Byłam Melisandre.
Czułam to całą sobą – moc, która pulsowała gdzieś pod skórą, ciepło ognia, które nie parzyło mnie, ale innych mogłoby spalić. Moje piersi unosiły się spokojnie, jakby znały wartość swojego wpływu. Spojrzenie miałam twarde, nieodgadnione, ale pełne obietnicy. Wiedziałam, że wystarczy skinienie – i zrobią wszystko.
Czułam ich wzrok na sobie – jakby dotykali mnie samym patrzeniem. Stałam w blasku ognia, naga, słaba. A moje ciało – zwykle poukrywane pod bluzkami i spódnicami – tutaj było przed nimi jak na dłoni.
— Uklęknij — rozkazał jeden z nich.
Czułam, jak powietrze staje się gęste od napięcia. Ich oddechy były płytkie. Mój nerwowy.
— Wiesz co cię czeka? Za twe czary. Jesteś teraz nasza. Wiesz, że jesteśmy bezlitośni.
Ogień za mną buchnął wyżej. Moje włosy powiewały jak sztandar. A raczej flaga. Biała flaga.
Wiedziałam, że jestem zdana na ich łaskę i niełaskę. Że zaraz mnie posiądą na tej zimnej, kamiennej posadzce… Że istotnie nie zaznam od nich litości. Że wbiją we mnie swe twarde miecze… że ma cześć niewieścia zostanie wspomnieniem… Że będą się nade mną pastwić cały wieczór… Że nie zaznam chwili wytchnienia… Że zostanę wzięta na każdym meblu w tej sali… Że nie spotka mnie żadna czułość…
2 komentarze
WersPer
Na pewno chciałaś się bronić, ale nie mogłaś. Odmawianie takim rycerzom byłoby co najmniej niemoralne...
jacek795
No ba... Zasłużyłaś na takie traktowanie...