróć się – usłyszałem.
– Może ja sam – odparłem, mając nadzieję, że to się skończy na tym etapie.
– No już – ponagliła i obiema dłońmi chwyciła mnie za biodra.
Nie pozostało nic innego jak obrócić się frontem do niej. Zakrywając dłońmi przyrodzenie, po chwili byłem w pozycji, jaką sobie żądała. Prawa jej ręka uzbrojona w gąbkę przesuwała się po moim torsie, lewa operującą dyszą prysznica spłukiwała moje nogi. Gąbką zsunęła się do poziomu mojego pępka. Dalej napotkała blokadę mych dłoni.
– No, da – usłyszałem.
– Co? – zapytałem
– No da, bo woda będzie za chwilę zimna – odparła.
– Co, da? – zapytałam ponownie.
– Oj nie będzie taki wstydliwy, widziałam, jak mu kuśka rosła tam pod drabinką, da i już – odparła.
Zdałem sobie sprawę w tej chwili, że żąda, bym odsłonił swe przyrodzenie. Posuwała się za daleko, lecz rzeczywiście tam wtedy musiała zobaczyć mego ptaka w pełnej krasie.
– Przecież tak nie można – próbowałem zaoponować, widząc, jak ona, odłożywszy gąbkę, chwyta za moje dłonie.
– No, da – ponowiła prośbę i poczułem jak jej palce, poczynają odchylać moje dłonie, broniące dostępu do stojącego ptaszka.
– Nie, nie dam – odparłem.
– No, da, ja widziałam, niech się nie wstydzi, ja stara baba niejedno już widziałam – odpowiedziała i coraz bardziej poczęła odginać moje dłonie.
Mocniej zacisnąłem dłonie na przyrodzeniu. Nie miałem zamiaru dać się tam macać.
– No, da, bo gołego wyrzucę na dwór i tyle będzie, a woda ucieka – zagroziła.
Spojrzałem na nią. Zaciśnięte usta, poważny wzrok i stanowczy ton jej głosu mówiły, że nie ma zamiaru żartować. Momentalnie przeanalizowałem sytuację, w jakiej jestem. Wszak widziała moją stojąca pałkę już tam wcześniej. Wszak sama zwróciła uwagę, że postawiłem namiot, gdy zorientowałem się, że to widzi.
– No, dobrze – skapitulowałem i zwolniłem uścisk dłoni.
Swymi dłońmi odwiodła moje na bok. Zwolniony z ucisku penis odskoczył i stał jak najęty, prężąc się przed gospodynią. Czułem się kompletnie zażenowany.
– No maszcik to Ty masz spory – oceniła rozmiar mojego ptaszka kobieta.
Poczułem, jak gąbka ociera się, o odsłoniętą i wilgotną główkę penisa. Jak strumień jeszcze ciepłej wody poczyna po nim spływać. Stałem kompletnie nagi ze stojącym fallusem przed starą kobietą i dawałem jej go myć. Przesunęła dyszę prysznica, tak że od spodu strumień wody trafiał w moje jądra.
W duchu czekałem, aż skończy się ten żenujący dla mnie spektakl.
– Ale ci stoi, chodoku, juzem widziała, jak Ci drygnął tam w pokoju – stwierdziła i odłożywszy na bok dyszę prysznica, ujęła wolną dłonią penisa od dołu.
Nim zdążyłem zareagować, zsunęła do końca napletek z żołędzia. Chwyciłem ją za rękę.
– Proszę przestać – zaoponowałem.
Odsunęła rękę i ujęła w dłoń dyszę prysznica. Strumień wody skierowała na odsłonięty żołądź. Ten bodziec był cholernie silny.
– Już dość – jęknąłem.
Odłożyła na bok i dyszę prysznica i gąbkę. Jej prawa dłoń objęła penisa, lewa macała moje jądra.
– Co pani robi, proszę przestać – wyrzuciłem z siebie.
– Ulżę ci – odparła i poczęła wykonywać ruchy posuwisto zwrotne prawą dłonią.
Palce jej lewej dłoni delikatnie obmacywały moją mosznę. Byłem przerażony, a jednocześnie mega podniecony. Co prawda stara, ale kobieta zajmowała się moim ptaszkiem.
– Proszę, nie – wyrzuciłem z siebie, czując, jak coraz szybciej wykonuje te ruchy.
– Cicho, ulżę ci – po raz drugi odparła, stymulując moje najczulsze strefy erogenne.
Stałem frontem do niej w tej wannie, poddając się jej działaniom. Bezbronny, zażenowany, kompletnie nagi i bardzo podniecony oddawałem się jej działaniom. Masturbowała mnie, nic nie mówiąc i czekając, aż trysnę. Nie trwało to długo. Poczułem, jak fala przyjemności przeszywa moje ciało.
– O, już – jęknąłem i po chwili pierwsza porcja spermy trysnęła z mojego stojącego ptaszka wprost na jej koszulę nocną.
– Dość, proszę – dodałem po chwili, czując, że w dalszym ciągu mnie masturbuje.
– Dawej, tryskej jeszcze – usłyszałem.
Kolejne porcje spermy trysnęły z ptaszka, lecz z coraz mniejszą siłą. Wydawałem z siebie jakieś jęki trudne do opisania. Ona nadal trzepała mojego ptaszka, który z coraz mniejszą siłą wypluwał kolejne porcje nasienia. Przymknąłem oczy. Czułem tę błogość przeszywającą me ciało. Penis po chwili począł stawać się coraz mniejszy.
– No, ulżyło ci – stwierdziła i poczułem jak strumień ledwo ciepłej już wody, spływa po kroczu.
Otworzyłem oczy. Nasze spojrzenia skrzyżowały się na chwilę. Widziałem ten specyficzny błysk w jej oczach. Po wytrysku powoli dochodziłem do siebie.
– O i woda już zimna, wychodzi z wanny i się wytrze, a jo idę się przebrać, bo mnie upaćkał trochę – dodała i odwróciwszy się, skierowała swe kroki w kierunku wyjścia.
Pozostałem w łazience sam. Czułem się nieswojo, wszak przed chwilą zostałem wytrzepany przez nieznaną mi wcześniej, zupełnie obcą kobietę, a co gorsza, w dość zaawansowanym wieku. Nie czekając na jej powrót, szybko wyskoczyłem z wanny i pośpiesznie począłem wycierać swe ciało. Mogłem po niej spodziewać się wszystkiego i marzyłem o tym, by jak najszybciej znaleźć się w pokoju. Narzuciłem na siebie przez głowę tę nieszczęsną koszulę nocną i tak jak mogłem najszybciej, skierowałem swe kroki do pokoju. Ptaszek zwisał swobodnie ku dołowi. Wskoczyłem do łóżka i nakryłem się kołdrą. Nie miałem zamiaru analizować teraz na gorąco tego, co zaszło, chciałem tylko przytulić głowę do poduchy i zapaść w sen po tym jakże szalonym dniu. Zamknąłem oczy. Usłyszałem po chwili skrzypnięcie otwieranych drzwi od mego pokoju. Nie poruszyłem się, udając, że śpię.
– A, spis, to śpij – powiedziała do siebie pani Helena i usłyszałem, jak zamyka drzwi za sobą. Nastała błoga cisza. Zapadłem w sen.

*****

Z objęć snu wyrwał mnie odgłos otwieranych drzwi od pokoju, w którym spałem. Usłyszałem szuranie po podłodze i poczułem w powietrzu zapach herbaty.
– No wstaje, kawę zrobiłam, co by się pobudził – dał się słyszeć głos pani Heleny.
Otworzyłem oczy. Przesuwała się w kierunku stołu, dzierżąc w ręku kubek z herbatą. Gdy połozyła go na stole, mocniej naciągnąłem na siebie kołdrę i dłonie skierowałem ku brzegom koszuli nocnej, gdyż ta podczas snu podciągnęła się tak, że moje klejnoty były odsłonięte. Obciągnąłem jej krańce ku dołowi.
– I jak się spało? – zapytała.
– Dobrze – odparłem.
– No widzi, ulżyło mu to i społ spokojnie, jakby nie to, to by całą noc się męczył z tą stojącą fujarką – przypomniała mi już na wstępie dnia o wczorajszej przygodzie.
Nie odparłem nic. Przypomnienie wczorajszej przygody naprawdę nie było dla mnie miłe.
– No to idę prasować, a ty siadej tu i pij herbatkę – stwierdziła i wyszła z pokoju.
Odetchnąłem z ulgą. Chciałem jak najszybciej zapomnieć o wczorajszej przygodzie. Miałem nadzieję, że już niedługo przyniesie wyprasowane ubrania i wreszcie w nie wskoczę. Zwlokłem się z łóżka i usiadłem za stołem. Zapach herbaty z rana to było, to czego potrzebowałem. Ująłem kubek w dłoń i posmakowałem pierwsze łyki herbaty. Jej ciepło i wyborny smak były tym, co potrzebowałem. Delektowanie się ciepłym napojem, przerwał trzask otwieranych drzwi od pokoju, w którym spałem.
Odwróciłem się i moim oczom ukazała się gospodyni. W dłoniach dzierżyła elektryczne żelazko i moje ubrania. Nie spodziewałem się, że ponownie tak szybko tu się pojawi.
– No zaroz Ci to uprasuje, a pekaesa mos za ponad godzinę – stwierdziła, kładąc na łóżko mu rzeczy i żelazko.
Nie spodziewałem się, że wróci tu do pokoju. Dłońmi obciągnąłem ku dołowi materiał nocnej koszuli. Pani Helena przesunęła się nieco i zza rogu meblościanki wyciągnęła deskę do prasowania. Sprawnie ją rozłożyła i w parę chwil miała tuż obok mego stolika miejsce do prasowania.
– Fujarka cię nie boli, nie za mocno się nią zajęłam? – zapytała, wprowadzając mnie w zakłopotanie tym zapytaniem.
Poczułem, jak się czerwienię. Ponownie wracała do tematu wczorajszych działań.
– Nie – odparłem krótko, chcąc uciąć ten temat.
– A widzi, to nie wyszłam z wprawy, bo jak mój stary żył, to jemu tylko jedno było w głowie, pieprzyć się i pieprzyć, i jak ja nie mogłam albo nie chciałam to ino roz, go chwytałam za te jego fujarę i nim cosi zdołał zadziałać to już majtochy mu w dół i dali mu dobrze robić ręką – odparła, wyjawiając przede mną tajemnice swego pożycia.
Trzeba było stwierdzić, że była bardzo bezpośrednia. To stwierdzenie było tego dowodem. Nie spodziewałem się, że będzie mi opowiadać tak pikantne szczegóły swego małżeństwa.
– Oj, gdyby nie jo, to miałabym tabun dzieci, bo on kochliwy był jak smok – kontynuowała, a ja czułem się coraz bardziej głupio.
Popijałem herbatę, patrząc, jak podłącza do prądu żelazko i bierze do prasowania z łóżka me spodnie.
– Roz jeden, jak byliśmy zaraz po ślubie, to go wzięło na kochanie tam w lesie – kontynuowała, wskazując mi dłonią pobliski las.
– Zadarł mi kiece do góry, zsunął se spodnie i majtochy, i dawej tam mnie od tyłu, posuwo a tu trach nagonka ci z lasu wychodzi. To jo szybko odskoczyłam, kiecka opadła do dołu, a on stoi bidok z tym sterczącym fajfusem – ciągnęła dalej ten temat.
Żelazko fuknęło parą. Czułem się nieswojo, słuchając tych jej pikantnych opowieści.
– A ty już żeś zamocył kutoska? – zapytała.
Byłem zszokowany tym pytaniem. Uderzało to w tak intymną strefę, że nie bardzo wiedziałem, co począć.
– A, prawicek jesteś – sama odpowiedziała sobie na sformułowane wcześniej pytanie, biorąc mój brak odpowiedzi za potwierdzenie tego faktu.
– Nie – wyrzuciłem z siebie, kłamiąc.
– No mój to miał drąga, ale ten twój to też całkiem, całkiem jak na ten wiek – oceniła wielkość mojego przyrodzenia.
Rozmowa ponownie zaczęła schodzić na mój temat, co nie bardzo było mi na rękę. Kobieta prasowała moje spodnie i w myślach pragnąłem, by ten proces zakończył się jak najszybciej. Co gorsza, czułem, że ta jej opowiastka dział w jakiś sposób na moją psychikę, a ta niestety przesyłała bodźce do mojego fallusa, który począł nabierać kształtów.
– Mój to lubił, jak się go tam smyrało po jajkach i jak się mu tę skórkę ściągało tak nie na chama – kontynuowała swą opowieść.
Rzeczywiście wczoraj robiła to nad wyraz subtelnie i z wprawą. Pieszczoty moszny były jak najbardziej właściwe i przyspieszyły moment wytrysku.
– No, ty tez, żeś wczoraj doszedł i popryskał mnie jak mało kto – oceniła mój wczorajszy spektakl.
Penis sterczał mi już jak drut. Czułem się skrępowany i nerwowo siorbałem kolejne łyki herbaty. Gospodyni skończyła prasować moje spodnie i podniosła z łózka kolejną rzecz.
– A ty lubisz, jak tam cię, kto smyro po jojkach? – zapytała.
Unikałem za wszelki sposób kontaktu wzrokowego z nią. Całe jej te opowiastki i pytania były tak lubieżne, że pragnąłem tylko tego, by odzyskać swe ubrania i jak najprędzej opuścić jej domostwo.
– Lubis, każdy chłop to lubi – odpowiedziała sobie sama na zadane pytanie.
Prasowała teraz moją koszulę, mając na sobie szlafrok w kolorze lekkiego błękitu, który zakrywał jej koszulę nocną. Na nogach tkwiły znane mi z wczoraj kapcie.
– A, zadowoliłeś tę dziewuchę, bo wiesz my, to lubimy tak długo, a wy, chłopy to parę razy dupą rusycie i już po was – zapytała.
– Tak – odparłem zdawkowo, nie chcąc być posądzonym o to, że nie dogodziłem kobiecie.
Czułem się głupio. Zadawała mi takie pytania, na które nie dałbym odpowiedzi najlepszemu kumplowi, a co dopiero obcej mi osobie. Jej bezpośredniość mnie przerażała. Na dodatek opowiadała mi, zupełnie obcej osobie dość pikantne szczegóły swego intymnego pożycia. By zamaskować fakt sterczącego fallusa, przysunąłem się bliżej stołu. Dopijałem ostanie łyki herbaty. Tam na dole mój penis szalał, stając się wilgotny. Znów postawiłem namiot, podobny jak wczoraj.
– No to jesce ino galotki i będzie po robocie – stwierdziła, odkładając na łózko koszulę i podkoszulek.
Patrzyłem jak sprawnie i fachowo prasuje moje slipki. Parę minut i było po robocie.
– No, mos już wszyściutko czyste i świeże – oceniła swoją pracę.
– Dziękuję – podziękowałem, mając nadzieję, że po złożeniu deski do prasowania opuści to pomieszczenia, dając mi możliwość ubrania się w nie.
– Złóż no deskę, a jo pójdę do kur – poleciła.
Zdałem sobie sprawę, że podnosząc się teraz zza stołu, nie ukryję faktu, że mam erekcję.
– Dobrze, pani idzie, ja schowam – odparłem, chcąc się jej pozbyć jak najszybciej z tego pomieszczenia.
– Oj, wstawej, położysz tam, gdzie nie trza i potem spadnie – odparła i zbliżywszy się do mnie, chwyciła za ramiona.
Poczułem, że chcę, bym powstał. Odłożyłem kubek na blat stołu i ociągając się, wstałem zza stołu. Omiotła mnie wzrokiem, zatrzymując go na dłuższą chwilę na wybrzuszeniu, które było spowodowane erekcją mojego członka.
– O, masz i znów ci stoi – stwierdziła to, co zauważyła.
– Ja, przepraszam… – bąknąłem, nie wiedząc co począć w tej sytuacji.
– No jak mój stary, tylko to jedno wam w głowie – odparła i delikatnie popchnęła mnie w kierunku łóżka.
Poddałem się jej zamiarom. Klapnąłem na skraju łóżka. Obie jej dłonie wylądowały delikatnie poniżej materiału koszuli nocnej, na mych udach. Poczęła bezpardonowo posuwać je wyżej, podciągając jednocześnie ku górze skraj materiału. Zareagowałem, swymi dłońmi chwyciłem jej dłonie.
– Nie – wyrzuciłem z siebie.
– No dej się – usłyszałem w odpowiedzi.
– Proszę, nie – ponownie zaoponowałem.
– Oj, ty taki, jak to będzie wyglądać, jak do pekaesa wsiądziesz z tym chujem jak z dzidą – odpowiedziała.
Trzymałem jej dłonie tam na dole.
– No wczoraj było ci chyba dobrze, no dej się – nalegała i czułem, jak jej dłonie chcą odkrywać to, co skrywałem.
– Wystarczyło już wczoraj, pani Heleno, proszę – kontynuowałem.
– To jo ci tyle dobrego robię, a ty mi tak, żadnej ni mos dla mnie odrobinki wdzięczności, takiś ty? – zaczęła mnie brać na litość.
– Proszę, dajmy spokój – uderzyłem w równie podobną nutę.
– Oj, wczoraj mogłeś, a dziś nie, oddom Ci to, co zapłaciłeś za spanie – rzuciła na szalę poważny argument.
Szła po całości, nie spodziewałem się, że zaproponuje taką kwestię. Wizja odzyskania kasy za spanie była kusząca. Wszak nie traciłem nic.
– No, dobrze – zgodziłem się, zwalniając jednocześnie blokadę swych rąk.
Siedziała tuż obok mnie. Jej dłonie uniosły ku górze materiał nocnej koszuli, tak że teraz mój sterczący fallus był na widoku.
– Połóż się – powiedziała i delikatnie lewą dłonią popchnęła mój tors.
Opadłem na łózko, opierając swą głowę o ścianę. Pani Helena podciągała ku górze koszulę nocną, w którą byłem odziany. Odsłaniała kolejno moje nagie ciało, zatrzymując ten proces na wysokości moich sutków.
– O, jaki twardy – oceniła twardość przyrodzenia, ujmując ją w dłoń.
Zsunęła napletek z żołędzi bez trudu. Mój ptaszek po tych jej opowieściach i niedyskretnych pytaniach był na tyle wilgotny, że nie stanowiło to żadnego problemu. Palcami drugiej dłonie poczęła stymulować moje jądra.
– O zobacys, będzie ci dobrze – zapewniła i rozpoczęła wykonywać ruchy posuwisto-zwrotne tą dłonią, która obsługiwała mą sterczącą pałkę.
Po raz kolejny poddawałem się jej niecnym czynom. Podobnie jak wczoraj robiła to z wyczuciem. Bezwiednie poddawałem się działaniom. Delikatnie palcami swych palców macała moją mosznę. Ruchy drugiej z jej dłoni były coraz szybsze, acz nie posunęła się do tego, by przekroczyć linię tam, gdzie zsuwanie napletka sprawia ból.
– O, będzie ci dobrze, zobaczysz – powiedziała, masturbując mnie.
Patrzyłem, jak to robi. Widziałem, jak jej dłoń posuwa się raz ku górze, a raz ku dołowi. Wyprostowałem dłonie niezamierzenie, dotykając jej nogi.
– A co, chce se pomacać? – zapytała.
Nie odpowiedziałem nic. Nie po myśli było mi obmacywanie starej baby. Poczułem jak dłoń stymulująca moje jądra przestała to czynić.
– No masz, jak chce – usłyszałem i poczułem, jak jej dłoń uchwyciła moją i nakierowała ją na udo.
Moja dłoń dotknęła jej uda. Jej dłoń, też zwolniona ponownie poczęła pieścić moją mosznę.
– Pani Heleno… – szepnąłem, czując, że za chwilę dojdę.
– Dobrze, maleńki, dobrze – usłyszałem.
Dobrze wiedziała, że wymawiając to, miałem na myśli, to, by przyśpieszyła ruchy. Zrozumiała to bez słów i ruchy stały się szybsze i bardziej energiczne. Głaskałem jej uda.
– Pani Heleno … – wyszeptałem, czując, że moment orgazmu zbliża się wielkimi krokami.
– No, dobrze, lez spokojnie – szepnęła, trzepiąc mi w dalszym ciągu fiutka.
– Ooo och… ajjjjj – wyrzuciłem z siebie, zdając sobie sprawę, że za chwilę trysnę.
Fala przyjemności przeszyła moje ciało, bezwiednie począłem poruszać biodrami.
– Już – jęknąłem, w chwili, gdy poczułem, że ładunek nasienia za chwilę tryśnie ze sterczącego ptaszka.
Orgazm przeszył moje ciało. Nasienie wytrysnęło ze wzwiedzionego fallusa. Nie widziałem, gdzie ląduje, przed tym przymknąłem oczy.
– Już, dość – jęknąłem.
– Oj jo cię wytrzepie jak mojego starego – usłyszałem w odpowiedzi i zdałem sobie sprawę, że po pierwszym strzale gospodyni nie zakończy swej pracy.
– Ochhhh, ochach – jęczałem, a mój penis wypluwał kolejne porcje spermy, które teraz lądowały na moim brzuchu i dłoni pani Heleny.
– Dobrze ci, no powiedz, dobrze? – zapytała w dalszym ciągu, drażniąc dłonią mego członka.
– Taaa – szepnąłem z nutą rozkoszy w głosie.
Kolejne fale przyjemności przeszywały moje ciało. Ciało drżało, ciepłe nasienie spływało po jej dłoni na mój brzuch. Czułem, jak penis staje się coraz mniejszy. Gospodyni też zdawała sobie sprawę, że było już po wszystkim i dalsze jej działania nie przyniosą żadnych rezultatów. Puściła fallusa. Otworzyłem oczy. Wycierała swą lepką dłoń o prześcieradło.
– No, już po wszystkim, idź no się obmyj, boś upaćkany – powiedziała, wstając z łóżka.
Spojrzałem na swe krocze. Brzuch, moszna i penis były całe w spermie. Podniosłem się i mijając ją, ruszyłem do łazienki. Zimną wodą obmyłem się. Potem umyłem twarz i dłonie. Wróciłem do pokoju. Nie było już tam jej. Zrzuciłem z siebie koszule nocna i zacząłem się ubierać. Gdy dopinałem guzik spodni, weszła ponownie do pokoju.
– No, ma – powiedziała, wręczając mi kwotę, jaką zapłaciłem jej za nocleg.
– Dziękuję – odpowiedziałem.
– Jakby jesce, kiedy tu bywoł to niech wpadnie, jo se przypomnę, jak to było wcześni, za młodości, a ty będziesz mioł dobrze jak dzisiaj – rzuciła swoiste zaproszenie.
Nie odpowiedziałem nic na tę propozycję.
– Dziękuję, do widzenia – pożegnałem się, chowając pieniądze do kieszeni.
Powoli kierowałem swe kroki w kierunku przystanku. Nie wiedziałem, co myśleć o tym, co mnie spotkało. Z jednej strony było to wstydliwe, z drugiej zaś cholernie mnie to podnieciło i nie ukrywam, że finały obu masturbastycznych aktów były cholernie przyjemne i silne. Zza zakrętu pojawił się autobus. Po raz ostatni spojrzałem na dom, w którym nocowałem. W oknie stała pani Helena. Helena – wielbicielka trzepania męskich wacków. Miałem nadzieję, że nie zagoszczę już nigdy w jej domu, jednakże życie mogło napisać odmienny od moich życzeń scenariusz.

3 komentarze

 
  • Użytkownik Lucjusz

    Bardzo fajne opowiadanko.

    Przedwczoraj

  • Użytkownik andkor

    Ciekawa przygoda.

    tydz. temu

  • Użytkownik Ask

    Jammer, szkoda Twojego czasu i talentu. Bałtyk, Rescue, to inna galaktyka. pozdrawiam Ask.

    tydz. temu

  • Użytkownik Jammer106

    @Ask to stare opowiadanie. Musiałem tylko nieco podszlifowac.

    tydz. temu