Ogień i woda (Sługa płomieni 4)

Słusznie nazywano Lagunę najbardziej niezwykłym i najbardziej wyrafinowanym miastem Zachodu. Przede wszystkim nie posiadało murów obronnych, co dziwić musiało każdego niemal przybysza. Wkrótce jednak pojmował, że wody zatoki i szerokie, bagniste rozlewiska czynią tę zaporę niepotrzebną. Przynajmniej tak długo, jak długo flota Laguny panuje nad pobliskimi oraz dalszymi morzami. A tutejsi panowie potrafili o to zadbać, wspomagani przez wzbogaconych handlem mieszkańców. Mienili się szlachtą, ale nie przeszkadzało to im w robieniu interesów i zgarnianiu złota. Potrafili je wyczuć w każdym porcie oraz na każdym wybrzeżu. Wszelkiego rodzaju towary spływały szeroką strugą na place targowe i do domów kupieckich miasta, sprzedawane potem z zyskiem spragnionym egzotycznych luksusów wielmożom zachodnich krain. A gdy ktoś, gdzieś, nie zamierzał odstąpić swoich dóbr za niewygórowaną cenę, szybkie i groźne galery Laguny potrafiły skutecznie przekonać opornych kontrahentów do zmiany zdania.
     Miasto oszałamiało rozległością, liczbą mieszkańców, ostentacyjnie okazywanym bogactwem. Dopiero po kilku dniach gość dostrzegał także zapyziałe dzielnice nędzy. Smród bijący z wypełnionych wodą kanałów, odgrywających tu rolę zarazem ulic, wychodka, kloaki oraz wysypiska śmieci, przybysz wyczuwał natomiast od razu. To akurat wrażenie mijało jednak po kilku dniach, gdy najwrażliwszy nawet nos przyzwyczajał się w końcu do specyficznego zapachu. Niezapomniane pozostawały natomiast wspomnienia innego rodzaju... Laguna słynęła ze swojej rozwiązłości oraz burdeli gotowych zaspokoić wszelkiego rodzaju zachcianki, od najbardziej wyszukanych i dostępnych tylko posiadaczom sakiewek wypchanych srebrem, aż po te zupełnie proste, oferowane za kilka miedziaków. Wielu szczęśliwców mogło jednak raczyć się tak jednymi, jak i drugimi - w zależności od upodobań, także za darmo. Tutejsze kobiety, damy oraz dziewki z ludu, potrafiły bowiem cieszyć się przyjemnościami życia, korzystając z częstej i długiej zwykle nieobecności mężów, wyruszających na swoje kupieckie czy wojenne wyprawy. A jeżeli nawet to czerpanie radości tam, gdzie była akurat dostępna, kończyło się poważniejszymi konsekwencjami... Cóż, dalekie morskie podróże zwiększają siłę nasienia mężczyzny i dzieci spłodzone bezpośrednio po powrocie z takowej dojrzewają w łonie kobiety wyjątkowo szybko. Miejscowi doskonale o tym wiedzieli oraz potrafili podać liczne, stosowne przykłady. Podobnym okazjom sprzyjał zwłaszcza czas szalonych zabaw, którymi żegnano odchodzącą zimę, a witano wiosnę i otwarcie sezonu żeglugi. Aby ułatwić zadanie wszystkim zainteresowanym, mieszkańcy miasta wypuszczający się wówczas wieczorami poza mury domostwa nakładali maski. Od gości oczekiwano dostosowania się do obyczaju gospodarzy.
     „Właściwie, skoro mamy akurat taką sposobność, dlaczego i my nie mielibyśmy skorzystać z największej atrakcji Laguny? Rianna, ciekawa krain Południa, zapewne z ochotą zechce odbyć podobną wycieczkę. A zakończymy ją w oczywisty sposób i nie wiem nawet, czy będziemy się kłopotali uprzednim powrotem do Pałacu.”
     - Jak podoba ci się widok naszego miasta, Szlachetna Pani? - Skierowane do księżnej i małżonki pytanie duxa przerwało te niewczesna rozmyślania.
     Dux Enrico, władca Laguny, nie ustępujący rangą i potęgą pierwszym panom Zachodu, a z pewnością przewyższający ich bogactwem, uprzejmie zaprosił swoich gości na przejażdżkę po wodach zatoki. Był starszym już mężczyzną, a wiek i niedawne troski odcisnęły na nim piętno zgorzknienia. Jedyny syn i spodziewany następca władcy – spodziewany, bo urząd duxa pozostawał formalnie obieralny, co stanowiło kolejną, miejscową osobliwość – stracił życie przed dwoma niespełna laty, podczas podróży do Chrysopolis. Wzorując się może na domowych obyczajach szukał rozrywki w jednej z podejrzanych dzielnic stolicy cesarstwa i wdał się w jakąś bójkę. Z pewnością był to przypadek, a zabójcy młodego księcia nie wiedzieli, w kogo godzą sztyletami. Dux nie przyjął jednak wyrazów ubolewania ze strony Pani Połowy Świata i w zapiekłej nienawiści poprzysiągł zemstę. Czy jednak chodziło tylko o samą pomstę? Czy pewnej roli nie odegrał też fakt, iż cesarzowa Damarena usiłowała ograniczyć swobody zdobyte przez kupców z Laguny za rządów jej poprzedników i zmuszała ich do płacenia podatków na równi z innymi przybyszami oraz rodzimymi ludźmi interesu, własnymi poddanymi bazylissy? Niezależnie od tego, jakie względy przeważyły, to dux zorganizował sojusz przeciwko Chrysopolis, oferując wsparcie swojej floty, pożyczki w srebrze oraz mediację pomiędzy skłóconymi nierzadko, potencjalnymi uczestnikami wyprawy. To, że odniósł sukces w tym ostatnim dziele, dobrze świadczyło o jego talentach handlowych i dyplomatycznych.
     - Laguna jest przepiękna, panie. Zwłaszcza oglądana z pewnej... perspektywy. - Rianna należała do pechowców, obdarzonych wyjątkowo silnym zmysłem węchu. Kilkakrotnie wspominała o tym mężowi.
     - Jeszcze wspanialej prezentuje się w promieniach letniego słońca, pani. Słońca, którego blask odbija się w lazurowych wodach zatoki oraz na złoconych fasadach domów. Zaczekaj, aż ujrzysz ten widok.
     - Obawiam się, że tym razem ominie mnie ta przyjemność. Wątpię, abyśmy zdołali zdobyć Chrysopolis w aż tak krótkim czasie, by flota zdążyła powrócić już latem.
     - Dostojna Pani?
     - Za zgodą mego pana i małżonka zamierzam towarzyszyć wyprawie. To dlatego przybyłam do waszego pięknego miasta. Oczywiście, nie umniejsza to w niczym mojej radości z pobytu w Lagunie oraz tak uprzejmego przyjęcia, którego doświadczamy. - Skłoniła się lekko duxowi i jego znacznie młodszej małżonce, diuszesie Serenie.
     - W takim razie nie wątpię, iż odniesiemy wielkie zwycięstwo! - Pomimo dwornych słów Enrico  z trudem ukrył zdziwienie, na Południu kobiety nie wyruszały na wojnę.
     - Dostojny Panie, zapraszając nas na tę wycieczkę obiecałeś pokazać swoje okręty, którym mamy powierzyć nasze konie oraz własne głowy. Czekamy na to z niecierpliwością, widoki możemy podziwiać w drodze powrotnej.
     Książę Robert, zwany Krótkonogim, nie odznaczał się ani dobrymi manierami, ani też szczególną bystrością umysłu, miał jednak na swoje rozkazy dużo ponad tysiąc rycerzy oraz wielką liczbę pieszych. To właśnie czyniło go cennym i pożądanym uczestnikiem wyprawy. Pozwalało też przechodzić do porządku nad nieokrzesaniem rozmówcy oraz tym, że pomimo wczesnej jeszcze pory opróżniał właśnie czwarty kielich wybornego, zaiste, wina.
     - Już wkrótce, panie. - Dux Enrico zachował uprzejmy spokój. - Flota stoi w tamtej zatoce, musimy tylko ominąć przylądek.
     - Zechciejcie wybaczyć mojemu kuzynowi, Szlachetni Państwo. Nie ma on zrozumienia i cierpliwości dla niektórych spraw. Za to wyborny z niego wojownik.
     Książę Rodmund wydawał się przeciwieństwem gburowatego krewniaka. Jasnowłosy, przystojny zuchwałą urodą dojrzałej młodości, wsparty niepospolitym rozumem oraz naturalną pewnością siebie, musiał przyciągać uwagę. Nienawistną w przypadku mężczyzn, pełną ciekawości ze strony kobiet. Ze szkodą dla samego zainteresowanego, różnice pomiędzy nim a Robertem na tym się jednak nie kończyły. Posiadane atuty nie mogły zmienić faktu, że ludzi prowadził pod swoim sztandarem niewielu, krewnym potężnego kuzyna był bardzo odległym i wątpliwym, a księciem tytułowano go tylko przez uprzejmość. Dysponował za to własnymi okrętami, niezbyt może licznymi ale obsadzonymi przez zaprawionych w bojach żeglarzy. To bitewne doświadczenie zdobywali głównie w napadach na wyładowane towarami statki Laguny, stąd też stosunki pomiędzy gospodarzami a śmiałym Rodmundem wydawały się raczej napięte.
     „Muszą mieć go tutaj za pirata, którym to rzemiosłem przy sprzyjającej okazji też zapewne nie gardzi. Teraz jednak zamierza zdobyć o wiele większy łup, który z rabusia pozwoli mu zmienić się w prawdziwego władcę. I to on przekonał do udziału w wyprawie Roberta, nie jest więc kimś bez znaczenia. Przynajmniej potrafi zachować się w sposób dworny.” - Pomyślał, ciekawy reakcji żony na owiane dwuznaczną sławą urodę oraz zuchwalstwo podejrzanego księcia.
     - Czy te wysepki, które właśnie mijamy, nie mieszczą waszych warsztatów wytwarzających to znakomite szkło, z którego słynie Laguna? - spytał Rodmund, starając się zapewne zatrzeć nieprzyjemne wrażenie słów kuzyna.
     - W rzeczy samej, panie – odparł niechętnie dux.
     - Może zechciałbyś zorganizować ich zwiedzanie przez obecną tu szlachetną księżną Dalekiej Północy? Z pewnością znajdzie tam jakieś cudeńka, które w skromnym choćby stopniu zdołają dorównać jej urodzie? - Dostrzegł, że słowa te rozdrażniły nie tylko jego samego, nie przypadły też do gustu diuszesie Serenie.
     - O tak, Dostojny Panie. Wprawdzie twoja flota również bardzo mnie interesuje, ale chętnie obejrzę także wasze słynne warsztaty oraz ich wyroby. - Rianna miała własne zdanie na temat propozycji księcia.
     Pomimo talentów dyplomaty, Enrico nie znalazł sposobu by odmówić, chociaż wszyscy wiedzieli, że tajemnicy wyrobu cudownego szkła Laguna strzeże nader bacznie.
     - Z przyjemnością spełnię to życzenie, piękna i szlachetna pani. Mam nadzieję, że moja małżonka, diuszesa, zechce osobiście cię oprowadzić.
     Jeszcze większym niedopatrzeniem duxa okazało się to, że zajęty rozmową nie dostrzegł narastającego niezadowolenia Sereny. Doprawdy, to nie był dobry dzień dla władcy najbogatszego z miast Zachodu.
     - Wybaczcie, panie i mężu, a także ty, szlachetna oraz piękna pani, ale mam mnóstwo obowiązków w Pałacu. Przygotowania do turnieju, a jeszcze bardziej nadchodzące święto Zaślubin wymagają całej mojej uwagi.
     - Rozumiem, to moja pani. - Dux zdołał powściągnąć irytację, wobec takiej odpowiedzi nie zamierzał jednak uznać się za pokonanego. - Przeprowadzę więc rzecz inaczej. Wydam stosowne rozkazy, a ty, szlachetna księżno, racz okazać ten oto pierścieniem na potwierdzenie, że przybywasz jako miły gość, którego należy z szacunkiem powitać. - Ściągnął z palca złotą obrączkę z wizerunkiem lwa, herbem Laguny.
     - Dziękuję, panie. Nie omieszkam skorzystać z tak łaskawego zaproszenia i za  twoją zgodą posłużę się tym znakiem. Pani, pojmuję doskonale, że pragniesz olśnić wszystkich i zostać królową nadchodzącego turnieju, a zadanie to wymaga doprawdy bardzo wiele czasu i trudu... Wątpię jednak, abyś kiedykolwiek znalazła w Lagunie prawdziwą rywalkę...
     Gest władcy miasta oraz słowa księżnej Rianny nie poprawiły nastroju diuszesy. Szykowała już zapewne zjadliwą odpowiedź, gdy uprzedził ją głos milczącego dotąd uczestnika wycieczki.
     - Drogi Enrico, zechciej może opowiedzieć nam o święcie Zaślubin. To wielka osobliwość twojego pięknego miasta.
     Duxowi pospieszył z pomocą niezawodny, wypróbowany przyjaciel, hrabia Rajmund. Ten jeden z najpotężniejszych panów Południa władał ziemiami pięknymi, żyznymi i bogatymi. Jako pierwszy odpowiedział na wezwanie władcy Laguny i przyprowadził liczne wojsko. Należał też do wielkich admiratorów nowej mody, nakazującej wyszukaną uprzejmość wobec pięknych, a w każdym razie wysoko postawionych dam. Adorował je jednak na odległość, dochowując jakoby wierności niedawno poślubionej małżonce. Pozostawił ją w swoim hrabstwie, brzemienną.
     - Z przyjemnością, stary druhu. Otóż od wielu już pokoleń i chwalebnych początków naszego miasta, każdego roku w dzień po pierwszej wiosennej pełni księżyca dux Laguny, którą to godność mam obecnie zaszczyt sprawować, wyrusza na wody zatoki w uroczystej kawalkadzie okrętów i rzuca w odmęty złoty pierścień, na znak wiecznych zaślubin z morzem, które poddaje się naszej woli i na którym władamy. Święto otwiera sezon żeglugi, w tym roku przypada za pięć dni. Po jego odbyciu ruszymy na Chrysopolis, jeśli pogoda pozwoli.
     - Słyszałem, że tym zaślubinom towarzyszą znacznie ciekawsze ceremonie. - Do rozmowy wtrącił się nieoczekiwanie książę Robert, wykazując zadziwiającą znajomość obyczajów gospodarzy.
     - To prawda, panie. Zwykle kilka panien na wydaniu, dziewcząt z dobrych rodzin, pragnie przyczynić się do chwały i potęgi miasta. Gdy dux rzuci pierścień, skaczą do wody i próbują go wyłowić. Jeśli którejś się to uda, staje się Morską Panną Młodą. Może wówczas wręczyć klejnot dowolnie wybranemu przez siebie mężczyźnie i jeśli nie jest on już żonaty, musi ją poślubić. Laguna, czyli w praktyce ja, funduje bogaty posag. To bardzo dobra wróżba, zapowiadająca bogactwo, powodzenie w interesach oraz zwycięstwo na wojnie. Dlatego nigdy na tym posagu nie skąpię. - Enrico uśmiechnął się pod wąsem. - Tak pomyślny przebieg ceremonii nie zdarza się jednak często, ostatni raz przed pięcioma laty. Tu obecna diuszesa Serena wyłowiła wówczas pierścień i wręczyła go mnie, staremu wdowcowi. Zaoszczędziłem więc na wydatkach – zażartował, ale jego małżonka nie zdobyła się na najlżejszy nawet objaw rozbawienia.
     - Opowiadano mi jednak, że te dziewczęta skaczą do morza zupełnie nagie, niczym wodne nimfy. - Ten akurat szczegół mógł wyjaśniać powód nieoczekiwanego zainteresowania księcia Krótkonogiego.
     - Tak nakazuje nasza odwieczna tradycja. Morska Panna Młoda nie może mieć na sobie żadnego ubrania i musi rozpuścić włosy. Te, które pragną uczestniczyć w święcie Zaślubin, niczego nie ukrywają.
     „Na przykład, wsuniętego do kieszeni, złotego pierścienia. Przydatny środek ostrożności.” - Pomyślał cokolwiek zgryźliwie, zachowując jednak tę uwagę dla siebie.
     - Czy w tym roku jakieś dziewczęta także wskoczą do wody? Chętnie obejrzałbym tak podniosłą i starożytną ceremonię.
     - Oczywiście, książę Robercie. Zgłosiło się już kilka panien, a was, Dostojni Państwo, zapraszam na pokład Bucentaura,  ceremonialnej galery duxów Laguny.
     - Powinniśmy mieć nadzieję, że któraś z tych pięknych nimf wyłowi pierścień. Dobra wróżba z pewnością przyda się nam wszystkim i uczyni wyprawę popularną wśród ludu. Podobno można usłyszeć jakieś niechętne szemrania na nowe podatki. - Rodmund poruszył bardziej praktyczny aspekt sprawy.
     - Rozpuszczają je agenci cesarzowej. Schwytaliśmy i ukaraliśmy przykładnie kilku z nich. Moi Szarzy mają baczenie na wszystko – wyjaśnił aż nazbyt skwapliwie dux. - A jeśli chodzi o twoją, jakże słuszną troskę, panie, to znalazłem na to sposób, dzięki nieocenionej pomocy mojej pięknej małżonki. - Enrico skłonił się diuszesie. - Poprosiłem ją, aby zechciała w tym roku raz jeszcze zanurkować na chwałę miasta i za powodzenie nas wszystkich. Serena jako jedyna od wielu już lat zdołała wyłowić ten pierścień.
     - Czyż jednak nie wspomniałeś, panie, że w ceremonii uczestniczą tylko panny pragnące zdobyć męża? - Pani Rianna także okazała zaciekawienie miejscowymi zwyczajami.
     - Zazwyczaj tak. Dama wydana już za mężczyznę też może jednak skoczyć do wody, na równi z innymi. Jeśli pochwyci pierścień, również przynosi to szczęście Lagunie. I również może ofiarować klejnot każdemu. Nie mogąc jednak poślubić wybrańca – bierze go w posiadanie na jedną tylko noc. W dziejach miasta zdarzyło się już kilkakrotnie, że zwyciężyła pani zamężna. Zawsze jednak każda z nich podarowała pierścień własnemu małżonkowi, jak nakazuje dobry obyczaj. Oczywiście, miasto i tak fundowało posag.
     - Bardzo ciekawa tradycja – zauważyła księżna Dalekiej Północy. - A gdyby panna wybrała mężczyznę już żonatego?
     - To nigdy dotąd się nie zdarzyło, przecież taki nie mógłby jej poślubić. Straciłaby dobre imię oraz okazję zdobycia zacnego męża. Ale nic nie wiem o tym, by obyczaj czegoś takiego zakazywał.
     - A jeżeli panna obdarowałaby klejnotem cudzoziemca? - spytał nieoczekiwanie książę Robert, nadal pozostający w stanie bezżennym.
     - Tradycja nie czyni żadnej różnicy, takie sytuacje miały już miejsce. Próby odmowy lud zawsze przyjmował bardzo źle.
     - W takim razie... Chyba jednak nie skorzystam z twego zaproszenia, panie. Albo, co tam, czemu nie? Przyjmę żonę z bogatym posagiem, który ufundujesz, a potem wyruszę na wyprawę i znajdę jakiś sposób, by z daleka od Laguny pozbyć się szybko kłopotu. - Krótkonogi opróżnił puchar i gestem zażądał od służby kolejnej dolewki.
     - Nie obawiaj się, książę. Nie sądzę, aby coś mogło ci grozić podczas obecnego czy któregokolwiek święta Zaślubin. - Może i tę myśl powinien zachować dla siebie ale żart Roberta napełnił go niesmakiem.
     - Ty natomiast, panie, mógłbyś skorzystać z wdzięków nimfy ale złota nawet byś nie powąchał. Oczywiście, gdyby jakaś dziewka okazała się tak głupia, by ci je ofiarować.
     - W przeciwieństwie do ciebie, nie jestem łowcą posagów.
     - Czyżby? Złowiłeś posag najbogatszy z nas wszystkich i nadal ci mało!
     - Co masz na myśli, panie?
     - A to, że zamiast szukać zdobyczy na wspólnym wrogu powiększasz granice swego władztwa dzięki małżeństwu oraz kosztem sojuszników. Handlujesz swoim wsparciem naszej wyprawy niczym kupiec, biorąc zapłatę z góry! - Książę wyrażał w ten bardzo zaiste nieoględny sposób oburzenie na konieczność oddania kilku pogranicznych miast i zamków.
     - Szlachetne Panie, Dostojni Panowie. Oto cel naszej wycieczki, flota Laguny, która przyjmie na pokład wasze wojska! - Dux znalazł szczęśliwie sposób, aby zażegnać rodzącą się kłótnię.
     Długie szeregi zakotwiczonych w kilku rzędach lub wyciągniętych na brzeg i poddawanych konserwacji groźnych, czarnych galer musiały robić wrażenie. Do tego grubo ponad setka pękatych transportowców, zdolnych zabrać nie tylko ludzi ale i konie oraz niezbędne zapasy. Z trudem mieściły się w obszernej przecież zatoce. Dostrzegł, że szczególne zainteresowanie okazał Rodmund. Ten z pewnością znał się na rzeczy i musiał właściwie ocenić morską potęgę miasta.
     - Trwają jeszcze ostatnie przygotowania, kadłuby trzeba obejrzeć i uszczelnić po zimie. Ale wszystko będzie gotowe na czas. Bez floty nie mamy co marzyc o zdobyciu Chrysopolis. Z taką siłą zablokujemy jednak ich okręty oraz port.
     - Przyłączę się z moimi zuchami – przypomniał o sobie złotowłosy książę piratów. - Z pewnością się przydadzą.
     - Zapewne, Szlachetny Panie. - Dux Enrico przejawiał w tej sprawie mniejszy entuzjazm.
     - Ta piękna i dzielna galera, o tam, po prawej... Czy to twój Bucentaur, panie? Zaiste, okręt godny władcy mórz. - Rodmund uznał za stosowne poprawić nastrój gospodarza, którego także musiała przecież urazić niedawna, niefortunna uwaga księcia Roberta.
     - To ceremonialna galera duxów Laguny, odziedziczyłem ją po ojcu ale prawda, kazałem odnowić i odpowiednio wyszykować. Niech jednak nie zmylą cię te ozdoby, Bucentaur brał udział w niejednej bitwie. Porusza go dwustu niewolnych wioślarzy, głównie schwytanych piratów z południowego wybrzeża ale nie tylko takich, stąd nazwa.
     - To na tym pięknym okręcie wyruszymy aby wziąć udział w Zaślubinach? - Uwaga Rianny rozwiała wreszcie niezadowolenie władcy miasta.
     - Tak, szlachetna i równie piękna pani. Jak już mówiłem, z przyjemnością zapraszam cię na pokład, podobnie jak i was wszystkich, Dostojni Panowie.
     - Jesteś nazbyt łaskawy, panie. Udzielasz nam wspaniałej gościny, dałeś mi pozwolenie na zwiedzenie warsztatów szklarzy, a teraz to uprzejme zaproszenie.
     - Łączy nas wspólna sprawa, powinniśmy więc stać się przyjaciółmi, przynajmniej na czas tej ekspedycji.
     Enrico spojrzał znacząco na niedawnych adwersarzy. Słowa księżnej i duxa podchwycił zręcznie Rodmund.
     - Jeśli chodzi o tę wycieczkę na wyspę szklarzy, to chętnie usłużę ci swoim towarzystwem, piękna pani. - Pirat posłał Riannie swój najbardziej oszałamiający uśmiech.
     - Wybacz, książę, ale to mój przywilej i moje zadanie. Jeśli, rzecz jasna, na to zezwolicie,  Szlachetna Pani i ty, dostojny duxie.
     Uznał za stosowne przypomnieć o swojej obecności oraz wybawić z kłopotu władcę Laguny, dalekiego od zachwytu nad pomysłem, by wpuszczać lisa do kurnika. Małżonka odpowiedziała porozumiewawczym uśmiechem. Zdawała sobie sprawę z manewrów Rodmunda, a  okazana przez męża zazdrość sprawiła jej przyjemność.
     - Tak, moje zaproszenie obejmuje i ciebie, książę Bastianie. Zechciej wybaczyć, jeżeli uprzednio nie wyraziłem się zbyt jasno. A teraz, Dostojni Państwo, czas wracać. Nie zapominajmy o wieczornej maskaradzie. Diuszesa włożyła wiele trudu w jej przygotowanie i z radością docenimy  te starania. - Enrico posłał żonie pojednawcze spojrzenie, ale nie doczekał się odpowiedzi.

                              ***

     Wyruszając na wojnę nie spodziewał się wyszukanych, dworskich przyjęć i nie zaopatrzył w stosowną garderobę. Na szczęście, jego pani i małżonka jak zwykle zadbała o wszystko. Okazało się, że zdążyła zamówić odpowiednie kostiumy. Nie miał pojęcia, czy pośpiech miejscowych krawców opłaciła srebrem czy też poganiała ich batem – może zastosowała obydwie metody – dość, że przebrania czekały już w ich komnatach. On sam wystąpić miał w roli gnoma, jednego z pokracznych nieco stworzeń władających wedle wierzeń Północy podziemnym ogniem oraz strzegących ukrytych skarbów. Pani Rianna przybrała postać wodnej syreny, a śmiały, połyskliwy i obcisły w pewnych istotnych miejscach kostium podkreślał jej wdzięki. Krawcy  z Laguny nie bez przyczyny cieszyli się zasłużona sławą. Tradycyjne, osłaniające twarz maski wykonane z ozdobnie wyprawionej skóry przysłał w prezencie dux.
     Przyjecie wydano z rozmachem i przepychem. W Pałacu stawiła się cała chyba szlachta Laguny, a przypuszczał, że korzystając z okazji wkręciło się także sporo zamaskowanych gości niższego stanu. Heroldowie ani nie sprawdzali tożsamości obecnych, ani też nie ogłaszali ich imion oraz tytułów. Po chwili zagubili się oboje w tłumie zakrywających oblicza, fantazyjnie poprzebieranych postaci, przelewającym się przez kilka oddanych uczestnikom zabawy komnat. Dux nie poskąpił jadła i napojów, przygrywały dwie grupy muzykantów, występowali żonglerzy, akrobaci i połykacze ognia. Rozpoznał księcia Rodmunda, w białym zawoju i kostiumie pirata z południowych wybrzeży Morza Wewnętrznego. Zabawiał damę noszącą skąpy strój pasterki. Nie ograniczał się przy tym do samej tylko rozmowy, co rzekoma wieśniaczka zdawała się przyjmować bez przykrości. Wszędzie dookoła oddawano się zresztą przyjemnościom plotkowania, snucia intryg oraz flirtowania. Uścisnął mocniej dłoń żony, pani Rianna wskazała zaś wzrokiem niezgrabną postać odzianego w brunatne futro niedźwiedzia. Przebranie to doskonale pasowało do Roberta Krótkonogiego i pomysł ten podsunął zapewne księciu jego o wiele bardziej wyrobiony kuzyn. Zręcznie wyminęli gburowatego arystokratę, kierując się w głąb amfilady komnat. Głodni po odbytej przed południem morskiej wycieczce, chętnie skosztowali potraw i podawanych obficie trunków. Osoba oraz kostium pani Rianny przyciągały uwagę mężczyzn, nawet jeżeli nie zdołali rozpoznać tożsamości księżnej.
     - Bastianie, czy przyniósłbyś kielich czerwonego wina? W tej sali rozlewają gatunek który uważam za zbyt słodki.
     - Oczywiście, pani.
     W szybkim spełnieniu prośby małżonki przeszkodziła jednak urocza dziewczyna w zwiewnych szatach wschodniej księżniczki. Natknął się na nią gdy wracał z pełnym już kielichem. A raczej to ona wpadła na niego, rozlewając wino.
     - Wybacz, panie. Jestem taka niezdarna...
     - Pani, nic strasznego się nie stało.
     - Ależ tak. Zechciej przyjąć przeprosiny, Szlachetny Panie. Przeprosiny oraz drobną usługę, którą jestem ci winna. Pozwól, proszę, że wskażę najlepszy trunek podawany na tym bankiecie...
     - To nie jest konieczne, pani.
     - Pozostaję teraz twoją dłużniczką i bardzo na to nalegam.
     Uprowadzony w ten sposób, podążył za przewodniczką, która zawiodła go do jakiejś bocznej komnaty, zamykając za sobą drzwi. Pomyślał już, że padł właśnie ofiarą przemyślnej łowczyni i zaczął się zastanawiać, jak nie sprawiając przykrości umknąć z jej sideł, gdy spostrzegł, że nie są w pomieszczeniu sami. W słabym świetle świec ujrzał sylwetkę damy w kostiumie pasterki, przyjmującej uprzednio zaloty księcia Rodmunda. Kiwnęła ledwo dostrzegalnie głową, nie odzywając się jednak ani słowem. Sączyła powoli wino z ozdobnego kielicha, na stoliku ustawiono niewielki, omszały dzban.
     - Wybacz, panie, ten mały podstęp – podjęła dziewczyna. - Moja pani chciałaby z tobą dyskretnie porozmawiać.
     - Jestem do jej i twoich usług, Perło Wschodu. - Skłonił się ceremonialnie tajemniczej nieznajomej.
     - To ja będę mówić, a Dostojna Pani potwierdzi tylko moje słowa.
     - Jak sobie życzysz, księżniczko.
     - Czy wystąpisz w nadchodzącym turnieju?
     - Oczywiście, nie sądzę jednak, abym mógł odnieść w nim większe sukcesy. Wedle powszechnej opinii faworytem jest książę Robert.
     - Ależ panie, czyż jakakolwiek dama albo panna mogłaby życzyć zwycięstwa podobnemu prostakowi? Czyż na laury triumfatora nie zasługuje ktoś nieporównanie bardziej rycerski, utalentowany i dworny? A także o wiele przystojniejszy? Ktoś taki jak ty, książę?
     - Podczas turnieju liczą się jednak bardziej siła ramion oraz wyszkolony rumak – odparł, cokolwiek zakłopotany.
     - I tu się mylisz, szlachetny panie. Przychylność dam i panien też nie jest bez znaczenia. Powiem nawet, że może okazać się o wiele ważniejsza niż wymienione przez ciebie zalety. Mamy swoje sposoby...
     - Co chcesz przez to powiedzieć, pani? - Wypowiadając te słowa spojrzał na rzekomą pasterkę.
     - To, że każda z nas z radością przyczyniłaby się do twego zwycięstwa, gdybyś tylko zechciał. Zapewniam, że potrafimy to uczynić.
     - To kusząca, ale chyba nie do końca uczciwa propozycja...
     - Książę, na wojnie i w miłości wszelkie podstępy są dozwolone.
     - W miłości? Bo przecież turniej to jednak nie wojna?
     - W rzeczy samej... Zwycięzca turnieju wybiera oraz ogłasza jego Królową, Królową Urody i Miłości właśnie. A moja pani pragnie zająć to miejsce... I szczodrze wynagrodzi rycerza, który jej w tym dopomoże.
     - Wynagrodzi?
     - Okaże się hojną i wspaniałomyślną władczynią, pod każdym względem... - Zamaskowana pasterka skinęła głową, nadal sącząc wino. - Co więcej, hrabia Rajmund zaproponował, by zwycięzca turnieju został uznany niewolnikiem swojej Królowej i na znak tego miał odtąd prawo oraz obowiązek nosić nałożone przez nią, symboliczne łańcuchy. To najnowsza moda. A zapewniam, że taka służba wobec damy tej rangi, którą posiada moja pani, przyniesie zaszczyt każdemu. Nawet księciu. I nie będzie to jedyna łaska, której może oczekiwać dzielny wojownik...
     - Twoje słowa brzmią niezwykle zachęcająco, urocza księżniczko... Muszę jednak rozważyć tak niespodziewaną ofertę, przyszła Królowa powinna to zrozumieć.
     - Byle nie trwało to zbyt długo, panie. Turniej odbędzie się za dwa dni. Powinieneś podjąć decyzję najdalej jutro. My także potrzebujemy czasu na przygotowania.
     - W jaki sposób zdołam ją przekazać?
     - Och, to bardzo proste. Każdy uczestnik turnieju wystąpi pod własnym znakiem, wymalowanym na tarczy. O ile wiem, jeszcze takowego nie wybrałeś. Jeżeli uczynisz swym godłem płomień, co zresztą znakomicie do ciebie pasuje, książę, będziemy wiedziały, że się zgadzasz. Pod takim znakiem zwyciężysz.
     - A skąd ja będę wiedział, której z dam powinienem ofiarować należny jej tytuł oraz własne służby?
     - To jeszcze łatwiejsze. Moja pani wplecie w ozdobę głowy szkarłatną wstążkę, po tym rozpoznasz swoją Królową.
     - Twoja pani bardzo przemyślnie to wszystko zaplanowała. Tylko dlaczego wybrała właśnie mnie do tej misji?
     - Bo czytała pewne wiersze i zapragnęła poczuć się ich bohaterką.
     - Rozumiem... Wypatruj więc jutro znaku na mojej tarczy, Dostojna Pani. - Słowa te skierował bezpośrednio do milczącej damy, która raz jeszcze skinęła głową. - Teraz jednak wybaczcie obydwie, ale moja nieobecność może zwrócić uwagę. Wybrałem się tylko po wino dla księżnej Rianny.
     - Nie musisz już dalej szukać. Obiecałam ci najlepszy trunek dostępny w tym pałacu i dotrzymam słowa. - Księżniczka ujęła dzban, po czym napełniła kielich gościa. - Może zechcesz skosztować i przekonać się o prawdziwości moich słów? Nie obawiaj się niczego.
     Nalała wina również do opróżnionego już pucharu swojej pani i upiła solidny łyk. Oczekiwał, że wręczy także to naczynie, odstawiła jednak czarę i niespodziewanie objęła rozmówcę ramionami. Wycisnęła pocałunek na wargach mężczyzny, a gdy odruchowo odwzajemnił się tym samym, poczuł jak trunek wypełnia jego własne usta. Smakował, doprawdy, wybornie. Dziewczyna zręcznie wywinęła się z uścisku towarzysza.
     - Niech to będzie zapowiedź większych jeszcze łask, których zapewne dostąpisz, Dostojny Panie. Chętnie usłużyłam ci jako naczynie, ale znajdziesz też może szlachetniejszy puchar do napełnienia. Moja pani nie zapomina o swoich obietnicach.
     - Mam nadzieję, że okażę się godny oferowanych mi zaszczytów. A teraz wybaczcie, Czcigodna Pani, oraz ty, Księżniczko.
     Nie czekając na odpowiedź opuścił komnatę i wmieszał się pomiędzy uczestników przyjęcia, uważając, by tym razem nie uronić już ani kropli wina. Dziewczyna mówiła prawdę, równie dobrego gatunku nie podawano przypadkowym gościom.
     Obawiał się, że jego przedłużająca się nieobecność zwróci uwagę pani Rianny, której zamierzał, oczywiście, o wszystkim opowiedzieć, ale może nie tak od razu... Niepokój okazał się niepotrzebny, znalazła bowiem absorbującego towarzysza rozmowy. Absorbującego, ale niechętnie zapewne widzianego. Książę Robert Krótkonogi nie należał do faworytów szlachetnej pani.
     - Oto twoje wino, Rianno. Naprawdę wyborny trunek. Jak podoba ci się maskarada, książę?
     - To nie jest odpowiednie miejsce dla rycerza i wojownika. Nie mogę już doczekać się rozpoczęcia wyprawy oraz prawdziwej bitwy. Wtedy zobaczymy, kto ile jest wart, panie. Tymczasem spotkamy się może na turnieju, na co bardzo liczę. Chętnie okażę też należną cześć twojej urodziwej małżonce, o ile pozwolisz.
     - O tym, czy zechce przyjąć twoje hołdy zadecyduje ona sama.
     - Taką mam też nadzieję, prawda piękna pani?
     - Najpierw okaż się godny takowych względów, moich czy jakiejkolwiek innej damy.
     - Jeszcze się o tym przekonasz, pani. Ty także, książę.
     - Panie, upewniłem się, że w sąsiedniej sali podają doskonałe wino. Przypuszczam, że sam zechcesz to sprawdzić? To w tamtym kierunku.
     - Uwierzysz, że ten prostak ośmielił się nalegać, abym przyjęła z jego rąk tytuł królowej turnieju, gdy tylko on okaże się zwycięzcą? - Księżna Rianna nie kryła oburzenia.
     - Sądziłem, że pragniesz tego zaszczytu jak każda piękna dama? W pełni zresztą na taki honor zasługujesz. O wiele bardziej niż diuszesa.
     - Ale nie otrzymany od kogoś takiego, kogoś, komu zależy głównie na tym, aby upokorzyć mojego pana i małżonka? Bastianie, uważaj, proszę, podczas tych zawodów.
     - Nie mogę unikać walki z Robertem, jeśli los nas zetknie... Tym bardziej, że ja również pragnę zdobyć prawo wyboru Królowej Urody i Miłości, otrzymując w zamian miano niewolnika i nałożone jej ręką łańcuchy.
     - Każda pani z radością przyjęłaby to wyróżnienie od podobnego tobie rycerza, zyskując w dodatku takiego sługę, ale...
     - Nie obawiaj się, Rianno... Wiem, co robię.  Będę jednak potrzebował twojej pomocy.
     - Mojej pomocy? O co tylko poprosisz, Bastianie.
     - Wiem, że pięknie rysujesz. Może zechciałabyś ozdobić moją tarczę wizerunkiem płomienia? Pod takim znakiem wystąpię na turnieju. Uczyniony twoją ręką, z pewnością przyniesie mi szczęście.
     - Bardzo chętnie, mężu i panie - odparła, cokolwiek zdziwiona. - Ale po co to wszystko? O co tu chodzi?
     - Każdy z rycerzy uczestniczących w turnieju musi wybrać godło pod którym stanie do walki. A ogień zawsze był moim przyjacielem.
     - Ty coś knujesz, Bastianie...
     - Na wojnie i w miłości wszystkie podstępy dozwolone. - Zamknął jej usta pocałunkiem. - A tymczasem, jak znajdujesz to wino?
     - Rzeczywiście znakomite.
     - I powinno takim być, skoro pochodzi z osobistej piwnicy duxa Laguny.

                              ***
     Turniejowe pole urządzono na jednym z niewielu suchych kawałków gruntu w sąsiedztwie miasta. Widowisko przyciągnęło uwagę prawie wszystkich mieszkańców nie tylko z powodu wystawnego przepychu oraz okazanej przez duxa hojności, przejawiającej się rozdawaniem darmowego wina i przekąsek. Tego rodzaju rycerskie zabawy organizowano wprawdzie dość często w słynącej z wszelakich rozrywek Lagunie, zazwyczaj przypominały jednak paradę, a nie prawdziwe zawody wojowników. Miejscowi panowie lubili nazywać się szlachtą oraz chlubić rzeczywistymi lub rzekomymi wyczynami bitewnymi swoich przodków, sami woleli jednak zajmować się interesami. Jeśli miasto prowadziło już wojnę, polegało raczej na flocie i najmowanych w razie potrzeby zaciężnych. Ten niedostatek rycerskiej zaprawy dawał się zauważyć w bogatym, zbytkownym często wyposażeniu synów dobrych rodzin stających w szranki, połączonym z rozpaczliwym brakiem bojowych umiejętności. Można było odnieść wrażenie, że zamożni młodzieńcy pragną przede wszystkim popisać się wymyślnymi strojami i prezencją, dużo mniej przejmując się wynikiem staczanych potyczek. Damy oraz panny i tak nagradzały aplauzem ich wątpliwe wyczyny. One same także rywalizowały w podobny sposób pomiędzy sobą, gęsto obsiadając otaczające pole trybuny. Oczywiście, o tytule Królowej Urody i Miłości marzyć mogły tylko te najwyżej postawione, nie przeszkadzało to jednak szlachetnie urodzonym mieszkankom Laguny w pragnieniu odnoszenia pomniejszych zwycięstw nad rywalkami.
     Tym razem, oprócz pozorujących często prawdziwą walkę rzekomych rycerzy z Laguny w zawodach wystąpić mieli także groźni wojownicy zebrani na mającą wkrótce wyruszyć wyprawę. Pobudzało to ogólną ciekawość, a i wybór królowej turnieju też zapowiadał się interesująco. Zazwyczaj tytuł ten przypadał diuszesie, o ile tylko raczyła dać do zrozumienia, że zechce przyjąć go z rąk zwycięzcy. Miejscowe damy zmuszone były pogodzić się z takim stanem rzeczy. Obecnie Serena zasiadała jednak w honorowej loży obok równej sobie rangą pani, przybyłej z dalekich krain Północy i sprawującej nawet jakoby rzeczywiste rządy w swoim księstwie. Cudzoziemska księżna wybrała strój zaskakująco prosty, oparty na zestawieniu bieli i złota, rezygnując jednak z ostentacyjnie bogatej biżuterii. Olśniewała w zamian niezwykłą urodą w typie rzadko spotykanym na Południu. Odkryła ramiona oraz długą, smukłą szyję, ukazując też nieco kształtnych piersi. Nie obawiała się najwidoczniej wiosennego chłodu, wyczuwalnego w powietrzu, chociaż dzień wypadł słoneczny. Jedyną ozdobę długich, upiętych zgodnie z miejscowym obyczajem włosów stanowiła prosta, złota obręcz – oznaka książęcej władzy i godności. Pani Rianna przyciągała spojrzenia zarówno mężczyzn jak i kobiet, przy czym te ostatnie przede wszystkim porównywały ją z diuszesą. Miejscowa, oficjalna piękność nie omieszkała podkreślić swoich walorów kosztowną, wymyślną toaletą oraz klejnotami, dobranymi w żywych, jaskrawych kolorach, wśród których dominowała szkarłatna czerwień, także połączona ze złotem. Strój nosiła bogatszy, cięższy i lepiej chroniący przed zimnem. Nie zamierzając jednak ustępować pola rywalce, odrzuciła teraz szal, odsłaniając śmiały i zdecydowanie głęboki dekolt. Obfity biust musiał wzbudzać zainteresowanie mężczyzn, co napełniało diuszesę poczuciem zasłużonej dumy. Głowę i włosy szlachetnej damy zdobiła wymyślna konstrukcja, na której szczycie umieszczono model galery. Z masztów okrętu spływały niczym flagi długie, szkarłatne wstążki. Wynik konfrontacji obydwu władczyń  pozostawał otwarty.
     Zmitrężył nieco czasu przyglądając się tym widokom. Miał jednak pewne zobowiązania, których powinien dotrzymać... Przetrząsnął kieszenie kubraka, upewniając się, że o niczym nie zapomniał. Żywił niewielką nadzieję, że jeżeli rzeczywiście zwycięży, zawiedziona rywalka zdoła wybaczyć swemu niedoszłemu rycerzowi i niewolnikowi. Giermkowie pomogli przywdziać ostatnie elementy pancerza i podprowadzili konia. Dosiadł go korzystając ze specjalnego podestu, wolał zachować siły własne i zwierzęcia na później.
     O przewodniczenie turniejowi poproszono hrabiego Rajmunda. Z powodu zaawansowanego wieku nie uczestniczył już osobiście w potyczkach, pozostawał jednak wielkim miłośnikiem tego rodzaju widowisk oraz ich powszechnie poważanym znawcą. Wezwał teraz przed główną trybunę wszystkich stających w szranki, a zebrało się ich razem około czterdziestu.
     - Szlachetni panowie! Ruszacie dzisiaj do walki powodowani nie nienawiścią lecz dla honoru obecnych i oklaskujących was dam oraz własnej, rycerskiej chwały. Wszyscy jesteśmy tu przyjaciółmi i łączy nas wspólna sprawa. Pamiętajcie o tym i unikajcie złości, okazując przeciwnikowi cześć i szacunek. Za pokonanego uznany zostanie ten, kto zwali się z konia albo upuści tarczę lub starci hełm. To oznacza koniec potyczki i niech nikt nie żywi urazy wobec zwycięzcy, który okazał się lepszy, ani też pogardy dla pokonanego, z którym już wkrótce stanie w jednym szeregu podczas bitwy. Podzielicie się na dwie drużyny, którym przewodzić będą szlachetni książęta Robert oraz Bastian. Każdy z pozostałych rycerzy wybierze sobie teraz dowódcę i towarzyszy, a potem przeciwnika, uderzając włócznią w jego wywieszoną tutaj tarczę. Walczyć będziecie kolejno, przegrywający odpadną z dalszych zawodów, aż na placu zostanie tylko jedna, zwycięska drużyna.
     Hrabia wskazał na dwie liny rozciągnięte pomiędzy wbitymi naprzeciw siebie słupami. Na każdej z nich pyszniła się w tej chwili samotna tarcza, zawieszona wysoko i widoczna dla wszystkich. Po prawej puklerz ze znakiem stojącego na tylnych łapach Niedźwiedzia, godłem wybranym przez Roberta Krótkonogiego, po lewej z pięknie wymalowanym przez szlachetną Riannę Płomieniem. Na czerwonym polu rozsyłał on złocisty blask we wszystkie strony świata. Księżna, jego pani i małżonka, dołożyła wielkich starań, aby godło prezentowało się śmiało i dumnie.
     Nadeszła chwila wyboru drużyny. Pod znakiem Roberta stanęli rycerze z towarzyszącej mu  świty, a także Rodmund, który ozdobił tarczę wizerunkiem Sokoła, oraz jeden czy dwóch służących mu wojowników. Godło Płomienia przyciągnęło natomiast ludzi z Północy, poddanych Rianny, co przyjął z niespodziewaną satysfakcją, nie zawiódł się też na wsparciu swoich własnych wasali. To wszystko było, oczywiście, do przewidzenia. Stanowiący większość uczestników turnieju miejscowi wybierali jednak głównie Niedźwiedzia, nie na darmo książę Krótkonogi cieszył się opinią znakomitego rębajły i uchodził za faworyta zawodów. Posłał przeciwnikowi znaczące spojrzenie, przyglądając się z satysfakcją, jak obok jego własnej pojawia się teraz długi szereg innych tarcz. O wiele dłuższy niż ten, który towarzyszył znakowi Płomienia.
     „Nic nie szkodzi. Ci z Laguny i tak niewiele są warci. Jeszcze zobaczymy, kto okaże się górą.” - Myśl tę wsparło wspomnienie obietnic zamaskowanej, ale nietrudnej do rozpoznania damy.
     Początek walk istotnie okazał się pomyślny dla drużyny Płomienia. Rywale naprzemiennie wybierali przeciwników, dotykając grotami włóczni ich tarcz. Jako pierwszym pozwolono uczynić to rycerzom najmłodszym i najmniej znanym, co oznaczało głównie mieszkańców Laguny. Oni też jako pierwsi doznawali zwykle smaku porażki, pokonani przez silnych i zręcznych wojowników z Północy oraz jego własnych ludzi. On sam też został wyzwany przez aż dwóch zapalczywych młodzieńców, pragnących zapewne popisać się przed wybrankami serca. Zwyciężył bez większego trudu, skończyło się zresztą na wybiciu tarcz z rąk przeciwników. Przyjął to z pewną ulgą, ostrza turniejowych włóczni wykuto co prawda z niehartowanego żelaza i stępiono, ale nie chciał uczynić większej krzywdy tym młodzieńcom. Potem Płomieniowi wiodło się już gorzej, do walki stawali teraz bowiem doświadczeni weterani Roberta. Szybko poradzili sobie z mieszkańcami Laguny, którzy wybrali obóz przeciwnika. Sam książę zatriumfował brutalnie, godząc z całej siły i zwalając z konia jakiegoś chłopca, który wyzwał go nie wiedząc dokładnie, co właściwie czyni. Rodmund także zwyciężył, popisał się jednak raczej zręcznością i wyczuciem. Zmylił rywala sprytnym zwodem ramienia i strącił jego hełm, nie czyniąc młodzieńcowi żadnej innej szkody. Wykazał się przy tym znakomitym opanowaniem własnego wierzchowca, zbierając ogólne pochwały. Nawet pani Rianna klaskała w dłonie, widząc ten wyczyn. Książę piratów skłonił się jej szarmancko, nie zapominając też o stosownym pochyleniu włóczni przed diuszesą.
     Gdy przyszła kolej na ludzi z Północy, pojedynki stały się bardziej wyrównane. Robert dysponował jednak większą liczbą rycerzy, ogólny bilans potyczek wypadał więc na korzyść drużyny Niedźwiedzia, która systematycznie zbliżała się do zwycięstwa. Stopniowo ubywało zawieszonych na linach puklerzy, wojownicy zabierali je bowiem na czas starcia, a tarcz pokonanych zawodników ponownie już nie wywieszano. Co dziwne, nikt obecnie nie zaczepiał znaku Płomienia, przeciwnicy zdawali się go unikać. Mógł więc tylko przyglądać się bezczynnie kolejnym walkom, dowódcy nadal bowiem czekali tylko na rzucających im osobiste wyzwanie przeciwników. Książę Krótkonogi poddany został dwóm takim próbom. Zdawał się czekać właśnie na coś takiego. Swoim zwyczajem uderzył z całej siły w pierwszego przeciwnika, który przyjął cios na tarczę, ale nie zdołał utrzymać się na grzbiecie konia. W podobny sposób Robert zaatakował drugiego z wyzywających, jednego z lepszych ludzi pani Rianny. Ten wytrzymał pierwsze starcie i konieczny okazał się drugi najazd. Tym razem wojownik z Północy otrzymał cios poniżej puklerza i także runął na ziemię. Potłukł się dotkliwie ale kolczuga wytrzymała i wyglądało na to, że rycerz wyjdzie z potyczki bez poważniejszych obrażeń. Na szczęście nie dosięgnął go bitewny grot z hartowanej stali. Tym niemniej, wyczyny księcia podnosiły na duchu jego towarzyszy i powiększały przewagę drużyny Niedźwiedzia.
     - Nie wyzywajcie więcej Krótkonogiego, sam stanę z nim do walki, gdy przyjdzie na to czas!
     - Ależ panie, nie możemy na to pozwolić! - zaprotestował jeden z jego własnych wasali.
     - To rozkaz! Mam swoje powody i wiem co robię! - Żywił szczerą nadzieję, że to istotnie prawda.
     Podczas następnej rundy pojedynków okazało się jednak, iż poleceniu temu nie podporządkował się kolejny rycerz z Dalekiej Północy, wybierając tarczę Niedźwiedzia i stając do walki z Robertem. Przy pierwszym najeździe osłonił się puklerzem, zachwiał w siodle od mocy uderzenia, ale zdołał opanować wierzchowca. Potrzebne było drugie starcie, do którego Niedźwiedź sięgnął po nową włócznię, zastępując skruszony oręż. Tym razem, szarżując ostro spiął konia, który uprzednio zdawał się nie do końca zadowalać swego jeźdźca okazywanym animuszem. Nabrawszy wreszcie w ten sposób pożądanego rozpędu, ugodził przeciwnika w dolną część tarczy, która odchyliła się, gdy dzierżące ją ramię uległo sile ciosu. Rycerz z Północy zwalił się na ziemię, popłynęła krew. Pozostali jeszcze na placu członkowie drużyny Płomienia pochylili się nad ciężko rannym towarzyszem. Otrzymał cios w brzuch, a życie uchodziło zeń razem z krwią i wylewającymi się na piach wnętrznościami. Żaden medyk nie byłby w stanie nic tu poradzić. Krótkonogi posłał przeciwnikom triumfujące spojrzenie, przede wszystkim szukając wzrokiem ich przywódcy.
     - Ten drań musiał użyć ostrego, stalowego grotu – zauważył któryś z wojowników, wskazując na rozprutą kolczugę. - Ale pewnie nie zdołamy  tego dowieść.
     - Zrobił to celowo, aby coś mi pokazać. A wy nie wykonaliście mojego rozkazu!
     - Panie, ale... - zaczął niepewnie jeden z podwładnych.
     - Nie obchodzi mnie, czy ktoś wydał wam jakieś inne polecenia! Podczas bitwy możecie słuchać tylko jednego dowódcy! I to ja nim jestem! A zamiast turnieju mamy już teraz prawdziwą wojnę! To ja tutaj rozkazuję i nikt inny! - Powiódł spojrzeniem po swoich ludziach, odwrócili wzrok. - Dam Niedźwiedziowi stosowną odpowiedź i nikt z was nie zdoła mnie przed tym powstrzymać! I zobaczycie, że potrafię to uczynić!
     Zauważył z satysfakcją, że te twarde słowa wywarły wrażenie nawet na wojownikach z Dalekiej Północy. Miał nadzieję, że tajemnicza dama w stroju pasterki naprawdę wiedziała o czym mówi, gdy obiecywała mu zwycięstwo.
     Doprowadzenie placu do porządku zabrało dłuższą chwilę. Widzowie milczeli, zszokowani. Takie wypadki zdarzały się może podczas turniejów w jakichś barbarzyńskich krainach, ale przecież nie w cywilizowanej Lagunie! Pochwycił zaniepokojone spojrzenie Rianny i spróbował rozwiać obawy małżonki zawadiackim salutem, nie omieszkał też jednak zwrócić wzroku  w stronę diuszesy Sereny. Piękna pani zachowywała spokój i tylko ledwo dostrzegalnie skinęła głową. Pozostawało żywić wiarę, że istotnie panuje nad sytuacją.
     Tarczę Roberta także zaczęto odtąd omijać, obydwaj dowódcy przyglądali się więc jedynie końcowym potyczkom swoich drużynników. Za pokonanego, straciwszy hełm, musiał wreszcie uznać się ostatni z rycerzy służących Płomieniowi. Jego zwycięzca, książę Rodmund, ukłonił się damom na trybunie honorowej i zanim ktokolwiek zdążył go powstrzymać, uderzył włócznią w samotne, czerwono-złote godło. Wywołało to wyraźne niezadowolenie Krótkonogiego, który odbył z kuzynem krótką, najwyraźniej gniewną rozmowę. Wyzwania w żaden sposób nie dało się już przecież odwołać.
     W ten sposób stanął naprzeciwko rycerza z Sokołem. Podczas pierwszego najazdu pamiętał o ulubionym manewrze Rodmunda, godzącego często w głowę przeciwnika. Uchylił się na czas, ale zajęty obroną nie zdołał wyprowadzić żadnego ataku. Drugie starcie wypadło znacznie gorzej. Tym razem starał się trafić w tarczę ze znakiem Sokoła i zdołał musnąć ją grotem, rywal ustawił jednak puklerz od takim kątem, że cios ześlizgnął się po jego powierzchni. Książę piratów poprowadził natomiast włócznię w taki sposób, że drzewce przeczesało pióra zdobiące hełm adwersarza. Nie ulegało wątpliwości, że gdyby tylko zechciał, sięgnąłby grotem nieco niżej, zapewne kończąc w ten sposób pojedynek. Odjeżdżając, ukłonił się znacząco i zebrał burzliwe oklaski nagradzające ten zręczny wyczyn. Wyglądało na to, że bawi się z przeciwnikiem. Ku zdziwieniu rywala, przy kolejnej szarży nie próbował jednak żadnych sztuczek, zdecydował się natomiast przyjąć obustronne uderzenie włóczni w środek dzierżonych pewnie tarcz. Drzewce połamały się, a obydwaj jeźdźcy zachwiali w siodłach. Rodmund miał najwidoczniej jakieś kłopoty i  starając się opanować wierzchowca rozluźnił uchwyt dłoni na imaczu. Po chwili jego puklerz spadł na ziemię. Przegrał! Przyjął to z wdziękiem i godnością, skłaniając się dwornie damom oraz przeciwnikowi, przez wszystkich nagrodzony za ten gest brawami.
     Przyszła teraz kolej na rozstrzygające starcie Niedźwiedzia i Płomienia. Przemknęła mu przez głowę myśl, czy aby Robert ponownie nie użyje ostrej broni? Chyba jednak tym razem nie ośmieliłby się na coś takiego? Tym niemniej, odczuwał niepokój. Pani Rianna zapewne także, z trudem zachowywała bowiem na swoim honorowym miejscu pozory opanowania. Z całkowitym spokojem przypatrywała się natomiast zawodom diuszesa. Cóż jednak miała do stracenia? Tylko tytuł Królowej Urody i Miłości. Znienawidził ją za ten spokój. Pomyślał zarazem, że małżonka życzy mu szczerze zwycięstwa i obawia się o niego, pomimo deklaracji Krótkonogiego w sprawie wyboru Królowej, podczas gdy Serenie los jej własnego rycerza wydaje się obojętny. Potem nie miał już czasu na podobne rozważania, przeciwnicy ruszyli bowiem na siebie. Wobec okazanej wielokrotnie siły i gwałtowności Roberta nie zamierzał wdawać się w jakieś skomplikowane manewry. Przyjął odpowiednią pozycję, ustawił tarczę pod najlepszym możliwym kątem i starał się skierować własną włócznię w puklerz wroga. Trudno było bowiem w inny sposób potraktować księcia Krótkonogiego. Ten również dążył do zdecydowanego, bezpośredniego starcia. Zderzenie wstrząsnęło rywalami, nie okazało się jednak aż tak silne, jak tego oczekiwał. Obydwaj połamali włócznie, ale żaden nie spadł z konia. On sam ani przez chwilę nie poczuł nawet takiego zagrożenia. Czyżby Robert popełnił jakiś błąd i nie nabrał odpowiedniej szybkości? Może miał niespodziewane trudności z powodowaniem rumakiem, co dało się już chyba zauważyć w poprzednim pojedynku? Wyczuwając własną szansę, postanowił raz jeszcze przyjąć najprostszą taktykę frontalnego zderzenia, z tą różnicą, że teraz sam zamierzał zaatakować z pełną siłą i prędkością. Rozpędził wierzchowca, widząc z narastającą wiarą w  sukces, iż rywal nie jest w stanie uczynić tego samego. Krótkonogi tkwił niemal w miejscu! Rozpaczliwie spiął konia ostrogami ale niewiele to dało. Zwierzę  uczyniło kilka niepewnych kroków, ustawiając się w jeszcze bardziej niekorzystnej dla jeźdźca pozycji. Zanim Niedźwiedź zdążył uczynić coś więcej, otrzymał potężny cios w tarczę, wymierzony przez nadjeżdżającego przeciwnika. Stojąc praktycznie bez ruchu, nie zdołał stawić oporu sile uderzenia i wyrzucony z siodła, w widowiskowy sposób zwalił się z łoskotem na ziemię. Nadzieja, że drań połamał sobie przy tej okazji wszystkie kości okazała się daremna, poruszał bowiem rękoma i próbował dźwignąć się na nogi gdy tylko rywal wyhamował i zawrócił. To jednak nie miało w tej chwili znaczenia. On sam zwyciężył! Zwyciężył jako rycerz Płomienia!
     Zdumiona widownia dopiero po chwili buchnęła aplauzem, okrzykom i oklaskom nie było końca. Okazaną podczas turnieju krwawą brutalnością Robert Krótkonogi nie zaskarbił sobie sympatii mieszkańców Laguny, z radością powitano niespodziewany upadek gburowatego księcia. Najgłośniej wołali ludzie Rianny, do których ochoczo przyłączyli się także właśni wasale jej triumfującego małżonka.
     - Płomień! Niech żyje rycerz Płomienia! Złoty Płomień! Złoty Płomień! - powtarzali, nawiązując do znaku wymalowanego jaskrawymi barwami na tarczy zwycięzcy.
     Panny obrzuciły go kwiatami oraz ognistymi, powłóczystymi spojrzeniami. Pochwycił w locie i zatrzymał w dłoni czerwoną różę, rękawica ochroniła palce przed kolcami, przede wszystkim chłonął jednak pełen ulgi, dumy, czułości i zdumienia wzrok Rianny. Nie co dzień zwyciężał w turniejach, zwłaszcza takich! Dla ujrzenia podobnego wyrazu oczu pięknej pani i małżonki warto było narazić się na wszelkie niebezpieczeństwa. Co tam Robert, jego groźby i nienawiść! Przeciwnikowi pomagano właśnie podnieść się i opuścić szranki, co uczynił z widocznym trudem, ale o własnych już siłach.
     Na znak hrabiego Rajmunda trębacze zadęli w swoje instrumenty, uciszając największy harmider.
     - Zawody zakończone! Zwyciężył rycerz Złotego Płomienia, książę Bastian! On też zdobył prawo dokonania wyboru Królowej Urody i Miłości! Zbliż się panie i przejmij koronę Władczyni, którą wręczysz swojej wybrance! - Hrabia ujął w dłonie wymyślną, bogatą ale niezbyt gustowną złotą ozdobę głowy, oznakę władzy i godności królowej turnieju.
     - Pozwól panie, że zanim to uczynię oddam należny jej honor również mojej małżonce, która wspierała mnie swoją obecnością oraz własnoręcznie uczyniła znak Płomienia na tej oto tarczy. Niech także zazna zasłużonej sławy.
     Słysząc te słowa diuszesa pojaśniała z zadowolenia, przyjmując je jako zapowiedź rychłej koronacji własnej osoby. Nic dziwnego, że jej rycerz próbował ułagodzić najpierw w jakiś sposób żonę. Czy zdoła to uczynić skutecznie wobec wyboru, którego miał wkrótce dokonać, to już inna sprawa.
     - Oczywiście, panie Złotego Płomienia. Uczyń, co uważasz za stosowne!
     Uzyskawszy zgodę mistrza turnieju, zrzucił rękawice, z pewnym trudem wydostał z ukrytej obecnie pod pancerzem kieszeni czerwoną wstążkę i użył jej aby przywiązać równie szkarłatną różę do grotu włóczni.
     - Szlachetna Rianno, pani i małżonko, racz przyjąć ten kwiat jako podziękowanie za twoje trudy oraz dowód mojej miłości. Byłbym szczęśliwy, gdybyś zechciała ozdobić włosy tą piękną różą oraz tą oto wstążką. - Zatoczył koniem niewielki łuk i pochylił drzewce, by księżna mogła odebrać podarunek.
     - Uczynię to z radością, najdzielniejszy z rycerzy. - Nie zwlekając spełniła życzenie męża.
     Dopełniwszy tej koniecznej formalności, ponownie zwrócił się ku hrabiemu Rajmundowi, który zwiesił teraz na ostrzu włóczni koronę królowej turnieju. Nie potrafił powstrzymać się przed rzuceniem krótkiego spojrzenia w stronę Sereny. Diuszesa sztyletowała go wzrokiem, wciąż jednak nie do końca wierząc, że to wszystko dzieje się naprawdę.
     - Królową Urody i Miłości ogłaszam damę ze szkarłatną wstążką we włosach, piękną i szlachetną panią Riannę, księżną Dalekiej Północy, moją małżonkę! Niech rozpocznie się jej łaskawe panowanie!
     Raz jeszcze pochylił oręż, wręczając żonie kolejny podarunek. Przyjęła go wdzięcznie i ozdobiła głowę otrzymaną koroną,  przekazując w zamian mężowi oraz jego włóczni zdjęty z włosów książęcy diadem. Różę i wstążkę zatrzymała.
     - Niech żyje Królowa Urody i Miłości!  Oby jej rządy przyniosły nam wszystkim radość i szczęście. – Podjęty przez obecnych okrzyk wzniósł hrabia Rajmund. Rycerze salutowali przy tym orężem orężem, a damy wykonywały dworskie ukłony. Tylko diuszesa ograniczyła się do ledwie widocznego skinienia głową. - Zwycięzca turnieju zasłużył na to, aby wstąpić w służbę Królowej jako jej niewolnik, o ile zechce ona przyznać mu ten zaszczyt – kontynuował mistrz zawodów. Co na to powiesz, Szlachetna Pani?
     - Uczynię to z radością. Służby tak znakomitego rycerza przynoszą honor każdej damie – odparła Rianna, powstając z miejsca i ruszając ku zejściu na plac.
     W jej ślady poszedł hrabia Rajmund, niosąc ozdobne, złocone okowy. Tymczasem on sam zeskoczył z konia i tak stanął przed żoną oraz Królową w jednej osobie.
     - Uklęknij, dzielny wojowniku i przyjmij te łańcuchy na znak popadnięcia w zaszczytną niewolę! - Gdy wykonał to polecenie, nałożyła i zatrzasnęła na nadgarstkach męża podane jej przez hrabiego kajdany. - Odtąd będziesz stawał do walki tylko za moją zgodą i na mój rozkaz, jako niewolnik Władczyni! - Ostatnie słowa wypowiedziała z niespodziewanym naciskiem. - Takie są wola i prawo twojej Królowej!
     - Jak sobie życzysz, Szlachetna Pani. - Na znak hołdu i posłuszeństwa pochylił głowę oraz ucałował stopy Rianny, czego mu zresztą nie broniła.
     - Wstań mój sługo i rycerzu, zamierzam obdarzyć cię dzisiaj wszelakimi łaskami, a was, piękne panie i dostojni panowie zapraszam na bankiet w Pałacu. Niech rozpocznie się zabawa!
     Obecni przyjęli te słowa nową falą aplauzu oraz okrzyków na cześć Królowej. Tylko diuszesa ostentacyjnie niemal odwróciła się plecami i skinąwszy na towarzyszącego jej małżonka skierowała się ku przystani pełnej paradnych łodzi którymi przybyło z miasta wytworne towarzystwo.
     - W jaki sposób tego dokonałeś, Bastianie? Nawet nie wiesz, jaka jestem dumna i szczęśliwa! Najadłam się jednak strachu... Nie to, żebym nie wierzyła w twoje umiejętności czy odwagę, ale nigdy przedtem nie odnosiłeś takich zwycięstw! I ta cała Serena... Pięknie utarłeś jej nosa, naprawdę dziękuję. Nie była zadowolona, o nie.
     - Na wojnie oraz w miłości wszelkie podstępy są dozwolone, Szlachetna Pani. To była prawdziwa wojna, a i miłość też miała tu coś do powiedzenia. Chciałem uczynić cię Królową i nadal tego pragnę...
     - Przyznaj się, ułożyłeś jakąś intrygę w swoim stylu. Rodmund walczył bardzo dziwnie w swoim ostatnim pojedynku... I o co chodziło z tą różą? Musisz mi o wszystkim opowiedzieć, mój rycerzu i niewolniku.
     - Może później, piękna i szlachetna pani. Teraz wszyscy oczekują, że Królowa Urody i Miłości poprowadzi zabawę. Masz swoje obowiązki, Rianno.
     - Ty także, sługo. Przekonasz się już wkrótce, jakie konkretnie! - odparła z uśmiechem, porzucając chwilowo niewygodny temat.

                              ***

     Wycieczka na Wyspę Szklarzy okazała się bardzo udana. Dux zaoferował własną łódź spacerową, a uprzedzony o wizycie mistrz rzemieślników, widząc w dodatku pierścień swego pana na palcu Rianny, dołożył starań by spełnić życzenia gościa. Małżonka wypytywała o wszystko, dało się jednak zauważyć, że ani mistrz, ani jego podwładni woleli nie rozwodzić się nad różnymi szczegółami, a zwłaszcza nad składnikami mieszanki minerałów, które przetapiano w szklistą, półpłynną masę. Zamiast tego demonstrowano zadziwiającą zaiste sztukę dmuchaczy szkła, potrafiących uczynić z tej masy najdziwniejszego kształtu naczynia. Zaoferowano też księżnej liczne podarunki: kielichy, dzbany, ozdoby, które wdzięcznie przyjęła. Trzeba będzie odesłać je na Północ, do domu, bo przecież nie zabiorą tego wszystkiego na wyprawę. Jeszcze by się potłukło...
     Wracali teraz do pałacowej przystani, podziwiając Lagunę w blasku zachodzącego słońca. Wyprawa nieco się przeciągnęła. Pani Rianna uznała tę właśnie chwilę spokojnego odosobnienia za właściwy czas do podjęcia pewnej dyskusji.
     - Panie i mężu, wielokrotnie gratulowałam ci już triumfu na turnieju, wiesz, że ten tytuł Królowej Urody i Miłości wiele dla mnie znaczył. Nadal jednak nie doczekałam się wyjaśnień, w jaki sposób zdołałeś zwyciężyć. Nie ujmując ci w niczym, nie jesteś mistrzem takich potyczek, a przynajmniej nigdy dotąd nim nie byłeś.
     - Uczyniony twoją ręka znak Płomienia przyniósł mi szczęście, już o tym mówiłem.
     - Pytam poważnie, Bastianie... Chciałabym usłyszeć odpowiedź z twoich własnych ust.
     - Ależ to właśnie ta odpowiedź.
     - Co najwyżej częściowa, mężu. Oto liścik, który podrzucono mi dziś rano, czy raczej około południa. - Uśmiechnęła się na wspomnienie długiej nocy i leniwego poranka. - Czytaj!


                    Piękna i Szlachetna Pani!

     Jeśli chcesz poznać prawdę o wydarzeniach wczorajszego turnieju, przybądź dziś wieczorem do gospody „Pod Pełnym Kielichem”. Najlepiej nałóż maskę i wepnij we włosy różę oraz czerwoną wstążkę, które dały ci tytuł Królowej Urody i Miłości. Możesz też zabrać swego zdradzieckiego rycerza, który przysiągł służyć innej damie i złamał dane słowo. Ktoś podejdzie do was we wspólnej sali. Nie obawiaj się niczego, chcę jedynie, abyś przejrzała na oczy.

                         Pasterka

     - Co powiesz na to, mój panie, rycerzu i niewolniku? - Nadal się uśmiechała, ale obecnie w sposób pełen napięcia.
     - Rianno, ja...
     - Mów, Bastianie. Co to za tajemnicza Pasterka i o czym pragnie mnie uwiadomić? Podobno zdradziłeś jakąś damę?
     - To diuszesa... Podczas przyjęcia zaproponowała mi pomoc w zwycięstwie nad przeciwnikami. W zamian to jej miałem ofiarować koronę Królowej... Ja... może nie wprost, ale obiecałem, że to zrobię. Oznajmiał to znak Płomienia na tarczy, a przynajmniej ona tak sądziła. A wstążka... Królową powinienem był uczynić damę z taką właśnie ozdobą we włosach, pamiętasz może tę dziwaczną fryzurę diuszesy? Podczas naszej rozmowy wystąpiła w masce, w przebraniu pasterki właśnie, nie dała się jednoznacznie rozpoznać i przemawiała ustami swojej służki.
     - A w jaki sposób pomogła ci wygrać?
     - Nie mam pewności, może podała koniowi Roberta coś w jedzeniu? Pod koniec turnieju zachowywał się dziwnie.
     - A ty zawiodłeś i zdradziłeś tak wspaniałą damę?
     - Zamierzała cię upokorzyć, Rianno. Miałem inne pragnienia. Na wojnie i w miłości wszystkie podstępy są dozwolone.
     - Ale dlaczego o niczym mi nie powiedziałeś?
     - Chciałem zrobić ci niespodziankę, chciałem abyś choć raz mogła być ze mnie dumna, chciałem ujrzeć podziw w twoich oczach... A gdy jeszcze ten Robert ośmielił się narzucać ze swoimi awansami...
     - I tak mnie upokorzyłeś, Bastianie. Prosząc o namalowanie tego znaku Płomienia!
     - Ty też nie masz czystego sumienia, Rianno! Mnie również naraziłaś na upokorzenie, ale to nic... Najgorsze, że przez ciebie zginął jeden z twoich, jeden z naszych ludzi!
     - To dlatego, że robiłeś jakieś tajemnice!
     - Nic by się nie stało, gdybyś się nie wtrąciła. Przyznaj, nakazałaś swoim rycerzom aby pozywali Krótkonogiego i starali się nie dopuścić do walki pomiędzy nami. On to zauważył i zabił ostatniego z nich, używając ostrej broni. To była jego odpowiedź!
     - Bałam się o ciebie, Bastianie...
     - Na wojnie rozkazy może wydawać tylko jeden dowódca. A to ja dowodziłem w tej bitwie! Nie mieszaj się do takich spraw aby chronić mnie przed niebezpieczeństwem. W taki sposób nigdy niczego nie osiągniemy!
     - Nie powinniśmy też mieć przed sobą sekretów!
     - Na wojnie i w miłości... Ale dobrze, doceniam, że pokazałaś mi ten list... Pokazałaś teraz, a nie w śnieżnym lesie...
     - Wtedy jarl mnie okłamał...
     - Wiem...
     - Ja... zajmę się rodziną Arnulfa... Tak się nazywał, zostawił wdowę i trójkę dzieci. Już się o to dowiadywałam.
     Zrozumiał, że nie doczeka się innej formy uznania popełnionego błędu i zmienił temat.
     - Co zrobisz z tym listem i zaproszeniem?
     - Co my zrobimy, mężu. Zostaliśmy zaproszeni oboje.
     - Wiesz, co to za gospoda?
     - „Pod Pełnym Kielichem”? O to też już się dowiadywałam. To burdel, Bastianie. Bardzo drogi i wytworny burdel. Bywają tam panowie z najwyższej szlachty Laguny. Damy podobno także – dodała, uprzedzając pytanie. - Czy zechcesz mi towarzyszyć do tego miejsca? Od dawna miałam ochotę na nocną wycieczkę po największych atrakcjach miasta.
     - Ależ Rianno...
     - A ty nie, Bastianie? Nadarza się doskonała okazja. Musimy tam zresztą iść, skoro już naraziłeś się na wrogość diuszesy Sereny.
     Pewnie nie mamy innego wyjścia. Nie sądzę, aby pani Laguny próbowała czegoś aż tak prostackiego, ale na wszelki wypadek dyskretnie zabierzemy kilku moich ludzi. Mniej rzucają się tutaj w oczy niż twoi. Byle tylko  nie przeszkadzali swemu księciu i jego małżonce gdy uznamy ich obecność za zbędną, mój rycerzu!

                              ***

     W taki oto sposób, zamaskowani i udający parę kochanków, co może nie było zresztą tak dalekie od prawdy, znaleźli się w skąpo oświetlonej ale czystej oraz  przyzwoitej, wspólnej sali gospody. Skorzystali z wynajętej na poczekaniu łodzi. Przez całą drogę tulili się do siebie, wzmacniając wrażenie, że oto dwoje szlachetnie urodzonych wybrało się w poszukiwaniu nocnych atrakcji. Przewoźnik, stojący na rufie i odpychający się od dna długą tyką, musiał być przyzwyczajony do takich sytuacji. Z pewnością nie po raz pierwszy trafił mu się wieczorny kurs do „Pełnego Kielicha”, przyjmował wszystko w sposób równie naturalny, jak i otrzymaną na koniec, szczodrą zapłatę. Ciekawe, jak radzili sobie ludzie z obstawy, podróżujący inną łodzią? Nie mogli raczej udawać zakochanych. W tej sytuacji wybrali rolę grupki spragnionych rozrywki hulaków, co oznajmiali głośno wznoszonymi toastami oraz lekko pijackimi zaśpiewami. Miał nadzieję, że to tylko na pokaz.
     W gospodzie wybrali możliwie dyskretny stół pod jedną ze ścian i również zamówili dzban wina. Dorównywało temu, które podawano w pałacu duxa. Sama gospoda też sprawiała wrażenie szacownej i gustownie urządzonej, nie kręciły się po niej żadne półnagie dziewki, obsługę stanowili elegancko odziani mężczyźni. Wszyscy dokładali też starań, aby nie przyglądać się zbytnio gościom. Zdążył nalać sobie i Riannie kolejny kielich trunku gdy podeszła do nich zamaskowana dziewczyna o wdzięcznych ruchach.
     - Witaj, pani z wstążką we włosach, oraz ty, dzielny rycerzu. - Skłoniła się lekko. - Ktoś chciałby porozmawiać z Waszymi Dostojnościami i zaprasza do bocznego gabinetu.
     Bez trudu rozpoznał niedawną wschodnią księżniczkę, służkę diuszesy. Uścisnął dłoń żony i podążyli za przewodniczką. Oczekująca ich, skromnie odziana dama nie raczyła wstać od stołu, odprawiła tylko dziewczynę i skinęła lekko głową. Także nosiła maskę.
     - Czy to ty, pani, jesteś Pasterką i czy to ty napisałaś wiadomy list? - Rianna nie traciła czasu i zadała to pytanie zajmując bez zaproszenia jedno z siedzisk. - Po co te podchody?
     - Jestem nią, w podobny sposób jak i ty, pani, Królową Urody i Miłości. Obydwie udajemy i zajmujemy miejsca, które wcale nam nie przysługują. - Głos bez wątpienia należał do diuszesy Sereny.
     - Co masz na myśli, pani?
     - Tu obecny książę Bastian to mnie obiecał ofiarować ten tytuł.
     - W zamian za to, że pomożesz mu odnieść zwycięstwo w turnieju? Zapewne nieuczciwymi metodami. Opowiedział mi już o wszystkim i wybaczyłam ten podstęp.
     - Ty akurat nie masz czego wybaczać! - Diuszesa drgnęła, jednak zaskoczona.
     - Tylko dlatego, że mój małżonek nie dał się wciągnąć w twoje intrygi, pani.
     - Przyjął jednak tę nieuczciwą, jak powiadasz, pomoc i oszukał damę, której coś obiecał.
     - Przynajmniej nie zdradził własnej pani i małżonki! Książę Robert nie zasługiwał zresztą na zwycięstwo, udowodnił wszystkim, że jest może wojownikiem, ale na pewno nie rycerzem.
     - Podobnie jak ty nie zasługujesz na koronę Królowej! - rzuciła ze złością Serena. - Przekonasz się jeszcze, kto jest tutaj prawdziwą władczynią i kto potrafi przeprowadzić swoją wolę.
     - Zaprosiłaś nas do tej podejrzanej gospody tylko po to, aby wypowiadać takie groźby, pani? Nie obawiaj się, za kilka dni opuścimy Lagunę razem z wyprawą i nie zaszkodzę twoim wątpliwym rządom.
     - To się dopiero okaże. - Głos diuszesy ociekał jadem. - A teraz wybaczcie oboje, oczekuję o wiele bardziej pożądanego gościa.
     W tej chwili w drzwiach stanęła powracająca służka, nie sama jednak, lecz wiodąc ze sobą atrakcyjnego mężczyznę. Pomimo noszonej maski, sylwetka oraz wymykające się spod kaptura jasne włosy zdradzały księcia Rodmunda.
     - Witaj, Szlachetny Panie, jak to uprzejmie z twojej strony, że przybyłeś uwolnić mnie od niemiłego towarzystwa. Czy zechcesz napić się wina? - Tym razem Serena wstała zza stołu.
     Śmiały zwykle książę piratów zmieszał się jednak odrobinę na widok niespodziewanych rozmówców gospodyni. On również musiał rozpoznać Riannę, która nie zdążyła jeszcze odrzucić róży. Tożsamość jej rycerza także nie mogła budzić wątpliwości. Wykonał w ich stronę niezobowiązujący ukłon.
     - Z przyjemnością zwilżę gardło, pani.
     - Mam nadzieję, że nie tylko gardło. I nie ograniczysz się do samego jedynie zwilżenia. Będziesz jednak potrzebował wielu sił, napij się więc, proszę. A ty – zwróciła się do służki. - Upewnij się, czy przygotowano Złotą Komnatę.
     Diuszesa objęła przybysza w niedwuznacznie zachęcający sposób i wręczyła mu kielich. Przyznać trzeba, że Rodmund przyjmował te awanse z pewnym zażenowaniem, skrępowany obecnością szlachetnie urodzonych świadków. Nie zamierzając przeszkadzać Serenie w zalotach, opuścili gabinet, wracając do swego stołu i pozostawionego tam dzbana.
     - Co to ma znaczyć? Zachowywała się jak suka w rui i do tego na naszych oczach. Nawet ten pirat wydawał się zaskoczony.
     - Och, chciała ci pokazać co tracisz, Bastianie. A mnie, że bez trudu znajdzie nowego rycerza.
     - I tylko po to nas tu zaprosiła?
     - Zamierzała jeszcze rzucić mi w twarz twoją rzekomą zdradę oraz udział w jej intrygach, ale to wyznałeś już wcześniej.
     - Ale przecież gdyby dux dowiedział się o tej schadzce z Rodmundem...
     - Sądze, mój mężu, że akurat w tej sprawie dostojna diuszesa niczym nie ryzykuje. Dux Enrico wie o wszystkim, a przynajmniej o wizytach żony „Pod Pełnym Kielichem”.
     - Co takiego?
     - Pomyśl. Od pięciu lat są po ślubie i nadal nie mają dzieci. A Enrico stracił niedawno jedynego syna i z pewnością pragnie doczekać się nowego następcy. Nie jest już najmłodszy i może mieć z tym kłopoty. Narodziny potomka okazałyby się też korzystne dla stabilności interesów Laguny.
     - Ale Rodmund? Pirat nękający ich handel?
     - To przystojny, silny i niegłupi mężczyzna. Enrico z pewnością wolałby widzieć w roli ojca swego następcy obcego księcia niż jakiegoś służącego czy, co gorsza, miejscowego wielmożę, który mógłby przejawiać zbyt wygórowane ambicje. Do kogo miała się więc zwrócić nieszczęsna diuszesa? Do starego i wiernego małżonce Rajmunda? Czy też może do gburowatego Niedźwiedzia, którego dyskrecja pozostawia wiele do życzenia... Skoro ty sam odmówiłeś, mój panie?
     - Ale mimo wszystko... Nigdy nie zrozumiem kobiet...
     - Bardziej zastanawia mnie coś innego... Ona  z pewnością knuje coś więcej niż tylko potajemne poczęcie następcy duxa. Rzucała niedwuznaczne groźby.
     - Teraz i tak się tego nie dowiemy.
     - Ale możemy spróbować. W takim miejscu jak to z pewnością da się wiele zdziałać, mając sakiewkę ze złotem. Chciałabym zobaczyć i usłyszeć, co wydarzy się w tej tajemniczej komnacie. Wezwij zarządcę tego przybytku, Bastianie.
     - Zdejmij jednak najpierw tę różę, Królowo.
     Zajęło to chwilę, ale w końcu pojawił się przy ich stole starszy wiekiem mężczyzna o nienagannych manierach.
     - Czego sobie życzycie, wielmożni państwo?
     - Czy Złota Komnata jest zajęta tego wieczoru? - Przejął prowadzenie rozmowy.
     - Niestety, już ją wynajęto, panie. Będzie jednak wolna jutro.
     - Nie o to nam chodzi. Wiemy, że przybyli tu dzisiaj pewni szlachetnie urodzeni goście. Chcemy dyskretnie ujrzeć, czym się tam zajmują. - Ukradkiem położył na stole brzęczący, pękaty mieszek.
     - Obawiam się, że to niemożliwe, panie – odparł zimno właściciel.
     - Myślę, że za chwilę zmienisz zdanie, gospodarzu.
     - Ta sakiewka nie ma w tej sprawie żadnego znaczenia, choćbyś wypchał ją bizantami.
     - Istotnie, znajdziesz tam złote bizanty. Twoja uczciwość przynosi ci zaszczyt, karczmarzu. Spójrz jednak na to.
     Ujął dłoń Rianny i ukazał rozmówcy tkwiący na palcu żony pierścień duxa z podobizną lwa. Nie zdjęła go jeszcze po wizycie na Wyspie Szklarzy. Dotykając obręczy wyczuł drobną skazę, jedna z tylnych łap drapieżnika okazała się ukruszona.
     - Czy muszę tłumaczyć, kim jesteśmy i w czyjej służbie tu przybywamy?
     - Wybacz, panie. Ty także, szlachetna pani. - W głosie gospodarza dało się usłyszeć strach. - Nie mogłem przecież wiedzieć...
     - Istotnie, nie mogłeś. Inaczej to my sami nie bylibyśmy godni służby, którą pełnimy.
     - Jestem na wasze rozkazy, czcigodni państwo. Ta sakiewka nie będzie potrzebna. Należę do wiernych obywateli miasta i poddanych Dostojnego Duxa.
     - Tym niemniej, zatrzymaj ją. Powtarzam, musimy bez zwracania niczyjej uwagi ujrzeć i usłyszeć wszystko, co wydarzy się tego wieczoru w Złotej Komnacie. Pomożesz nam w tym, a potem zapomnisz, że kiedykolwiek nas widziałeś. Natomiast twoja wierność i użyteczność nie zostaną zapomniane.
     - Oczywiście, szlachetni państwo, proszę za mną.
     W ten sposób rzeczy z pozoru niemożliwe stały się prostymi i osiągalnymi w ciągu kilku zaledwie chwil. Mówiono więc prawdę o twardych rządach duxów Laguny oraz postrachu, który wzbudzali wszechobecni, tajni agenci władcy. Otrząsnął się w duchu z tych rozmyślań. To zapewne przydatne, ale ucieszył się jednak z tego, że na Północy nie stosuje się takich metod. A przynajmniej jeszcze nie.
     Okazało się, że dla ewentualnych podglądających zapobiegliwie przygotowano zupełnie przyzwoite, dyskretne pomieszczenie. Znaleźli tam nawet wygodne siedziska. Każdy kraj miał swoje osobliwości.
     W komnacie ujrzeli diuszesę i Rodmunda. Oboje nadal nosili maski oraz kompletne ubrania. Chwilowo nie zamierzali skorzystać z ustawionego pod ścianą łoża. Pod ścianą, gdyż środek obszernego, bogato zdobionego pomieszczenia zajmował duży, niski stół zastawiony jakimiś piętrzącymi się przedmiotami, zakrytymi w tej chwili czarną płachtą. Światła dostarczały liczne świece, zapewne diuszesa nie zamierzała oddawać się kochankowi pod osłoną mroku. A i sama pragnęła może ujrzeć jego męskie ciało w pełnej okazałości. Tymczasem oboje wiedli jednak gniewną rozmowę, wcale nie przypominającą sprzeczki zakochanych.
     - Po co ich tu sprowadziłaś? Bo przecież nie znaleźli się przy twoim stole przypadkiem?
     - Miałam swoje powody.
     - Chciałaś pokazać coś księciu Bastianowi? A może raczej pięknej Riannie?
     - To nie twoja sprawa.
     - A jednak moja. Dux i tak znajdzie już dość przyczyn, aby nie uważać mnie za przyjaciela.
     - Tym akurat nie musisz się przejmować.
     - Ach tak... kobiety... - Rodmund nie należał do grona głupców. - Tym niemniej, takie gierki nie mają sensu. Przede wszystkim, jeżeli naprawdę zależało ci na tym tytule Królowej, to nie powinnaś była wybierać Bastiana. Wszyscy wiedzą, że kocha swoją żonę do szaleństwa. Ale nie, chciałaś jeszcze dodatkowo upokorzyć księżną Północnej Krainy. To dopiero byłby triumf, gdyby koronę ofiarował ci mąż największej rywalki. Tylko, że sama zaplątałaś się we własne sidła.... Kobiety... Dlaczego zawsze musicie wszystko tak komplikować?
     - A kogo miałam wybrać? Roberta? Czyż nie powiedziałeś na tym przyjęciu, że uparł się, aby koronować właśnie Riannę? Bo on z kolei zamierzał upokorzyć Bastiana! Wy, mężczyźni, wcale nie jesteście lepsi. Ty sam również odmówiłeś!
     - Dobrze wiesz, że nie mogę wystąpić teraz przeciwko Krótkonogiemu. To głupiec, ale w tej chwili potrzebuję jego zbrojnych.
     - Podobnie jak i mojej floty!
     - To flota Laguny, czyli duxa.
     - Jeszcze zobaczymy czyja i kto zadecyduje o jej wypłynięciu!
     - Mam własne okręty i w razie potrzeby na morzu poradzę sobie sam. Tak będzie może nawet i lepiej na przyszłość. Ale rycerze kuzyna Roberta są mi aktualnie niezbędni.
     - I dlatego liżesz mu tyłek? A nie wolałbyś wylizać mojego? Zapewniam, że dla nas obojga okazałoby się to o wiele przyjemniejsze.
     - Naszła cię ochota na igraszki? Czemu nie, piękna pani!
     Rodmund objął towarzyszkę i usiłował przesunąć się razem z nią ku łożu. Diuszesa wyrwała się z uścisku. Książę chwilowo ustąpił, nie był przecież gwałcicielem. Nie musiał.
     - Nie tak, panie... Zaczekaj chwilę, a otrzymasz coś specjalnego... Zobaczysz...
     - Nie zwykłem czekać zbyt długo.
     - Przekonasz się, że tym razem było warto... Wyjdź teraz na chwilę i przyślij moją służącą, Arię. Pomoże w przygotowaniach. Napij się wina, jeśli chcesz. Tylko nie przygaduj żadnych dziewek, będziesz potrzebował wszystkich swoich sił.
     - Skoro tak ci zależy, pani. - Wzruszył ramionami.
     - Dam znać przez Arię. Czekaj we wspólnej sali.
     Książę wyszedł, a diuszesa zerwała okrywającą stół płachtę. Ujrzeli przymocowaną do blatu dziwaczną konstrukcję z drewnianych i metalowych drążków, część z nich wydawała się ruchoma, inne zaopatrzono w skórzane obręcze. Serena z widoczną fascynacją dotykała różnych fragmentów tego przyrządu, po niektórych wędrowała dłonią w sposób wręcz miłosny.
     - Wzywałaś mnie, pani?
     - Długo kazałaś na siebie czekać, dziewko. Pewnie bałamuciłaś Rodmunda, tak jak wtedy Bastiana. Zapamiętaj sobie, żaden z  nich nie jest dla ciebie! Bierz się do pracy i pomóż mi się rozebrać!
     - Wedle rozkazu, pani.
     Z ciekawością obserwował jak przy pomocy służącej diuszesa pozbywa się kolejnych warstw odzienia, nie pomijając bielizny. Rozpuściła też włosy. W dobrym świetle świec prezentowała się istotnie kusząco, z obfitymi ale kształtnymi piersiami, krągłymi biodrami, posągowymi udami. Sutki sterczały zadziornie i to zapewne nie z powodu zimna.  Dostrzegł nawet, że wygoliła i przystrzygła włoski pomiędzy udami, nadając im kształt serca. Ciekawe, czy to specjalnie na cześć Rodmunda, czy też dux Enrico także cieszył zwykle tą fryzurą? Pomyślał, że może nie wyrzucił zupełnie w błoto sakiewki z bizantami. Dostrzegł ukradkiem, że również pani Rianna obserwuje wszystko z nadzwyczajnym zainteresowaniem.
     Prawdziwe zaskoczenie czekało ich jednak dopiero wtedy, gdy diuszesa stanęła całkiem naga. Przyjrzała się sobie z uznaniem, nabrała perfum z podanego przez Arię flakonika i wtarła pachnidło w szyję, biust, za uszami. W kilku innych, bardziej intymnych miejscach, usłużyła jej w ten sam sposób dziewczyna. Nie pominęła też stóp. Dopełniwszy tych zabiegów, Serena wspięła się zręcznie na stół i uklękła pomiędzy słupkami oraz drążkami, z pewnym trudem znajdując właściwe miejsce dla rąk i nóg.
     - Rusz się, na co czekasz! - ponagliła służącą.
     Ta zaczęła dopasowywać różne poprzeczki i skórzane obejmy, przesuwała też dość bezceremonialnie kończyny swojej pani.
     - Auuu, to boli głupia dziewko!
     - Wybacz pani, ale nie da się inaczej, jeżeli książę ma być zadowolony z tego, co ujrzy.
     Ten argument zdawał się przekonać Serenę, która bez skargi poddawała się teraz kolejnym zabiegom dziewczyny. Po ich zakończeniu diuszesa nadal klęczała na stole ale w jakże ciekawej pozycji. Z wypiętym w górę, wyeksponowanym tyłeczkiem, rozchylonymi i zgiętymi w kolanach nogami, odsłaniającymi obydwa otworki szlachetnej pani. Twarz przylegała z kolei do blatu, dociśnięta doń solidną beleczką, unieruchamiającą szyję Sereny. Diuszesa mogła jedynie oderwać nieco usta, z pewnym zresztą trudem. Inna, grubsza poprzeczka, umieszczona pod uniesionymi biodrami, uniemożliwiała opuszczenie wypiętych pośladków. Ręce unieruchomiono jej na plecach, nogi szeroko rozsunięto. Nadgarstki oraz kostki tkwiły w skórzanych obejmach, starannie dopiętych przez Arię. Dziewczyna dodała jeszcze tu i tam pomniejsze drążki, wsuwając je do dopasowanych otworów, uczynionych w stosownych miejscach przymocowanych do stołu kolumienek. Poprawiła  w ten sposób pewne szczegóły pozycji Sereny, dodatkowo ukazując różne walory diuszesy, ale też odbierając jej zarazem ostatnie możliwości jakiegokolwiek ruchu. Pani Laguny jęczała cicho, nie wiadomo, czy z bólu spowodowanego niewygodami, czy też może z rozkoszy i podniecenia.
     Poczuł jak dłoń Rianny zawędrowała do jego własnego przyrodzenia, sięgając tam przez materię szaty. Trudno, nie zdołał ukryć narastającej twardości. Palce małżonki wykonały zresztą kilka bardzo ciekawych ruchów... Czyżby sama również została pobudzona tak interesującym przedstawieniem? Przedstawieniem, które tak naprawdę dopiero się zaczynało.
     - Dobrze się spisałaś, Ario. Koniowi Roberta też zręcznie podałaś tamtą miksturę. Niczego nie zauważyli, ani on sam, ani jego ludzie. Wolę nie pytać, w jaki sposób odwróciłaś ich uwagę, ale przyznaję, że przydatna z ciebie dziewka. Sprowadź teraz księcia, tylko się pospiesz i o niczym mu nie mów. To ma być niespodzianka.
     - Za chwilę, pani. To akurat właściwy czas i miejsce, aby przypomnieć ci o pewnych sprawach.
     - Jakich znowu sprawach? Chcę abyś natychmiast wezwała księcia Rodmunda!
     - Ja z kolei, a raczej moja prawdziwa pani, mamy inne życzenia. Życzenia skierowane ku twojej osobie.
     - Prawdziwa pani? O czym ty mówisz? Przekupiła cię ta lodowa suka, Rianna?
     - Moja pani nie musi nikogo przekupywać. I jest jedyną władczynią godną tego miana, Panią Połowy Świata.
     - Co to znowu za bzdury?
     - Służę Jej Wysokości Bazylissie Damarenie, cesarzowej Chrysopolis.
     - Długo to już nie potrwa! Gdy tylko powiadomię duxa, natychmiast zajmą się tobą jego Szarzy Słudzy.
     - Och, nie uczynisz tego, pani. We własnym interesie. Chyba, że sama chcesz stać się obiektem zainteresowania Szarych. Bardzo intensywnego zainteresowania.
     - Niby dlaczego? Myślisz może, że zadziwisz duxa moją wizytą „Pod Kielichem”?
     - Tym akurat zapewne nie. Zdziwi się jednak z innego powodu. Książę Marco... Pamiętasz własnego pasierba? Wprawdzie zginął już jakiś czas temu ale powinnaś przecież pamiętać. Dux Enrico z pewnością nie zapomniał syna.
     - Wbito mu sztylet pod żebra w Chrysopolis, w jakiejś bójce w podejrzanej dzielnicy przewspaniałego miasta twojej cesarzowej. Pewnie poszedł do burdelu i znalazł to, czego szukał! - Diuszesa bezskutecznie szarpnęła się w swoich niezwykłych więzach.
     - My także przebywamy obecnie w burdelu i ty także czegoś szukasz, pani. Ale to nie ma w tej chwili znaczenia. Istotne jest to, że wtedy nie zdołano odnaleźć morderców. Teraz jednak, gdy sprawa stała się tak ważna z powodu tej niepotrzebnej nikomu wojny, moja pani rozkazała dołożyć wszelkich starań w tej kwestii. I pojawiły się rezultaty. Te rezultaty korzystają obecnie z gościny Pani Połowy Świata w Jej specjalnych komnatach skłaniających do mówienia prawdy i tylko prawdy. I gotowe są tę prawdę opowiedzieć każdemu, kogo wskaże Dostojna Bazylissa. Opowiedzieć z rozpaczliwą wręcz ochotą. To ty, pani, rozkazałaś zamordować młodego księcia. Nawet to rozumiem, chciałaś utorować drogę dla własnego syna. Tylko, że nadal się takowego nie doczekałaś i to na tę właśnie przypadłość szukasz dzisiaj sposobu.
     - Kłamiesz podła dziwko! - Tym razem daremna szarpanina diuszesy doprowadziła ją do autentycznych okrzyków bólu.
     - Zachowaj spokój, pani. Czy chcesz, aby książę ujrzał cię pokrwawioną i posiniaczoną? Jeżeli, w co wątpię, gustuje nawet w takich widokach, to zapewne wolałby samemu naznaczyć w ten sposób twoje ciało. Nie zapominaj też o nadchodzącym święcie Zaślubin, staniesz wówczas przed wszystkimi naga. Nikt nie ma zamiaru przeszkadzać w twoich planach. Dux nigdy o niczym się nie dowie... W zamian za drobną przysługę...
     - Czego chcecie? Ty i twoja bazylissa?
     - Niczego trudnego, pani. Jak mówiłam, za dwa dni przypada dzień Zaślubin Laguny z morzem. Dux rzuci w fale pierścień, a młode dziewczęta skoczą w odmęty, aby próbować go wyłowić. Ale najpewniej nie zdołają. Tylko ty jedna potrafiłabyś to uczynić, podobnie jak przed pięcioma laty, obie dobrze o tym wiemy. Twój mąż poprosił cię, abyś spróbowała i bardzo mu na tym zależy. Otóż tym razem ci się nie uda, pomimo największych starań. To właśnie ta przysługa, którą kupisz nasze milczenie. Przynajmniej na jakiś czas.
     - Tylko tyle?
     - Enrico liczy na dobrą wróżbę. Nie wszyscy w Lagunie pragną tej wyprawy, a my podsycamy tę niechęć. Jeżeli żadna z dziewcząt nie pochwyci pierścienia, wróżba wypadnie źle. Wielu kapitanów i właścicieli okrętów zechce się wycofać. A ci, którzy może nawet wyruszą, uczynią to niechętnie i bez przekonania. Ta wojna nie jest nikomu potrzebna, a najmniej tobie, pani. Może pragnie jej tylko szlachetna Rianna, która w swojej naiwności nienawidzi Pani Połowy Świata, z sobie wiadomych powodów. Pomyśl i o tym, diuszeso. Wy z kolei, możecie stać się z Bazylissą dobrymi przyjaciółkami. Nic tak nie łączy, jak wspólne tajemnice i wspólny interes.
     Serena niespodziewanie zaczęła się śmiać.
     - Naprawdę tylko tyle? Uczynię to z radością, możesz nawet powiedzieć o tym cesarzowej. Uczynię to z radością – powtórzyła. - Choćby po to, aby dopiec Riannie i Bastianowi.
     - W takim razie, wszyscy będą zadowoleni, a Władczyni Połowy Świata okaże ci przychylność, pani – odpowiedziała Aria, trochę jednak zaskoczona tak ochoczą kapitulacją oraz okazaną chęcią do współpracy.
     - Skoro więc wszystko ustalone, ruszaj po księcia Rodmunda. Chcę mieć go tutaj jak najszybciej. I nie życzę sobie, żeby tracił teraz czas i siły na jakieś dziewki!
     - Wiemy już chyba to, czego moglibyśmy potrzebować – szepnął pani Riannie, odsuwając się na chwilę od otworów obserwacyjnych.
     - Ależ Bastianie, teraz dopiero zacznie się najciekawsza część przedstawienia. Za nic nie chciałabym jej stracić. Ty chyba również? - Ponownie, znacząco sięgnęła dłonią ku twardemu przyrodzeniu męża. - Zostajemy, oczywiście.
     Jeżeli nawet Rodmunda zdziwił widok ujrzany po wejściu do Złotej Komnaty, zachował godne podziwu opanowanie. Z pewnością trafiały mu się szlachetnie urodzone branki i niejedną z nich musiał zaszczyć swoją uwagą, zanim po otrzymaniu okupu odesłał do domu męża. Myśli diuszesy podążały prawdopodobnie tym samym tropem.
     - Panie, jestem w twojej mocy, zdana na twoją łaskę. Możesz uczynić ze mną, co tylko zechcesz. Błagam, nie torturuj swojej zdobyczy zbyt długą zwłoką i okaż względy damie, która popadła w niewolę pirata.
     Wypowiadając te słowa Serena niemal jęczała z podniecenia, daremnie usiłując przy tym spojrzeć mężczyźnie w oczy. Książę postanowił najwidoczniej skorzystać z otrzymanego prezentu. Sięgnął po kielich i skinął na towarzyszącą mu służkę, aby go napełniła.
     - Odejdź stąd, dziewko! Nie jesteś już potrzebna – rozkazała ze złością diuszesa, zapominając o roli branki i zmieniając ton głosu.
     - Zostań, Ario – odparł spokojnie Rodmund. - A ty zamilknij, dziewczyno. Nie lubię, gdy moja zdobycz za dużo mówi. Jeżeli nie posłuchasz, rozkażę twojej służce, by cię uciszyła. Uczynisz to, czyż nie, moja piękna?
     - Nie mogłabym odmówić tak wspaniałemu panu i wojownikowi.
     - Wynoś się, przeklęta! - Serena zupełnie chyba zapomniała o własnej sytuacji.
     Książę skinął znacząco na Arię, która wybrała jeden z pozostawionych na stole, luźnych pasów ze skóry, po czym z całej siły smagnęła swoją panią przez wypięte pośladki.
     - Uaagh... - Diuszesa zawyła z bólu, zdołała jednak opanować lekcję i poprzestała na tym niewyraźnym jęku.
     - Doskonale, ślicznotko. Masz wprawę, jak widzę. Ciekawe, czy także w innych kwestiach? Pomóż mi się teraz rozebrać.
     Rodmnud sączył wino i napawał się widokami, podczas gdy Aria kolejno pozbawiała go elementów garderoby, nie omieszkując obdarzać przy tym śmiałymi pieszczotami. Szczególną uwagę poświęciła zdjęciu gatek i sprawdzeniu zręczną dłonią ich zawartości. Ta ukazała się zresztą wkrótce w całej pełni, istotnie imponującej. Pani Laguny śledziła te poczynania w milczeniu, z trudem wykręcając unieruchomioną szyję. Dyszała tylko ciężko. Nagi już książę stanął wreszcie naprzeciw twarzy swojej branki. Miała obecnie okazję obejrzeć jego sztywną męskość z bardzo małej odległości.
     - Zajmij się teraz dostojną diuszesą – polecił. - Chciałbym, aby jednak nie wspominała swojej niewoli wyłącznie w niemiły sposób. Z pewnością to potrafisz, moja piękna.
     - Oczywiście, jak rozkażesz panie... Chociaż wolałabym...
     - Na wszystko przyjdzie czas... Zaczynaj.
     Aria ustawiła się po drugiej stronie stołu, pomiędzy rozszerzonymi, unieruchomionymi udami Sereny. Pochyliła nieco głowę i użyła języka, liżąc najwrażliwsze miejsce swojej pani. O ile kiedykolwiek rzeczywiście tą panią była... Podniecona już wcześniej branka zareagowała szybko i w jednoznaczny sposób. Wydawała coraz głośniejsze jęki rozkoszy i próbowała wić się w swoich więzach. Książę gładził ją wolną dłonią po twarzy, bardzo łagodnie. Jak ulubioną klacz albo sukę.
     - Teraz, mój panie, teraz! Nie zwlekaj! - W końcu nie wytrzymała.
     Rodmund dopił wino i odstawił kielich. Sztywną męskością salutował obydwu kobietom o obecności których wiedział oraz trzeciej, ukrytej przed jego wzrokiem. Raz jeszcze dotknął delikatnie czoła diuszesy. Nawet Rianna w tej chwili cichutko jęknęła. Książę nie tracił już więcej czasu. Szybkimi krokami obszedł stół, odsunął Arię, po czym niespodziewanie obrócił ją w ramionach, przyparł plecami do odsłoniętego sromu Sereny, uniósł niezbyt wymyślną szatę, w czym zresztą dziewczyna sama mu ochoczo pomogła i wszedł gwałtownym pchnięciem. Poprawił kilkoma kolejnymi, wyrywając z ust Arii jęki zadowolenia, podczas gdy pani Laguny miotała przekleństwa. Nie zwracając uwagi na jej słowa doszedł, nie dbając zbytnio o satysfakcję towarzyszki. Ta jednak sprawiała wrażenie zadowolonej, Sereną targały uczucia dokładnie przeciwne.
     - Ty zdrajco! Podły psie! Jak mogłeś wybrać tę sukę! Każę ją zachłostać... Zobaczysz, dziwko!
     Pirat uwolnił się od objęć wspomnianej suki i od niechcenia wymierzył brance solidne uderzenie otwartą dłonią w wypięty pośladek, dołożył kolejne w sąsiedni.
     - Powiedziałem, zamilcz, pani. A ty, dziewczyno, zrzuć te szatki. Nie chciałbym ich zniszczyć, a pragnąłbym także ciebie ujrzeć nagą. Podaj też wino i sama się napij – zezwolił łaskawie, nie był przecież okrutnikiem.
     Aria pospiesznie wykonała polecenie. Obecnym na miejscu uczestnikom wydarzeń oraz przyglądającym się zza ściany obserwatorom ukazała szczupłe ciało o lekko smagłej skórze, pięknie zrysowane piersi, płaski brzuch oraz smukłe uda, osłaniające jej miejsca rozkoszy. W przeciwieństwie do swojej pani, wygoliła tam włosy. Rodmund musiał podziwiać ten widok, który wywarł też wrażenie na drugim, ukrytym mężczyźnie. Pani Rianna upewniła się o tym, po raz kolejny dotykając dłonią genitaliów męża. Tylko diuszesa nie próbowała przyglądać się Arii, zapewne znała już te kształty, a może przeżywała własny zawód i upokorzenie. Jęczała cicho.
     - Panie, nie zostawisz chyba nieszczęsnej branki w takim położeniu? - zdobyła się na podjęcie gry.
     - Jeśli chcesz, abym zajął się i tobą, dziewko, to musisz się postarać. Ocenię, czy zasługujesz na moje względy. - Popijając wino, Rodmund ponownie stanął przed twarzą Sereny. - Jeszcze jedno. Odgrażałaś się tutaj, a tego nie lubię, pani. Gdy już raczę skorzystać z twojej służby, ty sama możesz doświadczyć chłosty z ręki Arii albo ponownej pieszczoty jej języka. Wybieraj!
     - Wolę pieszczotę, panie!
     - To poproś o nią! Chcę słyszeć, jak prosisz.
     - Panie, błagam o tę łaskę. Każ tej dziewce zająć się mną ponownie! - Diuszesa wiła się w więzach. Ochłonęła już nieco i cała sytuacja znowu zadawała się ją podniecać. Może zresztą przez cały czas odczuwała przede wszystkim pobudzenie?
     Rodmnud przysunął się bliżej i Serena otworzyła usta na przyjecie jego męskości, która zdawała się  tymczasem nieco urosnąć.  Teraz nie była już w stanie prosić, a przynajmniej nie mogła czynić tego słowami. Błagała więc inaczej, nie bacząc na ból i niewygody oraz poruszając z trudem głową. Pirat odczuł zapewne zadowolenie, kiwnął bowiem dłonią na dziewczynę, która z niejakim ociąganiem usłużyła pani Laguny. Trwali tak przez jakiś czas, w pewnej chwili książę drgnął i otworzył szerzej oczy. Serena rzuciła się w więzach i usiłowała daremnie cofnąć głowę. Pirat uchwycił ją ręką za włosy, chociaż było to w zasadzie zbędne. Wymyślne rusztowanie doskonale spełniało zaplanowane zadanie i diuszesa mogła tylko przyjąć nasienie swego pana. Zalał jej usta z wyrazem prawdziwego zadowolenia na twarzy. Tym razem korzystał ze spełnienia dłużej niż poprzednio. Wyjął wreszcie penisa, mokrego od własnego soku oraz śliny branki, sięgnął po kielich.
     - Postarałaś się, suko, muszę to przyznać. Postarałaś się aż za bardzo. Nie wiem, czy zdołam teraz szybko się tobą zająć.
     Diuszesa dokończyła z wysiłkiem przełykanie nasienia. Nie ośmieliła się uronić ani kropli.
     - Panie, błagam. Błagam, przecież nie możesz mnie tak zostawić!
     Nie wydawało się, by pani Laguny w jakikolwiek sposób odgrywała jedynie rolę branki. Wiła się w uścisku skóry, drewna i metalu, odczuwając niezaspokojone pożądanie.
     - W takim razie, może Aria spisze się lepiej i okaże więcej opanowania. Co ty na to, ślicznotko?
     - Usłużę ci z rozkoszą, panie.
     - Tylko uważaj bardziej niż ta niewyżyta dziwka.
     - Postaram się, panie. Chociaż to nie jest łatwe, uwierz.
     Nie marnując już więcej słów uklękła przed Rodmundem, uchwyciła jego wykazujący pewne objawy zmęczenia narząd i wsunęła zdobycz w usta. Pracowała rytmicznie zarówno głową, jak i zapewne językiem. Wkrótce pojawiły się pewne rezultaty, pirat zaczął w przyspieszonym tempie oddychać.
     - Nie waż się ukraść jego nasienia, suko! Nie waż się, bo pożałujesz! - To diuszesa przypomniała o sobie, rzucając te bezsilne groźby.
     Tym razem sam książę panował jednak nad sobą i w stosownej chwili odsunął głowę Arii.  Spisała się dobrze, penis sterczał dumnie, ociekając wilgocią. Serena odetchnęła z ulga.
     - Nie zwlekaj, panie! Spełnij swoją obietnicę! Jestem gotowa, szybko, proszę!
     Rodmund pamiętał jednak o wszystkich złożonych przyrzeczeniach.
     - Ośmieliłaś się grozić komuś pozostającemu pod moją opieką. Zapominasz, kim jesteś, niewolnico. Zostaniesz ukarana.
     - Panie błagam, ukarz mnie, ale nie odmawiaj swego pięknego berła i mocnego nasienia!
     - Nie odmówię. Otrzymasz to, na co zasługujesz, jak prawdziwa suka.
     Podszedł do rozciągniętej na stole diuszesy, ustawił się pomiędzy rozchylonymi nogami. Okazało się, że pomimo wysokiego wzrostu odczuwa jednak niewygodę. Skinął na Arię, ta szybko podsunęła niski stołek, przygotowany zapewne na podobne okazje. Choć raz jej usługa musiała być zgodna z życzeniami pani Laguny. Czy jednak do końca? Książę kiwnął bowiem głową raz jeszcze i dziewczyna w lot pojęła zamiary pirata. Sięgnęła po niewielki dzbanek, nabrała na palce jakiejś lepkiej, wilgotnej substancji i wsunęła dłoń w ten wyżej obecnie ulokowany otwór Sereny. Wsunęła na tyle, na ile zdołała, zdecydowanie i bez żadnych względów. Wykonała kilka okrężnych ruchów.
     - Nie, błagam, nie! - zawyła diuszesa, świadoma już rodzaju kary wybranej przez Rodmunda. - Nie tak, panie. Obiecałeś coś innego, chcę inaczej! Nie marnuj nasienia!
     Obojętny na te zawodzenia, pirat odsunął po chwili Arię i zajął właściwą pozycję. Wszedł szybko, poruszał się gwałtownie. Okrzyki Sereny przeszły w niezrozumiałe jęki. Szarpała się w swojej uprzęży, ale słabo. Spoglądając przez niewielkie otwory obserwacyjne nie mógł mieć pewności, ale wydawało mu się, że ujrzał w jej oczach łzy. Bardziej może upokorzenia i zawodu, niż czystego bólu. Czyż jednak to właśnie nie sprawiało największego cierpienia pani Laguny, która dla kaprysu zapragnęła udawać brankę i wypadło to bardziej prawdziwie, niż oczekiwała? Rodmund wreszcie skończył, diuszesa łkała teraz otwarcie, zachowując już milczenie.
     - Sprawdź, jak wygląda jej drugi otwór – polecił pirat Arii.
     - Ocieka wilgocią, panie. Jak nigdy dotąd, a coś o tym wiem.
     - O, nie wątpiłem, że posiadasz liczne talenty, ślicznotko. - Roześmiał się książę. - Skoro jednak okazuje taką gotowość, to może nie powinienem zawieść damy? Wszystkiego dać jej przecież nie potrafisz?
     - Bywało, że korzystałam z tego. - Dziewczyna odeszła gdzieś w bok i wróciła ze skórzanym pasem, wyposażonym w sporych rozmiarów wypustkę, uczynioną na kształt penisa.
     - Jesteś prawdziwą perłą, Ario. Twoja pani musi bardzo cię cenić. Nałóż to, proszę. Diuszesa spodziewa się przecież, że zajmiemy się wszystkimi jej otworami i poczyniła w tym celu długie przygotowania.
     - Panie, błagam. Uczyń to sam, własnym przyrządem. Tego pragnę i o to proszę... Błagam...
     - Nie wiem czy zdołam, pani. Nawet moje siły nie są przecież niespożyte. Sama zobacz. Będziesz musiała wybaczyć mi tę niedyspozycję.
     - Panie, proszę, pozwól mi zająć się twoim cudownym korzeniem. Pragnę go ponad wszystko i uczynię na nowo silnym. Pozwól mi spróbować.
     - Skoro tak bardzo ci na tym zależy, dziewko. Nie jesteś już dziewicą, to i tak nie stracę wiele na okupie czy na targu niewolników.
     - Nie jestem, panie! Nie jestem! Sam się o tym przekonaj, proszę.
     - Bierz się więc do roboty, przy okazji oczyścisz moją włócznię z rdzy, która mogła ją zabrudzić w poprzedniej dziurze.
     - Tak, panie. Tak uczynię.
     - A ty, Ario... Ta dziewka okazuje wreszcie właściwe podejście. W nagrodę zajmij się tymczasem jej dziurką.
     - Którą, panie?
     - Sama wybierz.
     - To skorzystam z tej, którą już rozepchnąłeś.
     - Panie, proszę...
     - Milcz, dziewko bo zmienię zdanie. Zrób to, co obiecałaś.
     Rodmund ponownie pozwolił diuszesie ująć wargami swego penisa. Uczyniła to chętnie, wciągnęła w usta jak tylko zdołała najgłębiej i pracowała gorliwie, nie bacząc na ból. Tym razem trwało to dość długo, pirat naprawdę musiał być już nieco znużony. Tymczasem Aria skorzystała z przygotowanego uprzednio stołka oraz zapiętego wokół kształtnych bioder pasa. W istocie, okazywała się dziewczyną nie tylko piękną ale i bardzo utalentowaną. Zapewne nie przypadkiem trafiła do służby Pani Połowy Świata i powierzono jej tak ważne zadanie. Po pewnym czasie Rodmund zaczął zapewne odczuwać oznaki ożywienia. Nastroiło go to życzliwie do świata oraz uległej już teraz branki.
     - Zajmij się drugą dziurką swojej pani, moja piękna. Przygotuj ją dla mnie. Naprawdę się stara i zasłużyła na nagrodę.
     Aria wykonała polecenie, a diuszesa w widoczny sposób zdwoiła wysiłki, wreszcie odczuwając może teraz także własną rozkosz, a przynajmniej nadzieję na spełnienie. W końcu książę uwolnił penisa. O dziwo, ponownie gotowego do akcji, chociaż może już nie w tak imponujący sposób jak poprzednio. Gestem odesłał służkę czy też agentkę cesarzowej, o tej drugiej roli pięknej Arii zapewne jednak nie wiedział, po czym zajął jej miejsce pomiędzy rozchylonymi udami pani Laguny. Trzeba przyznać, że nie okazał się skąpy. Wszedł mocno i wielokrotnie powtarzał pchnięcia. Diuszesa, w końcu usatysfakcjonowana, wydawała okrzyki zadowolenia.
     - Tak, mój panie. Tak właśnie, teraz! Dokończ, dokończ, nie odmawiaj...
     Rodmund istotnie nie odmówił, chociaż spełnienie osiągnął dopiero po pewnym czasie, rozkosznym zarówno dla samego pirata jak i jego branki. Odsunął się wreszcie, ciężko dysząc. Serena także sprawiała wrażenie wyczerpanej doznanymi przeżyciami. Nie dotyczyło to jednak Arii i księcia czekała mała niespodzianka.
     - Panie, służyłam ci wiernie. Czyż i ja nie zasługuję na nagrodę?
     - Co masz na myśli, dziewko?
     - Pragnę raz jeszcze ugościć pewnego dzielnego wojownika. Tym razem powoli, w tym wygodnym łożu.
     - Obawiam się, że obecnie może być on jednak zbyt zmęczony.
     - Odczekamy chwilę i wzmocni się winem, a potem postaramy się coś na to zaradzić.
     - Wątpię, aby twoja pani zdołała przywrócić mu siły.
     - Panie, pragnę uczynić to sama. Przekonasz się, że moje talenty są w tej materii o wiele większe. Sam osądzisz.
     - W takiej sprawie chętnie powołam trybunał. I jeszcze chętniej w nim zasiądę. A ona niech się przygląda.
     Wyczerpana pani Laguny nie zdobyła się na żadną próbę protestu.
     Poczuł, jak dłoń Rianny szarpie go za ramię.
     - Chodźmy stąd, Bastianie. Teraz na pewno ujrzeliśmy już wszystko. Zresztą nie dbam o nic więcej – wyszeptała.
     - Pani? - Z ociąganiem oderwał wzrok od sceny, którą obserwował z takim zapamiętaniem.
     - Musisz natychmiast wynająć jakąś inną komnatę! Natychmiast, abo nigdy ci nie wybaczę!
     - To może być trudne, miasto jest pełne przybyszów i mają tu duży ruch.
     - Gospodarz dostał przecież sakiewkę ze złotymi bizantami. I widział pierścień! Z pewnością coś znajdzie.
     - To istotnie powinno pomóc. - Sam odczuwał narastające pożądanie. - Ale drugiej komnaty z takim wyposażeniem raczej nie ma do dyspozycji. A dostojnej diuszesy przecież nie wyrzucimy, już nas nie cierpi, ale czegoś takiego na pewno by nam nie darowała.
     - Bastianie, nie potrzebuję takich cudactw, abyś zaczął błagać o litość. Ja także chcę powołać trybunał i przekonać się, czy dorównasz Rodmundowi!

                              ***

     Zmęczeni przeciągającą się, nocną rozprawą przed sądem Królowej Urody i Miłości, dopiero  około południa, wylegując się w sypialni jednego gościnnych apartamentów pałacu duxa Enrico znaleźli czas oraz siły, by powrócić do tego, co ujrzeli i usłyszeli w Złotej Komnacie.
     - A więc to tak... Diuszesa zdradziła męża oraz Lagunę na wiele sposobów i zamierza uczynić to ponownie... Prawdziwa z niej suka - podjęła pani Rianna.
     - W obecnej sytuacji nie ma, doprawdy, innego wyjścia – zauważył.
     - Muszę przyznać, że ta dziwka z Chrysopolis potrafi poruszać swoimi pionkami i ustawiać je na właściwych miejscach. Bardzo zręcznie ulokowała tę Arię, a teraz ma w ręku samą diuszesę.
     Przypomniał sobie nagle obietnice składane przez ponętną służkę podczas ich pierwszego spotkania. Obietnice składane w imieniu jej pani... Tylko którą panią miała właściwie na myśli?
     - Tak czy inaczej, Serena będzie musiała skoczyć jutro naga w wody zatoki – odezwał się, aby odegnać nieproszone wspomnienia. - A ta przygoda z pewnością zostawiła jakieś ślady na jej ciele. Wyrywała się zbyt gwałtownie, gdy Rodmund zawodził oczekiwania swojej branki, że tak powiem.
     - Nic wielkiego się jej nie stało, książę potraktował ją łagodniej niż na to zasługuje. Co najwyżej jakieś siniaki na karku, bo za mocno kręciła głową przy różnych okazjach. To jednak zakryją rozpuszczone włosy... Ważniejsze jest to, że teraz to już na pewno nie wyłowi pierścienia, nawet jeżeli potrafiłaby i kiedykolwiek zamierzała to uczynić.
     - Wróżba wypadnie źle... Flota Laguny zostanie w najlepszym razie osłabiona. Damarena dobrze to wymyśliła.
     - Czy poradzimy sobie bez okrętów duxa, mężu?
      - Może... Rodmund ma własne, mniej liczne, ale z doświadczonymi załogami. Tyle, że wtedy to on podyktuje nam warunki. Potrzebujemy koniecznie floty, aby oblegać Chrysopolis. Cesarzowa też nie jest na morzu bezsilna.
     - Musimy więc koniecznie coś na to zaradzić. Nie pozwolę, aby ta wyprawa skończyła się na niczym!
     - Zamierzasz powiadomić duxa Enrico? Pewnie nie uwierzy w nasze rewelacje, nie mamy żadnych dowodów. – Poczuł jednak niechęć na myśl, że piękna Aria mogłaby trafić w ręce Szarych.
     - To prawda, zresztą nie jest dobrze wdawać się w takie rodzinne sprawy. Cokolwiek dux by postanowił, zachowałby urazę wobec tych, którzy otworzyli mu oczy... Zresztą wcale nie zależy nam na ujawnieniu prawdy, a tylko na tym, aby pierścień został wyłowiony i okręty Laguny ochoczo podniosły kotwice... I mam na to sposób, mężu!
     - Jakiż to?
     - Ja sama stanę do tych zawodów! Skoczę do wody i pochwycę ten klejnot!
     - Oszalałaś, Rianno?
     - Dlaczegóż to? Przecież wiesz, jak pływam. Wody Laguny nie mogą być gorsze od zimnych zatok i jezior Dalekiej Północy. A Damrenie nie pozwolę zatriumfować w tej rozgrywce!
     - Ale za pierścieniem nurkują tylko młode panny z Laguny, szukające męża i posagu.
     - Ależ nie, sam słyszałeś. Zamężne damy również mogą tak uczynić. Z pewnością dux nie odmówi kaprysowi ekstrawaganckiej pani Północnej Krainy. Czy uważasz mnie może za zbyt starą i brzydką, abym mogła odegrać rolę Morskiej Panny Młodej, mój panie? - Powstała z łoża i obróciła się kilkakrotnie, prezentując w całej okazałości swoje kuszące wdzięki. Poczuł przebudzenie pewnej części ciała.
     - Wcale nie, Rianno... Na pewno nie! Tylko ci wszyscy mężczyźni, Robert, Rodmund i wielu innych...
     - Otrzymają okazję ujrzenia Królowej Urody i Miłości w niezwykłym stroju. Niech wiedzą, jakie łaski oczekują jej dzielnego rycerza. I niech zazdroszczą. - Uśmiechnęła się uroczo.
     - Tak, to prawda... Tylko czy wyłowisz pierścień?
     - I znowu nie wierzysz w moje zdolności, mężu. Skoro uczyniła to Serena, to i ja potrafię! Przekonasz się o tym! I wiem też o jaki posag upomnę się u czcigodnego duxa!
     - O jakiż to?
     - Zobaczysz we właściwym czasie, mój rycerzu! A teraz udowodnij, że naprawdę doceniasz zalety swojej małżonki. Z pewnością odzyskałeś już siły. Potem poproszę o prywatną audiencję u pana Laguny.

                              ***

     Dzień Zaślubin wstał zimny i ponury. Nie wydawało się, by słońce zdołało przedrzeć się przez ciężką zasłonę chmur i rozświetlić wody zatoki. Przynajmniej nie padało, a wiatr okazał się umiarkowany. Morze nie powinno więc być sfalowane. Tym niemniej i tak niepokoił się o plany małżonki. Przy takiej pogodzie rzucony w mroczne odmęty pierścień nie zabłyśnie blaskiem złota.
     - Nic nie szkodzi, Bastianie. Tak nawet lepiej. - Rianna rozwiała obawy męża. - Nikt nie będzie przeszkadzał, poradzę sobie. Przecież wiesz, jak pływam – przypomniała.
     - Mimo wszystko, w słońcu byłoby łatwiej.
     - Mylisz się, nie chcę wokół siebie tłoku czy jakiejś szarpaniny. Proszę, zachowaj spokój...  A teraz zostaw mnie samą, muszę się przygotować.
     - A cóż to za przygotowania można tu podjąć?
     - Bardzo istotne. Przecież ukażę się całej Lagunie, wszystkim tym szlachetnym kupcom, naszym dzielnym książętom Robertowi i Rodmundowi, nie zapominając o hrabim Rajmundzie i samym duxie Enrico. I oczywiście, dostojnej diuszesie. Czy sądzisz, że oni co do jednego skromnie odwrócą wzrok? Chcę, aby ujrzeli piękną Morską Pannę Młodą. Ty także, Bastianie... Idź już, proszę.
     Stojąc na pokładzie odświętnie przystrojonego Bucentaura nadal nie miał okazji przekonać się o rezultatach zapowiedzianych zabiegów. Wszystkie uczestniczki ceremonii przybyły bowiem starannie opatulone i zakapturzone, zapewne pragnęły zachować jak najwięcej ciepła przed skokiem do zimnej wody. Było ich razem pięć, trzy młode dziewczęta z dobrych, acz niekoniecznie zamożnych rodzin, diuszesa Serena oraz oczywiście Rianna. Obydwie rywalki wymieniły chłodne skinienia głową, małżonka o wiele serdeczniej pozdrowiła pozostałe trzy współzawodniczki, po czym wszystkie razem schroniły się pospiesznie w oddanej do ich dyspozycji kabinie rufowej. Miały tam oczekiwać na rozpoczęcie właściwej uroczystości. Serena nie okazała zaskoczenia, zapewne Enrico zawczasu poinformował żonę o dołączeniu jeszcze jednej, nieoczekiwanej kandydatki na Morską Pannę Młodą.
     Tymczasem Bucentaur wyszedł na wody zatoki. W ślad za galerą duxa uformował się kondukt kilkunastu innych okrętów, wystawionych przez co znaczniejszych obywateli miasta, za nimi podążała niezborna gromada przystrojonych krzykliwie mniejszych i większych łodzi, w których tłoczyli się zwykli mieszkańcy. Na wodzie pojawił się jednak lekki wiatr i zrobiło się wyczuwalnie chłodniej. Pomimo przedpołudniowej pory Enrico zaproponował gościom wino, które podano na rufie. Przyjęto to z wdzięcznością, zwłaszcza Robert Krótkonogi ochoczo okazywał zadowolenie. W połączeniu z oczekiwaniem na  spodziewane widowisko, poprawiło to nieco humor księcia, skwaszony niespodziewaną porażką w turnieju. Rodmundowi, przeciwnie, dobrego nastroju nie brakowało.
     - Szczerze życzę naszym pięknym damom i pannom powodzenia – zauważył. - Tym bardziej, że to nie ja wypłacam posag – zażartował.
     - O posag nie trzeba się martwić, ofiaruję go z radością, jeżeli któraś z nich wyłowi pierścień. Moja małżonka obiecała dołożyć wszelkich starań i pokazała już kiedyś, że potrafi to uczynić. Szlachetna Rianna także zapewnia, że znakomicie pływa. I są jeszcze te trzy dzielne dziewczęta. Oby którejś z nich się powiodło!
     - Może należało zaprosić ich więcej! - zauważył Robert, chociaż wydawało się wątpliwe, aby kierował się wyłącznie troską o pomyślny przebieg ceremonii oraz przyszłe powodzenie miasta.
     Nikt nie skomentował tej uwagi. Bucentaur dotarł do tradycyjnego miejsca na środku zatoki. Rzucono kotwice w dość głęboką tutaj wodę. Musiały być solidne, by utrzymać okręt na pozycji. Pracujące wiosła przeszkadzałyby dziewczętom w nurkowaniu. Tym sposobem wioślarze, niewolni piraci z południa, jak zauważył przy poprzedniej okazji dux, zyskali chwilę odpoczynku. Pozostałe galery uformowały ciągnący się w obydwie strony obszerny krąg. W przerwach tłoczyły się mniejsze łódki.
     - Czas zaczynać. - Dux odstawił kielich i skinął na kapitana.
     Po chwili z kajuty na rufie wyłonił się pochód pięciu kandydatek na Morską Pannę Młodą, wszystkie nadal obleczone w opończe z kapturami, pod którymi musiały jednak pozostawać zupełnie nagie. W każdym razie, kroczyły boso. Zeszły na śródokręcie i ustawiły się przy burcie.
     - Szlachetni państwo, czcigodni obywatele i goście Laguny! Nadszedł dzień Zaślubin! Jak co roku, ponieważ sprawuję godność duxa, przypadnie mi zaszczyt reprezentowania w tej ceremonii naszego wspaniałego miasta. Rzucę w fale ślubny pierścień. - Tu Enrico uniósł dłoń i zaprezentował nałożoną na serdeczny palec złotą obręcz z herbem Lwa  - A tu obecne dziewczęta i damy skoczą w odmęty. Jeżeli którejś z nich uda się go wyłowić, zostanie Panną Młodą, na chwałę, szczęście i pomyślność własną oraz całej Laguny. Oto one: Adriana Orseolo, Julia Continari, Ornella Mocenigo, panny z najszlachetniejszych rodzin miasta!
     Każda z wymienionych dziewcząt zrzucała opończę i całkowicie naga, obracała się kilka razy, ukazując zebranym na łodziach i okrętach swoje wdzięki. A było co podziwiać, pomimo młodego wieku prezentowały kobiece sylwetki z dorodnymi biustami, silne uda i ramiona. Musiały uchodzić za dobre pływaczki i zapewne trenowały, stąd tak ponętny wygląd. Tylko Julia wydawała się szczuplejsza, ewentualne niedostatki siły nadrabiała jednak nieco dłuższymi nogami. To zresztą korzystnie wpływało na ogólne wrażenie urody. Z pewnością docenił ten fakt Robert, obdarzył bowiem dziewczynę szczególnie taksującym spojrzeniem. Śmiało skierował wzrok pomiędzy uda smagłej ślicznotki, odnajdując przystrzyżoną kępkę włosów.
     - Spełniając przedłożoną jej prośbę, za pierścieniem zanurkuje też szlachetna Serena, obecnie z rodu Dandolo, moja małżonka. Wszyscy pamiętamy, że przed pięcioma laty to ona wyłowiła złotą obręcz!
     Diuszesa odrzuciła opończę i także ukazała swoje wdzięki, dumnym wzrokiem mierząc szczególnie Rodmunda. Pirat upił wina w niemym toaście.
     - Wczoraj o możliwość udział w ceremonii poprosiła jeszcze jedna znakomita dama, gość Laguny, dostojna Rianna, księżna Dalekiej Północy. Zgodziłem się z radością, uznając, że czyni tym zaszczyt naszemu miastu oraz wszystkim jego mieszkańcom.
     Z przyjemnością ujrzał, jak żona pozbywa się swego okrycia, ukazując obecnym smukłą sylwetkę, szczupłe, silne, ciało, dumne piersi ze sterczącymi z zimna sutkami, rozpuszczone włosy oraz bujny ogród pomiędzy ponętnymi udami. Podobnie jak poprzedniczki, Rianna obróciła się kilkakrotnie, znajdując chyba w całej tej sytuacji pewną przyjemność.  Dostrzegł, że zebrani mężczyźni, bynajmniej nie tylko sami książęta i rycerze, z uznaniem przyglądają się niezwykłym widokom. Czyniła to także Serena, ale z wyczuwalnie inną intencją. Rodmund ponownie uniósł kielich, tym razem na cześć Królowej Urody i Miłości, która z tak niezwykłą hojnością pozwalała podziwiać swoje wdzięki. Pozostali poszli w jego ślady.
     Tylko dux Enrico nie skosztował z tej okazji wina. Miał swoje obowiązki Pana Młodego, nie chciał tez narażać uczestniczki ceremonii na zbyt długie wystawianie się na powiewy zimnego wiatru. A może bardziej chodziło mu o spojrzenia mężczyzn, które omiatały przecież nie samą tylko panią Riannę?
     - Szlachetne panie i piękne panny, czy jesteście gotowe skoczyć w te odmęty na chwałę miasta?
     - Tak, jesteśmy! – odpowiedziały chórem, zgodnie z tradycją głośno i donośnie.
     - W dniu pierwszej wiosennej pełni księżyca, jako urzędujący i prawowity dux Laguny biorę morze, po którym pływają nasze okręty i które jest źródłem pomyślności naszego pięknego miasta za małżonkę! Niech zawsze darzy nas swoją łaskawą przychylnością, niech otwiera drogę dla dzielnych żeglarzy i niech nadal pozwala nam panować nad swymi odmętami! Zechciej przyjąć ten śluby pierścień!
     Na oczach wszystkich dux powoli zdjął z palca złotą obręcz z herbem Lwa i wysokim łukiem cisnął ją w fale. Zawisła na chwilę w powietrzu, by następnie opaść pomiędzy niewielkie, ale wyczuwalne fale. Stało się to w umiarkowanej odległości od burty galery. Zapewne Enrico celowo posłał klejnot w miejsce możliwe do szybkiego osiągnięcia przez dziewczęta. Te były już gotowe i ruszyły, gdy pierścień wisiał jeszcze w powietrzu. Najdalej i najpiękniej skoczyła Rianna, wchodząc czysto w rozgarniętą ramionami wodę. Niestety, chmury odcinające blask słońca spowodowały, że ślubna obrączka Laguny zniknęła wszystkim z oczu, gdy tylko pochłonęła ją mętna, nieprzejrzysta tego dnia toń zatoki. Czy dziewczęta zdołają pochwycić klejnot? Czy zdoła uczynić to jego wspaniała i odważna pani? Bo przecież na pewno nie Serena, na którą tak bardzo i zarazem bezpodstawnie liczył dux.
     Wpatrywał się z niepokojem w nieprzejrzyste fale, w które rzuciło się bez śladu pięć młodych kobiet. Przez długą chwilę nie pojawiała się żadna z nich. Wreszcie wynurzyła się czyjaś głowa, wydawało mu się że to Adriana, o ile dobrze zapamiętał imię. Nie uniosła jednak w geście triumfu dłoni z pierścieniem. Zaczerpnęła powietrza i z determinacją zanurkowała ponownie. To samo uczyniła kilka uderzeń serca później Ornella. Najdłużej z tej trójki wytrzymała Julia, także podejmując drugą próbę poszukiwań. Zebrani dopingowali dziewczęta głośnymi okrzykami, które zapewne nie docierały nawet do ich uszu. Czy jednak sama wiara i pragnienie sukcesu wystarczą? W przypadku diuszesy nie należało oczekiwać ani jednego, ani drugiego. Toteż wcale się nie zdziwił, gdy i ona wynurzyła się wreszcie bez obrączki. Oczywiście, pani Laguny również rzuciła się w wodę raz jeszcze. Przecież obiecała i nie powinna sprawić mężowi zawodu brakiem zaangażowania... Zapewne zanurkuje po raz trzeci, czwarty, a może nawet i piąty... Zrezygnuje jako ostatnia... Tym razem morze pochłonęło ślubny klejnot na zawsze i nie zechciało wydać Panny Młodej...
     Coraz bardziej niepokoił się o Riannę, która nadal pozostawała pod wodą. Znał umiejętności swojej żony oraz jej wyczyny w zimnych, przeźroczystych jednak jak łza wodach północnych jezior. Jak poradzi sobie w sinych, kryjących wszystko odmętach? Czy jakimś szczęśliwym zrządzeniem losu odnajdzie pierścień? Ona też łatwo nie zrezygnuje... Nie pozwoli bazylissie zwyciężyć w tej rozgrywce bez prawdziwej walki. Byle tylko w swoim zapamiętaniu nie ryzykowała za bardzo.
     Wtem ujrzał głowę żony. Nie tylko głowę ale i dłoń zaciśniętą w pięść. Podpłynęła szybko do wyrzuconej z burty galery sznurowej drabinki. Chwytając ją wolną ręką, drugą uniosła w triumfalnym geście i rozwarła palce. Błysnęło złoto! Dopięła swego, pochwyciła pierścień!
     - Oto Morska Panna Młoda! - zawołał uradowany dux, chociaż spodziewał się zapewne w tej roli własnej małżonki.
     - Niech żyje Morska Panna Młoda! Niech żyje Laguna, władczyni mórz! - Okrzyk podjęli wszyscy obecni, zgromadzeni na galerach i łodziach.
     Rianana zręcznie wspięła się na pokład, w wyciągniętej dłoni nadal prezentując ślubną obręcz wydartą morskim odmętom. Na powierzchni pojawiły się głowy dwóch rywalek, widząc zwyciężczynię oraz ogólną radość zebranych, także skierowały się ku zwisającej z burty drabince. Tym razem spojrzenia wszystkich skupiały się jednak wyłącznie na księżnej Dalekiej Północy. Ociekająca wodą, jasnoskóra, z włosami przylegającymi do ramion i pleców, sterczącymi dumnie piersiami oraz sztywnymi sutkami wyglądała niczym prawdziwa nimfa, bardzo pociągająca nimfa... Zamierzał pospieszyć na niższy pokład, by otulić małżonkę opończą, zamknąć w uścisku ramion, okryć i ogrzać. Zapomniał jednak o pewnym ważnym szczególe ceremonii. Enrico natomiast pamiętał i powstrzymał gościa uniesieniem dłoni. Przy okazji uciszył zebranych.
     - Pani, jako zwyciężczyni dzisiejszych zawodów i Morska Panna Młoda możesz teraz wręczyć pierścień komu tylko zechcesz! Na chwałę i pomyślność Laguny oraz nas wszystkich!
     Księżna przybrała dumną postawę bohaterki całej uroczystości i ruszyła w stronę schodów prowadzących na rufowy pokład. Temu nikt się nie zdziwił, skoro przebywali na nim najznakomitsi spośród obecnych panów. On sam poczuł jednak odrobinę niepokoju, gdy Rianna lustrowała wzrokiem zebranych książąt, zatrzymując spojrzenie na Rodmundzie. Obawiał się zupełnie niepotrzebnie.
     - Ofiarowuję pierścień oraz nieustającą miłość memu panu, małżonkowi i rycerzowi, księciu Bastianowi!
     Wypowiedziawszy te słowa wyciągnęła dłoń z obręczą ze znakiem Lwa. Przyjął dar, czując dumę i radość. Wsunął klejnot na serdeczny palec i objął swoją Morską Pannę Młodą ramionami. Do burty dopływała akurat Serena. Chyba tylko on ujrzał wykrzywioną złością twarz diuszesy, w tej chwili nikt nie zwracał bowiem na panią Laguny większej uwagi.
     - Gratuluję, Rianno -  wyszeptał. - Jak tego dokonałaś?
     - Poczekaj, to jeszcze nie koniec – odparła, wyswobadzając się z uścisku.
     - Szlachetna Pani, zgodnie z tradycją miasto ofiaruje Morskiej Pannie Młodej stosowny posag. Czy masz jakieś życzenia w tym względzie? - spytał donośnym głosem dux.
     - W rzeczy samej, Dostojny Panie! - Księżna wyprostowała się dumnie, nie bacząc na własną nagość. A może stanowiła ona dodatkowe źródło tej zasłużonej dumy? - Mam dwa życzenia, które władny jesteś spełnić jako dux Laguny.
     - Wypowiedz je, pani!
     - Jako należny mi posag pragnę otrzymać mistrza szklarskiego z tej oto wyspy, razem z kilkoma pomocnikami!
     Musieli to usłyszeć wszyscy zebrani. Enrico skrzywił się ledwo dostrzegalnie. Prośba z całą pewnością nie przypadła mu do smaku, czyż mógł jednak odmówić w tak radosnej chwili? Odmówić, psując święto i niwecząc znakomita wróżbę?
     - Tak się stanie. A drugie życzenie? - W głosie pana Laguny dało się teraz wyczuć niepokój.
     - Oddasz nam panie, mnie jako pannie młodej oraz memu wybrańcowi jako panu młodemu, swoją piękną galerę! Nie obawiaj się, tylko na jedną noc. Naszą noc poślubną!
     - Uczynię to z radością. - Enrico chyba rzeczywiście poczuł ulgę, kto wie, czego mogłaby jeszcze zażądać tak niezwykła Morska Panna Młoda. - A teraz wracajmy i radujmy się! Radujmy się zwiastunem zwycięstwa i pomyślności nas wszystkich!
     Teraz dopiero nadszedł czas oby otulić Rianne opończą, którą przyniósł jeden z obecnych paziów. Panna młoda wywarła na tym chłopcu spore wrażenie, czemu trudno było się zresztą dziwić. Znalazł się też kielich wina. Kapitan upewnił się, że wszystkie uczestniczki zawodów powróciły na pokład i zaczął wydawać rozkazy. Wiosła drgnęły i okręt ruszył w stronę portu. Pozostałe galery uformowały towarzyszący mu kondukt. Trwając w objęciach, bo Rianna mimo wszystko przemarzła, widoczni dla wszystkich, znaleźli jednak chwilę dla siebie.
     - Ty drżysz, księżno Dalekiej Północy.
     - Te wody też potrafią okazać się chłodne. Rozgrzejemy się za to wieczorem, mój książę!
     - Właśnie, skąd takie niezwykle życzenie?
     - Szklarze? Ależ chcę aby twoja Lutecja, aby nasza Lutecja, dorównała Lagunie. I tak się stanie, jeżeli nawet jeszcze nie dzisiaj, to kiedyś na pewno. I właśnie zrobiliśmy ku temu ważny krok. Założymy własne warsztaty wytwarzające to znakomite szkło.
     - Dux nie wydawał się zbytnio zadowolony.
     - Nie była to dla niego żadna niespodzianka. Taki warunek postawiłam już na samym początku. Tyle, że wtedy nie spodziewał się, bym mogła wygrać. Dlatego teraz ogłosiłam to wszem i wobec, nie zdoła się wycofać, a i miejscowi mniej się obruszą na swego władcę. Wszyscy widzieli, że nie miał innego wyjścia. Oczywiście, właściwego dotrzymania tej obietnicy należy dopilnować...
     - Pytałem raczej o Bucentaura.
     - Och, mój panie i rycerzu. Mam ochotę na niezwykłą noc poślubną. Rejs po zatoce, kolacja we dwoje...
     - Do tego nie potrzebowałaś ceremonialnej galery duxa Laguny.
     - Ale mogłam ją dostać, więc dostanę! Zamierzam też urozmaicić nasz wieczór... Podobno wioślarzami są tam pochwyceni piraci z południowego wybrzeża... Chętnie ujrzę, jak pracują pod batem... Podobno potrafią być bardzo przystojni...
     - Skąd wiesz takie rzeczy?
     - Nie poślubiłeś zupełnej prowincjuszki, pamiętasz?
     - Nie powinienem był o tym zapominać... Mam tylko jeszcze jedno pytanie, Rianno... Dux chyba nigdy już nie doczeka się zwrotu swego pierścienia, prawda?
     - Skąd takie przypuszczenie? - Drgnęła w jego ramionach
     - To bardzo przydatny klejnot... W wielu sprawach... Pomimo tego, że ktoś ukruszył jedną z łap Lwa. - Zacisnął palce, raz jeszcze upewniając się w swoich podejrzeniach.
     - Myślę, że Enrico zdoła odżałować tę stratę. W zamian otrzymał dobrą wróżbę i szansę zwycięstwa na wojnie.
     - Czy ukryłaś ten pierścień w miejscu, o którym myślę? Bo przecież nie w ustach. Pewnie po to dux zadaje to tradycyjne pytanie o zgodę na udział w zawodach.
     - Chcesz spróbować, czy się zmieści? Może ci na to pozwolę, jeżeli wystarczająco mocno potraktujesz dzisiaj batem tych południowych piratów... Wtedy pójdzie łatwiej... Na pewno łatwiej, niż wydobycie go w zimnej wodzie.
     - Miejmy nadzieję, że dux niczego się nie domyśli.
     - A jeżeli nawet, z pewnością zachowa wszystko w tajemnicy. Kto wie, czy już raz nie postąpił w podobny sposób. Pięć lat temu.
     - Serena...
     - Nie jest aż tak głupia, jak mogłoby się wydawać. W bardzo zręczny sposób uczyniła cię zwycięzcą turnieju.
     - A ciebie Królową Urody i Miłości.
     - To już raczej twoja zasługa, Bastianie. - Pocałowała męża i narzeczonego w jednej osobie. - Chciałam zrewanżować się mojemu rycerzowi i udało się. Także intrygą oraz sposobem. Jesteśmy siebie warci, nie uważasz, mój panie?
     - Skoro tak dobrze sobie radzimy, to miałbym jeszcze jedną prośbę do mojej Królowej i Morskiej Panny Młodej. - Oddał pocałunek.
     - A jakąż to?
     - Ten znak Złotego Płomienia na tarczy... Przyniósł mi zwycięstwo, przyniósł zwycięstwo nam obojgu... A wyruszamy przecież na wojnę... Czy nie zechciałabyś wyhaftować podobnego wizerunku na sztandarze? Sztandarze, pod którym staną razem nasze wojska?
     - Mogę spróbować, czemu nie... - Spojrzała mężowi głęboko w oczy. - Ale potem.... Nie wiem, czy da się rozwinąć tę wyhaftowaną moją dłonią chorągiew bez wstydu.
     - To już nasze zadanie, by znak Złotego Płomienia budził szacunek i trwogę.
     - A więc dobrze! Zrobiliśmy przecież dobry początek!

nefer

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 21709 słów i 126101 znaków.

9 komentarzy

 
  • PF

    Kiedy zostaniemy zaproszeni do przezycia niezwyklej nocy poslubnej? Na pewno Twoim czytelnikom zabuzuje testosteron.

    14 kwi 2017

  • nefer

    @PF Hej. Ta opowieść składa się z cyklu opowiadań, z których każde stanowi pewną całość. Następne zamierzam poświęcić nowym miejscom i nowym wydarzeniom.  :) Muszę jednak dopracować szczegóły. Te opowidania mają też sporą objętość i przygotowanie każdego zajmuje więcej czasu. A do tego biorę teraz mały urlop i wyjeżdżam na 3 tygodnie. Wracam po długiej majówce. Korzystając z okazji pozdrawiam zarówno Ciebie jak i wszystkich pozostałych Czytelników, życząc udanych Świąt oraz majówki.

    15 kwi 2017

  • PF

    @nefer  zycze udanego urlopu, naladowania akumulatorow a tym samym fascynujacych idei i pomyslow.

    15 kwi 2017

  • nefer

    @PF Dzięki. Liczę, że jeszcze nie powiedziałem (napisałem) ostatniego słowa.

    15 kwi 2017

  • POKUSER

    Jak ty to Mistrzu robisz, że co odcinek to uczta dla czytelników? :) Dziękujemy

    10 kwi 2017

  • nefer

    @POKUSER Lubię tę pisaninę i staram się pisać tak, jak sam chciałbym przeczytać. Jeżeli komuś się spodoba, czuję się usatysfakcjonowany. To chyba wszystko.  :)

    10 kwi 2017

  • Ramol

    Ciekawe ustawienie bohaterów płci obojga... Poza życiem "normalnym" (jeżeli to dla arystokracji dopuszczalne), gdzieś w tle wyczuwam (oprócz zawiści i okrucieństwa typowo ludzkiego) istnienie jakiś niezidentyfikowanych "sił nieczystych"... Być może to są jedynie niemądre pomysły zdziecinniałego umysłu?

    9 kwi 2017

  • nefer

    @Ramol Ach... Mam takie wrazenie, że diabeł zawsze ma ludzką twarz i nie trzeba szukać siły nieczystej, aby różne nieszczęścia sprowadzić. Apage satanas! Cojak co, ale zdziecinnienie ci nie grozi. Co tam w stadninie (realnej oraz wirtualnej)?

    10 kwi 2017

  • PF

    Piekny poczatek. Zupelnie inne klimaty. Tak samo gorace jak w Egipcie tylko inne.  
    Rianna jest fascynujaca i uroda jak i przebiegloscia. Nie oddaje pola Amaktaris, tylko Bastian ustepuje jeszcze Neferowi ale to przeciez imiennik. Pozdrowienia.
    Franciszek

    9 kwi 2017

  • nefer

    @PF Rianna miała własnie w założeniu nie ustępować, a nawet przewyższać. Bastian/Rafen ma w związku z tym jakby mniej pola do popisu w porównaniu z Neferem.

    9 kwi 2017

  • Ewa

    Powoli rozwijasz akcję. Budujesz. Podoba mi się, zaciekawia, ale czekam na więcej... . Pozdrawiam serdecznie.

    8 kwi 2017

  • nefer

    @Ewa Ten cykl rodzi się sam z siebie, na początku zamierzałem tylko pierwsze opowiadanie "na szybko" napisać. Potem pojawiły się dalsze pomysły i ruszyłem z kolejnymi tekstami. Forma cyklu opowiadań, powiązanych, ale jednak osobnych daje więcej swobody (można przerwać w każdej chwili). Tymczasem jednak staram się poszerzyć stopniowo ten świat.

    9 kwi 2017

  • Lolek2

    Tak na marginesie, do swiat bozego narodzenia wyrobisz sie z ta powiescia?   Hehe..  Super arcydzielo.

    7 kwi 2017

  • nefer

    @Lolek2 Zapraszam. To nie powieść, każde opowiadanie stanowi pewną samodzielną całość. Są dość długie (obecne 44 strony) i dlatego pisanina zabiera więcej czasu. Czy do Świąt następnych dotrwam... Nie wiem teraz. Pozdrawiam.

    9 kwi 2017

  • Lexaa

    Ta Wenecja taka piękna i śmierdząca... ;). Czekam jeszcze na opisu Konstantynopola.

    7 kwi 2017

  • nefer

    @Lexaa Taka dała się zapamiętać oczom i nosowi autora podczas ostatniej wizyty parę lat temu. Podobno taka jest już od wieków. A nad Konstantynopolem jeszcze się zastanowię. Pozdrawiam.

    9 kwi 2017

  • Szarik

    Rewelacyjna część. Inaczej nie mogę tego określić. Chylę czoło i gratuluję :)

    6 kwi 2017

  • nefer

    @Szarik Dzięki i polecam się na przyszłość.

    9 kwi 2017

  • Lolek2

    No to bieremy sie za czytanie :)

    6 kwi 2017