Dzwonek telefonu, ostry i natarczywy, rozdarł ciszę ich luksusowego przedpokoju niczym nóż. Ekran jarzył się złowrogo w półmroku – „OLGA”. Anna, wciąż w lekkim, jedwabnym szlafroku, który ledwo osłaniał jej ciało po gorączkowych pieszczotach w taksówce, zastygła jak posąg. Jej szeroko otwarte, zielone oczy odbijały migoczący ekran, pełne niedowierzania i nagłego, lodowatego strachu, który zmroził wilgoć wciąż drgającą między jej udami. Serce waliło jej jak młot w klatce piersiowej.
Jan, stojący tuż za nią, jego muskularne ramiona wciąż owinięte wokół jej talii w niedokończonym geście pocieszenia po opowieściach o rutynie, również znieruchomiał. Jego palce mimowolnie zacisnęły się na jej biodrze. „Przyjdźcie teraz. Albo... zobaczcie, co stracicie.” Słowa Olgi, wyświetlone na ekranie, wisiały w powietrzu jak fizyczna groźba. Nie był to głos z telefonu, ale SMS – krótki, bezosobowy, tym bardziej przerażający.
„Kroki…” Anna wyszeptała, jej głos był cienki, napięty. „Słyszysz?”
Jan wytężył słuch. Cisza. Głęboka, przytłaczająca cisza po tamtym nagłym, metalicznym zgrzycie drzwi windy. Żadnych kroków. Tylko ich własny, przyspieszony oddech i pulsujący rytm ich serc. Czy to była tylko iluzja, wytwór podnieconej wyobraźni podsycanej tajemniczym SMS-em? Czy ktoś naprawdę był tam, na korytarzu, obserwując, czekając? To poczucie bycia obserwowanym, nagości nie tylko fizycznej, ale i emocjonalnej, było gorsze niż jakikolwiek rzeczywisty widok.
„Co… co to znaczy, Jan?” Anna odwróciła się do niego, jej kasztanowe włosy opadły na jedno ramię, odsłaniając smukłą szyję, na której wciąż widniały ślady jego pocałunków z taksówki. W jej głębokich, zielonych oczach malowała się mieszanina strachu, resztek podniecenia i palącej ciekawości. „Co mamy stracić?” „Zobaczyć” brzmiało jak obietnica czegoś zakazanego, niebezpiecznego, co podsycało płomień w jej wnętrzu, mimo lęku.
Jan oderwał wzrok od telefonu, wpatrując się w drzwi wejściowe, jakby mógł przez nie przejrzeć. Jego szczęka była zaciśnięta, w kącikach ust rysowała się bruzda determinacji pomieszanej z niepewnością. Zapach Anny – delikatne piżmo zmieszane z wonią jego własnej, męskiej wody kolońskiej i śladami perfum Olgi, które przyniósł na ubraniu – drażnił jego nozdrza, przypominając o chwili, która miała być kulminacją, a została brutalnie przerwana. Tęsknił za tą iskrą, za tym dreszczem. Teraz Olga oferowała coś więcej, ale za jaką cenę? Jego inżynierski umysł analizował ryzyko: nieznane miejsce, kobieta, którą ledwo poznali, dwuznaczna groźba. Ale pod spokojną kalkulacją buzowała dzika, pierwotna potrzeba – potrzeba zobaczenia Anny w objęciach kogoś innego, potrzeba odzyskania tej utraconej intensywności.
„Znaczy, że gra się zaczyna, Aniu,” powiedział w końcu, jego głos był niski, chropowaty, nasycony emocjami, których nie potrafił nazwać. Podniósł dłoń, by dotknąć jej policzka. Jej skóra była gorąca, niemal parząca pod jego opuszkami. „Znaczy, że albo idziemy teraz, w ciemność, albo… albo nigdy nie dowiemy się, co miało się stać. Co mogłoby się stać.” Jego szelmowski uśmiech, ten pełen obietnic, pojawił się na ułamek sekundy, ale w jego oczach nie było zwykłej pewności siebie, tylko gorączkowe błyski pożądania i lęku. „Boisz się?”
Pytanie zawisło w powietrzu. Anna wzięła głęboki oddech, jej jędrne piersi uniosły się pod cienkim jedwabiem. Strach był realny, zimny jak stal. Ale pod nim, głębiej, pulsowało coś innego – ciekawość, która paliła jak ogień, i to podszyte niepewnością pragnienie, by poczuć więcej. To pragnienie, które popchnęło ich do aplikacji, do Olgi, do tego całego szaleństwa. Spojrzała na drzwi, potem na wygaszający się ekran telefonu, wreszcie utkwiła wzrok w oczach Jana. W jego spojrzeniu zobaczyła odbicie własnej rozterki, ale też żar, który przygasł w ich sypialni, a teraz znów próbował się rozpalić.
„Tak,” wyszeptała, jej głos drżał, ale nie ustępował. „Boję się. Strasznie. Ale… ale jeszcze bardziej boję się wrócić do naszej sypialni i znowu… znowu poczuć tę pustkę. Tę ciszę.” Jej dłoń sięgnęła, niepewnie, i splotła palce z jego. Ich dłonie były wilgotne, splecione jak liny ratunkowe. „Chcę wiedzieć, co stracimy. Chcę… chcę zobaczyć.”
Decyzja zapadła bez słów. Wymienili tylko jedno, szybkie, porozumiewawcze spojrzenie. Jan sięgnął po kluczyki do swojego sportowego audi, stojące na półce przy drzwiach. Anna, ręką drżącą bardziej, niż chciała to pokazać, zrzuciła szlafrok. Stała przed nim przez sekundę, tylko w koronkowych figach, jej smukła sylwetka oświetlona bladym światłem korytarza padającym z małego okienka nad drzwiami. Jej gładka skóra, pachnąca piżmem i podnieceniem, błyszczała lekko. Był to akt odwagi, wystawienie się, potwierdzenie wyboru. Potem, szybkim ruchem, wciągnęła ciasną, czarną sukienkę, którą miała wcześniej w barze – materiał opinał jej kształty, podkreślając biodra i dekolt. Nie potrzebowała mówić, że nie zamierzała tracić czasu na pełną toaletę; chodziło o pęd, o utrzymanie tego kruchego napięcia.
Jan, obserwując ją, poczuł, jak podniecenie i zazdrość skręcają mu wnętrzności w ciasny węzeł. Widzieć ją taką – wystraszoną, ale zdecydowaną, przygotowującą się dla kogoś innego, dla tej tajemnicy – było jednocześnie ekstatyczne i bolesne. Wciągnął dżinsy i ciemny sweter, jego ruchy były szybkie, zdecydowane. Wziął telefon, spojrzał raz jeszcze na wiadomość. „Przyjdźcie teraz.” Adres? Olga podała go wcześniej, podczas rejestracji na aplikacji. Zapisał go w notatniku. Luksusowa dzielnica, ale nieznany budynek. Kolejny element niepewności.
Otworzył drzwi. Korytarz był pusty, oświetlony tylko przyciemnionymi lampami ściennymi. Cisza była absolutna. Żadnego śladu po otwierających się drzwiach windy czy zbliżających się krokach. Czy to był tylko podstęp? Atmosfera psychologicznego thrilleru mieszała się z erotycznym napięciem. Wyszli, drzwi ich mieszkania zamknęły się za nimi z cichym, ale ostatecznym kliknięciem. Dźwięk odcinał ich od bezpieczeństwa znanego świata. Stali na progu czegoś nieznanego, ich ciała wciąż napięte jak łuki, gotowe wypuścić strzałę w ciemność.
Winda zjechała w dół w głuchej ciszy. Anna przytuliła się do Jana, szukając ciepła i oparcia. Czuł, jak drży, delikatne wibracje przebiegające przez jej ramiona. Jego własne ciało było spięte, każdy mięsień gotowy do reakcji. Zapach jej perfum – kwiatowych, ale z nutą drzewną – mieszał się w ciasnej przestrzeni z jego wodą kolońską i resztkami zapachu klubu, tworząc dziwną, intymną mieszankę. Nie mówili nic. Słowa wydawały się zbędne, a nawet niebezpieczne; mogłyby rozbić to kruche skupienie, tę wspólną, zawieszoną na włosku decyzję.
Garaż podziemny był chłodny, pachnący betonem, olejem i stęchlizną. Echo ich kroków odbijało się od ścian jak w jaskini. Sportowe audi zapaliło się cichym warkotem, reflektory rozdarły ciemność, oświetlając rzędy innych luksusowych samochodów. Jan włączył nawigację, wpisując adres Olgi. Linia na ekranie wydłużyła się, prowadząc przez środek miasta, w stronę bardziej kameralnych, ale równie ekskluzywnych dzielnic willowych.
Miasto o tej porze było senne. Światła uliczne smugały po karoserii, rzucając migotliwe cienie na ich twarze. Anna patrzyła przez okno, ale jej wzrok był nieobecny, skierowany do wewnątrz. Palce bezwiednie gładziły materiał sukienki na udzie. Wspomnienie tamtego trójstronnego pocałunku w „Cieniach” powracało falami – miękkość ust Olgi, ich smak (czerwone wino i coś słodkiego, może malin?), szorstkość języka Jana splatającego się z jej własnym, uczucie utraty kontroli, które było przerażające i nieodparcie pociągające. I te dłonie Olgi… jedna na jej karku, druga, śmiała, sunąca po jej boku, ledwo muskająca bok piersi pod materiałem bluzki. Dreszcz, który wtedy przebiegł jej ciało, powrócił teraz, intensywniejszy, podsycany niepewnością i nakazem „Przyjdźcie teraz”.
„Co ona ma na myśli?” Anna odezwała się nagle, jej głos brzmiał obco w ciszy samochodu. „To ‘zobaczcie, co stracicie’… Czy to groźba? Czy… obietnica?” Spojrzała na Jana. Jego profil w świetle przejeżdżających latarni wydawał się wykuty w kamieniu – silna linia szczęki, skupione brwi.
„Nie wiem,” odpowiedział szczerze, jego dłoń ścisnęła kierownicę. „Ale Olga… w barze. Była bezpośrednia. Prowokująca. To pasuje. Gra na krawędzi. Wzbudza lęk, by podkręcić podniecenie.” Jego własne podniecenie rosło na tej myśli. Widział w wyobraźni Annę, może nagą, może w jakiejś upokarzającej sytuacji, którą Olga im „pokarze”, jeśli nie przyjdą. Lub przeciwnie – widział coś tak ekstremalnie pożądliwego, że samo opuszczenie tej sceny byłoby stratą nie do zniesienia. Obrazy przeplatały się: Anna całująca Olgę z oddaniem, Anna związana, Anna patrząca na niego z ekstazą wywołaną przez obcą dłoń… „Chodzi o władzę,” dodał cicho. „O to, że trzyma nas w napięciu. Że to ona dyktuje warunki.”
„Czuję się… jak pionek,” przyznała Anna, a w jej głosie zabrzmiał gniew pomieszany z poddaniem. „Ale jednocześnie… to podniecające. To szaleństwo jest podniecające.” Dotknęła swojej szyi, miejsca, gdzie Olga zostawiła ledwo widoczny ślad. „Boje się jej. I… pragnę jej. Co to ze mną robi, Jan?”
Jan spojrzał na nią na chwilę, zanim znów skupił się na drodze. W jej oczach widział odbicie własnego pomieszania. „Robisz to, co ja,” powiedział. „Szukasz czegoś, co wyrwie nas z marazmu. Nawet jeśli to ma być chodzenie po ostrzu noża. Nawet jeśli to ma boleć.” Jego dłoń sięgnęła i spoczęła na jej kolanie. Ciepło jej ciała przenikało przez materiał sukienki. „Ja też się boję. Boję się, co zobaczymy. Boję się, co to zrobi z nami. Ale bardziej boję się… wrócić do tego, co było.” Jego palce delikatnie wmasowały się w jej mięsień, czując napięcie. „I pragnę… pragnę zobaczyć ciebie, Aniu. Zobaczyć, jak płoniesz. Nawet jeśli to nie moje dłonie będą cię rozpalać w tej chwili.”
Słowa, wypowiedziane tak otwarcie, zawisły w powietrzu. Przyznali się do tego, co było pod spodem – do chorej fascynacji, do tego, że podnieca ich ryzyko i wizja siebie nawzajem w ramionach innej osoby. To było brudne, niebezpieczne, i nieodparcie elektryzujące. Anna odwróciła dłoń i splotła palce z jego. Ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy – pełne strachu, pożądania i dziwnej, niezdrowej solidarności w tym szaleństwie.
Samochód skręcił w cichą, brukowaną uliczkę, obsadzoną starymi drzewami. Willa Olgi stała nieco na uboczu, otoczona wysokim, ciemnym żywopłotem. Nowoczesna, ale z elementami starej cegły, z dużymi, ciemnymi oknami, z których tylko w kilku paliły się przyćmione światła. Wyglądała jak sceneria z filmu o bogatych, skrywających mroczne sekrety. Jan zaparkował nieco dalej, pod drzewem. Cisza była tu jeszcze głębsza, przerywana tylko szelestem liści na wietrze.
Wysiedli. Chłodne, jesienne powietrze otuliło ich, zmuszając do wstrzymania oddechu. Zapach wilgotnej ziemi, zgniłych liści i czegoś słodkiego, kwiatowego (jaśmin?) unosił się w powietrzu. Stanęli przed bramą z kutego żelaza. Nie było domofonu, tylko mały, dyskretny panel z przyciskiem i kamerą. Anna spojrzała na Jana. Jej twarz była blada w świetle księżyca przefiltrowanym przez chmury, ale oczy płonęły tym samym ogniem co w barze. Jan uniósł dłoń, zawahał się przez sekundę, która wydała się wiecznością. Krople potu perliły się na jego skroniach. Potem nacisnął przycisk. Cichy sygnał elektroniczny. Oczekiwanie było torturą.
Brama rozsunęła się bezgłośnie, jak paszcza jakiegoś ciemnego stworzenia. Ścieżka prowadziła przez zadbany ogród, oświetlony ledwo widocznymi, wpuszczanymi w ziemię punktami świetlnymi, do masywnych, ciemnych drzwi wejściowych. Te również otworzyły się, zanim do nich doszli. W progu stała Olga.
Nie była już ubrana prowokacyjnie jak w barze. Miała na sobie długi, jedwabny szlafrok w kolorze głębokiego bordo, który opływał jej kształty, podkreślając krągłość bioder i pełny biust. Szlafrok był lekko rozchylony u góry, odsłaniając fragment aksamitnej skóry i głęboki dekolt. Jej kasztanowe, niemal czarne włosy były rozpuszczone, falujące na ramionach. Twarz miała świeżą, bez makijażu, co czyniło ją bardziej naturalną, ale też bardziej tajemniczą. Jej ciemne oczy, baczne i oceniające, przeszyły ich spojrzeniem, które wydawało się widzieć wszystko – ich strach, ich podniecenie, ich zmieszanie. Uśmiechnęła się, ale to nie był przyjazny uśmiech. To był uśmiech kota obserwującego myszy, które same weszły do pułapki.
„Weszliście,” powiedziała, jej głos był niski, melodyjny, ale pozbawiony ciepła. „Domyślałam się, że ciekawość zwycięży. A może… pożądanie?” Jej wzrok przesunął się znacząco po ciele Anny, odsłoniętym przez obcisłą sukienkę, zatrzymując się na jej ustach, potem na Janie, analizując jego postawę, jego zaciśniętą szczękę.
Zapach, który wydobywał się z wnętrza, uderzył ich jak fala – intensywny, słodkawy aromat jaśminu, zmieszany z czymś zwierzęcym, zmysłowym, z nutą piżma i wilgotnej ziemi. Był przytłaczający, niemal fizycznie obecny, wdzierający się do nozdrzy, do mózgu. Anna poczuła, jak jej sutki natychmiastowo stwardniały pod cienkim materiałem sukienki, reakcja instynktowna, niezależna od woli. Jan wciągnął powietrze, czując, jak podniecenie i niepokój skręcają się w nim jeszcze ciaśniej. Ten zapach był jak narkotyk.
„Co… co to znaczyło, to ‘zobaczcie, co stracicie’?” Anna zadała pytanie, które paliło ją od chwili wyjścia z mieszkania. Jej głos był cichszy niż zwykle.
Olga uśmiechnęła się szerzej, odsłaniając białe zęby. „Wchodźcie. I zamknijcie drzwi za sobą. Tajemnica jest najsłodsza, gdy odkrywa się ją powoli.” Odwróciła się i zanurzyła w półmroku korytarza, jej szlafrok szeleścił przy każdym kroku. Jej zapach – intensywny, indywidualny, piżmowy z nutą czegoś korzennego – unosił się za nią.
Anna i Jan wymienili ostatnie, pełne niepewności spojrzenie. Drzwi za nimi zamknęły się z cichym, ale ostatecznym kliknięciem. Znów byli odcięci. Znaleźli się w przestronnym, nowoczesnym holu, oświetlonym tylko kilkoma punktowymi lampami, które rzucały głębokie cienie. Na podłodze ciemny marmur, na ścianach abstrakcyjne obrazy w ciemnych barwach. Atmosfera była sterylna, ale przesycona tą zmysłową wonią jaśminu i czegoś jeszcze… czy to zapach ciała Olgi? Czy coś innego?
Olga prowadziła ich bez słowa przez hol, w kierunku miękkiego, czerwonawego światła dobiegającego z głębi domu. Weszli do dużego salonu. Tu światło było cieplejsze, pochodzące z kilku wysokich świec w stylowych świecznikach i kominka, w którym wesoło trzaskał ogień. Zapach jaśminu mieszał się tu z aromatem palonego drewna i… czekolady? Na niskim stole stała otwarta czekolada i trzy kieliszki do koniaku, obok butelka czegoś ciemnego, bursztynowego.
Ale Anna i Jan nie skupiali się na detalach. Ich uwagę przykuło coś innego. Na jednej ze ścian, naprzeciw wejścia, wisiał duży, płaski ekran telewizora. Był włączony. Wyświetlał… ich. Nagranie z klubu „Cienie”. Kamera, ukryta gdzieś w ciemnym kącie baru, rejestrowała ich stolik. Jakość była dobra, obraz wyraźny. Widać było, jak Olga dołącza, jak się uśmiechają, jak jej dłoń spoczywa na przedramieniu Anny. Potem zbliżenie na ich twarze podczas trójstronnego pocałunku. Widać było wyraźnie, jak języki się splatają, jak oczy Anny przymykają się w ekstazie, jak dłoń Olgi sunie po jej boku, jak palce wędrują pod stół, w stronę jej uda. Widać było pożądanie na twarzy Jana, gdy patrzył na tę scenę, jego dłoń zaciskającą się na kieliszku wina. Nagranie było ciche, ale wibrowało niemal namacalnym napięciem.
Anna wydała z siebie stłumiony okrzyk, jej dłoń podskoczyła do ust. Czuła, jak krew odpływa jej z twarzy, a jednocześnie fala gorąca zalewa klatkę piersiową i podbrzusze. To było… obezwładniające. Widzieć siebie taką – rozchyloną ustami, przyjmującą pocałunek kobiety, z oczami pełnymi niemal zwierzęcego pożądania. To była ona, a jednocześnie ktoś obcy, dziki. Wstyd palił ją ogniem, ale pod nim, głębiej, wzbierała fala podniecenia tak silna, że aż bolesna. Jej dreszcz nie był już tylko reakcją na chłód czy strach.
Jan stał jak sparaliżowany. Widzieć to wszystko z zewnątrz, z perspektywy ukrytego obserwatora… To było jak rozbić intymną chwilę na kawałki i wystawić na pokaz. Widział Annę – swoją Annę – całującą się z taką namiętnością z inną kobietą. Widział własne podniecenie, tę mieszankę fascynacji i rodzącej się zazdrości. I widział Olgę – jej biegłość, jej kontrolę nad sytuacją. „To… to nagrałaś?” Jego głos był chrapliwy, pełen gniewu i… podziwu? „Po co?”
Olga podeszła do ekranu, jej sylwetka odcinająca się na tle migoczącego obrazu. Dotknęła ekranu opuszką palca, wskazując moment, gdy jej dłoń znika pod stołem, blisko uda Anny. „To jest to, co mogliście stracić,” powiedziała spokojnie. „Piękno tej chwili. Intensywność. Wasze… prawdziwe twarze, gdy puszczacie hamulce.” Obróciła się do nich. Jej oczy błyszczały w świetle świec. „Czy wciąż uważacie, że to była tylko zabawa? Że to był tylko eksperyment? Spójrzcie na siebie.” Jej gest objął ekran i ich samych. „Spójrzcie na to pożądanie. Na to poddanie. To jest prawda. To jest to, co was pociąga. Co was pali.” Podeszła bliżej do Anny. Jej zapach – ten sam piżmowy, korzenny – otoczył Annę jak mgła. „Chciałaś tego. Pragnęłaś tego dotyku. Moich ust.” Jej palec uniósł się i delikatnie przesunął po linii szczęki Anny. Anna wzdrygnęła się, ale nie cofnęła. Jej oddech stał się płytki, szybki. „I ty, Janie,” Olga odwróciła się do niego, jej wzrok był magnetyczny. „Pragnąłeś tego widoku. Pragnąłeś, żeby ona tak płonęła. Nawet jeśli nie twoje dłonie ją rozpalały.”
Milczenie, które zapadło, było gęste jak smoła. Przerywane tylko trzaskiem ognia w kominku i cichym szmerem nagrania w tle. Nagranie pokazywało teraz, jak Olga szepcze coś Annie do ucha, a Anna wzdryga się, jej oczy rozszerzają się, a między udami, nawet na nagraniu, widać było delikatny ruch materiału sukienki – mimowolny skurcz mięśni. Anna patrzyła na ekran, a potem na Olgę. Wstyd i gniew mieszały się z niepohamowanym, rosnącym podnieceniem. Olga miała rację. Tamta chwila była… autentyczna. Straszna, ale autentyczna. I pragnęła jej znowu. Pragnęła tej utraty kontroli, tej fali gorąca, która wymazała całą rutynę, całą codzienną szarość.
Jan patrzył na Annę. Widział jej rozchylone usta, jej płonące policzki, jej dłonie zaciskające się w pięści. Widział jej podniecenie, podsycane tą perwersyjną sytuacją, tą wystawą ich intymności. I wiedział, że ona widziała jego własne podniecenie na nagraniu. Wiedziała, że patrzył, że pragnął. Ta wzajemna wiedza, ta naga ekspozycja ich najskrytszych pragnień, była potwornie upokarzająca i nieopisanie podniecająca. Jego członek, który był w stanie półgotowości od chwili wejścia do domu, teraz tętnił i napinał się boleśnie w obcisłych dżinsach. Zazdrość o Olgę, o jej władzę, o jej dostęp do Anny, walczyła z głodnym pożądaniem, by widzieć więcej, by doświadczyć więcej tej ekstremalnej intensywności.
„Po co to zrobiłaś?” powtórzył Jan, ale jego głos nie miał już gniewu. Był niski, ochrypły, pełen tego samego pomieszania, które drżało w Annie.
Olga uśmiechnęła się, zadowolona, jakby właśnie wygrała partię szachów. „Po to, by wam pokazać, że nie ma już powrotu,” powiedziała cicho, lecz wyraźnie. „Po to, byście zrozumieli, że drzwi, które otworzyliście, nie da się już zamknąć. I po to…” Jej wzrok przesunął się między nimi, „…byście poczuli, jak bardzo tego pragniecie. Jak bardzo ja tego pragnę.” Podeszła do stołu, nalała koniaku do trzech kieliszków. „Pijcie. Rozluźnijcie się. Gra dopiero się rozpoczyna. A to,” skinęła głową w stronę ekranu, gdzie teraz widać było, jak Jan całuje Annę, a Olga przygląda się im z boku, z pożądliwym uśmiechem, „to był tylko… trailer.”
Alkohol, mocny i rozgrzewający, spłynął im gardłami jak płynny ogień. Nie rozluźnił jednak napięcia, tylko je podsycił, zamieniając ostrość strachu i wstydu w mglisty, zmysłowy opar. Zapach jaśminu, drewna, czekolady i ich własnego, rosnącego podniecenia unosił się w ciepłym powietrzu salonu. Ekran wciąż migotał w tle, cichym, natrętnym przypomnieniem ich upadku, ale teraz wydawał się już częścią scenografii, elementem gry.
Olga odstawiła kieliszek. Jej ruch był płynny, pełen świadomości własnego ciała. Podeszła do Anny, która stała blisko kominka, jej twarz oświetlona płomieniami. „Boisz się jeszcze?” zapytała Olga, jej głos był szeptem, który muskał skórę.
Anna wstrzymała oddech. „Tak,” wyszeptała. „Ale… nie chcę, żeby to minęło.” To było szczere, jak wyznanie.
Olga uśmiechnęła się. Jej dłoń uniosła się i opadła na ramię Anny. Dotyk był lekki, ale elektryzujący. Palce Olgi wędrowały w dół, po gładkim materiale sukienki, wzdłuż kręgosłupa Anny. „Dobrze. Strach jest przyprawą. Podkręca smak.” Jej druga dłoń dotknęła twarzy Anny, delikatnie odwracając ją w swoją stronę. „Pamiętasz smak moich ust, Aniu? Smak wina i… czegoś więcej?” Jej usta były teraz bardzo blisko. Anna mogła poczuć jej oddech, ciepły i słodkawy od koniaku. „Pragniesz go znowu.”
Anna nie odpowiedziała słowami. Jej oczy, głębokie, zielone, utkwione w ciemnych oczach Olgi, mówiły wszystko. Jej ciało przechyliło się lekko do przodu, instynktownie. To było zaproszenie, poddanie się. Olga nie kazała sobie powtarzać. Jej usta spoczęły na ustach Anny – nie agresywnie, ale z pewnością, z doświadczeniem. Były miękkie, wilgotne, dokładnie takie, jak Anna pamiętała. Smakowały czekoladą, koniakiem i czymś nieuchwytnie jej. Anna wydała z siebie cichy jęk, głęboko w gardle, i odpowiedziała pocałunkiem. Jej ręce, niepewne na początku, uniosły się i spoczęły na biodrach Olgi, czując pod jedwabnym szlafrokiem krągłość, ciepło ciała. Pocałunek się pogłębiał, języki spotkały się, splatając w powolnym, zmysłowym tańcu. Zapomniała o Janie, o ekranie, o całym świecie. Istniał tylko ten dotyk, ten smak, to uczucie topienia się.
Jan patrzył. Stał kilka kroków dalej, kieliszek z koniakiem bezwiednie zaciskając w dłoni. Widok był… wstrząsający. Jego żona, Anna, całowała się z pasją z inną kobietą. Jej ciało przylegało do Olgi, jej palce wczepiały się w jedwab. Na jej twarzy malowała się czysta ekstaza, ta sama, którą widział na nagraniu, ale teraz żywa, obecna. Fala gorącej zazdrości, ostra i kłująca, przebiegła przez jego klatkę piersiową. Jego Anna. Oddychająca, jęcząca w ustach innej osoby. Ale jednocześnie… jednocześnie widok ten rozpalał go tak, jak nic od lat. Krew pulsowała w jego skroniach, spływała gorącą falą do krocza. Jego członek był teraz całkowicie sztywny, uwierający boleśnie w materiał spodni. Pragnął rzucić się na nie, rozerwać je, przyłączyć. Pragnął też wyrwać Annę z tych objęć. Ta wewnętrzna walka była torturą i rozkoszą jednocześnie.
Olga, jakby czytając w jego myślach, oderwała usta od Anny na chwilę. Jej oczy, błyszczące triumfem, spotkały się z jego wzrokiem ponad ramieniem Anny, która wciąż drżała, z zamkniętymi oczyma, jej usta rozchylone, wilgotne. „Podoba ci się widok, Janie?” zapytała Olga, jej głos był ochrypły od pożądania. „Podoba ci się, jak twoja żona kwitnie pod moim dotykiem? Jak zapomina o całym świecie?” Jej dłoń, która dotąd spoczywała na plecach Anny, przemieściła się na przód, sunąc po jej boku, w kierunku piersi. Anna wstrzymała oddech, gdy palce Olgi delikatnie musnęły dolny łuk jej biustu przez materiał sukienki. „Widzisz, jak jej sutki są twarde? Jak kamienie pod tym cienkim materiałem?” Olga mówiła do Jana, ale jej palce nie przestawały pracy, rysując kręgi wokół obu piersi Anny, omijając jeszcze wrażliwe czubki. Anna jęknęła głośniej, jej głowa opadła w tył, odsłaniając szyję.
Jan nie mógł oderwać wzroku. Widział każdy grymas na twarzy Anny, każdy dreszcz przebiegający przez jej ciało pod wpływem dotyku Olgi. Jego pięść zacisnęła się tak mocno na kieliszku, że aż zabolało. „Tak,” wysapał, jego głos był ledwie słyszalnym skrzekiem. „Tak, podoba mi się.” Przyznanie się do tego było jak zdjęcie ciężaru i jednocześnie jak pogrążenie się w otchłani. To było potworne. I najbardziej podniecające, co kiedykolwiek powiedział.
Olga uśmiechnęła się, zadowolona. Jej ręka na piersi Anny wreszcie sięgnęła wyżej, kciukiem i palcem wskazującym delikatnie ściskając jeden z sutków przez materiał. Anna krzyknęła, jej ciało wygięło się jak łuk, biodra wysunęły do przodu. „A ty, Aniu?” Olga szepnęła jej do ucha. „Podoba ci się, że on patrzy? Że widzi, jak stajesz się moja?”
Anna otworzyła oczy. Były mgliste, nieobecne, ale spotkały się z wzrokiem Jana. W jej spojrzeniu nie było już wstydu, tylko dzika, niepohamowana potrzeba. „Tak,” wyszeptała, jej głos drżał, ale był pewny. „Tak, Janie. Patrz. Proszę, patrz.”
To było jak hasło, jak wyzwolenie. Olga znów pocałowała Annę, teraz już głębiej, żarliwiej, jej dłoń nie opuszczała rozpalonego sutka. Jednocześnie jej druga ręka spoczęła na ramieniu Jana. Jej dotyk był jak iskra. „Nie stój tak bezczynnie,” wyszemrała, odrywając usta od Anny tylko na tyle, by mówić. „Podejdź. Dotknij jej. Dotknij nas. To jest wasza chwila. Wasze pożądanie.”
Jan nie myślał. Poruszył się jak automat, porwany prądem jej słów i tego, co widział. Postawił kieliszek i w dwóch krokach był przy nich. Zapach ich ciał – słodkawy piżmowy zapach Olgi, kwiatowo-drzewny zapach Anny, jego własna, męska woń – zmieszał się w jego głowie, odurzając. Jego dłonie, duże i silne, drżały lekko. Jedną objął Annę w pasie, przyciągając ją mocno do siebie. Czuł ciepło jej ciała przez sukienkę, drżenie jej mięśni. Drugą dłoń położył na ramieniu Olgi, czując pod jedwabem twardy mięsień i ciepło skóry. Dotyk obu kobiet jednocześnie – jednej znajomej, ukochanej, drugiej obcej, niebezpiecznej – był szokiem dla zmysłów.
Anna wydała z siebie przeciągły jęk, gdy została wciągnięta między nich. Plecami przylegała do Jana, czując twardość jego torsu, bicie jego serca. Przed nią była Olga, której usta wciąż badały jej szyję, jej język rysował wilgotne ścieżki na skórze. Palce Olgi wciąż pracowały na jej piersi, teraz już bardziej stanowczo, ściskając i pocierając twardy sutek. Jednocześnie dłoń Jana, która spoczywała na jej brzuchu, zaczęła wędrować – najpierw w górę, by objąć jej pierś od dołu, jego duże palce spotkały się z palcami Olgi na rozpalonym czubku. Anna krzyknęła, gdy podwójny dotyk, szorstkawość jego opuszek i płynność jej ruchów, wywołał eksplozję wrażeń. Potem jego dłoń sunęła w dół, po płaskim brzuchu, w kierunku gorącego zagłębienia między jej udami.
Olga oderwała usta od szyi Anny i spojrzała na Jana. Jej oczy płonęły. „Tak,” zachęcała szeptem. „Pokaż mi, jak bardzo pragniesz swojej żony. Pokaż mi, jak bardzo podnieca cię, gdy jest z inną.” Jej dłoń, która dotąd spoczywała na jego ramieniu, przemieściła się na jego klatkę piersiową, a potem niżej, płasko na jego podbrzusze, tuż nad zapięciem dżinsów. Czuł jej ciepło, jej nacisk. „Pokaż mi, jak bardzo jesteś gotowy.”
Jan warknął coś w odpowiedzi, jego kontrola pękała. Jego dłoń, która wędrowała w dół, zanurzyła się pod rąbek sukienki Anny. Jej uda były gorące, miękkie. Nie napotkał oporu – nie miała nic pod sukienką. Jego palce natrafiły od razu na gęstą, mokrą ciepłotę jej krocza. Anna jęknęła głęboko, jej biodra automatycznie wysunęły się naprzód, naprzeciw jego dotykowi. Była zalana, gotowa. Jego palce wsunęły się w wilgoć, eksplorując znajome, a jednak jakby nowe zakamarki. Czuł pulsowanie jej ciała, skurcze mięśni wokół jego palców. Ale jednocześnie czuł wzrok Olgi na sobie, jej dłoń naciskającą na jego podbrzusze, blisko jego nabrzmiałego członka. Widział, jak Olga obserwuje jego dłoń pracującą pod sukienką Anny, jak śledzi każdy grymas na twarzy jego żony. Ta świadomość, że jest obserwowany, że Olga widzi i kontroluje tę intymność, dodawała nowy, perwersyjny wymiar.
Olga przybliżyła się jeszcze, jej ciało niemal przykleiło się do Anny, a przez nią do Jana. Jej usta znalazły się przy jego uchu. „Poczułeś, jaka jest mokra?” wyszeptała gorącym oddechem. „To ja to zrobiłam. Moim pocałunkiem. Moim dotykiem. Zapaliłam ją dla ciebie. I dla siebie.” Jej dłoń na jego podbrzuszu nacisnęła mocniej, a potem przemieściła się w dół, obejmując wyraźny zarys jego erekcji przez dżinsy. Jan wstrzymał oddech, jego dłoń pod sukienką Anny zastygła na moment. Uścisk Olgi był mocny, pewny. „Chcesz jej, prawda? Chcesz wejść w tę wilgoć, którą ja stworzyłam? Pokaż mi. Pokaż, jak bardzo.”
Było to jednocześnie zaproszenie i rozkaz. Jan spojrzał na Annę. Jej oczy były zamknięte, usta rozchylone, oddychała szybko, płytko. Jej ciało drżało w jego objęciach, jej biodra kręciły się mimowolnie, szukając więcej jego palców. „Tak,” wysapał, jego głos był zduszony. „Tak, kurwa, chcę.”
Olga uśmiechnęła się, jej usta dotknęły jego płatka ucha. „Więc nie czekaj. Weź ją. Tutaj. Teraz. Niech patrzę.”
Słowa Olgi działały jak iskra rzucona na proch. Jan nie potrzebował więcej zachęty. Jego dłoń, która masowała wilgotne wargi Anny, cofnęła się. Chwycił ją mocno za biodra i obrócił plecami do kominka, do płomieni rzucających migotliwe światło na scenę. Anna otworzyła oczy, pełne pożądania i zgody. Jan, jego ruchy teraz gwałtowne, niecierpliwe, sięgnął do zapięcia swoich dżinsów. Guziki odskoczyły, suwak zjechał z głuchym brzękiem. Wysunął się z nich, jego członek twardy, nabrzmiały, pulsujący, gotowy.
Olga cofnęła się o krok, ale tylko o krok. Jej oczy, wężowe, przenikliwe, nie spuszczały ich ani na chwilę. Jej dłonie splotły się przed sobą, jakby w skupieniu. Jej usta były lekko rozchylone, oddychała szybciej. Była reżyserem i najbardziej zaangażowaną widownią w jednym.
Jan podniósł brzeg sukienki Anny, odsłaniając jej nagie, drżące uda, gładkie wargi sromowe wilgotne od pożądania i jego dotyku. Nie było czasu na pieszczoty. Potrzeba była zbyt paląca. Chwycił swoje nasienie, poprowadził główkę do jej wejścia. Anna wspięła się na palce, jej ręce chwyciły jego ramiona, paznokcie wczepiły się w materiał swetra. „Tak, Janie, proszę…” wyszeptała, jej głos był zduszony łzami pożądania.
Wepchnął się w nią jednym, głębokim, stanowczym ruchem. Anna krzyknęła, głowa odrzucona do tyłu, szyja wygięta w łuk. Była ciasna, gorąca, niesamowicie wilgotna. Jej mięśnie objęły go jak żarząca się rękawica. Jan warknął z rozkoszy, jego biodra przywarły do jej pośladków. Przez sekundę stali nieruchomo, złączeni, pochłonięci szokiem wejścia, intensywnością połączenia.
Potem zaczął się ruszać. Rytm był szybki, głęboki, niemal brutalny w swojej potrzebie. Jego biodra uderzały o jej pośladki, wydając głuche, miarowe dźwięki. Jego dłonie objęły jej biodra, przytrzymując ją mocno, pomagając przyjmować każdy pchnięcie. Anna jęczała z każdym ruchem, wysokie, przeciągłe dźwięki, które mieszały się z trzaskiem ognia i ich ciężkim oddechem. Jej ciało gięło się do przodu, potem do tyłu, poddając się jego sile. Jej ręce zwisły bezwładnie, potem chwyciły jego dłonie na swoich biodrach, splatając palce z jego palcami.
Ale jej oczy… jej oczy nie były zamknięte. Szukały Olgi. Spotkały się z jej wzrokiem. Olga stała tuż obok, może pół metra od nich, jej ciemne oczy wbite w miejsce ich połączenia, w twarz Anny wykrzywioną rozkoszą, w naprężone ciało Jana. Na jej twarzy malowała się intensywna koncentracja, pożądanie, i coś jeszcze – satysfakcja władzy. Jej dłoń nieświadomie przesunęła się na własną pierś, gniotąc ją przez jedwab szlafroka. Widziała wszystko: jak członek Jana znikał i pojawiał się w ciele Anny, jak jej wargi rozciągały się, jak wilgoć lśniła w świetle ognia, jak mięśnie brzucha Anny napinały się przy każdym pchnięciu.
„Tak…” wyszeptała Olga, jej głos był ledwie słyszalnym świstem. „Tak… ona jest taka piękna, gdy ją bierzesz… taka otwarta… taka moja i twoja…” Jej słowa były jak dodatkowe dotknięcia, podkręcające spiralę pożądania.
Anna krzyknęła, gdy jej ciało nagle zesztywniało. Fala skurczów przetoczyła się przez jej brzuch, jej wnętrzności, jej pochwę, ściskając członka Jana z niespodziewaną siłą. „O Boże! Janie! Tak! Tak!” Jej krzyk był wysoki, dziki, oderwany od kontroli. Orgazm wstrząsnął nią gwałtownie, jej kolana ugięły się, a ona zawisła tylko na jego rękach i na nim samym. Jan, zaskoczony siłą i nagłością jej szczytu, warknął i przywarł do niej mocniej, jego ruchy stały się jeszcze szybsze, jeszcze bardziej rozpaczliwe. Widok jej ekstazy, jej całkowitego poddania się rozkoszy, podsycany świadomością, że Olga to widzi, że to jej gra, jej reżyseria doprowadziła do tego – to było dla niego nie do zniesienia. Fala ciepła, niepowstrzymana, zaczęła wzbierać u jego podstawy.
„Patrz na nią, Janie!” zawołała Olga, jej głos był teraz głośniejszy, namiętny. „Patrz, jak drży! To przez ciebie! Przez nas! Wylej się w niej! Daj jej wszystko!”
Rozkaz, gwałtowność sytuacji, widok Olgi stojącej tak blisko, obserwującej każdy szczegół jego rozkładu – to było zbyt wiele. Jan wydał z siebie gardłowy ryk, jego ciało zesztywniało jak struna. Uderzył w nią ostatni raz, głęboko, przygwożdżając ją do siebie, i eksplodował. Gorące fale wytrysku wypełniały Annę, pulsując w rytm jego dzikich skurczów. Trzymał ją kurczowo, jego twarz była wtulona w jej szyję, wdychał jej zapach zmieszany z zapachem ich połączenia i jaśminu.
Anna, wciąż drżąca po własnym orgazmie, przyjęła go, jej ciało wiotkie, poddane. Czuła gorąco wylewające się w jej wnętrzu, pulsowanie jego członka, jego ciężki oddech na swojej skórze. Jej oczy, przymknięte, otworzyły się na chwilę. Spotkały się ze wzrokiem Olgi. Olga uśmiechała się, szeroko, triumfalnie. Jej ręka wciąż gniotła jej własną pierś przez szlafrok. Była zaspokojona. Zdobywczyni.
Ekstaza zaczęła opadać, pozostawiając po sobie drżenie mięśni, lepki pot na skórze i gęste, ciężkie powietrze przesycone zapachem seksu, piżma i jaśminu. Jan powoli, z wysiłkiem, wycofał się z Anny. Potoczyła się do przodu, opierając się rękami o krawędź kominka, jej sukienka opadła, zasłaniając pośladki, ale jej uda były wciąż wilgotne, błyszczące. Jan oparł się plecami o ścianę, dysząc ciężko, jego dżinsy opadły na biodra, odsłaniając jeszcze wilgotny, pulsujący członek. Czuł się wyczerpany, opróżniony, ale jednocześnie… niespełniony. To było intensywne, dzikie, ale Olga była tylko obserwatorem. Nie dotknął jej. Nie doświadczył jej.
Olga podeszła do Anny. Delikatnie odgarnęła jej kasztanowe włosy z mokrej od potu szyi. „Byłaś wspaniała,” wyszeptała, jej głos był ciepły, niemal czuły. „Tak pięknie się poddałaś. Tak pięknie płonęłaś.” Jej dłoń spoczęła na pośladku Anny, gładząc go przez materiał sukienki. Anna wzdrygnęła się, ale nie protestowała. Jej ciało było jak rozbite naczynie, wrażliwe na najmniejszy dotyk.
Potem Olga obróciła się do Jana. Jej oczy przesunęły się po jego rozchełstanej koszuli, spoconych włosach, w dół, do jego półnagich bioder i wciąż nabrzmiałego członka. Jej uśmiech stał się szelmowski. „A ty… jesteś nienasycony, prawda? To dopiero początek.” Podeszła bliżej. Jej zapach uderzył go z nową siłą. Uniosła dłoń. Nie dotknęła go jednak. Jej palce zawisły centymetry od jego nabrzmiałej skóry. „Chcesz więcej? Chcesz… mnie?”
Jan patrzył na nią, na jej pełne usta, na jej ciemne, obiecujące oczy, na odsłonięty fragment aksamitnej skóry na dekolcie. Pożądanie, które właśnie się ulotniło, zaczęło zbierać się na nowo, gęstsze, bardziej mroczne. Tak. Chciał. Pragnął jej teraz bardziej niż przed chwilą Annę. Pragnął jej władzy, jej doświadczenia, jej ciała. Kiwnął głową, niezdolny do słów.
Olga uśmiechnęła się, zadowolona. Jej palec w końcu dotknął – nie jego członka, ale jego podbrzusza, tuż nad nasadą. Dotyk był lekki jak piórko, ale elektryzujący. „Dobrze,” wyszeptała. „Ale wszystko w swoim czasie. Najpierw… odpoczynek. Oczyszczenie.” Jej wzrok przeniósł się na Annę, która powoli się prostowała, jej twarz była wyczerpana, ale oczy wciąż błyszczały resztkami ekstazy. „Chodźcie. Mam wannę. Dużą. Na trójkę.” Jej uśmiech był obietnicą kolejnej, innej rozkoszy. „Woda jest ciepła. Możemy… pomówić. O tym, co dalej.”
Anna spojrzała na Jana. W jej oczach malowało się zmieszanie, wyczerpanie, ale też ciekawość. Co znaczyło „dalej”? Jan wciągnął powietrze. Jego członek drgnął pod niemym dotykiem Olgi. „Co dalej?” powtórzył ochryple.
Olga uśmiechnęła się tajemniczo. „O Marku,” powiedziała spokojnie, jakby wymieniała pogodę. „Mój… przyjacielu. Bardzo specyficznym przyjacielu. Myślę, że będziecie… zachwyceni.” Jej palec na podbrzuszu Jana narysował krąg. „Ale najpierw wanna. Musimy być… świeży. Dla niego.” Jej spojrzenie przesunęło się między nimi, pełne niewypowiedzianych obietnic i zagrożeń. „Chodźcie. Nie każcie mi czekać.”
Odwróciła się i ruszyła w głąb mieszkania, jej szlafrok szeleścił na podłodze. Anna i Jan stali przez chwilę, wyczerpani, spoceni, wciąż dyszący, ich ciała wciąż drżące od niedawnej ekstazy i nowych, niepokojących obietnic. Światło świec rzucało długie, tańczące cienie na ściany. Na ekranie telewizora wciąż migotał ich trójstronny pocałunek z baru, niemy świadek początku tej nocy, która nie miała końca. Kroki Olgi oddalały się. Decyzja była prosta, choć brzemienna w skutki. Wymienili tylko jedno, ciężkie spojrzenie, pełne resztek strachu, morza pożądania i rosnącej fascynacji tym mrocznym, zmysłowym labiryntem, w który weszli. Potem, jak zahipnotyzowani, ruszyli za światłem jej szlafroka, w głąb domu, w głąb nieznanego.
1 komentarz
malowany
Mam nadzieję, że druga część losów Anny przypadnie Wam do gustu.
Swoją opowieść zaplanowałem na sześć części, które w większości są już gotowe.